Archiwum FiF
| ||||||
Kariera obywatela Edmunda
Obywatel Edmund był chory. Jego brzuch pulsował nieziemskim bólem, który był tak straszny, że Edmund zaczął poważnie myśleć o zbliżającym się końcu. Ostatkiem sił zdołał dopełznąć do telefonu i wykręcić numer. Efektem tej czynności było przybycie karetki pogotowia, która wypluła dwóch sanitariuszy. W mocarnych dłoniach dzierżyli drewniane nosze. Owi bohaterscy ludzie pracy ospale wspięli się po schodach i zapukali do drzwi. - Obywatel Edmund ? Pytanie zawisło w nieprzyjemnej próżni. Edmund, który ostatkiem sił zdołał otworzyć drzwi nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Z wyczerpania osunął się na podłogę. - Obywatel Edmund ?! Obywatel Edmund otworzył usta, z których zamiast słów buchnął potok piany i flegmy. - Odpowiadać na zadane pytania !!! - twarz jednego z sanitariuszy wykrzywiła się w grymasie złości. Drugi był nieco bardziej życzliwy... - Obywatelu ! Zastanówcie się. Chcecie tak leżeć do usranej śmierci ? Udzielcie odpowiedzi, bo inaczej nie możemy was zabrać. No to co ? Udzielicie ? Udzielcie... Nadludzkim wysiłkiem Edmund wyszeptał, iż to on jest Obywatelem Edmundem. - No widzicie ! Tak dobrze; teraz wszystko gra. - Głupi buc ! - wymamrotał mniej sympatyczny sanitariusz, po czym obaj pospołu dźwignęli chorego na nosze i pospieszyli do karetki. Gburowaty zasiadł za kierownicą, zaś drugi zajął miejsce obok Edmunda i spytał: - Co dolega ? Boli coś ? Edmund uniósł swe umęczone oczy, poruszał chwilę bezgłośnie ustami, aż w końcu wydusił z siebie krótkie pytanie. - To pan jest lekarzem ? - Tak prawdę mówiąc to nie. Jestem sprzątaczem w szpitalu, ale musiałem zastąpić doktora, bo schlał się niemiłosiernie i rzygał. Sam pan rozumie. To wstyd pokazywać się pacjentom w takim stanie. No więc co z panem ? - Brzuch mnie strasznie boli. Tak strasznie, że nie mogę wytrzymać... - Iiii tam ! - przerwał Edmundowi w pół słowa sprzątacz - Mnie to codziennie rano napieprza prostata, a wieczorem zdycham od hemoroidów. Mam też raka mózgu i ejca, ale to jeszcze nic. Moja ciotka zawsze sra pod siebie, gdy stoi w kolejkach po mięso; mówi, że przytłacza ją presja społeczna... A mój brat to dopiero numer... - Ale... - Edmund próbował nieśmiało przerwać opowieść współpasażera, lecz sprzątacz nie dopuścił go do głosu. - Morda w kubeł ty gnido. Ja pozwoliłem opowiedzieć ci o twoim pieprzonym bólu, a ty nie raczysz nawet wysłuchać kilku moich słów. Uważasz się pewnie za kogoś lepszego, ty cholerny burżuju ! My, ludzie pracy, jeszcze wam pokażemy. I to jak wam pokażemy ! Żaden z was, wredne psy, nie będzie mógł nam mówić co mamy robić i jak myśleć. Nie jesteście nam wcale potrzebni, wy zgniłe parchy czerpiące swe żywotne siły ze zdrowego ciała chłopo-robotniczego kolektywu. Koniec z niesprawiedliwością, do diabła !! Niech żyje towarzysz Stalin ! Niech żyje międzynarodówka!! Niech żyje Kraj Rad !!! - żyły na jego czole niebezpiecznie napęczniały, a oczy błysnęły w fanatycznym uniesieniu. On wieszczył... Edmund zrezygnował z jakichkolwiek prób przypomnienia o swej chorobie, gdyż uznał, że sytuacja stała się niezręczna. I tak w milczeniu dojechali przed budynek szpitala. * * * Doktor wytarł wymiociny z poły swego kitla i wybełkotał coś. - Pan doktor mówi, że operacja jest nieodzowna. - przetłumaczyła niemiłosiernie gruba salowa i beknęła przeciągle. Z odrapanych ścian sali posypał się tynk, a popękane szyby w oknach złowrogo zabrzęczały. - Ale co mi właściwie jest ? - wyszeptał przez ściśnięte strachem gardło Edmund. Salowa nadstawiła ucha, do którego pan doktor najpierw narzygał, a następnie zabełkotał, co czyniąc wspierał się o ścianę, ponieważ nie mógł bez tego utrzymać równowagi. - Pan doktor mówi, że nie wie, ale bardzo lubi operować. Operacja odbędzie się za chwilę. Musimy się spieszyć, bo jak pan doktor wytrzeźwieje to zaczynają mu drżeć ręce. - Skoro tak to oddaję się w jego ręce. W końcu to fachowiec... - Zaraz zawołam anestezjologa. Jóóóózeeeeek ! Pacjent na narkozę czeka !! Do sali wszedł Józek roztrącając swą długą brodą stadka karaluchów baraszkujące po posadzce. - Co tam ? Aaaaa... Pacjent. Zaraz dostarczę narkozę. Pan preferuje z zagryzką, czy na czysto ? - Cooo ? - Pytałem czy chce pan zagrychę, czy też przyjmie narkozę na czysto... Głuchy, czy co ? - Aha. To ja poproszę z zagrychą. - Doskonale. Zaraz wrócę ! - to mówiąc opuścił salę. Doktor tymczasem zdążył zanieczyścić pościel w której leżał Edmund, oraz jednokrotnie przerżnąć salową, ta zaś rozochocona postawą przełożonego poczęła przytulać się do Edmunda. Wściekły ból brzucha, przedoperacyjna panika, wieloryb u boku - tego było za wiele. Edmund poderwał się z łoża i zakrzyknął: - Stój potworze ! Precz ode mnie z łapami !!! - Cham !!! - salowa najwyraźniej obrażona niezrozumiałym dla niej zachowaniem pacjenta wybiegła z sali. - Dobrze jej tak... stara kurwa... Błeeeeee ! - to były pierwsze zrozumiałe słowa wyemitowane przez doktora. Paw spłynął po ścianie ku uciesze karaluchów. Doktor nieświadomie zafundował im basen. Edmund leżał i rozmyślał o swym życiu. Nie było lekkie, ale i tak je lubił. A teraz mógł je stracić... Te ponure chwile zadumy przerwał mu powrót anestezjologa Józka. - No, jestem. Proszę, tu jest specyfik, a tu zakąseczka. Jakie dawki szanowny pan preferuje ? - Proszę o całą szklankę. Anestezjolog rozlał płyn do szklanek i uśmiechnął się zachęcająco. - No to skoro już mamy nalane, to może wypijemy strzemiennego ? - Czemu nie. Mnie już nic nie może zaszkodzić... - Pan się nie martwi. Nasz doktor to wspaniały chirurg. Wszyscy tu zwą go Spec; wyciągnie pana z tego. No to chlup ! Obaj mężczyźni unieśli szklanki, a następnie szybko je wychylili. Edmund zakąsił ogórkiem kwaszonym i po chwili pogrążył się w błogim niebycie. * * * Powrót do przytomności nie był przyjemny. Jaskrawe światło porannego słońca i powoli nabierające kształtu obrazy poraziły zmysły Edmunda, lecz mimo tego czuł się wspaniale. Jedno tylko go zastanawiało - gdzie właściwie jest i co się z nim stało. Obok łóżka stało jakieś tłuste monstrum wlepiając w niego swe cielęce gały. - Jak się pan czuje ? - wysapało monstrum. - Doskonale, ale gdzie ja właściwie jestem i co się ze mną stało ? - Jest pan w szpitalu, w którym przeszedł pan właśnie niezwykle trudny, aczkolwiek uwieńczony powodzeniem zabieg usunięcia mózgu. Nie poznaje mnie pan ? - słowa te wypowiedział jakiś obleśny dziad z brodą aż do ziemi. - Wcale pana nie poznaję. Nic a nic. Jest mi pan zupełnie obcy. - A brzuch pana nie boli ? - Nie, a bo co ? - Nic, nic ! Tak tylko pytam. Rozumie pan, taki test... - Aaaa... Test. Bardzo lubię testy, krzyżówki, szarady, rebusy... - To naprawdę świetnie ! - obleśny dziad przerwał Edmundowi i uśmiechnął się szeroko. - W takim razie możemy pana wypisać już dzisiaj. Siostro, proszę oddać panu jego rzeczy i wykopać na ulicę. Tłusty potwór zwany przez dziada siostrą zaczął się powoli zbliżać. Jego (jej ?) oblicze wykrzywiło się w grymasie zemsty... I to mógłby być właściwie koniec mej następnej opowieści, gdyby nie pewien szczegół... Obywatel Edmund po wyjściu ze szpitala zaczął szybko awansować. Dzisiaj jest prezydentem jednej z południowo amerykańskich republik bananowych. To się nazywa mieć łeb na karku ! |
||||||