Archiwum FiF
| ||||||
Być II
... dla Marty ... abyś pamiętała
Siedział w zadymionej knajpie sącząc powoli czerwone wino. Smakował każdy jego łyk, tak jakby właśnie on był tym ostatnim. Siedział przy stoliku zupełnie sam, wpatrzony w kieliszek stojący przed nim. Na stole leżała jeszcze wielka, czerwona róża. Była dla Niej. Jednak ona nigdy nie przyszła, żeby ją odebrać. Chciał, aby pustka w jego życiu została czymś wypełniona, pragnął tak niewiele. Trochę spokoju i miłości, jednak nawet tego nie mógł otrzymać. Od Boga? Tak sądził kiedyś, ale powoli powątpiewał w "boski plan", którego miał być częścią i inne takie bzdury. Miłosierny Bóg, gdyby istniał, nie mógłby pozwolić, aby tak cierpiał. A może to była jego wina? Wszystkie myśli przebiegały przez jego umysł niesamowicie szybko, nie dając szansy na zastanowienie się nad nimi. Może nad sensem życia? Raczej nad jego bezsensem – pomyślał.
Na scenie widać było jednego muzyka . Miał on długie ciemne włosy zasłaniające mu kompletnie twarz. W rękach trzymał gitarę. Wydobywał z niej tak smutne dźwięki, jakich jeszcze nigdy nie słyszał. Wwiercały się one głęboko w jego mózg, powodując coraz bardziej depresyjny nastrój. Dźwięk, za dźwiękiem, nuta za nutą melodia stawała się coraz cichsza, bardziej spokojna, by po chwili znowu nabrzmieć. Każda chwila jej słuchania była dla niego cierpieniem. Przywracała wspomnienia. Były piękne. Może tylko takie mu się wydawały, ale były piękne. Ona w nich grała pierwsze skrzypce. Cudowna, wspaniała, ale... Każda chwila tych pięknych wspomnień sprawiała mu ból. Wolałby gdyby to wszystko się nigdy nie wydarzyło. Oszczędziłoby mu to tyle cierpień. Muzyka ucichła zupełnie.
Dokończył swoje wino, podniósł różę i wyszedł z baru. Stał przed drzwiami i wpatrywał się pustym wzrokiem w kwiat. Dla niego był wszystkim, wspomnieniem, miłością, cierpieniem. Dla niej nie mógł być nawet kwiatem. Nie chciała ani kwiatu, ani nawet pamiętać o nim. Czuł się jak rzucona na szafę kolejna zużyta już zabawka. Rzucił różę na ziemię. Podszedł wpatrując się w ten piękny obrazek. Róża symbol wszystkiego, co w sobie chował leżała na zimnym, szarym betonie. Ten obrazek przypominał mu jego życie. Ironiczny, aż do łez obraz tego co się z nim działo. Nie potrafił dłużej na to patrzeć. Schylił się i delikatnie pocałował jej płatki, po czym rozgniótł główkę butem.
Ale nawet to nie przyniosło mu ulgi. Cały czas wyżerało go to uczucie. Niedopełnienie, zwiedzenie, może po prostu ból – nie potrafił tego określić. Znał tylko przyczynę. Była nią Ona. A raczej złośliwy guz tkwiący w jego duszy i rozdzierający go od środka. Upadł na kolana przed knajpą. Podniósł do góry ręce w ostatecznym geście bezradności i załamania. Prosił Boga o... Sam nie wiedział. Błagał o spokój, ale jeszcze bardziej pragnął Jej.
Po chwili, jakby w odpowiedzi na jego błagania, ujrzał przed sobą faceta z baru. Tego, który tak wspaniale grał na gitarze. Podał mu rękę i go podniósł. – Jestem odpowiedzią na twoje modły – wyszeptał, choć jego usta nie otwierały się. – Przysłał mnie Wszechmogący, aby dać ci ukojenie – kontynuował. Po głowie bohatera biegały sprzeczne myśli. Przecież Boga nie ma! Nie mógł mnie słyszeć! To jakieś brednie! Ale mimo woli ufał nieznajomemu. – Nie wierzysz? – spytał. – To patrz – powiedział znów w ten sam sposób. Odrzucił włosy za ramiona, a z pleców zrzucił płaszcz. Twarz nieznajomego była piękna, choć nie można było odróżnić, czy należała do kobiety czy mężczyzny. Jednak nie to wzbudziło jego największą uwagę. Z pleców przybysza wyrastały dwa śnieżnobiałe skrzydła. Rozpostarł je na całą rozpiętość. Nie widział w życiu jeszcze nic równie pięknego. – Czy teraz wierzysz ? – wyszeptał anioł i wyciągnął w jego stronę rękę – Więc chodź, zaprowadzę cię do Światłości, a tam już czeka tylko On. – Nie chcę, śmierć nie jest wyjściem. Błagałem Boga o litość, a nie o śmierć. Błagałem o Nią. Ale On nie potrafi mi Jej dać. Nikt nie może tego zrobić, za wyjątkiem Niej samej. Nie chcę takiego Boga. Nigdy! – Niestety widziałeś już za dużo, spoczywaj w pokoju – powiedział nieznajomy i uczynił nad nim znak krzyża.
Następnego dnia lokalne gazety pisały o trupie znalezionym przed barem w centrum. Jak stwierdzili lekarze, serce tego człowieka z niewyjaśnionych przyczyn pękło na pół.
Nie było miejsca dla ciebie na tym świecie. Ty kochałeś zbyt mocno. Kochałeś za bardzo tą kobietę, a nie Stwórcę. Mimo wszystko przepraszam, ale musiałem.
Styczeń 2001 |
||||||