Archiwum FiF
| ||||||
Kolejny oddech
To nie będzie recenzja – z prostego powodu, książki nie zdążyłem przeczytać. Choć to podobno w recenzowaniu nie przeszkadza. Chodzi o co innego – jest to książka wydana przez autora, własnymi siłami i środkami. Nie wiem nawet, czy należy do naszych ulubionych gatunków, z jednego, krótkiego opowiadania przesłanego przez autora, a znajdującego się w książce trudno wiele wywnioskować. Jedyne, co o autorze, Pawle Leszczyńskim wiem, to to, że jest nowym moderatorem listy dyskusyjnej fantasy-pl – jak mawia Gieno Dębski, znaczy, nasz człowiek.. Już z tego powodu należy mu się trochę krypto-, a nawet całkiem jawnej reklamy. Bowiem nie ma książek lepszych czy gorszych, zanim dotrą do czytelnika, dopiero jego osąd może cokolwiek zmienić. Chcemy to umożliwić – dlatego książka Pawła znalazła się w tym dziale, obok tych wydanych przez szacowne oficyny, w pięknych, kolorowych okładkach. A w ramach tejże jawnej reklamy, podaję adres, pod którym można książkę zamówić – pfelix@go2.pl – autor obiecuje autograf. Poniżej to, co o autorze zamieszczono na okładce, i jedno z opowiadań wchodzących w skład zbiorku.
Pacek
"Kolejny oddech" Paweł Leszczyński Format A5, oprawa miękka, str. 235
O autorze
Nie lubi kiełbasy, rocka gotyckiego po czesku, niepoważnych okulistów, prawie zawsze wsiada do nie tego tramwaju, co trzeba. Ale przecież Jest Poetą i nie zawsze są mu potrzebne tak mało ważne informacje jak umiejscowienie pajacu kultury. Jest niezwykle dyplomatyczny, ale tylko przez internet, w największy mróz potrafi zapomnieć kurtki wychodząc z mieszkania znajomych. Nie peszy go widok kobiety w piżamie w motylki, jednakże jeśli ktokolwiek przez pomyłkę zapyta go, czy jest baptystą, wyciąga mały liofilizowany, kieszonkowy tasak i robi z niego użytek; mimo wszystko nie do końca wierzy w złe intencje innych ludzi. Skąd w ogóle myśl, by przybliżyć osóbkę Naszego Kochanego Autora? Bo na pewno inaczej czyta się taksty, gdy zna się ich twórcę. Nie będę się zagłębiać w tak nieistotne szczegóły, jak to – ile szkół ukończył, gdzie się urodził, czy jak ma na imię jego pies. Jaki więc jest Paweł Leszczyński? Taki jak jego utwory – rozgoryczenie, prawdę o rzeczywistości a często i zniechęcenie ukrywa pod otoczką humoru, trochę szalonego, trochę absurdalnego, a czasem nawet karczemnego. Beztroska niepowaga zasłania "własnom piersiom" śmiertelną powagę. Co jeszcze? Na przykład to, że jest o wiele za młody, by pisać tak dobrze (tu się odzywa zazdrość "po fachu"). I to że umie uważnie słuchać. I może jeszcze to, że ma głowę pełną niezwykłych pomysłów. Jeśli tylko uda mu się ją odnaleźć w dżungli swojego pokoju.
Anna Raskolnikow
132 słupek
Szara wstęga mostu zgrabnie przepasa Wisłę, warszawski kurz w płuca kłuje. Stoję tak przy barierce, sto trzydziesty drugi słupek od lewej. Wychylam spod przęsła, tak że prawie lecę, ale i tak nie ma mnie między rybami. Górnobrzuchowymi rybami – jak to w Wiśle. – Nie skacz – mówi ten, któremu najwyraźniej nie starczyło na autobus, bo na piechotę przez most zasuwał. Nie chcę skoczyć. Nawet nie myślałem, ale mówię: – A dlaczego? – nagle zachciało mi się wiedzieć, dlaczego skakać nie powinienem. – Bo to tak głupio, w połowie drogi... – dobrze gada. Pochylam się głębiej, aby palcami przeczesać cuchnącą toń. A to tylko błękitne niebo, sadzą pokryte, na dole i górze. I tu, i tu ciągle mnie nie ma, i może nigdy nie będzie. – Nie! – mówi on, bo pewnie ciągle myśli, że chcę skoczyć. I – jakby miał do tego prawo – łapie mnie za ramię. Jakby i popchnąć chciał. – Zostaw mnie! – krzyczę, bo ręka bólem pluje. Parszywiec ściska jeszcze mocniej. – Nie skoczysz! Jasne że nie skoczę! Ale jak tak dalej, to bolące ramię nie wytrzyma i puszczę... Słyszę, że samochód się zatrzymuje, bo nagle kogoś zaczęło obchodzić. Na środku mostu Warszawa – Warszawa. – Co jest?! – pyta ten co się zatrzymał, a tak mu się spieszyło, że nawet drzwi nie zamknął. – Skoczyć chce – mówi ten, co to jest najlepiej poinformowany. – Nie chcę! Idźcie stąd...! – syczę przez zęby, bo wszystko zaczęło mnie już trochę denerwować. – Dlaczego chcesz skakać?! Źle ci na tym świecie?! – mędrkuje samochodowiec, który najwyraźniej właśnie odkrył w sobie talent do rozmawiania z samobójcami. – Co?! Dziewczyna opuściła?, przyjaciół nie masz? W sumie ma rację ten szubrawiec, ale nie odpowiadam, tylko się gotuję... Bo bolące palce już ledwo trzymają się tego sto trzydziestego drugiego słupka. – Nie skacz, nie warto – przechodzień bez-transportowy zręczniej podejmuje temat. Ale nie puszcza. – Albo wiesz co...? Skacz! Myślisz że jesteś jedynym na tym świecie z problemami? Uścisk słabnie i po chwili cała armia mrówek faraona chodzi mi po palcach. – Skacz! Myślisz, że świat nie obejdzie się bez ciebie?! – kontynuuje, po czym zmienia taktykę – przecież ludzie cię potrzebują, to dla nich żyjesz! – No dalej, puść się! – przekrzykuje go Samochodowiec, który nie zauważył powtórnej zmiany taktyki. – Skacz, jeżeli cierpienie innych nic cię nie obchodzi! Bardzo mnie obchodzi! I tak, jak skakać nie chciałem, to teraz zaczynam się zastanawiać. Pełen zadowolenia ze swoich umiejętności mediatorskich i dyplomatycznych, Piechotnik puszcza moje ramię, które już całkiem zdążyło skamienieć. Gubię w nim czucie i palce ześlizgują się z chropowatego słupka. Zaczynam spadać. Panicznie macham drugą ręką, chcąc znaleźć jakieś oparcie, ale spotniałych palców nic nie zatrzymuje. Lecę. Lekko płynę w powietrzu, po czym delikatnie dotykam wody, a już w chwilę później próbuję przebić dno Wisły – bo tak chyba nazywa się ta rzeka. A na moście względna cisza – być może dwaj mężczyźni próbują znaleźć słowa. I znajdują je w końcu, obserwując moje ciało płynące wraz z nurtem. – Sukinsyn – puścił się! Nie pomyślałbym... – No... – Dziwny taki jakiś. Jak oni wszyscy. Wariat... czubek... popapraniec... – Na czarno ubrany. Pewno satanista. – Pieprzony samobójca! – No... dziwak... A ja? A ja płynę, spokojnie... Najsławniejszą polską rzeką. I to inni ludzie mnie wepchnęli, nie ja sam... Ja sam nie chciałem. Podli ludzie, wepchnęli mnie! ... nie tylko mnie zresztą, ale także wszystkich innych ... To ludzie skłonili ich do tego ostatecznego kroku ... to nie był do końca ich wybór ...
Paweł Leszczyński – dedykuję prawie wszystkim za dzisiejszy dzień. za to, że mnie popchnęli. 29/30 – V – 2000 r. |
||||||