Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Katarzyna i Karolina Urbańskie Literatura
<<<strona 61>>>

 

Shorty

 

 

 

"Podstarzałego Szamana przypadki"

 

     Chata Podstarzałego Szamana stoi w samym środku Ognistego Lasu. Tak naprawdę to nie ma w niej nic nadzwyczajnego, poza tym, że wybudowano ją z drewna bardzo rzadkiego gatunku. Skupisko tego rodzaju drzew znajduje się tylko w jednym miejscu- w południowej części Ognistego Lasu, tuż obok Jeziora Wiecznie Biesiadującego Skrzata. Niezwykłość tych drzew polega na tym, że, bez względu na porę roku, są one wiecznie zielone, a ich liście pachną czymś na podobieństwo placków z jabłkami...dość starymi jabłkami. Jednak najistotniejszą rzeczą jest to, że zamieszkują je Biesiadujące Skrzaty. Wszyscy mieszkańcy Krainy Całkiem Dużego Smoka słyszeli o ich istnieniu, jednak nikt tak naprawdę ich nie widział. Niektórzy utrzymują, iż stworzenia te opuściły Krainę zaraz po tym jak Podstarzały Szaman wybudował sobie z ich drzew swoją chatę. Swego czasu została nawet wydana książka jednego z okolicznych, mało znanych filozofów i myślicieli, pt. "Biesiada, czyli jak urządzić stół na przyjęcie" , gdzie autor (niejaki Witencjusz XIIVI- pseudonim "Szkarłatna Czapa") przybliża nam historię tych niesamowitych leśnych ludzi. Według niego, szczęśliwiec, który na swej drodze napotka Biesiadującego Skrzata, będzie mógł zażądać od niego spełnienia jednego życzenia (za więcej pobierana jest opłata). Szkarłatna Czapa zawarł w swym poradniku wiele pożytecznych porad, m.in. o tym jak spotkać Biesiadującego Skrzata, a także dokładny, niezwykle szczegółowy opis jego wyglądu. Kilka miesięcy po wydaniu książki, jej autor został wydalony z Królestwa za "zbyt śmiałe poglądy i buntowanie wieśniaków okolicznych osad" . Stało się tak za przyczyną jednego z rozdziałów poradnika, gdzie Szkarłatna Czapa pisał: "(...)a głowę jego przyozdabia zielony beret, broda zaś jego liczy kilka metrów, oczy niczym ogniki świdrują nawet najoporniejsze umysły, kufel gorącego miodu w lewej dłoni dopełnia całości." Opis ten stał się przyczyną wielu nieprzyjemnych incydentów, które trwale zapisały się w historii Królestwa. Najbardziej znanym jest atak rozjuszonych wieśniaków na drwala Wesołego Rydza, który, trzeba przyznać, pasował do opisu Szkarłatnej Czapy...Żądano od niego spełnienia życzeń, od których nawet najdostojniejszemu magowi rozbolałaby się głowa. Aby zapobiec dalszym wypadkom, król kazał wydalić Szkarłatną Czapę i nigdy więcej nie wspominać o Biesiadujących Skrzatach. A jednak byli tacy, którzy nie potrafili zapomnieć. Podstarzały Szaman z pewnością do nich należał. To właśnie on stał na czele szturmu na Wesołego Rydza. Już wtedy wydawało mu się, że znalazł prawdziwego Biesiadującego Skrzata, na którym mógłby wymusić swoje życzenie. Stanowiło to dla niego osobistą porażkę. Może warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o życzeniu Podstarzałego Szamana. Jego problem polegał na tym, że on za żadne skarby nie chciał być "podstarzały". Wszędzie, gdziekolwiek się znajdował, czy to w tawernie "Pod Szczerbatym Smokiem" , czy na dworze króla (raz na dwa miesiące są tam organizowane bankiety dla emerytowanych magów i podstarzałych szamanów) czy nawet w Ognistym Lesie, przypominano mu o jego sędziwym wieku. To przyprawiało Podstarzałego Szamana o bóle głowy i męki psychiczne. Odnalezienie Biesiadującego Skrzata było dla niego czymś więcej niż tylko sposobnością do wymuszenia na nim życzenia. Stało się tak ważne jak konieczność wypicia kufla gorącego miodu...nie! dwóch kufli! Jednym słowem była to obsesja. "Przecież nie jestem jeszcze taki stary"- rozpaczał. Faktem jest, że liczył sobie już ok. 280 wiosen, lecz nadal czuł się młodo. W tym przekonaniu zawsze utwierdzała go jedna rzecz- Miedziana Beczułka- główna nagroda w zawodach "Zrób to sam- mały majsterkowicz" z wyrytym. specjalnie dla niego, napisem: "Stary, ale jary" . Podstarzały Szaman był niezwykle dumny ze swej nagrody. Uważał, że całkowicie na nią zasłużył. Jego pomysł skonstruowania leśnej toalety- którą nazwano "Smoczym Rajem" okazał sie trafem w dziesiątkę. Swój niezwykle dobry stan fizyczny zawdzięczał zdrowemu stylowi życia. Jego plan dnia zawsze był dokładnie opracowany i przemyślany. Podstarzały Szaman wstawał przed świtem i wychodził na poranny spacer, na który składało się bieganie po polach wśród kwiatów, kąpiel w Jeziorze Wiecznie Biesiadującego Skrzata i wypicie, na łonie natury, kufla miodu przygotowanego i pozostawionego wśród kniei dzień wcześniej. Po powrocie zjadał skromny posiłek w tawernie "Pod Szczerbatym Smokiem" lub "Pod Obruszonym Smokiem" zależnie od tego, gdzie akurat miał wdzięcznych rekonwalescentów. Resztę dnia spędzał w Ognistym Lesie.

Był piękny, rześki poranek, a Podstarzały Szaman udawał się właśnie na posiłek do tawerny "Pod Szczerbatym Smokiem" . Wtem zląkł się nieco, gdyż za daleka słychać było głośne krzyki i głosy. Czyżby rozgrywał się kolejny konkurs "Wypij za dwóch- więcej zyskasz" , a jego tam nie ma? Nie mógłby sobie tego darować! Po chwili jednak uspokoił się, gdyż jego zdrowy rozsądek podpowiedział mu, że gdyby to był ów konkurs , sytuacja wyglądałaby nieco inaczej. Na pewno byłoby więcej stołów i krzeseł porzuconych na ulicy, więcej potłuczonego szkła i oczywiście więcej wyeliminowanych. Kiedy zbliżał się do drzwi, podjął decyzję, iż nie wejdzie od razu, lecz najpierw zorientuje się w sytuacji. W związku z tym zajął dość niewygodne miejsce na skrzyniach i beczkach po czym zajrzał przez okno do wnętrza tawerny. W środku panował wielki rozgardiasz. Niektórzy biesiadnicy leżeli już pod stołami, podczas gdy inni robili wielki hałas- czyli wszystko po staremu. Wtem uwagę Podstarzałego Szamana przykuł jeden człowiek. Był to młody chłopak o ciemnej czuprynie i kaprawych oczkach. Usilnie coś tłumaczył, opowiadał i gestykulował. Ponieważ Podstarzały Szaman miał problemy ze słuchem, przysunął się bliżej.

-Mówię wam jak było! Idę sobie leśną drogą, właśnie wyszedłem na polanę, gdzie są te pyszne Smocze Jagody...-opowiadał chłopczyna.

-No i?- zachęcał zniecierpliwiony tłum biesiadników.

-No i zjadłem trochę...- przyznał się zmieszany chłopak.

-Daj spokój! Mów co było dalej!!!- wrzasnął zachrypłym głosem jeden z wieśniaków i wnet powiało bimbrem.

-No już mówiłem! Brzuch mi się trochę rozbolał więc pobiegłem napić się wody, bo akurat byłem w pobliżu Jeziora Wiecznie Biesiadującego Skrzata...właśnie miałem zaczerpnąć trochę, gdy coś zaczęło bulgotać w wodzie. Szybko wskoczyłem w krzaki, a tam...nie uwierzycie! Najprawdziwszy kufel miodu stał!!!

W tym momencie atmosfera w tawernie sięgnęła zenitu. Wrzask stał się nie do zniesienia, lecz zaraz wszyscy zaczęli się nawzajem uciszać w związku z czym powiew bimbru, miodu i chmielu prędko przybrał na sile. Na dodatek zaparowało szyby i Podstarzały Szaman mógł już tylko słuchać tego co się działo w środku.

-Siedziałem jak skamieniały w tych krzakach, aż tu nagle wychodzi z wody, cały w kwiatach...

-ON??!

-BIESIADUJĄCY SKRZAT!!!- chłopczyna aż zachrypł, a jego kaprawe oczka stały się jeszcze bardziej kaprawe. Nagle grunt, na którym cały czas twardo stał Podstarzały Szaman, zaczął mu się chwiać pod nogami, a on sam z głuchym hukiem, niczym worek kartofli zrzucony z pleców przepracowanego wieśniaka, runął na trawę. Skrzynki i beczki dopełniły całości. Przez chwilę leżał nieruchomo. Czuł się dość dziwnie, jakby brał udział w zawodach zapaśników i przegrał.

-Podstarzały Szamanie! Podstarzały Szamanie! Co się stało?!

Wokół niego zaczęli zbierać się ludzie. Było ich co raz więcej i więcej. Podstarzały Szaman wstał bez słowa wyjaśnienia, lecz zamiast wycofać do lasu, ruszył wprost do tawerny. Gdy wszedł zaległa bardzo nieprzyjemna cisza świadcząca o tym, że zaraz stanie się coś bardzo ważnego. Wszyscy doskonale znali Podstarzałego Szamana, wiedzieli także o jego obsesji związanej ze znalezieniem Biesiadującego Skrzata. Twarze zebranych zwróciły się ku niemu. Wszystkie wyrażały niezwykłe zdumienie zmieszane z oczekiwaniem. Wszystkie...prócz jednej. Ta mianowicie wyrażała przerażenie i należała do owego gadatliwego chłopaczka. Skulił się cały , oczki mu się zmniejszyły i nagle nie wiadomo z jakiego powodu zaczął cicho pochlipywać. Wtem niespodziewanie dla wszystkich, a chyba najbardziej dla Podstarzałego Szamana, chłopak uniósł rękę i swój palec skierował wprost na niego.

-To ON!!! Biesiadujący Skrzat!!!- zawył piskliwie chłopak po czym dał nura pod stół. Stanowiło to nie lada wyczyn, ponieważ pod stołem znajdowało się już kilku powalonych konsumentów.

Nagle cały tłum, jak jeden mąż, rzucił się w stronę zdezorientowanego Podstarzałego Szamana. Brnęli przez stoły, krzesła, kufle, przewracali się ,deptali wzajemnie i włazili jedni na drugich- każdy chciał dorwać domniemanego Biesiadującego Skrzata. Jednak Podstarzały Szaman nie miał zamiaru spokojnie czekać, aż go złapią. Z niezwykłą dla siebie prędkością rzucił się w kierunku drzwi i wielkim susem wyskoczył na zewnątrz, po czym pośpiesznie udał się w kierunku Ognistego Lasu. Jedynie tam był bezpieczny. Nikt, tak dobrze jak on, nie znał tego miejsca. Dopiero, gdy znalazł się w swej chacie, powróciła jasność umysłu. Po chwili począł analizować wszystkie wydarzenia dnia. Nie rozumiał tego co zaszło w tawernie. Czyżby chłopak zobaczył Podstarzałego Szamana i pomylił go z Biesiadującym Skrzatem? Czyżby to miało oznaczać, że nie ma Biesiadujących Skrzatów, a Szkarłatna Czapa zbił fortunę na micie, a nie na prawdziwym fakcie?? Czy napary przygotowane przez Podstarzałego Szamana pomogą na biegunkę? Czy pocztówka wysłana do babci na święto "Farbowania Baranów" dojdzie na czas?

Historia Podstarzałego Szamana i Biesiadującego Skrzata jest już legendą i na długo pozostanie w pamięci bywalców tawerny "Pod Szczerbatym Smokiem" .

Wiadomo tylko, że Podstarzały Szaman na jakiś czas zrezygnował ze swych porannych przechadzek i śpi aż do świtu.

 

"Niezwykła Historyja Lasu zwanego Ognistym"

 

       Księżyc postanowił poczekać jeszcze chwilę. Zdenerwowanie gwiazd powoli zaczęło się udzielać także jemu. Czuł, że oczekują od niego podjęcia jakiejś decyzji. Więc nie ruszał się z miejsca. Świt spóźniał się, a dobrze przecież wiedział, że on- Księżyc, nie może sobie pozwolić na chwilkę zwłoki. Na drugiej półkuli wypatrują go, cierpiący na przewlekłą bezsenność, wierszokleci, spiskowcy i piekarze. Ciężka atmosfera oczekiwania, zmieszana z tłumionym w sobie, a zarazem sięgającym zenitu zdenerwowaniem, sprawiła, że Księżyc jeszcze bardziej zaciął się w sobie i na złość wszystkim nadal trwał na nieboskłonie. Kilka gwiazd zdobyło się na parę szeptanych obelg pod kierunkiem Księżyca. On jednak nie zwrócił na nie uwagi, gdyż właśnie coś zaczęło się dziać na horyzoncie. Wreszcie zobaczył go- leniwie i bez pośpiechu wyłaniał się zza Bardzo Smoczych Gór, złocistą falą spłynął w dół Doliny Wesołego Smoka, zagłębił się w Ognisty Las i swym blaskiem ocknął z letargu jego mieszkańców- skrzaty, chochliki i Podstarzałego Szamana. Oto nad Krainą Całkiem Dużego Smoka nastał świt. Księżyc wytrwał jeszcze do końca przedstawienia, po czym z ostentacyjną dezaprobatą zagarnął swoje gwiazdy i z godnością zszedł z firmamentu.                   Tymczasem wokół Ognistego Lasu zgromadziły się różnobarwne cienie i szybko uformowały się w całkiem regularną tęczę. Co chwilę jednak zmieniały swoje położenie, jakby do końca nie były zdecydowane gdzie mają się ulokować. Jest to zjawisko typowe dla miejsc, w których skupia się magia, a takim miejscem był właśnie Ognisty Las. Ciemny i gęsty dawał schronienie wielu stworzeniom. Twierdziły one, iż jest to najbezpieczniejszy zakątek w całej Krainie. Chronił je przed intruzami i nieproszonymi gośćmi, którzy "przypadkowo" zabłądzili w te strony. Istnieje wiele legend o Ognistym Lesie. Można je usłyszeć z ust bywalców tawerny "Pod Szczerbatym Smokiem" (Jeśli ma się zamiar zostać tam dłużej niż do 3 nad ranem oraz...pełną sakiewkę). Jedna z opowieści jest szczególnie interesująca. Dotyczy bardzo zamierzchłych czasów...czasów Smoczej Wojny. Walki toczyły się pomiędzy dwoma rodami, a przyczyną konfliktu było bardzo dziwne odkrycie. Na granicy obu królestw znaleziono smocze jajo. Wredny traf chciał, iż leżało ono dokładnie w miejscu gdzie kończy się Kraina Całkiem Dużego Smoka, a zaczyna Królestwo Podchmielonego Maga. Smok (który był wtedy jeszcze jajem) zapoczątkował kilkumiesięczny spór o prawa do opieki nad nim. Mędrcy obu rodów zgodzili się tylko w jednej kwestii. Smok ten należał do najlepszego, bardzo rzadkiego gatunku (Koloru Białych Łusek) i gdyby był psem zebrałby wszystkie możliwe odznaczenia i nagrody, wystąpiłby w filmie i reklamowałby, wątpliwej jakości, psią karmę jakiegoś bankrutującego producenta. To jeszcze bardziej komplikowało całą sprawę. Wszyscy liczyli na Metody Sprawiedliwego Osądu i Wyroku pt. "Podzielić na dwie równe części" ,lecz one nie skutkowały. Nie było do końca wiadomo co właściwie trzeba podzielić. W związku z tym zdecydowano się na wojnę. Oba królestwa były silne- posiadały niezliczone ilości grabi, motyk, taczek z nawozem, taczek bez nawozu (do wyboru), kolorowych wstążek i czegoś na podobieństwo fajerwerków (to na wypadek zwycięstwa). Jednak żadne z królestw nie miało smoka. W pierwszych dniach konfliktu szala zwycięstwa przechylała się na stronę Królestwa Podchmielonego Maga. Ich sukces można wytłumaczyć jedynie tym, że w przededniu starcia wyprodukowali jeszcze po jednej kobiałce i motyce, co w rezultacie dawało im przewagę o jedną kobiałkę i motykę. Byli oni tak pewni swego zwycięstwa, że doszło nawet do kilku ciekawych incydentów, takich jak przedwczesne odpalanie fajerwerków czy obrzucanie się skrzacim nawozem przez wieśniaków okolicznych osad. Ich entuzjazm przygasł trochę z chwilą, gdy okazało się, iż nie panują już nad oddziałami wroga. Wkrótce sytuacja Królestwa Podchmielonego Maga stała się krytyczna. Wiedzieli, że jeśli nie zrobią czegoś bardzo zdecydowanego i odważnego-przegrają. Po burzliwych naradach zgodzili się na taktykę Bezczelnego Podchodzenia Wroga w Czasie Kiedy On Śpi. Przed atakiem wojska powiększyły swe siły aż dwukrotnie. Całymi dniami i nocami wyrabiano nowe motyki i grabie. W końcu nadeszła chwila, gdy wszystko miało się rozstrzygnąć. Aby spowodować szok i zaskoczenie wroga, oddziały Królestwa Podchmielonego Maga postanowiły zajść od tyłu. Zdecydowali się iść przez Ognisty Las. Było to naprawdę niesamowite widowisko. Tysiące rozwścieczonych wieśniaków z pochodniami i grabiami wchodziło w ciemny las... Nazajutrz Krainę Całkiem Dużego Smoka obudził nie atak wroga lecz...słońce. W nocy nic się wydarzyło, żadne walki nie miały miejsca, jeśli nie licząc kilku gonitw za ,wyjątkowo natrętnymi tego lata, komarami. Na początku sądzono, iż jest to podstępny plan wroga. Przeczuwano spisek, którego współwykonawcami miały być komary-zwiadowcy, albo kamienie, które bezczelnie walały się wokół zamku. Kiedy jednak po upływie kilku dni nadal nic się nie działo (oprócz masowego usuwania wszelkich kamieni oraz zwalczania różnego rodzaju insektów ze zwróceniem szczególnej uwagi na komary), król uznał, że najwyższa pora sprawdzić co się tak właściwie wydarzyło. Czyżby o nich zapomniano? Co w takiej sytuacji należałoby powiedzieć rozjuszonym wieśniakom? Czy zwrot "Przykro mi chłopcy, ale nie ma już potrzeby odlewania nowych motyk, gdyż szanowne Królestwo Podchmielonego Maga się rozmyśliło" byłby odpowiedni? Takie pytania krążyły w głowie króla. Wkrótce podjął decyzję. Zostali wysłani przedstawiciele w celu zorientowania się w sytuacji. Po kilku dniach i nieprzespanych nocach dotarli do celu. Tym co od razu rzuciło im się w oczy i nie chciało wypaść, niczym uporczywe ziarenko piasku, była pustka. Jedynymi napotkanymi osobami w Królestwie Podchmielonego Maga był jego władca- Podchmielony Mag, a także jego dwaj bliscy doradcy- także wątpliwej trzeźwości. Na zapytanie Szczepana Śmiałego- dowódcy Bosej Piechoty, "O co chodzi?" gospodarze odpowiedzieli równie inteligentnie, ale z podziałem na głosy przy czym najdonośniejszy należał oczywiście do Podchmielonego Maga) "Nie-wie-my".To nie zadowoliło Szczepana Śmiałego i jego drużyny. Zdecydowali się zaryzykować raz jeszcze. Na pytanie z drugiego zestawu "Ile to dwa razy dwa?" nie usłyszeli już tak zdecydowanej odpowiedzi, lecz cichutkie "pięć?", które było raczej zapytaniem samym w sobie aniżeli odpowiedzią. To obruszyło trochę Szczepana Śmiałego, który szczególnie nie lubił odpowiedzi w formie "Pytanie za pytanie". Na dodatek odebrał to jako prywatny policzek wymierzony...w jego policzek. Po dłuższej konsultacji ze swymi ludźmi zgodził się, iż była to poprawna odpowiedź i że tym razem odpuści Podchmielonemu Magowi. Po powrocie do królestwa zdali władcy dokładną relację łącznie z dialogami. Zapadła ostateczna decyzja-smok należał już do Królestwa Całkiem Dużego Smoka! Zabawy trwały wiele dni, puszczano fajerwerki. Dzień zwycięstwa został zapisany we wszystkich możliwych księgach, zaznaczony w kalendarzach. Stał się świętem obchodzonym co roku. Nazwano go Dniem Białego Smoka. Utarł się nawet pewien zwyczaj polegający na tym, iż wysyłano wiązankę kwiatów z kondolencjami do Królestwa Podchmielonego Maga. Bardzo denerwowało to zarówno wyżej wymienionego jak i jego doradców. Miejsce, w którym został znaleziony smok stało się obiektem wielu pielgrzymek magów z dalekich krain. Złoto zbijano także na pamiątkach typu: pocztówki, tuniki, a także kubki z wizerunkiem odkrycia Znalezionego Jaja. Dociekliwi czytelnicy chcieliby pewnie wiedzieć co też stało się z wojskami Podchmielonego Maga...otóż weszli oni do Ognistego Lasu i...nie wyszli. Jest to niepodważalny dowód niezwykłości tego miejsca. Bardzo łatwo można się w nim zgubić, gdyż drzewa nigdy nie stoją w tym samym miejscu, zmieniają swój układ i bardzo często głupkowato się śmieją. Oto historia Ognistego Lasu. "No dobrze, ale co ze smokiem, który był powodem tego całego konfliktu?"- zapyta wnikliwy delikwent. Faktem jest, iż mędrcy pomylili się trochę...ów smok nie był tym o Kolorze Białej Łuski, lecz zwykłym (jeśli smok w ogóle może być zwykły), czerwonym smokiem pocztowym, używanym do wysyłania wiadomości z obszarów bardzo od siebie oddalonych. Starano się to przemilczeć i w królestwie nastały Ciche Dni. Sprytniejsi próbowali użyć białej farby na łuskach tegoż smoka. Nigdy się to im nie udało, no bo może i był on tym listonoszem, ale przypiekać także potrafił. Najdzielniejszym przyznano Ordery Wyczynowo- Extremalne za wysiłek i odwagę włożoną w próbę ratowania podupadającego honoru królestwa. Po około dwóch latach pobytu w Królestwie Całkiem Dużego Smoka, nasz listonosz opuścił domowe zacisze i wyruszył z dostawą poczty ( a jednak!) po czym nie wrócił. Nie był to wielki szok dla mieszkańców królestwa, odczuli oni nawet pewnego rodzaju ulgę, gdyż wraz z biegiem czasu domagał się on więcej jadła co z kolei bardzo denerwowało ludność, gry karciane przestały już bawić króla, a w wychodku nadal śmierdziało. W rezultacie szybko zapomniano o smoku, wychodek zburzono i tylko nieliczni przekazywali tę historię kolejnym pokoleniom. A jednak przetrwała...

 

IWENT HORAJZON HUMOR

"Z pamiętnika Kapitana Millera"

 

  Wydawać by się mogło, że to będzie kolejny zwykły dzień w życiu Kapitana Millera...Podobny do tych wszystkich innych, szarych, małosolnych, niedogotowanych, przepoconych niczym koszula z przeceny po przepracowanym dniu w kotłowni...A jednocześnie był to dzień, w którym Kapitan Miller "przemówił"... Poranek rozpoczął jak zwykle od otwarcia swych przepracowanych oczu. Gdy to uczynił od razu tego pożałował, gdyż momentalnie oślepiła go jasność rzeczywistości... Wtem dla wszystkich niespodziewanie (a najbardziej chyba dla samego Kapitana Millera) jego noga niczym kamień z dość mało umiejętnie zrobionej procy wystrzeliła w powietrze i kurczowo chwyciła się przeciwległego końca kołdry...materiał zaskwierczał i już po chwili Kapitan Miller został uwolniony od nakrycia i resztek snu...Sprężystym krokiem udał się do łazienki, której okna wychodziły na kokpit (?!) dr Weir’a. Płynnym ruchem przedramienia (a dokładnie łokcia i prawego kciuka) odkręcił kran, z którego powolnym strumieniem spłynęła bliżej niezidentyfikowana substancja....nawet Kapitan Miller nie mógł jej dokładnie zinterpretować. Niezwykle zdecydowanym ruchem nadgarstka obróconego o 180 stopni skierował strumień cieczy na swe obolałe wargi......i po chwili znów mógł je nazywać "gwizdkiem". I tu łza kręci się ruchem dośrodkowym w prawoskrętnym i zawsze czujnym oku Kapitana Millera na wspomnienie swego pierwszego gwizdka zrobionego z rodzinnych bambusów....i przez rodzinnych bambusów. Kiedy toaleta została pomyślnie z oceną "dopuszczającą" zakończona, Kapitan Miller splunął siarczyście odbtynicą w kierunku umywalki....a to co się wówczas w niej znajdowało nie będzie już go cieszyć swoją nienaganną czystością....,ale nie z powodu siarczystego splunięcia. lecz dlatego, że Kapitan Miller nie pozmywał po wczorajszej sieście.... Wtem błogą ciszę rozerwał stłumiony jęk bynajmniej nie z ust pochodzący....jego źródła nie należy szukać w strunach głosowych Kapitana Millera, które zwykł pieszczotliwie nazywać tamburynem....Sprawcą tego straszliwego odgłosu był przepastny i odtłuszczony żołądek Kapitana Millera. To oznaczało , że w życiu Kapitana Millera nadeszła chwila łowów....w tym celu udał się do lodówki, z której wyłowił skondensowane konserwy. Jego siekacze usilnie rozpracowywały kolejne włókna mięsa.... Kiedy już było po wszystkim, skierował swoje kroki ku umywalce....w celu przepłukania naczyń...jednak smród wyziewający stamtąd ostrzegł go przed tym. Kierując się swą życiową ideą "Przezorny zawsze odporny" zostawił naczynia w bezpiecznej odległości od umywalki ...

Łańcuch troficzny podpowiedział Kapitanowi , że aby zostać producentem należy być konsumentem...co też uczynił. Dzięki swojemu nieomylnemu instynktowi survival udało mu się wyjść z pokoju i dojść bezpiecznie na mostek. Tutaj dopiero ukazuje się jego prawdziwy talent kierowniczy. Nie da się Kapitana Millera porównać z nikim innym w chwili takiej jak ta...Ale już ktoś by się uparł tego dokonać, musiałby chyba przyjąć uczesanie Kapitana Millera, ale to także nie dałoby zadowalających rezultatów, bo nie o uczesanie tu chodzi! A tym bardziej nie o wyraz złowrogiej ironii, który wykwitł na zmęczonym obliczu Kapitana Millera. Jego płynne, a zarazem zamaszyste półobroty, skręty, śrubokręty i wykręty przy mostku są niemożliwe do powtórzenia "Pospolitym Umysłom". Filozofia Kapitana Millera była długotrwała...tak jak sygnały, które odezwały się w tej chwili na mostku. To oznaczało, że nadszedł już czas Szabasu, na który Kapitan Miller czekał z odrobiną lęku...i tajmerem w ręku. Zanim kapitan Miller zdążył obrócić się o 360 stopni C wokół własnego nadgarstka lewej dłoni, na horyzoncie...zdarzeń i wydarzeń iskrzył się już zmierzch, który podrażnił rozszerzone źrenice poczciwego Kapitana. To był impuls, który jego fale mózgowe odebrały jako czas przyszłej 24 godzinnej wegetacji. Tak więc Kapitan Miller powolnym, powłóczystym, a zarazem szyderczym krokiem udał się w tylko sobie znanym kierunku, ale dla wszystkich wtajemniczonych nie było zagadką, iż zmierza on do swej kajuty. W trzy kwadranse później Kapitan Miller wtulał już swe nażelowane uczesanie w tak wykrochmaloną poduszkę, że można by było powiesić na niej siekierę...co też przezorny Kapitan Miller niezwłocznie uczynił. Tak więc dzisiejszy dzień nie okazał się tym, w którym Kapitan Miller "przemówił"...Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że nastąpi to jutro....a może jeszcze pojutrze. Tego już nie wie nawet sam Kapitan Miller, który zresztą już niesmacznie chrapie...

 

THE END...?

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 61 >