Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Grzegorz Żak Literatura
<<<strona 89>>>

 

Wielka miłość

 

 

Stara kobieta zamieszała dymiący, zielonkawy wywar drewnianą warząchwią. Zabulgotało. Zaśmiała się. Jej śmiech brzmiał jak suchar – trzeszczał w zębach. Co dziwne, stara kobieta nie miała zębów. Spróbowała.

– Dobla zupka, miętka, smaczna – sypnęła do parującego kotła czarnego proszku. Najprawdopodobniej pieprzu.

Zioła wiszące na ścianach zaszeleściły, półki z glinianymi słojami zadrżały. Ściany drewnianej chatynki zatrzęsły się. Kobieta pisnęła, widząc, jak ogórkowa rozlewa się po podłodze.

– Matko! Jesteście tam?

Zaklęła szpetnie.

– Matko! To ja, Kazubek!

To nie było najlepsze imię dla trzynastego dziecka wiedźmy Argerity. Ale syn też nie był zbyt udany – tak mówiono...

– Matko! Jeść!

Ruchem suchej ręki otworzyła drewniane drzwiczki. Suche i skrzypiące. Wiedźmę Argeritę i jej otoczenie cechował klimat pustynny. Jedyna wilgoć w okolicy wsiąkała teraz w suche deski podłogi.

Za drzwiami stał gigant.

Córki przyszły na świat najnormalniej w Sargalu – przyniesione przez bociana. Jednego, zresztą od dawna przyjaciela rodziny, Wojtka ze Słupa. Kazubek przyfrunął niesiony ostatkiem sił przez wzmocniony klucz ponuropuszczańskich orłogęsi. Upuściły go niedaleko – powalone drzewa do dziś służyły Argericie jako opał. Chatka na Kurzej Nóżce wykazała się wtedy doskonałą sprawnością stawu kolanowego, amortyzując wstrząs wywołany uderzeniem noworodka o ziemię. Kazubek od początku lubił sobie dobrze pojeść. Naprawdę dobrze.

– Wylałeś doblą zupkę! – wiedźma pogroziła olbrzymowi chochlą. – Ile lazy ci mówiłam, cobyś koło domu na palcach chodził?

– Przepraszam, matko – gigant miał czarne kręcone włosy, pyzatą rumianą twarz i miły uśmiech. Mógł wzbudzić sympatię, na przykład kogoś pięciometrowego.

– Matko, zjadłbym coś.

Argerita uśmiechnęła się – każda matka cieszy się, gdy dziecko ma apetyt. Potem znów podniosła na syna warząchew:

– Cholelny smalkaczu, wszystko zezalłeś!

Zabrzmiało wyjątkowo mokro i wylewnie – jak wylewanie balii z mydlinami na mokry już dziedziniec.

– Nie poradzę, matko, mam ochotę.

Wiedźmy w Sargalu mają zwyczaj przez całe życie lepić pierogi dla swatów swoich córek. Córki Argerity poszły za mąż bez tradycyjnych zawodów w jedzeniu. Kazubek wygrał jednogłośnie i przed czasem.

Zdawał sobie sprawę ze swoich wad.

– Matko, czas mi w świat iść – stwierdził ponuro.

– Gdzie?! – krzyknęła czarownica. – Po co? Mało ci lasu? Idź lepiej na bolówki, to ci dżemu zlobię. Albo placka.

– Za dużo jem – gigant potrząsnął pobliską sosną. – To was matko zrujnuje.

– Nie gadaj głupot – parsknęła matka. – Idź na bolówki. Tylko nie zgnieć. Niedźwiedzia przynieś, albo dzika. Usmaży się.

– No to chyba pójdę – Kazubek zamyślił się.

– Idź, idź.

Ziemia zadrżała – Kazubek ruszył w las. Matka patrzyła na odchodzącego syna z dumą. Olbrzym był złotą rączką. Potrafił naprawić wszystko, świetnie znał się na ciesiołce. Był dzieckiem miłym. Miał dwadzieścia dwa lata. Argerita nastawiła gar z wodą. "Grzybowej się zlobi" – pomyślała. Potem podrapała się w ucho. "Źle jest" – przeszło jej przez głowę – "Skolo nawet w myślach nie wymawiam el".

Syn nie wrócił na kolację. To było bardzo niepokojące. Gdy grzybowa całkiem wystygła, Argerita powoli wytoczyła starą beczkę po śledziach na werandę. W chatce mogła poruszać się na skonstruowanym przez Kazubka wózku. Do latania nadawały się tylko przedmioty specjalne. Magiczne – jak ta beczka i oczywiście drewniana łopata do pieczenia chleba. Wiedźma była inwalidką pierwszej klasy, miała bezwładne obie nogi. Wydawało się, jakby po prostu wyschły. Specjalnie jej to jednak nie przeszkadzało. Zresztą podobno to była przypadłość wielu starszych czarownic.

– Hejże! – krzyknęła i wykonała łopatą kilka skomplikowanych ruchów. wystartowała.

Zza chmur wyjrzał jeden z ciekawskich sargalskich księżyców, obecnie w kształcie półksiężyca. Na jego tle przeleciała wiedźma, trzymając nogi w beczce po śledziach i wiosłując łopatą do chleba. Upajała się prędkością:

– Hehe! Zalaz cię synku odnajdę!

Węszyła. Wywęszyła pieczonego bażanta.

W karczmie "Pod Głową Pod Pachą" jak zwykle nie było tłoku. Tym razem trafiło się jednak coś w rodzaju substytutu. Jedyny gość jadł za dziesięciu, a wyglądał przynajmniej za czterech. Żeński (i praktycznie tylko żeński) personel usługiwał chętnie. A najchętniej jedna z większych dziewcząt. Perła personelu, przynajmniej, jeśli chodzi o wymiary. Klejnot wagi ciężkiej.

Wejście wiedźmy nie wyglądało tak, jakby sobie tego życzyła. Nikt z początku nie zwrócił na nią uwagi. Nie zaskrzypiały drzwi. "Może to i lepiej?" – podrapała się w głowę – "To skakanie w beczce jest stlasznie żenujące". Potem podniosła ręce. Zrobił się wiatr i trzasnęły okiennice.

– Trza okiennice naprawić i okna uszczelnić – wymamrotał gigant, wymachując łyżką nad michą z bigosem – zaraz to zrobię.

Ten głos mógł osuszyć ocean. A przynajmniej nieduży staw:

– Synku, a czemuż to na kolację nie wlóciłeś?

Dziewczęta odsunęły się od stołu w sposób, który można opisać jako "nagle". Tylko jedna została. Siedziała na kolanie Kazubka.

Argerita stukała łopatą w beczkę. Kocie drapieżniki robią podobną rzecz z ogonem na krótko przed atakiem.

– Matko!? – w głosie Kazubka rozbrzmiało zaskoczenie, niedowierzanie.

– Miałeś bolówek nazbielać!

Olbrzym rozejrzał się po karczmie. Kobiecy personel zajął pozycje dobre do przysłuchiwania się rozmowie.

– Matko, nie przy ludziach, wstyd – szepnął.

– Wstyd?! A stalą matkę zostawić to nie wstyd?! I od lasu do karczmy iść, między bezwstydne lafilyndy?! To nie wstyd?!

– Matko. Ja już mam dwadzieścia dwa lata.

– Cicho bądź, gówniarzu!

– Matko...

– Co, matko, ty synu wylodny?! Co to za szantlapa?!

– Poznajcie matko, to Sygryda – olbrzym uśmiechnął się nieśmiało.

– Syglyda?

– Nie! – dziewczyna na kolanach miała głos jak dzwon – Sygryda!

– Kpisz? – wiedźma zwęziła i tak niewielkie oczy.

– Matko...

– Cicho, Ząbku – uciszyła olbrzyma Sygryda. – Pozwól mi.

Wstała.

Te dwie kobiety były jak susza i powódź. Jak bieda i urodzaj. Sygryda była powodzią. Wręcz potopem. Obfitością.

– Pani syn to bardzo porządny chłopak – rzekła Obfitość.

– Wiem – ten głos mógł sproszkować kamień na dnie morza.

– Pani syn jest bardzo miły.

– Wiem.

– I... Naprawił nam przeciekający dach.

– Co?!

– Najpierw to po prawdzie zepsuł drabinę, ale... I drzwi naprawił, że już nie skrzypią.

– Aha...

– Komin przepchał przy okazji – odezwała się blondynka spod kuchni.

– I apetyt ma – poparła ją druga.

– Gość to u nas nieczęsto – dodała inna.

– Nic mnie to nie obchodzi! – ryknęła wiedźma Argerita. – Kazubek, do domu!

– Matko! – Sygryda zrobiła coś, czego nie spodziewał się nikt. Uklękła – Matko! Dajcie nam syna swego Kazubka. Dajcie go mi. Męskiej ręki tu trza.

Czarownica wybałuszyła oczy.

– Że jak...?

– No, trza tu męskiej ręki! – powtórzyła dziewczyna śmiało.

Naprawione drzwi nie zaskrzypiały, gdy stanął w nich prawie dwumetrowy blondyn z wielkim młotem w dłoni. Był dość muskularny, miał obcisłe ubranie i rogi na stalowym hełmie. Słyszał ostatnie słowa.

– Otom jest! – blondyn miał brodę i tubalny głos, którym mógłby zapewne nawet szeptem zamówić orzeszki podczas burzy – Na wasze wezwanie jakoby! Pioruniec jestem i przebóg, czylim już nie w Koolhalli, siedzibie Wielkiego Pięciouszatego Koola, pośród bogiń nieśmiertelnych?

– O, następny, co to ładnie gada, a zjeść nie potrafi i gwoździa przybić nie umi – odezwała się dziewczyna spod kuchni.

– Jak się tam zwiesz ?

– Pioruniec, pogromca olbrzymów! – w tym momencie wzrok przybysza spoczął na Kazubku. Pięść jakby odruchowo zacisnęła się na młocie. Głos trochę ucichł – pogromca olbrzymów...

Cios drewnianą łopatą do wyciągania chleba z pieca nie musi być zaskakujący, aby być skuteczny. Ale zaskoczenie w niczym nie przeszkadza – przeszkadza hełm z rogami.

– Co, do stu piorunów !

Ścierka w dłoniach kobiety o masie Sygrydy to broń.

Pioruniec nie zdążył zasłonić się młotkiem. Cios ścierki strącił mu hełm, a na blond głowę spadła po raz kolejny z impetem łopata. Tym razem skuteczniej. Potem ścierka i łopata zaserwowały jeszcze raz to samo. Potem była nicość.

– Dziewczęta, wynieście pana na świeże powietrze, niech ochłonie – zakomenderowała wywijając ścierką Sygryda.

– Widzę, że potrafisz zadbać o mojego syna – Argerita pogładziła trzonek łopaty.

– Ano, coby nie. I zjeść zawsze dobrze dostanie.

– Matko – Kazubek wyprostował się aż pod powałę – ostać pozwólcie.

Wiedźma rozejrzała się po wnętrzu "Pod Głową Pod Pachą".

– Macie tu co do picia? Mocnego?

– No, mamy...

– Trzeba okazję oblać. Mój syn z domu idzie!

– Matko, dzięki wam!

– Dzięki wam matko, dzięki, pani Argerito.

– A na wesele zaplosi się dwanaście sióstl Kazubka, lodzina się spotka i pogada się...

– Matko...

Gdzieś w okolicach poranka wiedźma Argerita wytoczyła się z karczmy "Pod Głową Pod Pachą" w beczce po śledziach i wsparta na drewnianej łopacie. Na trawniku przed wejściem leżał pogromca olbrzymów i jego młot. Obok niego stał wózek zaprzężony w dwie pasące się spokojnie kozy.

"Czego to ludzie nie wymyślą" – czarownica pokręciła głową, pomachała łopatą i wzniosła się chwiejnie w powietrze. "No, ale telaz to gotować będę najwyżej laz na trzy dni. I kuchnię synowej często odwiedzać" – pomyślała.

 

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 89 >