Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 103>|>

Paranoja nie jest naga

 

 

Paranoja nie jest naga. Stale nosi togę.

 

Z pewnością słyszeliście, że jakaś Amerykanka oskarżyła Autorkę Harry Pottera o plagiat – kradzież słowa/terminu "mugol" . Piszę "jakaś Amerykanka", dlatego że nie uważam za stosowne, aby przyczyniać tej Pani reklamy – przecież o to jej głównie chodzi...

Coś się komuś w głowie przekręciło... Prawo autorskie, jak sama nazwa wskazuje, ma chronić prawa autorów. Czy jednak na pewno? Według nowych ustaw – z pewnością – nie!

Właściwie – zarzyna się – w imię ich "dobra" – Autorów tępym nożem... Nowe przepisy bronią przede wszystkim Wydawców – i to przede wszystkim tych – "medialnych". Korzyści dla Wydawców książek są niezbyt wielkie, ale za to kłopotów – mnóstwo. Przede wszystkim Wydawca powinien zarejestrować nowy rodzaj działalności gospodarczej (lub poszerzyć wpis do rejestru handlowego o nowe zakresy tejże działalności) – mówię o prowadzeniu agencji detektywistycznej. A z tym wiąże się uzyskanie licencji... Już ma dusza raduje się, widząc te tłumy wyłysiałych okularników – redaktorów, panów i pań z brzuszkami, którzy codziennie ćwiczą w siłowniach i na strzelnicach... Walka wręcz, białą bronią i palną bronią, na szpady, maczugi i pistolety, kung tfu!... Przecież Wydawnictwo musi udowodnić, że nie musi płacić za prawa autorskie... albo musi zapłacić na "specjalny fundusz martwych dusz". Notabene, nikt tak na prawdę nie wie, gdzie i u kogo podzieją się te "martwe" pieniądze "martwych" dusz. Zgodnie z nowymi regulacjami, jeżeli autor zmarł np. 65 lat temu, należy odszukać jego spadkobierców. Ile w tym można będzie znaleźć przyjemności! Te dochodzenia, latanie z wywieszonym jęzorem po archiwach, sceny łóżkowe (kto z kim i ile dzieci, czy na pewno są jego – testy genetyczne, dzieci z nielegalnych związków, 1/78 honorarium dla drugiego dziecka siostry z jej szóstego małżeństwa ...protesty "pokrzywdzonych" członków rodziny (czytaj – dziesiątej wody po kisielu). Całe życie można będzie spędzić w sądach... (czy nie o to też chodziło?), albo zapłacić. Prawo klasyfikuje taką sytuację w normalnym życiu jako szantaż – zapłać nam, albo ... Oczywiście dużo prostszym rozwiązaniem jest – nie drukować. I dlatego z naszych półek księgarskich znikną niedługo wszystkie książki autorów piszących w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, a zmarłych dawniej, niż – np. Dziesięć lat. Szczególnie – tych mniej znanych. Kto, do diabła, będzie dopłacał, do wznowień książek, np. Pani (świętej pamięci) Marii Pruszkowskiej? Napisała dwie, czy trzy "perełki", adresowane jednak do kulturalnego odbiorcy (czytaj – niski nakład). Są dobre i śmieszne, pełne kultury i miłości do dobrej literatury, ale – zmarła. Nikt nie wie, gdzie jest jakaś rodzina. Na pogrzebie (chyba) nie byli. I Autorka z nimi kontaktów nie utrzymywała (o ile mi wiadomo). Może nie chciałaby, aby otrzymywali po niej spadek? Ale teraz, jeżeli znajdzie się szaleńczo odważny Wydawca – to:

 

A/ splajtuje promując zapomnianego autora i płacąc nie wiadomo komu za nie wiadomo czyje prawa autorskie

B/ wydrukuje na swoje ryzyko i resztę swojego życia spędzi w sądach prawując się o niebotycznie wielkie sumy honorariów adwokatów i mizerne wynagrodzenie autorskie, o które wystąpi – nagle – "odnaleziony" pociotek

C/ zrezygnuje na wstępie i będzie żył długo i szczęśliwie w spokoju ducha i szczęściu nie zniszczonej Rodzinki

 

Nowe prawo autorskie tak dobrze dba o interesy Autorów, że – poza droga sądową – Autor nie ma żadnych możliwości obrony przed nieuczciwym Wydawcą. Nie ma żadnych narzędzi, pozwalających na szybką egzekucję należności. A za rok, czy dwa – bo tyle najkrócej potrwają rozprawy, Wydawca – zniknie, lub okaże się "nieściągalnym dłużnikiem". Przecież nie jest taki głupi, jeśli już zaczną go włóczyć po sądach, to otworzy "nowy interes" i po cichu przetransferuje tam wszystkie swoje środki... A Autor – pozostanie bez honorarium. I z długami – idiota, wyłożył na adwokatów, opłaty i kaucje sądowe!

 

Autor – jeżeli sam nie jest prawnikiem – nie ma żadnych szans w starciu z "jednostką gospodarczą", jaką zawsze jest Wydawca.

Po pierwsze – ze względów kapitałowych (skoro nie otrzymał honorarium, to za co założy sprawę i najmie "papugę"?

Po drugie – ze względów prawnych – już na wstępie dostanie taką "umowę", że – w większości wypadków, według niej jest zobowiązany do wszystkiego, a Wydawca – do niczego. Czasami umowa jest skonstruowana w sposób bardziej zawoalowany, czasami – w mniej. Ten drugi sposób stosuje się najczęściej wobec debiutantów. I tak każdą podpiszą.

Po trzecie – ze względu na nieokreśloność trybu postępowania wobec "specjalnego funduszu martwych praw". Przyjmijmy, że Wydawnictwo było uczciwe. Jednak nie wynajęło Sherlocka Holmesa, ani nie pogoniło swoich pracowników w przeszukiwanie puszcz Nowej Gwinei, gdzie akurat autor spędzał swój kilkunastoletni urlop twórczy (podkreślić trzeba – nie zostawił ani swojego adresu, ani – rodziny). Po powrocie Autor dowiaduje się (z witryny księgarni), że jego książka została wydana. Zwraca się do Wydawcy, a ten – z radością wita go jako żyjącego, ponieważ w powszechnym mniemaniu już dawno zginął w otmętach baru piwnego na Powiślu. A trup popłynął do Gdańska. I z równie wielką radością informuje go, że należną kwotę honorarium Wydawnictwo "odprowadziło" ( w ostatnią drogę) do FUNDUSZU MARTWYCH i  NIEZIDENTYFIKOWANYCH. Spływaj, dziadu! Krzyżyk na drogę i życzenia szczęścia! (będzie ci bardzo potrzebne...) I co dalej. Ano nic – nie ma ani procedury odzysku, ani jasno zdeklarowanych "taryfikatorów", ani obowiązujących terminów płatności... A nawet – nie znajdziesz Funduszu. Bo w żadnej książce telefonicznej Funduszu nie znajdziesz (nawiasem mówiąc nic w niej nie znajdziesz. I samych książek też trzeba ze świecą szukać. Skąd, drogi Czytelniku, możesz wiedzieć, że:

A/ firma podnajmuje lokal, a zatem nie ma jej w wykazie TP SA, bo figuruje tam właściciel lokalu

B/ firma zawarła niezwykle dla siebie dogodną umowę z innym operatorem, o którym w życiu nawet nie słyszałeś, a zatem na pewno nie będzie tego telefonu w książkach i spisach TP SA (nie zapominaj, że informacja telefoniczna jest też w rękach TP SA)

c/ systematykę porządku i indeksów w książkach telefonicznych tworzyli najprawdopodobniej wybitni członkowie Mensy Polska i wykonali swoje zadanie doskonale – znalezienie najprostszego hasła (czytaj – rozwiązania problemu) przypomina obliczanie w pamięci pierwiastków 5 stopnia z zlogarytmowanej macierzy. I tak jest w porządku, przecież wiemy wszyscy, że najprostsze rozwiązania są najbardziej skomplikowane – spójrz choćby tylko na przykład Einsteina. Matka Natura przez 50 tysięcy lat maltretowała pokolenia szympansów, aby w końcu jeden z ich potomków wydukał to sławetne: eeeeee, równa się emmmmmm-cekwadrat. Pociesz się tym i przypomnij sobie, że wobec czasu trwania całego continuum, Twoje bezpowrotnie stracone (i bezowocnie) trzy godziny na poszukiwaniu jakichkolwiek "namiarów" np. znanej, potężnej i reklamującej się we wszystkich mediach Korporacji w którejkolwiek książce telefonicznej. Tak na marginesie – myślę, że te zabiegi operatorów telekomunikacyjnych mają wymusić na społeczeństwie wzrost czytelnictwa.... Może to i słuszne? Niedługo i tak w większości domów będzie tylko jedna biblioteka – opasłych domów książek telefonicznych kilkuset lokalnych operatorów. I starych numerów gazet sportowych.

 

Ale wracając do meritum. Ponieważ Autor sam nie odnajdzie (i nie odzyska) swojego "zaległego" honorarium, musi nająć nieogolonych facetów w togach. I oto chodzi!

Ich "honoraria autorskie" ciągle rosną, i są zawsze ściągalne – bo, jeśli klient nie zapłaci, to inni zarośnięci faceci w togach znajdą czas poza kolejka spraw, aby – natychmiast – posadzić nieuczciwego klienta kolegi. Solidarność (kumpli) zawsze zwycięża!

 

 

Podstawowym problemem, z powodu którego Polska "dobrowolnie" skopiowała bezmyślnie i przyjęła "zachodnie" prawo autorskie, był zwykły szantaż, jaki zastosowały wobec naszego kraju wielkie międzynarodowe korporacje, zwłaszcza te, mające siedzibę w Stanach i – najczęściej – silnie powiązane z "pół-światkiem" muzyki rozrywkowej i z Hollywood. Rezultat – nie wolno np. Odbić na ksero w bibliotece całego nie wznawianego podręcznika, nie wolno podać cytatu bez podania źródła... Napiszesz "Dupa!" – i już musisz pomyśleć: od kogo to zapożyczyłem? Przecież ktoś, gdzieś, kiedyś z pewnością to napisał.... I teraz oskarży mnie o plagiat. A jeśli napisze, że to za np. Stachura, to Malinowski z Koźlich Głów oskarży mnie o oszustwo – on, 30 lat wcześniej niż Stachura napisał "Dupa!" w liście do cioci. A ciocia pokazała list wszystkim członkom jego rodziny. I nie tylko. Czyli – doszło do rozpowszechnienia tekstu. Wszystko gra. Jedynie możesz liczyć na dobra wolę Malinowskiego, że jak mu podpowiesz, iż może posadzić w kryminale ciocię, za "nielegalne rozpowszechnianie tekstu’, bez zgody autora – to, być może jego nienawiść do cioci weźmie górę nad jego etyką i – puści ciebie tylko w kalesonach. Bez tasiemki. Dupa będzie goła. Nie pisz, bo będziesz:

A/ siedział

B/ zrujnują cię

C/ nie zobaczysz grosza honorarium

D/ znajomi ciebie znienawidzą (czym on jest lepszy ode mnie? Tez bym mógł napisać..)

E/ krytycy zajeżdżą na śmierć, tym boleśniej, i, bardziej odkrywcza i świeża będzie twoja twórczość

F/ wydawcy i tak nie będą chcieli ciebie drukować – jako debiutanta, później – jako mało znanego, a niedługo po Twojej śmierci z głodu – bo nie chcą mieć styczności z prawem autorskim. A po 100 latach i tak już o Tobie nie będzie pamiętał.

 

Tak więc, możemy autorytatywnie stwierdzić, że:

 

Nowe prawo autorskie jest świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne! Świetne!

 

Bo:

1. zarabiają na nim Autorzy (Autorzy prawa, czyli prawnicy)

2. zarabiają na nim wielkie korporacje produkujące intelektualną gumę do żucia, czyli tzw. Rozrywkę

3. Wydawcy nie będą mieli problemów z drukarniami, autorami, dystrybucją, itp., bo przestaną wydawać

4. chronimy dzięki niemu lasy, a zatem ocieplenie klimatu nie musi stać się katastrofą dla całego życia na Ziemi – karaluchy ocaleją

5. na półkach zostaną tylko wielcy klasycy (bo na swoje szczęście zdechli tak dawno, że żaden ich pociotek nic nie dziedziczy)

6. Świat pozbędzie się wielu frustratów, dotychczas tylko marnujących papier (z nadmiaru wrażeń popełnią samobójstwa)

7. zniknie problem dotacji dla bibliotek na zakup nowych książek (po co nowe wydanie Sienkiewicza, skoro można czytać stare)

8. Analfabetyzm nie wzrośnie, bo ludzie i tak będą musieli czytać (choćby tylko dla zachowania gatunku): książki telefoniczne i Kamasutry (Autor dawno powędrował do piachu)

9. i – ogólnie – wszystkim będzie lepiej!

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 103 >