Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 39>|>

Strzelanie staruszkami czyli problemy komunikacji

 

 

 

Zawsze zafascynowany byłem tym jak autorzy science fiction wyobrażają sobie komunikację w miastach przyszłości. Jako architekt, niestety, śmiem twierdzić, że nad przytłaczającą większością autorów trzeba byłoby stanąć z pasem w ręku i bić po łapach jeszcze zanim przeleją swoje pomysły na papier.

Spokojnie, spokojnie... Władzy nie mam i nikogo bić nie będę. Ale rozpatrzmy, nastawieni wyjątkowo pokojowo, kilka pomysłów fachmanów SF na temat "jak rozładować korki w miastach".

Pierwsze co szalenie mnie rozbawiło (jeszcze lata temu) to ruchome chodniki. Rewelacja techniczna! Ruchomy chodnik jest świetny. Wystarczy nań wejść i już jedziemy. Taaaaaaa... Przeprowadźmy prostą symulację myślową. Takie chodniki już mamy – mówię o rampach i schodach ruchomych w supermarketach i galeriach handlowych. Jedzie to-to ohydnie powoli więc wszyscy i tak łażą w górę i na dół chcąc dotrzeć do celu szybciej. Więc może takie schody powinny jechać z większą prędkością? Hm... O ile większą? No dobra. Niech jadą naprawdę szybko. Specjalny pracownik na dole będzie z kopa wpychał opornych i bojaźliwych klientów na pochylnię, więc wsiąść się jakoś da. A u góry? Tam to już staruszki będą wystrzeliwane jak z katapulty, najpierw rąbną o sufit, odbiją się i wyglebią chlaszcząc posadzkę, żeby stworzyć estetyczne, kolorowe plamy.

Powiecie, że się czepiam. Powinno to być inaczej zorganizowane. Ze skrajnej prawej strony jest najwolniejszy ruchomy chodnik, z którego można się przesiąść na szybszy po lewej, a niego na jeszcze szybszy i znowu, aż osiągniemy satysfakcjonującą w mieście prędkość 60 kilometrów na godzinę. No dobrze. Ponieważ jednak nie będzie poręczy (bo nie byłoby wtedy przesiadania i w związku tym co chudszych i wrażliwszych będzie zwiewać z pasów ruchu) to minimalna szerokość jednego pasa musi mieć około półtora metra. Zakładam dziesięć pasów, żeby osiągnąć 60km/h, więc cały chodnik będzie miał piętnaście metrów szerokości. Mmmmmmmm... Życzę przyszłym pokoleniom architektów wszystkiego najlepszego, dużo relanium i jakiegoś miłego, przytulnego zakładu psychiatrycznego na starość.

Ale nie poruszyliśmy jeszcze najważniejszej sprawy. Przecież chodnikiem trzeba się poruszać w obie strony. To nic trudnego. Obok przecież skonstruuje się dziesięć pasów jadących pratiwpołożno. Genialne. Tyle tylko, że oba chodniki stykać się będą swoimi najszybszymi pasami. Jak ktoś będzie chciał zmienić kierunek ruchu to wystarczy, że pokona różnicę prędkości wynoszącą 120 km/h. Ale miazga!... czemu on tak krzyczy? No dobra, niech ktoś go sprzątnie i wymyje oba pasy ruchu.

Dajmy więc spokój chodnikom o łącznej szerokości 30 metrów po każdej stronie ulicy i zajmijmy się latającymi taksówkami. Widziałem takie w filmie "Piąty element". To jest rewelacja – pomysł, który zrewolucjonizuje miejski transport i zlikwiduje korki. Rewolucja w komunikacji porównywalna z przejściem od kolei żelaznej do samolotów pasażerskich. Ale... Hm. Czy zwróciliście uwagę na drobny szczegół? Biegnąc na dworzec możecie wskoczyć do pociągu na minutę przed odjazdem, na kilka sekund, a nawet (jak ktoś jest urodzonym idiotą) już w chwili kiedy skład rusza. Przed startem samolotu, teraz już, trzeba stawić się na lotnisku o półtorej godziny wcześniej. Dlaczego? Ano trudno raczej pociągiem zburzyć Pałac Kultury i Nauki, a samolotem zniszczyć WTC już się zdarzało. Zawsze kontrole na lotniskach były bardzo rygorystyczne. Tak i będzie z latającymi taksówkami. Wyobrażacie sobie? Zamawiacie taksówkę, krótki kurs, chcę na Rynek, napić się piwa w dobrej knajpie. Latający samochód podstawiają po pięciu minutach i... "Wylegitymować się!" rozkazuje dwóch przybyłych razem ochroniarzy. No to dajecie dowód osobisty, sprawdzają wasze dane w komputerach, potem trzeba przejść przez bramkę, jak coś zapiszczy to wywrócić kieszenie, oddać wszystkie ostre przedmioty, znowu coś piszczy, "Ręce na maskę, nogi szeroko!", oklepanie, kontrola elektroniczna, zabierają wam fiolkę z lekarstwem, potem obwąchanie psem czy nie ma środków odurzających, rentgen prześwietlający bagaż, który zostanie zaplombowany i który stewardessa ("taksówkardessa"?) komisyjne włoży do pancernego bagażnika. W porządku. Odczekacie jeszcze ze trzy kwadranse zanim ochrona sprawdzi was na listach Interpolu, FBI i CBŚ i można jechać/lecieć na Rynek. Już po dwóch godzinach od wezwania taksówki będziecie mogli się napić upragnionego piwa, oczywiście jeśli będzie was na nie jeszcze stać po opłaceniu kosztownego sprzętu kontrolnego, połączeń, taksówkardessy i psa, że nie wspomnę o kierowcy/pilocie, drugim pilocie, mechaniku/radiooperatorze i komandosie, który będzie na was cały czas łypał podejrzliwie z dłonią na rękojeści spluwy.

Może jednak dajmy sobie spokój ze środkiem transportu, który wymaga ośmiu obsługantów na jednego pasażera.

A propos konwencjonalnych taksówek, jechałem ostatnio taką. Mijaliśmy właśnie monstrualnie wielki autobus Volvo, ultranowoczesny, z wyświetlaczami, klimatyzacją, wyściełanymi fotelami, stereo-głośnikami mogącymi sączyć przyjemną muzykę do uszu pasażerów, lub informować ich za ile minut dojadą do następnego przystanku. Głośno wyraziłem swój zachwyt. Kierowca taksówki tylko się śmiał. Ponieważ pora była późna, wyjaśnił, to w autobusie znajdowało się tyle samo pasażerów co w jego taksówce. Tu i tu (przeliczyliśmy komisyjnie) było po jednej sztuce pasażera i jednej sztuce kierowcy. Poczułem się źle ponieważ ja zapłaciłem piętnaście złotych za kurs, a tamten Nocny Marek w Volvo tylko dwa złote i dodatkowo, miał jeszcze komunikaty, muzykę, wyświetlacze, że nie wspomnę o wielkości jego auta, ze dwadzieścia razy potężniejszego od tego, którym sam jechałem bez klimatyzacji i rzęsistego oświetlenia (bardzo ładnego). Nie wspomnę też o tym, że ja za własne pieniądze spowodowałem, że taksówka wypaliła jakiś litr paliwa maksimum (uczciwie, przeze mnie opłacony, plus napiwek), a jego autobus (za dopłaty od gminy) wypalił na tej samej trasie jakieś sto litrów pierwszorzędnej jakości ropy, za którą ja również musiałem częściowo zapłacić.

Zbuntowałem się. Razem z bezimiennym taryfiarzem wymyśliliśmy jak uzdrowić transport miejski w wielkich miastach. Trzeba po prostu zlikwidować autobusy i tramwaje. Zabetonować torowiska i przydzielić je na wydzielone trasy dla taksówek. Dać taksówkom takie same uprawnienia w ruchu ulicznym, jak tramwajom obecnie. Kolosalne dopłaty do miejskich środków komunikacji przeznaczyć na dopłaty do taksówek. Zwolnić całą rzeszę ludzi obsługujących MPK i te pieniądze przeznaczyć na subwencje do prywatnych środków transportu. Jakie to da korzyści? Już wyliczam:

– jeśli taryfa będzie cały dzień jeździć, a nie stać, to kurs będzie kosztował raptem dwa razy więcej niż bilet.

– jeśli otrzyma kolosalne dopłaty od gminy, które teraz idą na MPK to cena kursu będzie porównywalna do ceny biletu

– jeśli zinstytucjonalizuje się tak zwanych "łebków" (prosty wyświetlacz na dachu z nazwą ulicy docelowej) to opłata za kurs będzie niższa niż bilet MPK

– taksówka, w przeciwieństwie do autobusu, podjedzie pod dom, przejmie pasażera prosto z bramy i dowiezie go tam, gdzie rzeczony chce, a nie na przystanek na wygwizdowie, gdzie można dostać w ryj, stracić portfel, a panie, dodatkowo, mogą jeszcze doświadczyć wątpliwej przyjemności gwałtu i poniżenia

– taryfiarz może być uzbrojony, więc zniknie koszt odszkodowań i bezcelowej pracy policji poszukującej kieszonkowców jako ten Syzyf pchający kamień (zniknie koszt urzędniczek w prokuraturze, które muszą dzisiaj tonami wypełniać durnowate dokumenty, a później je niszczyć w degradatorach papierów i to może uchronić nasze lasy).

– nie trzeba będzie drukować biletów, co również uchroni nasze lasy

– nowe miejsca pracy (liczone w dziesiątki tysięcy na jedno duże miasto) uratują gospodarkę, a poza tym każdy taksówkarz sam będzie dbał o swój warsztat pracy, więc znikną koszty pośrednie utrzymywania cholernie drogich, supernowoczesnych autobusów marki Volvo z klimatyzacją, muzyką i wyświetlaczami. Więcej osób znajdzie zatrudnienie w przemyśle motoryzacyjnym w wybranych miastach i w stacjach obsługi pojazdów w każdym mieście

– świat uniknie kryzysu paliwowego, bo będzie przeznaczał litr paliwa na jednego pasażera, a nie sto litrów

– kanary pójdą się paść na jakąś łąkę w górach (życzę im wszystkiego najlepszego, ale niestety, będą się musieli przyzwyczaić do myśli, że będą potem srać na zielono)

– będzie można się upić i wrócić do domu samochodem bez ryzyka spotkania z policją drogową i bez stresującej możliwości zabicia kogoś niewinnego (a także bez równie stresującej możliwości obrabowania podpitego pasażera w autobusie)

– ten środek transportu napędzi wielu nowych klientów Telekomunikacji Polskiej, którzy będą wzywać pojazdy przez telefon (to jedyna wada pomysłu – ale każda rewolucja musi przecież liczyć się z jakimiś kosztami, trupami, masowymi egzekucjami, łagrami... to nie ja wymyśliłem TPSA, nie miejcie do mnie pretensji).

 

Boże, ktoś stoi nade mną i bije mnie po łapach! Auuuuuuuuuu!!! No przestań! Dobra. Dobra, przyznam się, gadałem z taksówkarzem po pijaku. No czemu mnie bijesz po łapach, cholero???

No dobra. Przestaję pisać...

Ty oprawco, też jesteś architektem? I potraktowałeś mnie poważnie?

Co za jełop.

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 39 >