Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 43>|>

Wyrok - dożywocie

 

 

Gdy powstawały Framzeta i The Valetz Magazine, w Polsce sieć dopiero raczkowała. Dziś jest zupełnie inaczej, tysiące internautów przemierza codziennie bezkresy Internetu w poszukiwaniu dobrej fantastyki. Kiedyś siłą rzeczy było ich sporo mniej, na czym jednak wyżej wymienione pisma nie straciły, a wręcz przeciwnie – zyskały nad konkurencją sporą przewagę. Miały bowiem czas, by zdobyć niezbędne doświadczenie, tak potrzebne dziś, gdy wśród serwisów fantastycznych zaczyna się robić ciasno.

Framzeta i TVM istniały osobno spory kawał czasu, każde tak samo dobre, otoczone gronem wiernych Czytelników. W końcu ktoś wpadł na pomysł, aby te periodyki połączyć. Skoro posiadały podobny zakres tematyczny – literaturę, film, komiks – świetnie by się wzajemnie dopełniały. Framzeta na wskroś fantastyczna, TVM nieco od tych klimatów odleglejszy – z tych dwóch tytułów trzeba było wyciągnąć to, co najlepsze, mówiąc jednym słowem – ich esencję.

W ten sposób powstała Esensja. Czy spełniła oczekiwania Czytelników? Zdania pewnie są podzielone, ale jedno trzeba przyznać: Esensja to pismo dobre. Fuzja okazała się być zagraniem trafnym, bowiem dzięki niej zyskała Esensja większe grono potencjalnych Czytelników. Zresztą nie tylko oni docenili jej walory – magazyn nagrodzono w kilku plebiscytach, co po jego odwiedzeniu i zagłębieniu się w treść dziwić nie powinno. Autorzy zwęszyli dobrą okazję do wypromowania swoich nazwisk i do Esensji zaczęli pisać regularnie, co zaowocowało tym, że z czasem przestały redakcję łączyć stosunki wyłącznie zawodowe. Pismu mogło to wyjść jedynie na dobre.

Żaden chyba inny magazyn nie prezentuje tekstów o tak szerokiej tematyce: literatura, poezja, komiks, książka, film, sieć, gry... I jeszcze odrobinę więcej. Ktoś powie, że to źle. Ktoś powie, że dzielenie uwagi pomiędzy kilka działów tematycznych może zaowocować jedynie zaniżeniem ich poziomu. O dziwo, Esensja wychodzi z potyczki obronną ręką – każdy jej tekst prezentuje sobą wysoki poziom. Rzecz jasna czasem jest gorzej, a czasem lepiej, ale nigdy – źle. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest profesjonalnie. Na tym przykładzie najlepiej widać, jak wiele dało Esensji doświadczenie poprzednich pism.

Nie obyło się jednak bez zgrzytów (ale komu się one nie zdarzają?). Czasem trzeba dość długo czekać na odpowiedź, dotyczącą przesłanego tekstu, co bywa, nie ukrywajmy, frustrujące. Ale czy powinniśmy się dziwić? Bez wątpienia Esensja jest magazynem zasypywanym tekstami i w całym tym bałaganie można się łatwo zgubić. Pozostaje nam cierpliwość, cierpliwość, która, jeśli tylko będziemy się starać, zostanie nagrodzona, bo publikacja w Esensji to już nie byle co! Tak więc mimo wszystko teksty wysyłajmy i od czasu do czasu na redakcję ponarzekajmy – w końcu to nasze święte prawo, a poza tym zimny prysznic jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Tak więc Esensji, oskarżonej o dobre teksty i wysoki poziom, winę dowiedziono. Wyrok – dożywotnie czytanie!

 

 

 

Krótko o głównych osobach dramatu:

 

Konrad R. Wągrowski – rocznik 1973, absolwent Politechniki Warszawskiej. Pierwszy prezes Stowarzyszenia Fantastyki "Framling", zwany Framzesem. Miłośnik literatury, filmu i komiksu. Redaktor naczelny pisma internetowego "Framzeta" [http://framzeta.art.pl], tworzonym głównie przez ludzi z "Framlinga", które szybko zyskało uznanie wśród miłośników fantastyki. Autor licznych recenzji, artykułów publicystycznych, zastępca redaktora naczelnego "Esensji" [http://esensja.pl]

 

Artur Długosz – rocznik 1973, absolwent Politechniki Warszawskiej. Pomysłodawca i redaktor naczelny "The Valetz Magazine" [http://magazine.valetz.art.pl], jednego z pierwszych pism elektronicznych w polskim Internecie, licznie nagradzanego (między innymi zaliczenie do 25 najważniejszych stron w polskiej sieci za 1998 roku przez magazyn //WWW). Obecnie redaktor naczelny "Esensji" [http://esensja.pl], piszący w wolnych chwilach recenzje, artykuły, opowiadania i scenariusze komiksowe.

 

Udało nam się na chwilę oderwać Artura od pracy i nakłonić go do udzielenia krótkiego wywiadu.

 

 

Eryk Ragus: Na początek pytanie, które zawsze mnie nurtowało – czemu Esensja, a nie Esencja?

 

Artur Długosz: Przede wszystkim, bo nam się podoba. To taka gra liter, która pozwala wyciągnąć z nazwy więcej. Dokładnie to, czym aspiruje być Esensja. A poza tym nazwa w domyśle miała być słowem na tyle unikalnym, żeby odnalezienie nas w sieci było proste.

 

ER: Rozumiem i przyznam, że sprytne zagranie. Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o tym w ten sposób... Ale kontynuujmy – skąd pomysł stworzenia Esensji?

 

AD: Z ekonomii skali, najkrócej mówiąc. Ale chcąc, jak się wyraziłeś, stworzyć Esensję, wcale nie myśleliśmy o tym w tych kategoriach i nie nazywaliśmy tego w ten sposób. U źródeł powstania naszego pisma leży chęć dalszej ewolucji.

 

ER: No właśnie – większość Waszych czytelników wie, że Esensja powstała z połączenia dwóch świetnych periodyków – Framzety i The Valetz Magazine. Po co łączyć magazyny, które już wtedy posiadały w sieci renomę?

 

AD: Wydawało nam się, że obu poprzednim tytułom należy się już odpoczynek, dokonały tego, do czego zostały powołane i ich formuły mogły się lada chwila wyczerpać. Esensja miała być nową jakością, czerpiąca z doświadczenia, jakie wszyscy wynieśliśmy z pracy nad Framzetą i The Valetz Magazine. Byliśmy świadomi pokrywania się pewnych obszarów obu pism, jak i wyraźnych różnic, ale na dłuższą metę traktowaliśmy to jako zaletę, mogącą pomóc nam w tworzeniu Esensji. Stąd szeroka oferta tematyczna, jaką Czytelnik znajdzie w naszym magazynie. Praktycznie każda działka to scheda po Framzecie lub TVM. Esensja miała być jeszcze lepszym spożytkowaniem doświadczenia, zaangażowania i wiedzy ludzi związanych z tymi pismami.

 

ER: Wątpliwe, aby do połączenia Framzety i TVM doszło, że tak powiem, od ręki. Jak długo trwał ten skomplikowany – i ryzykowny – proces?

 

AD: Od pierwszego, rzuconego mimochodem pomysłu fuzji, do inauguracyjnego numeru Esensji upłynęło chyba 10 miesięcy. Poza oczywistymi pracami związanymi z wyglądem pisma, funkcjonowaniem, gros czasu zajęło nam zwykłe dogadywanie się. Długie godziny dyskusji nad przyszłością obu naszych pism. Przyznam, że byłem za połączeniem, zresztą sam rzuciłem ten pomysł.

 

ER: Już wtedy wiedziałeś, jaki kształt przyjmie magazyn po połączeniu?

 

AD: Nie, to była taka mglista idea, co moglibyśmy osiągnąć, konsolidując redakcje, wiedzę, umiejętności i pomysły. Ale żadnych konkretów. Właśnie ich wyciosywanie z ewentualnej przyszłości zajęło nam tyle czasu. Spotykaliśmy się w różnych grupach, w różnych miejscach, chcąc jak najlepiej wszystkim osobom z redakcji wyjaśnić, co to wszystko oznacza. Wszystko powoli się precyzowało. Z grubsza może to sprawiać wrażenie gładkiego przejścia od dwóch pism do jednego, ale nic bardziej mylnego.

 

ER: Z czym w takim razie mieliście największe problemy?

 

AD: Nasze oczekiwania związane z połączeniem były miejscami mocno odmienne. Nie zgadzaliśmy się w wielu punktach, spornym na przykład tematem była niefantastyczność wyłącznie nowego pisma. Nie mówiąc już o tym, że nikt z nas nie chciał zrezygnować z tytułu, z którym był związany...

 

ER: ...więc poszliście na kompromis, wymyślając nowy ;) A wraz z nową nazwą, nowa szata graficzna, nowe teksty, nowe... cele?

 

AD: Myślę, że i The Valetz Magazine i Framzeta powstawały z czystej pasji. Zresztą pamiętam taki jeszcze nie do końca przemyślany wstępniak do pierwszego numeru TVM. W przypadku Esensji było nieco inaczej. To przedsięwzięcia dyktowane w dużym stopniu zdrowym rozsądkiem. Nie tylko i nie głównie, ale ten element decyzji odegrał tu ważną rolę. Niemniej głównym powodem istnienia Esensji pozostaje czysta przyjemność, jaka płynie z ukazywania się kolejnych numerów, nowych serwisów i tego, z jaką reakcją Czytelników mamy do czynienia.

 

ER: Z doświadczenia wiem, że reakcje Czytelników – zwłaszcza pochlebne ;) – niesamowicie mobilizują do działania.

 

AD: Podejrzewam, że nasz zapał znacznie by osłabł, gdyby nie Czytelnicy; gdyby esensja.pl była niewiele znaczącym kolejnym adresem w polskiej sieci. Nie ma z tego żadnych pieniędzy, sami dopłacamy do telefonicznych rachunków za modem, opłat technicznych etc. Póki co nic nie zarabiamy, choć plany uwzględniają to coraz bliżej. Natomiast nie ukrywamy, że jest jeszcze inny cel, znacznie bardziej górnolotny. Chcemy stworzyć najbardziej opiniotwórcze środowisko w zakresie tak zwanej kultury popularnej. Czas pokaże, czy uda się nam to osiągnąć, ale póki co jesteśmy on track.

 

ER: Wysoko postawiliście sobie poprzeczkę! To chyba oczywiste, że do zrealizowania takiego celu potrzeba niesamowitego nakładu pracy. I to wszystko za darmo? Skąd tyle altruizmu!?

 

AD: Tak, wszyscy pracujemy za darmo. Niewiarygodne, prawda? A jednak prawdziwe. Sami się dziwimy, jak to się dzieje. Inna sprawa, że chyba nie traktujemy tego w kategoriach pracy. Nie nazwałbyś czytania komiksów, książek, oglądania filmów, czy grania w gry pracą, prawda? Choć są tacy, którzy tak by to określili. W sumie taki recenzent książek w wydawnictwie pracuje czytając dziesiątki gorszych i lepszych tekstów. Robimy Esensję, bo to nasze hobby. Niektórzy zbierają znaczki, inni hodują rybki. My wydajemy Esensję. Nie wiem, czy to kwestia altruizmu... Znowu w hobby nie ma tego elementu. Robisz to, co lubisz, co sprawia Ci przyjemność. Czynnik pieniądza zmienia perspektywę. My, póki co, nie mając z nim do czynienia, naszej hobbystycznej perspektywy nie zmieniliśmy. Co nie oznacza, że kiedyś to nie nastąpi.

 

ER: Czy nie byłaby to zmiana zbyt drastyczna? W końcu pismo jest szeroko rozreklamowane jako niekomercyjne, takie też istnieje w świadomości Czytelnika. Nie boicie się buntu z jego strony?

 

AD: Nie, bo dla Czytelnika prawdopodobnie nic by to nie zmieniło. W zakresie poziomu i zakresu materiałów, jakie mógł do tej pory czytać. Zdrowy rozsądek każe zakładać, że komercyjność pojawia się na pewnym etapie większości przedsięwzięć. Po prostu takie są wymogi funkcjonowania dzisiejszego świata. Zresztą komercyjność nic złego nie musi oznaczać, żadne sprzedawanie się i tym podobne bzdury. Wręcz przeciwnie, przy naszym podejściu wprowadziłoby to zdecydowanie zmiany na plus w całej Esensji.

 

ER: Czy Esensja jest celem samym w sobie, czy stanowi tylko odskocznię do poważniejszej pracy? Jeżeli cel sam w sobie, jak jej redaktorzy chcą czerpać zyski z przedsięwzięcia? (z czegoś przecież żyć trzeba...)

 

AD: Prawdę powiedziawszy, każdy z nas żyje z czego innego. Część z nas pracuje, inni studiują lub też łącza oba te zajęcia. Można powiedzieć, że Esensja jest dla nas odskocznią, choć być może to te inne zajęcia są odskocznią od niej. Niewykluczone, że takie wyraźnie niezawodowe podejście pozwala nam robić to wszystko z taką pasją i świetnie się przy tym bawić.

 

ER: Rozumiem, że hobby, co wciąż podkreślasz, ale to chyba nie przeszkadza w tym, aby od czasu do czasu nieco się przy nim wzbogacić.

 

AD: Niczego konkretnego dotyczącego Esensji z punktu widzenia finansowego sobie nie ustaliliśmy. Nie mamy planu, że za pół roku będziemy na niej zarabiać, sprzedając powierzchnię reklamową czy coś w tym rodzaju. Są jakieś założenia, owszem, ale to raczej wytyczne, których zamierzamy się trzymać, czy szanse, jakich zamierzamy się chwytać. W każdym bądź razie nic konkretnego, co mielibyśmy krok po kroku metodycznie realizować.

 

ER: Krótko mówiąc – Wy zyskujecie satysfakcję. A autor? Promocję?

 

AD: Tak, promujemy autorów. Paweł Laudański, który na łamach Esensji zaznaczył swą obecność cyklem „Wiatr ze Wschodu”, czyli aktualnym przeglądem fantastyki zza wschodniej granicy, jest tego doskonałym przykładem. Izabela Sowa, której książkę wydało ostatnio wydawnictwo Prószyński i Ska, debiutowała właśnie u nas swoim uroczym opowiadaniem. Można by takich przykładów podać jeszcze kilka. Próbujemy promować autorów w różnoraki sposób. Myślę, że warto pisać dla Esensji. Jesteśmy opiniotwórczym magazynem, które czyta naprawdę dużo ludzi, którzy później zdecydują, czy kupią książkę, komiks, danego autora, obejrzą film, zagrają w daną grę czy wybiorą się na sztukę. Publikowanie u nas jest bez wątpienia samym w sobie promocją. Do tego chętnie pomagamy w organizacji spotkań i imprez, gdzie nasi autorzy mają możliwość zabłyśnięcia swym kunsztem i wiedzą.

 

ER: Jakie są plany Esensji na przyszłość?

 

AD: Dalej się bawić. I to bawić się dobrze. Wszystko inne zależy od tego, jak dobrze będziemy się przy tym bawić. Natomiast odpowiadając nieco bardziej poważnie, to dalszy rozwój. Będą zmiany szaty Esensji, zakres tematyczny dość dobrze się w międzyczasie wyklarował, więc tu żadnych rewolucji nie przewidujemy. Wiemy, że trzonem naszych zainteresowań pozostanie literatura, film, komiks i gry, choć niewykluczone, że inne działy będą ewoluować, czy pojawią się nowe. Będzie większy nacisk na promocję i współpracę z wydawnictwami, dystrybutorami, współorganizowanie spotkań i imprez. Jest też rzecz jasna projekt papierowej wersji Esensji, wstrzymany parę miesięcy temu na zaawansowanym etapie ze względu na dramatyczną sytuację rynku wydawniczego i w ogóle Polski. Cały czas mamy go, że tak powiem, w zanadrzu.

 

ER: I jeszcze na koniec pytanie b a r d z o  podchwytliwe :) – gdybyś miał wymienić główne wady i zalety pisma, co byś powiedział?

 

AD: Nie widzę żadnych rzeczy, które określiłbym wadami. Jeśli coś nie działa, czy nie wygląda jak powinno, po prostu staramy się to naprawić. Powiedziałbym, że mamy jeszcze pewne braki w pewnych tematach, ale kolejne tygodnie stopniowo to luki będą uzupełniały. Podobnie rzecz ma się szatą strony, która przeszła zmianę jakiś czas temu, ale wkrótce będziemy to robili ponownie, wyciągając doświadczenie z reakcji ludzi na obecny wygląd i sposób poruszania się Esensji. Z zalet wymieniłbym naszych autorów, bardzo rzeczowych i sprawnych, przygotowujących dobre, naprawdę wartościowe merytorycznie materiały. I na tym ze skromności poprzestanę.

 

ER: Dziękuję za wywiad i powodzenia w dalszej pracy!

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 43 >