Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 45>|>

Ostatni Władca Pierścienia

 

 

Żebyśmy mieli ową legendarną jasność zabezpieczoną – nigdy nie byłem szczególnym miłośnikiem Tolkiena. Do "Władcy pierścieni" podchodziłem trzy razy i nie wyszedłem poza czterdziestą którąś stronę. Czwarty raz był nieco inny – leżałem z zapaleniem płuc, dziecko w przedszkolu, żona w pracy, a ja sam z temperaturą i mam do wyboru: ósmy raz czytać "Żegnaj, laleczko" libo "Władcę pierścieni". W lekkiej malignie przebrnąłem przez owe czterdzieści stron i okazało się, że wpadłem. Byłem zachwycony i zaskoczony własną głupotą – dlaczego nie przeczytałem wcześniej?!

Z czasem i zachwyt osłabł i wybaczyłem sobie głupotę. Po prostu (wiem, że to, co mówię wywołuje w niektórych chęć uwicia sznura na moją szyję, trudno. Tylko, błagam, nie mówcie, żebym napisał lepsze, i że dopiero to pozwoli mi mówić źle o JRRT!), bardzo szanuję Tolkiena, doceniam jego wkład w światową literaturę, ale... Tylko tyle. Przyznam, że "Czarnoksiężnika z Archipelagu" czytałem może ze cztery razy, podczas gdy "WP" tylko przy tej pneumonii.

Dlatego też trochę niezrozumiały dla mnie jest szum wokół Autora i Dzieła Jego.

Mógłbym jeszcze o swoim stosunku długo i nawet obraźliwie, ale nie o to idzie. W każdym razie, kiedy dostałem Yeskowa, ucieszyło mnie bardzo, że ktoś, podobnie jak ja, nie ma bałwochwalczego stosunku do T! Namówiłem więc wydawcę, do wydania tego profanatorskiego i bluźnierczego dzieła, a potem – tylko Jej tego nie mówcie – żonę do przeczytania "WP" – dla dobra dzieła. I zaczęliśmy tłumaczyć.

Właściwie to tyle tego zeznania. Jak rzadko tłumaczyło nam się z przyjemnością, choć w okrutnym pośpiechu. Stąd może kilka kiksów, o których powiadomili mnie mili czytelnicy. Podobno nie podobało się komuś/gdzieś, że krasnoludy potrafią wydobywać rudy stali. Hm, ruda stali jest nie do przyjęcia, a elf i ork – tak? W każdym razie, poza tolkienowskimi fundamentalistami rzecz została przyjęta właściwie – czyli po prostu jako książka, jako alternatywa, jako cienka szpila w nabzdyczone nieco ciało Profesora.

Nic więcej, nic mniej.

Czytajcie i nie doszukujcie się szczególnego podtekstu.

Bo go nie ma.

A fundamentalizm jest niedobry w każdej postaci!

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 45 >