Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 47>|>

Science Fiction nr 2

 

 

Zajawka pierwszego numeru nowego miesięcznika znalazła się w dziale WIEŚCI. Taką przyjęliśmy zasadę, iż chcemy informować o wszystkim, co się w fantastyce dzieje, w tym także "wspierać konkurencje", informując, co ciekawego znaleźć można w drukowanych (i nie tylko drukowanych) periodykach.

Jednak sądzę, iż powstanie nowego drukowanego periodyku zasługuje na coś więcej, niż krótka wzmianka o jego zawartości. Zwłaszcza w kontekście rozważań o mizerii naszego rynku wydawniczego, zapaści porównywalnej wręcz do słynnych czterech reform Apokalipsy. Rozważań o upadku czytelnictwa i ogólnym zidioceniu polskiego czytelnika, siedmiu grzechach głównych i niezliczonych pomniejszych.

Przezornie odczekałem do drugiego numeru – pierwszy mógł być jeszcze kolejną z podejmowanych prób, przypadkiem z opowiastki o ślepym psie i cudzej wsi, efemerydą. Pierwszy numer, jak to z debiutami w cywilizowanych (poza Polską) krajach bywa, recenzje powinien mieć dobre, co debiutantom przysługuje.

Ale już drugi numer jest odzwierciedleniem tendencji, pozwala wnioskować o linii pisma z niego samego, nie tylko z lektury wstępniaka. W naszych warunkach sam fakt jego ukazania się jest faktem znaczącym.

Już pierwszy numer obalał pewien zakorzeniony głęboko mit – o płytkości naszego rynku, o braku miejsca na podobne przedsięwzięcia, przy istnieniu dwóch pism " z tradycjami" tej tematyce poświęconych. Okazało się, że jest wiele dobrych tekstów, że starczy ich jeszcze na wiele numerów. Okazało się, że problem istniał raczej z miejscem do publikacji. Obecny numer tylko to potwierdza.

W obu dotychczas wydanych numerach było co poczytać. Tak po prostu, poczytać. Bo temu właśnie ma służyć taki magazyn – dostarczaniu rozrywki. Zgodnie zresztą z zapewnieniami redakcji. Redakcja spełnia, jak dotąd, obietnice z wstępniaka w pierwszym numerze. Rozrywka jest na wysokim poziomie, teksty trzymają w napięciu. A jeśli ktoś chce doszukać się więcej, to też znajdzie.

Tak więc z jednej przynajmniej strony rynek nie jest płytki – ze strony autorów. Obok znanych od lat (choć publikujących rzeczy nowe) znajdujemy debiutantów, którzy swe pierwsze kroki stawiali w internetowych zinach. Jak zapewnia Robert Szmidt, tekstów nadchodzi dużo.

Jak będzie od strony czytelników, czas pokaże. Sam będę optymista, poziom pisma, jego oferta powinny spotkać się z dużym zainteresowaniem. Zasługują na nie. Wypada życzyć utrzymania poziomu i przyszłych sukcesów.

Jeszcze jedno jest godne uwagi – teksty z bardzo bogatej oferty zza naszej wschodniej granicy. Tak się złożyło, że od dekady traktowane po macoszemu, ginące w zalewie przekładów ze strefy anglojęzycznej. Tymczasem W Rosji, na Ukrainie, w fantastyce dzieje się wiele. Periodyk promujący literaturę stamtąd, wraz z literaturą rodzimą, powinien znaleźć trwałe miejsce na rynku.

Zastanawiałem się długo, czego się czepić, by recenzja nie była laurką. W końcu znalazłem – do korekty. Otóż urządzenie, które układają strażacy pod oknem, w którym stoi samobójca, to batut. Nie batuta, batutą to macha dyrygent.

 

Na koniec kilka słów o aktualnym numerze. Ton nadaje mu niewątpliwie dyptyk wrocławski, post-apokaliptyczne opowiadania, dziejące się w scenerii Wrocławia – "Ognie w ruinach" Roberta Szmidta i "Autobahn nach Poznań" Andrzeja Ziemiańskiego. Pierwsze, bardziej kameralne, z czytelnymi podtekstami politycznymi, dziejące się w bunkrach pod masywem Ślęży i w zrujnowanym atakiem nuklearnym mieście. Druga opowieść, jak zwykle niezawodnego Ziemiańskiego – nie, nie będę streszczał, to trzeba samemu przeczytać. Polskie kompleksy, Rzeczpospolita od morza do morza, mutanty, naćpani najemnicy i nawalone walerianą koty... Opis tych ostatnich znakomity, sam posiadam w domu takiego nałogowca.

Opowiadanie EuGeniusza Dębskiego "Gandalf w Trójkącie Bermudzkim", znane już ze Srebrnego Globu, to przewrotna historia inspirowana ekranizacją Tolkiena. Dość makabryczne opowiadanko Jacka Inglota :"Tanatos XIV".

Jak więc widać, z tekstów i Autorów, Festung Breslau trzyma się nieźle.

Zza wschodniej granicy – Kir Bułyczow, z bardzo spokojnym, przywodzącym na myśl złote lata fantastyki opowiadaniem "Trzynaście lat podróży".

I debiut – Grzegorz Buchwald, publikujący dotąd w Srebrnym Globie i Fahrenheicie.

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 47 >