Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 52>|>

Frodo był kobietą

 

 

Rzecz poważna o interpretacjach i braku interpretacji "Władcy Pierścienia" J.R.R. Tolkiena

 

 

 

 

"Kręci się arena cyrkowa, naszych czasów metafora"

z repertuaru Starego Dobrego Małżeństwa

 

 

Ktoś kiedyś powiedział, że jedyną książką na świecie jest Biblia. Reszta to komentarze. Namnożyło nam się przez wieki tych komentarzy. Za dużo ich, żeby zwykły śmiertelnik zdążył ogarnąć je za swojego życia.

Wróćmy do Biblii. Ab ovo... To też nie jest takie proste. Do jakiego odłamu Ludzi Księgi

należysz? Do ludzi której Księgi należysz? To ważne, zależy od tego sposób, w jaki będziesz odczytywał te same słowa. Bo co z tego, że sam Jan Paweł II stwierdził, iż muzułmanie, żydzi i chrześcijanie wierzą w tego samego jednego Boga, skoro wielu muzułmańskich, żydowskich czy chrześcijańskich interpretatorów chce wzbudzić we mnie i w innych ludziach nienawiść do "innowierców"? Co z tego, że Biblia jest tylko jedna, skoro samych odłamów chrześcijaństwa jest, wliczając w to pomniejsze sekty, co najmniej kilkadziesiąt? Nie mają racji? Kto nie ma racji? Nie mieli racji okcytańscy katarzy, którzy głosili miłość, tolerancję, brak przemocy i ubóstwo – i je praktykowali, za co zostali zmasakrowani przez wysłanych przez papieża krzyżowców? Każdy wyczytuje ze swojej Świętej Księgi to, co chce wyczytać i całe niebezpieczeństwo w tym, że czytający może być idiotą albo mieć inne zadatki na fanatyzm. Wystarczy, że taka osoba przeczyta iż "oko za oko...itd.", a nie dojdzie do "nadstawiania policzka".

Ale co to ma do rzeczy w kwestii "Władcy Pierścieni"? Czy trylogia Tolkiena to Biblia? Można śmiało powiedzieć, że i tak, i nie. Nie – bo nie jest tą jedyną Biblią, tak jak nie jest nią żaden z pięknie wydanych "komentarzy"... Tak – bo też jest całym światem, bo też jest książką natchnioną. Ktoś w to wątpi? Ma jeszcze jedną cechę wspólną – oba dzieła można odczytywać na wiele sposobów. Bo to jest po prostu cecha dobrej literatury – każdy może znaleźć własną interpretację opisywanych zdarzeń. Przez lata różne polonistki i poloniści uczyli mnie odnajdywać ukryty sens, to słynne "co poeta chciał powiedzieć". Od tego czasu mój wyćwiczony w analizach i interpretacjach umysł potrafi odnaleźć taki sens w utworze, o którym nawet nie śniło się jego twórcy... Nie, to nie żarty, niektórzy robią na tym poważne państwowe doktoraty. W każdym razie nikt, nawet sam autor, nie może narzucić mi swojego spojrzenia na dzieło. Bo moje spojrzenie jest moją prywatną sprawą. Staram się też nie pretendować do miana idioty, swoje spojrzenie na "Władcę Pierścienia" wspieram znajomością biografii autora – wiem, że tak trzeba.

Więc dlaczego J.R.R. Tolkien próbuje mi wmówić, że świat, który stworzył, nie jest odbiciem rzeczywistości, w której przyszło mu egzystować? Abstrahuję już od tak oczywistych faktów, jak to, że Shire ma swój pierwowzór w wiosce Sarehole, w której Tolkien się wychowywał, że Sam Gamgee to alter ego prostego, bohaterskiego szeregowca brytyjskiej armii w czasie I Wojny Światowej. Nikt nie neguje też, że języki stworzone przez mistrza były inspirowane m.in. językiem fińskim czy walijskim. Mi chodzi jednakże o bardziej metaforyczne przesłanie – Wojna o Pierścień, a I Wojna Światowa, potem II Wojna Światowa. Nie będę się upierał, że Sauron, jako wcielone zło, był uosobieniem Hitlera. Jako mieszkaniec Europy Wschodniej bardziej skłaniałbym się ku Stalinowi... Jasne, że żartuję. Ale coś w tym jest – autor, pisząc, przelewa na papier swoje spojrzenie na rzeczywistość. Choćby nawet tworzył krainę tak niby oderwaną od współczesnych realiów, jak Śródziemie, nie ustrzeże się, nawet gdyby chciał, naleciałości i odnośników do własnego otoczenia.

Tolkien wielokrotnie podkreślał, że "Władca Pierścieni" nie ma nic wspólnego z sytuacją w Europie lat czterdziestych XX wieku. Nie wiem, dlaczego to robił. Przecież sam pisał, że kiedy wybuchła II Wojna Światowa, przez dwa lata nie wyprowadził Bractwa Pierścienia znad grobu Balina w Morii. Martwił się o syna, Christophera, który walczył jako lotnik RAF – u, oczywiście. Potem jednak ruszył dalej – i na czas wojenny przypadało tworzenie tych wszystkich klęsk i przewag Drużyny Pierścienia, które znamy z końcówki tomu pierwszego i z "Dwóch Wież". Ciekawe, jak wyglądałyby te rozdziały, pisane w czasach pokoju. Czy wiele by to zmieniło? Zapewne. Tolkien odkrywał swój świat, co, według między innymi autora "Imienia róży", Umberto Eco, jest normalną praktyką podczas pisania – nigdy dokładnie nie wiesz, co spotka cię na następnej stronie. Jeśli piszecie, to powinniście wiedzieć, o co chodzi – kiedy jakaś opowieść zaczyna żyć własnym życiem i prowadzić cię w zupełnie niezaplanowane ścieżki. Możliwe, że odbyło się to właśnie w taki sposób – Tolkien być może nie chciał wtrętów rzeczywistości, która wydawała się być zbyt okrutną, ale chcąc nie chcąc zawarł atmosferę mrocznych lat wojny w mrocznej historii Wojny o Pierścień. Rozumiem, że twórczość była dlań oderwaniem od tego okropnego świata, ale świat nie mógł pozostać bez wpływu na twórczość. Człowiekowi może się wydawać, że żyje we własnym, wykreowanym przez siebie świecie, ale świat realny ciągle go dopada, choćby w postaci rachunku za światło.

Za płytkie to porównanie z rachunkiem? Więc może lepiej odwołać się do braku jedzenia? Albo do niepokoju o los walczącego syna? I teraz można by jednym tchem zacząć wyliczać: upadek Gandalfa do Khazad – Dum, zdrada i śmierć Boromira, rozproszenie Drużyny, porwanie niziołków, wyhodowanie Uruk-hai. Nigdy nie dowiemy się, czy Mistrz miał to w planie od samego początku, czy też opowieść sama doprowadziła do takich, a nie innych rozwiązań.

Tak zwani "krytycy literaccy" (ci, co są z jednej parafii razem z eunuchami) ocenili dzieło Tolkiena jako mało wartościowe literacko, głównie z tego powodu, że brak w nim obszernej analizy epoki, w której tworzy autor. No cóż, jak się ma coś wspólnego z eunuchem, to można wykazać się brakiem kilku podstawowych narządów, z których jednym jest mózg. Dla niektórych trzeba podać wszystko na tacy, żeby stało się to jasne. Ale dobre dzieło literackie – czy to wiersz, czy to dramat, czy powieść, powinno wywoływać chęć do zastanowienia. Nie powinno odpowiadać, ale zadawać pytania, bo to jest największa sztuka. Takich, którym wydaje się, że potrafią odpowiedzieć na każde zadane pytanie, jest wielu. A ilu potrafi zadać mądre pytanie? Wbrew pozorom to właśnie takich osób jest mniej. Dziwienie się i zadawanie pytań jest immanentną cechą ludzkiej inteligencji. Jeśli coś lub ktoś potrafi do tego pobudzić, to znaczy, że jest wartością samą w sobie. Może Tolkien specjalnie rozgłaszał, że Śródziemie nie jest żadną metaforą, aby każdy mógł dopasować sobie swój własny ideał do stworzonej przezeń wizji? Po co narzucać jedynie słuszną interpretację, skoro wyobraźnia podpowiada czytelnikowi jakąś inną. Niejedna lektura szkolna straciła w oczach ucznia z powodu narzuconej interpretacji (to tyczyło się zwłaszcza pięknych niejednokrotnie wierszy). Być może Tolkien chciał tego uniknąć?

Powtarzam – takie dzieło, jak "Władca Pierścieni", mogło powstać w "pisarskim transie", w którym autor nie dostrzegał rzeczywistości, ale nieświadomie wplatał ją w swoją historię. W końcu ta książka to arcydzieło – wbrew temu, co mówią tzw. "krytycy". A w twórcy każdego arcydzieła tkwi geniusz – a w geniuszu – szaleniec. Patrz: Michał Anioł, Paul Gaguin, Vincent van Gogh, K.I. Gałczyński, Jack London i inni. Że co? Że pisarz to przede wszystkim wyrobnik? Mozolny układacz słów? Być może przeciętny pisarz tak. Ale nie ktoś, kto przez kilkanaście lat żył przygodami swoich bohaterów, dzięki czemu teraz my, zwykli śmiertelnicy, również mamy możliwość przeżycia fascynującej przygody. I zadania sobie kilku istotnych pytań. Na przykład – po co to wszystkie wojny? Dlaczego nie można żyć spokojnie, tylko ciągle walczyć? Dlaczego...? Po co...? Tych pytań jest całe mnóstwo, nie będę ich podpowiadał, niech każdy zada je sobie sam. I ty, panie tzw. "krytyku literacki", i ty, zwykły (w swej niezwykłości) czytelniku.

A ty, Mistrzu (czy wybaczysz przejście na ty?) nie zabraniaj mi doszukiwania się odbicia rzeczywistości we "Władcy Pierścieni"! Dzięki temu, że odnalazłem w Twoim dziele tyle refleksów realności, ciągle sięgam po nie z przyjemnością i ciągle odnajduję coś nowego, nie traktując "Władcy Pierścieni" jak podrzędnej opowieści opowiedzianej dla samego opowiadania. A może się mylę?

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 52 >