– No i reasumując suma sumarum – chrząknął sum, kończąc swoją wypowiedź – muszę z przykrością stwierdzić, że ryby biorą.
Woda zawrzała. Mimo braku głosu, ryby zaczęły dyskutować, ostro gestykulując.
– A kto teraz nie bierze? – wzruszył płetwami lin.
– Chyba, że leszcz – zmarszczyła czoło ukleja.
– No tak, chyba, że leszcz – zgodził się lin.
– Ja też nie biorę! – piszczał, wijąc się piskorz – Ja też nie biorę!
– Zamilcz, bracie – zganił go kaznodziejskim tonem ciernik – bo, jak mówi pismo, i na ciebie haka znajdą.
– Pewnie – uśmiechnął się nieprzyjemnie szczupak. – Na każdego jest hak. Łyknij takiego brudnego haka, to zaraz robaków dostaniesz...
– Przez co społeczeństwo wodne nam się psuje! – wszedł mu w słowo ciernik. – I to od głowy.
– Cierniki i dzieci głosu nie mają – rzucił żartowniś pstrąg i zabulgotał.
– Skrzek! – wtrąciła się żaba, wykorzystując chwilę ciszy. – Miało być o skrzeku.
– Weźcie ją, bo ona nic nie kuma – prychnął szczupak.
– Kum – kumknęła w odpowiedzi żaba i odpłynęła kawałek krytym kraulem. – Możesz mi nadmuchać!
Szczupak splunął pogardliwie i chciał wzruszyć ramionami. Po kilku próbach zrezygnował.
– Zupełny brak kultury – tragizował ciernik. – Dno, wodorosty, szlam i muł.
– Muł? – zdziwił się idiota karaś. – A skąd tu muł?
– Słuchajcie – odezwała się konspiratorskim tonem milcząca dotąd sieja. – A okoń sika do wody.
Ryby skrzywiły się z obrzydzeniem i spojrzały na okonia z wyrzutem.
– To nieprawda – stanął okoń okoniem. – Wcale nie.
– Ciekawe! – zdenerwował się szczupak. – No to powiedz, gdzie sikasz, no?! Fuj, a potem ja to piję!
– Są ważniejsze sprawy – wrócił do tematu sum. – Panuje straszna korupcja.
– A mnie to ryba – warknął pająk topik. – Po co te wasze gadki? Lejecie wodę, lejecie do wody! Ciernik ma rację. Dno! A ty, co taki zdziwiony? – rzucił w kierunku karpia.
– Zabierzcie ten krzyżacki pomiot – syknął szczupak. – Bo mu wszystkie nogi z odwłoka powyrywam, albo drania utopię!
– Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe – wyrecytował podniosłym głosem ciernik. – Boć powiadam wam, miłujcie nieprzyjacioły swoje!
– Zabierzcie go – złapał się za głowę okoń.
– Albowiem – ciernik zerknął na okonia z wyższością i wzmocnił jeszcze swój natchniony monolog – toczy was rak ...
– Tak jest – podchwycił pstrąg. – Rak to stary skorumpiak!
Rak, widząc, co się święci, zaczął wycofywać się tyłem.
– Nie ma autorytetów – posmutniał lin. – Nic, tylko pakować manatki i spływać.
– A leszcz? – podniosła do góry płetwę ukleja.
– Nie ma leszcza – pokiwał głową lin. – Patrz, co się dzieje.
Działo się – wszystkie wodne stworzenia jęły obrzucać się obelgami. Karaś idiota stwierdził, że żadnej korupcji nie ma i chyba się komuś przyśniło, na co rak zaoferował się, że chętnie tego kogoś uszczypnie. Wtedy raptus piskorz warknął, że jest taki zdziwiony postawą wszystkich, że chyba strzeli karpia, w związku z czym karp nabrał wody w usta i się w ogóle nie odzywał. Tutaj pstrąg żartowniś powiedział, że karpie to tylko w wigilię gadają i że trzeba to jeszcze wyśledzić. „Okoń sika do wody” – powtórzyła wtedy sieja, co słysząc karp, wypuścił całą wodę z ust nosem, aż się zachłysnął. Wtedy stary węgorz zagaił, że umoczył swoje życie i że od tej wody to go stawy bolą. „Co pan narzekasz” – odparł okoń z nutką zazdrości – „Jak na swój wiek to pan i tak jesteś stary węgorz i może”. Pstrąg dowcipniś rzucił wtedy, że jak jest zimno, to węgorze się na zakrętach łamią i aż się za brzuch chwycił ze śmiechu. „Milcz, bezbożniku” – zgromił go ciernik. – „Będziesz się za te swoje żarty na oleju piekielnym i w demonicznej panierce smażył!”. „Leszcza!” – wznosił ktoś płetwy do nieba – „Leszcza!” Leszcz się nie pojawił. Był węgorz, też elektryk, jednak już za stary, aby zapanować nad całą ławicą. W dodatku sum z sandaczem zaczęli się rzucać szczupakiem, a piranie ogłosiły dźgnijhak, czyli śniętą wojnę przeciw wędkarzom.
Wtem pojawił się rekin finansjery i połknął, kogo mógł, a kogo nie mógł, to podpłacił. I okazało się – ryby faktycznie biorą, zwłaszcza, gdy nie ma leszcza.
Na sam koniec, kiedy już wszystkie nadzieje utonęły albo się rozpuściły, przypłynęła złota rybka i rzekła, że chętnie spełni ze trzy życzenia, jednak płotki zakrzyczały ją chórem, skandując: „Ty nie bądź taka fisza” i „Tombak, tombak”. Obrażona złota rybka zmieliła przekleństwo w ustach i wyszeptała: „Bagno”.
I stało się bagno.