Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 55>|>

Panoramiks i medycyna druidów

 

 

„Opowieści o Asterixie, które odznaczają się często podziwu godną

wiernością wobec faktów historycznych, są bardziej pouczające, niż

egzaltowane rozprawy o legendarnej celtyckiej wiedzy”

 

Gerald Messadie

 

"Ot, trutka na nasze problemy" – Druid Panoramiks

Goscinny i Uderzo

 

     Podjęcie jakiegokolwiek tematu, związanego z Celtami, wiąże się, po słowach pana Messadie, z niejaką odwagą. Może więc, dla bezpieczeństwa, posłużyć się zeszytami „Gal Asteriks” dla przeanalizowania zagadnienia, jakim jest medycyna druidów (unikając oczywiście wszelkiej egzaltacji) – i na przykładzie jednego z głównych bohaterów komiksu Goscinnego i Uderzo – druida Panoramiksa, opisać niektóre z metod stosowanych przez celtyckich kapłanów? Nie powinno to bulwersować szacownych naukowców po tym, jak grupa kanadyjskich psychologów dokładnie przeanalizowała bohaterów „Kubusia Puchatka”. Zwłaszcza, że „Asteriksy” są rzeczywiście pełne wiadomości o starożytnej Bretanii i jej galijskich mieszkańcach.

    Galowie mieszkali w puszczy – taki był wtedy horyzont i „światopogląd” większości mieszkańców Europy. Po prostu las mieszany ze znakomitą przewagą drzew liściastych. Tak było i wokół znanej galijskiej wioski na północy Armoryki – otaczała ją puszcza pełna lip, wiązów, grabów, jesionów, a przede wszystkim dębów. Dąb to król europejskich drzew. Roszczą sobie do niego prawo wszystkie ludy starożytnej Europy, zawsze jest on poświęcony najważniejszemu bogowi. Zresztą nazwa druid, według większości badaczy, wywodzi się od greckiego słowa drus, oznaczającego właśnie dąb. Druid Panoramiks znał moc puszczy i dębów – znał ją także tradycyjny przeciwnik Galów, Juliusz Cezar, próbując wyciąć dęby i wybudować „Osiedle Bogów”. Nie udało mu się (jak zwykle zresztą) – Panoramiks dbał o las, dbał o swoje drzewa. Druidzi używali przecież wieńców z dębowych liści, nosząc je podczas ceremonii religijnych. Mówi się też, że druidzi jadali żołędzie, aby wspomóc swoje wróżbiarskie zdolności. Dąb wydziela więcej energii, aniżeli pobiera jej ze wszechświata – wibracje jego są w stanie unormować zakłóconą równowagę organizmu. A z właściwości lepiej „chemicznie” udowodnionych – kora dębu jest środkiem silnie ściągającym i jest stosowana przeciw pluciu krwią i gorączce oraz jako środek wzmacniający przewód pokarmowy. Mielone żołędzie mogą być użytkowane jako namiastka kawy – polecanej jako środek przeciw wzdęciom oraz w biegunkach i nieżytach żołądka. Kąpiel w odwarze z kory dębowej stosuje się przy chorobach skóry. Zmielona i zamieniona w delikatny, proszek zwany „tan”, a potem zażywana w formie tabaki, kora dębu powstrzymuje krwawienie z nosa. Gdy zmiesza się korę dębową w równych ilościach z rumiankiem i goryczką, otrzymuje się lek przeciw gorączce, znany dawniej pod nazwą „francuskiej kory chinowej”. W przypadku dolegliwości wątrobowych, maceruje się przez tydzień sporą garść utłuczonych żołędzi w litrze białego wina. Posłodzony miodem płyn może być stosowany jako aperitif albo płukanka w przypadku bólu gardła czy anginy. I tak dalej, i tak dalej. Panoramiks wiedział, co robi, chroniąc dęby. Ba, przecież potrzebne mu były do uzyskiwania najważniejszego składnika napoju magicznego – jemioły. Ścinał ją swoim złotym sierpem (patrz „Złoty sierp” i inne). Według tradycji jemioła spadała na czyste białe płótno, potem składano ofiarę z białych byczków. I druid miał do dyspozycji potężny medykament.

  To jeden z niewielu składników napoju dającego nadludzką siłę, który Panoramiks zdradził (obok niego pojawiły się m.in.: homar w części pierwszej, olej skalny i sok z buraków w „Odysei Asteriksa” oraz ryby w "Wielkiej przeprawie"). Druidzi uważali jemiołę za roślinę zupełnie wyjątkową, ponieważ uzyskuje ona pełnię rozwoju w czasie przesilenia zimowego. Nie bez znaczenia był też złożony proces siania jemioły (owoc jemioły musi przejść przez ptasi układ trawienny, następnie, skutkiem wydalenia, ziarno musi paść na drzewo i "przyjąć się"). Według Piliniusza „Galowie wierzyli, że jemioła użyta w napoju zapewnia płodność i stanowi remedium na wszelkie trucizny”. Jemioła była uważana za „wodę z dębu”, pasożyta, który wysysa odżywczy sok i niejako zapładnia drzewo, kondensując wszystkie moce zawarte w dębie. Uważa się, że jemioła ma właściwości antyrakowe, co związane jest drzewem, na którym rośnie. Zależnie od tego, działa ona na różne części organizmu – np. jemioła z dębu przeciw nowotworom genitaliów u mężczyzn, jemioła z jabłoni przeciw nowotworom narządów rodnych u kobiet, jemioła z sosny przeciw rakowi sutka i zrakowaceniu skóry, jemioła z jodły przeciw rakowi okolic klatki piersiowej i szyi. Według badań jemioła obniża ciśnienie tętnicze krwi, uspokaja serce i pobudza przemianę materii. Należy jednak uważać, żeby nie przedawkować, gdyż może to wywołać, obok wielu innych dolegliwości, na przykład majaczenia. Jednak ta zielona, kwitnąca zimą roślina, przez Galów uważana była za Złotą Gałąź – panaceum. Na pewno jest bardzo ważnym elementem kultury ludów północy (jako dygresja można wspomnieć o gałązce jemioły, która zabiła germańskiego boga światła, Baldura) i jednym z najważniejszym składników apteki druidów.

    Brzozy, cisy, bzy, wierzby, jabłonie... Drzewa leczyły. Jabłoń, na ten przykład, czyli, po bretońsku „aval” – od którego nazwę wziął Avallon – Wyspa Jabłek, na której spoczywa w oczekiwaniu na czas potrzeby sam król Artur, dostarcza jabłek. Jabłko służy do produkcji bretońskiego cydru. I calvados, wódki z jabłek, wspomnianej w „Asteriksie i Normanach” – bo to mieszkańcy Normandii są jej producentami. Alkohole te (oczywiście w rozsądnych ilościach), także mają lecznicze działanie. Nie bez powodu mówi się „na zdrowie”, wznosząc toast. Ale wracając do drzew, do puszczy – sama jej obecność leczyła. Przebywanie w niej to poddawanie się sylwoterapii. Jeden z najsłynniejszych legendarnych druidów – Merlin (czyli Myrdhin), też z pewnością poddawał się sylwoterapii, wędrując po niebezpiecznym przecież Broceliandzie (to, że miał spotkać swą ukochaną Vivianę, wzmacniało tylko lecznicze działanie bretońskiej puszczy, położonej między obecnym Fougeres i Quintin na północy, Corlay i Camors na zachodzie i Le Faouet i Redon na południu). Czy faktycznie istnieje uzdrawiająca moc lasu? Można by na ten temat przeprowadzić wywód pełen trudnych terminów, ale lepiej przespacerować się po prostu po lesie – moim zdaniem najlepiej wiosną albo jesienią. I poczuć. To naprawdę wystarczy. Druidzi też na pewno o tym wiedzieli – ostatecznie żyli w lasach, święte gaje były ich świątyniami. Potrafili wróżyć z krzyku ptaków czy ze śladów dzikich zwierząt. Jak to ujął bard Kakofoniks? „Lubię gęste bory, bo w nich dzików chmary”?

     Bard Kakofoniks to inna historia. Jest on przedstawicielem fachu pokrewnego druidom – jako że muzyka to także przejaw magii i leczenia. „Należeli więc tedy do stanu kapłańskiego, jako że muzyka to kunszt, a kunszt sięgający wyżyn doskonałości stanowi umiejętność rodem z Tamtego Świata. Harfiarze bywali częstokroć wymieniani obok najznamienitszych filidów”. Zapewne Kakofoniks nie był zaliczany do najznamienitszych, a jego muzyka do kojących skołatane nerwy, ale harfiści byli zawsze uważani za tych, którzy potrafią oddać w muzyce moc boga. Podobno druidzi stosowali muzykę w trakcie porodu, aby ten odbywał się bez bólu. Muzyka harfy sprowadzała sen – istniały na to specjalne melodie. Inne melodie stosowano do uśmierzania bólu. Wirtuozerię harfisty oceniano według umiejętności zagrania trzech melodii – melodii snu, melodii smutku i melodii uśmiechu. Taką umiejętność posiadł na przykład irlandzki bóg słońca, Lugh Długoręki – zaprezentował ją na dworze królewskim Nuady Srebrnorękiego w Tarze. Dziś muzykę harfy wykorzystuje się np. w szwajcarskich ośrodkach muzykoterapeutycznych jako taką, której dźwięki mogą przywracać sprawność osłabionemu słuchowi. Analogiczną moc posiadał śpiew – zresztą łatwo doświadczyć tego samemu – po prostu rytm i dźwięk słów potrafią przynieść ukojenie psychiczne, albo nawet uśpić, zależnie od potrzeb. Albo przeciwnie – pobudzić do działania. Właściwości pobudzające przypisuje się bretońskiemu zaśpiewowi „Kan ha diskan” z rejonu Montagne – ma on leczyć nie tylko słuchających, ale i wykonawców.

     Ważnym bohaterem „Gala Asteriksa” jest dostawca menhirów, potężny Obeliks, który jako dziecko wpadł do kotła z napojem magicznym i od tego czasu jego siła pozwala mu na przykład na polowanie dziki gołą pięścią albo na zatrzymanie stada szarżujących bizonów (vide „Wielka przeprawa”). Dolmeny i menhiry to jego specjalność – nazwy te wywodzą się z języka bretońskiego: „men” oznacza kamień, „dol” – płytę, a „hir” – długi. Obelisk wie o menhirach wszystko – zapewne nawet to, że posiadają one leczniczą moc (starał się on uleczyć druida Panoramiksa uderzeniem menhira w zeszycie pt. „Walka wodzów”. Wcześniej uderzeniem menhira pozbawił go zdrowych zmysłów). Mówi się, że megality czerpią energię z wnętrza ziemi i potrafią naładować człowieka tą energią. Marc Questin podaje kilka przykładów uzdrawiającej mocy menhirów bretońskich, przede wszystkich tych z Carnac, a także menhiru Paly w Essone. Stwierdza on, że, aby kamień leczył, należy przebywać blisko niego, gdyż dalej jego działanie może być ujemne. Przebywanie blisko menhira może nawet w kwadrans przywrócić znużonej osobie wigor i chęć do życia. No cóż – energia megalitów jest niezaprzeczalna, ale też wydaje się być niemierzalna i „nieprzekładalna” na dane fizyczno – chemiczne, na argumenty racjonalne. Co w żadnym stopniu jej nie umniejsza. Pomyślcie tylko, czyż serce wam nie rośnie w pobliżu menhirów? (Oj, chyba wpadam w egzaltację...) Jednakowoż wtedy właśnie poczuć można energię – choćby na zasadzie Placebo – Wmówienia – Sobie – Że – Tu – Jest – Moc. Obojętnie w jaki sposób – ważne jest, aby ją poczuć. Możliwe, że reszta pierwotnej intuicji w naszych cywilizowanych umysłach podpowiada nam, iż megality są zdrowe. Własne doświadczenia? A i owszem – spędziłem kilkakrotnie noc w kręgach kamiennych w Irlandii. To było dla mnie wydarzenie. Co prawda nie poczułem się może zdrowszy w sensie fizycznym, ale... ale było fajnie (sam sobie narzuciłem unikanie egzaltacji, więc muszę się tego trzymać).

    Pewnej właściwości menhirów nie wspomniano w komiksach o Asteriksie, zapewne ze względu na wielu ich dziecięcych odbiorców. Chodzi o kult falliczny, związany z megalitami, którym wierzenia przypisują moce zapładniania. Mark Questin opisuje menhiry w Bretanii, wokół których tańczyły kobiety, prosząc o potomstwo, o ulgę w boleściach. Przede wszystkim o potomstwo – wierzono, że taniec wokół menhirów, albo współżycie w ich pobliżu, pokona niepłodność. Do tych cudownych kamieni należą m.in. menhir św. Samsona w Pleumeur – Bodou, menhir Kerveatou w pobliżu Plouarzel oraz menhir w Moelan.

    Dostawca menhirów, potężny Obeliks, ma, obok Rzymian, jedno podstawowe hobby – dziki. Dziki zaś, we wszelkich postaciach, to podstawowe pożywienie mieszkańców galijskiej wioski. Można przypuszczać, że Goscinny i Uderzo znów się nie pomylili – choć zdemonizowawszy możliwości żołądka Obeliksa mogli wywołać spadek pogłowia dzików w rysunkowej Galii, to mieli rację co do pożywienia Galów w sensie ogólnym. Było to mięso, częstokroć dziczyzna. Raczej niezdrowa dieta, choć trzeba tu stwierdzić, że mięso dzików, zajęcy, saren czy jeleni zawiera o wiele mniej tłuszczu i tkanki łącznej od mięsa zwierząt hodowlanych i jest po prostu zdrowsze – dzięki temu, przede wszystkim, że dzikie zwierzęta spędzają większość czasu w ruchu i odżywiają się lepiej niż krowy czy świnie (zwłaszcza obecnie). Obok mięsa na stołach Galów pojawiały się ryby (w komiksie najczęściej niezbyt świeże), w mniejszej ilości produkty zbożowe, przetwory mleczne a także warzywa i owoce. Ogólnie nie był to styl odżywiania, który leczył. Ta nie najzdrowsza dieta musiała przysparzać druidom pacjentów, o czym zresztą nie omieszkali wspomnieć także autorzy "Asteriksa".

    Właśnie z powodu niedyspozycji żołądkowej w zeszycie „Tarcza Arwernów” wódz Asparanoiks udaje się na kurację do wód w Aquae Calidae, czyli do dzisiejszego (skądinąd niesławnego) Vichy. Tam, oprócz diety, zaleca mu się kąpiele w leczniczych źródłach i natryski „ulepszoną metodą” (patrz wspomniany zeszyt). Dla druidów woda stanowiła jeden z żywiołów – sposobów przejścia na „Drugą Stronę”. Wypowiadali oni zaklęcia, które sprawiały, iż studnie oraz źródła zdolne były leczyć, a nawet zapładniać. Wodzie przypisuje się więc moc wielką, a w Bretanii występuje obfitość świętych źródeł i studni. Wiele z nich uważa się na przykład za sprzyjające karmiącym matkom. Jedno ze źródeł w Gestel, w pobliżu Lorient, opatrzono mianem mamm al laez – „matka mleka”. Bretończycy twierdzą, że pewien mężczyzna, który lekkomyślnie napił się wody z tego źródła, poniósł surową karę – wyrosły mu kobiece sutki. Wiele źródeł ma moc leczenia oczu, inne pomagają w bólach gośćcowych, powstrzymują gorączkę. Woda jest wręcz panaceum na wszelkie dolegliwości – choć naukowcy nie potrafią odkryć w niej nic leczącego w sposób bezpośredni, to jednak leczy. Do dziś pielgrzymuje się do źródeł i choć można to uznać za zabobon, to jednak często działa. Znowu placebo? Być może. Druidzi też znali moc wody i stosowali ją w uzdrowicielskiej praktyce. Woda pomogła w przeszczepieniu chrześcijaństwa na pogańskie rejony – boga wód Borvo zastąpili święci, ale to była jedyna zmiana – źródła zachowały te same lecznicze właściwości. Woda dla druidów, to, można by rzec, stosując typ dowcipu słownego, spotykanego w „Asteriksach”, temat – rzeka, rzecz na osobną rozprawkę.

    Sylwoterapia, muzykoterapia, lecznicze rośliny, uzdrawiające kamienie i źródła... To wszystko napotkać można w „dziecięcym” komiksie. Ale trzeba mieć świadomość, że komiks ten to kopalnia wiedzy – często nieco zakamuflowanej, czytelnej tylko dla „wtajemniczonych”. Myślę, że można przyjąć wiadomości twórców „Asteriksa” za wiarygodne (vide motto Geralda Messadie) i w dodatku podane w sposób najbardziej przystępny z możliwych (dzieci nie będą przecież czytać naukowych rozpraw o Celtach). Aż żałuję, że nie potrafię przedstawić tego co piszę w formie komiksu.... Medycyna druidów wspomina o magicznej mandali Celtów – kaligraficznej sztuce, magii kształtów i kolorów, pozwalającej na skupienie i medytację. Rysunki Uderzo można śmiało uznać za współczesną celtycką spadkobierczynię Księgi z Kells (nie obędzie się jednak bez odrobiny egzaltacji). Podobnie teksty Goscinnego za słowa mocy, nawiązujące do tej gałęzi medycyny druidów związanej z sofrologią – leczeniem za pomocą słów. Leczmy się więc „Asteriksami”, bo to i przyjemne, i pouczające, i nie wywołuje żadnych skutków ubocznych. Co najwyżej postępującą „celtomanię”, ale to nie jest groźne (choć zaraźliwe).

 

Grzegorz Żak

 

Literatura:

1) "Bretania – legendy i podania" w tłum. E.Waliszewskiej, Dom Bretanii, Poznań 1999

2)

Goscinny i Uderzo „Asteriks” – wszystkie zeszyty wydane w Polsce przez Egmont Polska

3)

Krześniak L.M. „Apteczka ziołowa” Sport i Turystyka, Warszawa 1986

4)

Messadie G. "Diabeł – historia powszechna" Da Capo Warszawa 1998

5)

Piggot S. „Druidzi”, RTW, Warszawa 2000

6)

Questin M. „Medycyna druidów” Kastel, Kraków 1994

7)

Sarwa A. „Lecznicze nalewki” Książka i Wiedza, Warszawa 1999

8)

Schlette F. „Celtowie” Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 55 >