– Jest źle – zagaił kruk, otwierając walne zebranie ptactwa dzikiego oraz drobiu – powiem więcej, nie jest dobrze.
– Kraczesz – lekceważąco gwizdnął drozd. – To mnie wkurza.
Kura, myśląc, że ma zabrać głos, wygdakała:
– Żądamy równouprawnienia drobiu!
– Stul dziób! – ćwierknął kos chuligan, a potem warknął w kierunku sowy – A ty co tak gały wybałuszasz? Siedzisz tak i ani huhu.
– Huhu! – huknęła sowa z takim hukiem, że aż kos usiadł.
– Ot, trafiła jak kosa kamień – zachichotała wilga.
Ptaki wybuchły śmiechem, a kura korzystając z okazji, krzyknęła:
– Żądamy równouprawnienia drobiu!
– Proszę o ciszę! – kruk stukał skrzydłem w naprędce zaimprowizowany blat. – Sytuacja jest krytyczna.
– A to czemu? – zapytał szpak. – A to czemu?
– Jest anarchia, totalny rozkład moralny, tak dłużej być nie może! Sroka kradnie, kaczka puszcza się po stawach, a kura to w ogóle robi sobie jaja. – Kruk był wyraźnie zbulwersowany.
– A ty masz dzioba na gębie – skomentował teatralnym szeptem kos.
– Chacha! – parsknął drozd, ale pomacał się skrzydłem z przodu głowy i zamilkł, patrząc obrażonym wzrokiem na kosa. Kruk kontynuował z pasją:
– Przykłady można by mnożyć: sęp nigdy nie ma przy sobie pieniędzy, kobuz to łobuz – zresztą sami wiecie, kukułka ma kuku, że o pawiu słowa nie puszczę.
– No i co z tego? – zapytał spokojnie gawron.
– A to, że trzeba to wszystko wziąć za dziób, że tak powiem – kraknął kruk z pasją. – Trzeba nam władzy. Króla nam trzeba, tyle wam powiem! Ale co z tego, że ja mówię, skoro głuszec nie słucha?
– Co? – nadstawił ucha głuszec. – Że co?
– Sami widzicie – ciągnął kruk. – Nic z tego. Nie ma kandydata.
Od kilku chwil na zebraniu ptactwa dzikiego i drobiu panowała cisza. Ptaki trawiły w swoich niewielkich mózgach słowa kruka. Ku zaskoczeniu wszystkich najszybciej pojęła sedno sprawy kura:
– Żądamy równouprawnienia drobiu! Kogut na prezydenta!
– Ty masz chyba kurcze, kura! – walnął kos. – Kogut na prezydenta? Chyba w kurniku.
– A może ja? – zareklamowała się odważnie łyska. – Chcecie łyski?
– Puknij się w głowę – rzucił dzięcioł. – To już wolę lelka.
– Lelek to wredny kozodój!
– A dudek to czubek!
– A perkoz to dwuczubek!
– A perkoz to dwuczubek!
– A ty papuga nie małpuj!
Z tyłu ktoś próbował przepchać się przez tłum.
– A to kto? – spytała wilga.
– Bąk! – krzyknął ktoś.
– Puśćcie bąka – zarządził kruk.
Bąk wyszedł na środek i zawstydził się.
– Żuraw – bąknął tylko i wmieszał się z powrotem w tłum.
– Co żuraw?! – krzyknął kos. – Żurawia to ja se mogę zapuścić! Wybierzmy makolągwę!
– Makolągwa od dziecka jest na haju – zaoponował drozd. – Może zięba?
– Zięba jest oziębła aż ziąb bierze – stwierdził znawca i koneser jastrząb. – Lepszy będzie krogulec.
– Krogulec ma nos jak klamka od parowozowni – zaskrzeczała wrona. – Proponuję kawkę.
– Bardzo chętnie – ocknął się zdezorientowany nieco głuszec.
Przepiórki skandowały chórem naprędce wymyślone hasło swojego kandydata:
– Złoty bażant! Złoty bażant!
Świergot i trzepot skrzydeł wypełnił przestrzeń na zgromadzeniu. Wszystkie ptaki zaangażowały się ogromnie, tylko gil miał wszystko w nosie, czajka nie czaiła, a bocian nie kumał o co chodzi. Kura recytowała namiętnie:
– Drób tak, wszak ptak!
– Cisza! – krzyknął kruk chrapliwie. – Wiem, kto będzie królem, wiem!
– Kto, no kto? – zaświergotały chórem wróble i skowronki.
– Według tradycji – zaczął kruk – tylko jeden ptak zasługuje na bycie królem...
– Pewnie mysikrólik? – wtrącił kos i zarechotał. Sokół uciszył go sójką w bok.
– Tylko jeden ptak, tradycyjnie – kontynuował kruk. – Królem ptaków może być tylko orzeł.
– Orła nie ma – kura zadziwiała ostatnio swoim refleksem. – Kogut na prezydenta!
– A tam, orła nie ma! – gruchnął znienacka gołąb. – Ja wam tu zaraz wywinę.
Faktycznie, wywinął. W zadziwiająco szybkim tempie wyciągnął spod pierza identyfikator i sprawdził bilety. Wystawił 17 mandatów za bezprawne siedzenie na drutach tramwajowych i wziął 32 łapówki w związku z tym samym przewinieniem. Bo to wcale nie był gołąb, tylko kanarek. A właściwie całkiem duży kanar.