Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 83>|>

Refleksja z aforyzmem

 

 

Z poetami, malarzami i muzykami tak samo jak z grzybami: na jeden dobry tysiąc złych.

(AFORYZM CHIŃSKI)

 

Nikt z nas nie zastanawia się nad definicjami pojęć używanych w mowie potocznej. Określenia typu businessman, kierownik, nauczyciel czy robotnik – przechodzą nam przez usta bez zająknięcia. I bardzo dobrze, gdyż ewentualna nietrafność doboru tych terminów nie wyrządzi nikomu krzywdy. Istnieją jednak określenia, których nadużywanie jest po prostu nieuczciwe.

Nie ma zbyt wielu definicji, w których mieściłoby się znaczenie terminu "twórca". Zwyczajowo utożsamiamy je z pojęciem "artysta", jednak przecież artysta artyście nie równy. Nie biorąc pod uwagę tego, że dzielą się oni na twórców i odtwórców, wrzucamy ich wszystkich do jednego worka, któremu dolepiamy błędną etykietkę. Przez to – załóżmy, że nieświadomie – wyrządzamy twórcom ogromną krzywdę. Tym większą, im jest ich mniej.

Aby wyraźniej dostrzec przepaść dzielącą obie te grupy, sformułujmy definicję do końca. Druga jej część powinna brzmieć: "ktoś, kto tworzy coś, czego nie było". Właśnie to wyróżnia twórcę spośród setek innych artystów. Kreatywizm.

 – W porządku – powie ktoś niecierpliwy – ale o co to całe zamieszanie?

No właśnie...

Zgodnie z prawem Hardy-Weinberga, !w idealnej populacji! – za jaką roboczo przyjmijmy ludność naszej planety – !częstość alleli danego genu pozostaje niezmienna w ciągu nieograniczonej liczby pokoleń!. Fakt, iż cechy psychiczne oraz uwarunkowania intelektualne dziedziczą się wielogenowo, tylko w nieznacznym stopniu utrudni nam wyciągnięcie właściwego wniosku. Biorąc pod uwagę powyżej cytowane prawo, dane statystyczne rozkładu cech w społeczeństwie i wreszcie zwykłą historię – wypadałoby zgodzić się z konkluzją, iż – ilościowo – jednostki wybitne stanowiły, stanowią i zawsze stanowić będą jedynie nieznaczny ułamek procenta całej populacji. Jednym słowem: twórców powinno prawie w ogóle nie być! A tymczasem... TWÓRCÓW JAK MRÓWKÓW!

Myślałby kto, że obłudne, tęskniące za ponadprzeciętnymi jednostkami społeczeństwo, ów naturalny brak usiłuje sobie zrekompensować poprzez zwykły szwindel: nobilitując do roli twórcy kogoś, kto nim nie jest. Obawiam się jednak, że jest dokładnie odwrotnie.

Wyczuwając wieczny popyt na jednostki niepospolite – bataliony odtwórców ruszają do ataku. Nie potrafiąc nimi być – zaczynają twórców... odtwarzać. Robią to po omacku, na rympał, gdyż tak naprawdę nie wiedzą w czym tkwi sedno sprawy. Naśladują to, co tylko daje się naśladować: zachowanie, ubiór, poglądy, styl bycia – wszystko prócz tego tylko, co jest czystym zaprzeczeniem wszelkiego epigonizmu – prócz twórczości. Po jakimś czasie łączą się w gromady, bo przecież udawać przed samym sobą to żadna frajda. Dostrzegają swoją "inność", którą poczynają pielęgnować i hołubić, by ją w końcu ujednolicić, "ustandardowić" (absurd doskonały!) i zrobić z niej bożyszcze (ergo: biały szalik twórcy). Poklepując się po ramionach i utwierdzając wzajemnie w przemiłym mniemaniu o swej wyższości – nurzają w wirze wywiadów, towarzyskich spotkań i ekstrawersji. ...I pomyśleć, że gdzieś w tym wszystkim jest zagubione dzieło, coś, co było początkiem tej lawiny, co zostało zupełnie zapomniane i – w efekcie – pominięte.

Aby uniknąć ewentualnych nieporozumień wyjaśniam, iż nie piętnuję artystów-odtwórców, lecz tych, którzy podają się za kogoś, kim nie są. W definicji artyzmu jest bowiem mowa o "mistrzowskim wykonaniu dzieła", a to przecież nie byle co. W większości przypadków twórca nie potrafi sprostać temu zadaniu, gdyż nie pozwala mu na to struktura jego osobowości. On się do tego po prostu nie nadaje. Sztuka nie jest więc w stanie obyć się bez odtwórców, wręcz nie może bez nich istnieć. Muszą oni jednak docenić własną rolę i miejsce, zamiast pchać się na cudzy piedestał.

Prawda przeciw światu – powiadają Irlandczycy. A prawda jest taka, że liczy się tylko dzieło. Szkoda, że tak niewielu z nas potrafi ocenić co tym dziełem jest, a co nie. Właśnie na tym bazuje tzw. show-business, dzięki czemu mamy to, co mamy: snobizm i bufonadę w środowisku, za to kicz i bubel w księgarniach, galeriach i na scenach. Sztuka nie jest wymierna. Nie można jej zmierzyć, policzyć czy wycenić na podobnej zasadzie, jak nie można opisać zapachu i koloru. Jest to jej największa zaleta, ale jednocześnie i największa wada: prowadzi do sytuacji, w której bez przerwy musimy tolerować naśladowców, imitatorów i miernoty.

A prawdziwi twórcy? Gdzie są? Jak ich odnaleźć? Po czym poznać? Samotni, siedzą w jakichś norach i robią swoje. Bo wiedzą czego chcą. Właśnie tego zazdroszczą im najbardziej uzurpatorzy. Właśnie dlatego są nienawidzeni i pomiatani, lekceważeni i wyśmiewani. Jak ich rozpoznać? Po prostu. Są prawdziwi. A prawda...

Prawda przeciw światu.

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 83 >