Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 85>|>

Tylko dla kretynów

 

 

W piątym numerze ESENSJI Janusz Urbanowicz pisał:

 

"Nie jest już sytuacją normalną, że życie kulturalne narodu obraca się dookoła Uznanych Twórców. Centrum przeniosło się gdzie indziej. Ludzie czytają i oglądają co chcą." /Pokolenie GNU: Układ odniesienia/

 

Powyższy fragment tekstu zaintrygował mnie. Z pozoru jest to dość chłodna, neutralna ocena sytuacji panującej w kulturze (nie tylko polskiej), ale tylko z pozoru. Po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że w tych kilku zdaniach ukryta jest największa i jakże bezwzględna prawda o współczesności. Tak – to nie są zbyt duże słowa. PRAWDA O WSPÓŁCZESNOŚCI! Ludzie czytają i oglądają co chcą!

A to pech...

Kto ma pecha? My wszyscy: pisarze, redaktorzy, wydawcy, poeci, dramaturdzy, scenarzyści, producenci, reżyserzy itd., a na samym końcu (czy też może początku) – krytycy. Wszyscy prócz samych ludzi, rzecz jasna, ale kto by się przejmował jakimiś "ludźmi"?

Tymczasem (uwaga!) jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Póki co, w społeczeństwie drzemią sentymenty do tradycji kultury i często jeszcze można usłyszeć, że "Słowacki wielkim poetą był". Póki co można wmówić paru zdezorientowanym drobnomieszczuchom, że teatr jest lepszy od kina, a kino polskie lepsze od amerykańskiego. Póki co można jeszcze udawać, że poezja jest bardziej liryczna od prozy, a muzyka poważna poważniejsza od samej siebie. Jednak owa płodna spuścizna MUSI konkurować z pluralizmem nurtów współczesnych, z ich powszechnością, a w rezultacie (o zgrozo!) z niezawisłością poglądów w sferze kultury. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że Cezary Baryka był niezły, ale Roy Batty jest o niebo lepszy (@?!).

Aby wyprzedzić słuszne pretensje, biegnę z wyjaśnieniem, że (chociaż je mam) nie zajmuję w tym artykule żadnego stanowiska, a jeśli nawet za chwilę coś mi się "wypsnie", to prawie niechcący. Moim celem jest opisanie prawdy takiej jaką jest, ewentualnie wynikających z tego konsekwencji. Nie ma znaczenia, czy postrzegam ją pozytywnie, czy jako przysłowiowy koniec świata – prawda nie jest ani taka, ani taka. Po prostu jest. Jak zwykle.

Ach, jakże pożądane, właściwe i słuszne byłoby przywołanie owych "ludzi" do posłuszeństwa... Bo skąd taki jeden czy drugi kretyn może wiedzieć, co jest dla niego dobre? Ledwo zrobił maturę, skończył studia czy stuknęła mu pięćdziesiątka – i już się zabiera do formułowania własnych poglądów! Gotów zapomnieć albo, co najgorsze, przeoczyć cały ten bukiet prawdziwych wartości, którymi powinna odznaczać się prawdziwa kultura. Cóż mamy począć w tej sytuacji my – twórcy? Działać!

Jako członek redakcji – bądź co bądź literackiego – serwisu czuję na sobie ogromną odpowiedzialność. Dlatego w kilku poniższych zdaniach spróbuję przypomnieć zagubionym Internautom, jak odróżnić prawdziwe dzieło od zwykłej szmiry. Dla uproszczenia i przejrzystości zwracam uwagę jedynie na trzy podstawowe różnice:

 

1. NUDA.

 

Dzieło musi być nudne! Jakże często spotykam się z opiniami niedoświadczonych czytelników, że coś jest dobre, bo ciekawe. Nic błędniejszego! Przecież nie chcielibyśmy, aby pole walki o prawdziwą sztukę przeniosło się w sferę fabuły i akcji. (Wtedy mogłoby się okazać, że "pisać ciekawie" jest o wiele trudniej od "pisać".) Przypominam więc obowiązującą zasadę: "Każdy głupi potrafi pisać ciekawie, ale machnąć siedem rozdziałów i pozostać w punkcie wyjścia – to jest dopiero sztuka!"

 

2. NIEWERYFIKOWALNOŚĆ.

 

Każde wielkie dzieło musi traktować o tym, czego w żaden sposób nie daje się sprawdzić. (Czyż chcielibyśmy, aby ten czy tamten czytelnik weryfikował prawdziwość założeń Uznanego Twórcy? Albo żeby Uznany Twórca, zamiast pisać, czytywał podręczniki, uczył się podstaw logiki i zastanawiał nad tym, co robi?) Otóż to. A więc zasada druga: brak konkretów. Najczęściej realizowana jest poprzez nicowanie psychiki postaci, np. opis wyimaginowanego wnętrza wyimaginowanej jednostki, która po pięciuset stronicach samozamyślenia dochodzi do braku wniosków na temat sensu życia.

 

3. PESYMIZM.

 

Prawdziwe dzieło po prostu nie może się kończyć Happy End’em. Głównie dlatego, że zostało napisane przez kogoś, kto już zrezygnował i z fabuły i z konkretów, a więc nie musi zbyt długo walczyć ze sobą, aby olać czytelnika i w tym względzie.

 

Tak więc, drogi kretynie, jeśli uważnie przestudiowałeś powyższe wskazówki, to nie musisz się już martwić o swoją edukację. Nie zagubisz się na bezdrożach Internetu, nie zabłądzisz w labiryncie witryn, nie zaplączesz w sieci łorldłajdłebu: Ilekroć trafisz na coś ciekawego, dowcipnego i konkretnego, co na dodatek dobrze się kończy – bądź pewny, iż nie jest to dzieło sztuki. I – dobrze Ci radzę – nie czytuj "Fatazina". U nas tylko szmira.

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 85 >