Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 90>|>

Jednak ze sztuki da się wyżyć (wywiad z Pawłem Leszczyńskim)

 

 

Na początek, jak to zwykle, coś o Tobie – twoje związki z literatura i fantastyką, od czego Ci się tak porobiło, od kiedy?

 

Tu niestety nie mogę zabłysnąć niczym oryginalnym. Książki czytałem już od małego. O ile dobrze pamiętam pierwszą był "Dr. Doolittle". Ciągle poszukując nowych tytułów z czasem sięgnąłem po fantastykę, albo raczej po fantasy, jako że ten gatunek z jakiegoś powodu zafascynował mnie najbardziej. O dziwo jednak, na Tolkiena i innych mistrzów gatunku natknąłem się dopiero później: "Hobbita" polecił mi brat – niegdyś chełpiący się tym, że czyta tylko lektury i to co trzecią kartkę.

Jakoś zawsze radziłem sobie z prozą (choć nie z ortografią :-), pisać jednak zacząłem dopiero trzy lata temu, kiedy to naśladując Pratchetta spisałem swoje pierwsze opowiadanko "aigałZaM" (niestety do dzisiaj nie jest dokończone). Następnie sporo eksperymentowałem z fantastyką; inne gatunki i wiersze były dla mnie czymś, co przytrafia się innym. Do czasu jednak, gdy stwierdziłem, że nie jestem w stanie wnieść do fantastyki nic nowego, nawet wymyślanie nowego świata jest w tym gatunku swego rodzaju plagiatem.

Trochę inaczej w moim przypadku ma się sprawa z wierszami, lecz i w tym nie ma nic wiekopomnego, gdyż pierwsze z nich zacząłem pisać pod wpływem miłości. Nigdy nie były to jednak słodziuteńkie idylle, lecz często krótkie historyjki, w których IMO zawsze najważniejsza byłą myśl.

 

Twoje gusta i dyzgusta literackie, w szerszym zakresie i w naszych ulubionych gatunkach gatunkach, wzorce pozytywne i negatywne?

 

Myślę, że jak każdy nie lubię tekstów, których nie rozumem. Gatunkowo nie przepadam też za literaturą miłosną i patriotyczną, gdyż choć jest szczera, jakoś nie wnosi nic nowego.

Jeśli zaś chodzi o fantastykę, to uwielbiam zawarty w niej humor, ale również powagę (wiem, dosyć to skrajne). Lubię książki które pozwalają pomyśleć i napawać się pięknem słów (Sapkowski, Willis), ale również te, które wypaczają nawet tę nie-rzeczywistość (Pratchett, Gardner).

 

Czym zajmujesz się poza literatura?

 

Może to zabrzmi patetycznie, ale staram się promować Sztukę. Należę do Stowarzyszenia Serc "Kardiogram" uderzającego w podobne cele, organizującego imprezy artystyczne. Od niedawna gram też w Autorskim Teatrze Poszukującym. Z hobby mniej oficjalnych zajmuję się fantastyką i średniowieczem, trochę też rysuję.

 

Hmm, nie brzmi to zbyt "dochodowo"... A z czego w takim razie żyjesz?

 

Jak na razie jeszcze nie pracuję. Cóż, po prostu jestem zbyt młody, aby na poważnie zastanawiać się nad takimi perspektywami. Wszelkie swoje nadzieje lokuję w Stowarzyszeniu i pozostaje mi mieć skromną nadzieję, że jednak ze Sztuki da się wyżyć...

 

Twoje plany na przyszłość, ambicje i zamierzenia?

 

Mam taki skromny pomysł założyć wydawnictwo zajmujące się wydawaniem niskonakładowych książek. Wszystko jest na razie w sferze planów, mimo tego jednak pozostaje całkiem realną perspektywą.

 

Tak się składa, że zajmuję się trochę rynkiem wydawniczym. Wszędzie słychać narzekania, iż nawet wydawanie książek wysokonakładowych jest najlepszą drogą do pójścia z torbami, że mamy kryzys, nadprodukcję i ludzie coraz mniej czytają. Prawda to zapewne nie jest, ale są to dosyć powszechne opinie. Nie przerażają Cię?

 

Niekoniecznie. Nie powiedziałbym też, że ludzie mniej czytają, po prostu statystyczny "zjadacz chleba" nie może pozwolić sobie na zakup książki, którą przy najbliższej okazji będzie mógł od kogoś pożyczyć.

Co się zaś tyczy wydawania książek, to w momencie, gdy ich cena nie zależy od ilości egzemplarzy, można zawsze liczyć na mniejsze straty. W ten sposób mija się także sporą ilość pośredników. Jest to też usługa mało rozreklamowana i mało ludzi zajmuje się tego typu projektami.

Nie myślę jednak tylko o zarobkach. Uważam, że umożliwienie autorowi publikacji, jak miało to miejsce w moim przypadku, jest sprawą, w którą warto zainwestować. Choćby dla samej satysfakcji, że pomogło się komuś "zaistnieć".

 

 

Bezpośrednim powodem naszej rozmowy jest Twoja książka. Co było inspiracją dla jej powstania? Czy powstawała w sposób ciągły, czy zbierałeś materiały z różnych okresów?

 

Książka jest w zasadzie zbiorem mojego dorobku na przestrzeni lat. The best of, można by powiedzieć.

 

Co Cię inspiruje do poszczególnych opowiadań – czy są całkiem wymyślone, czy ich tłem są autentyczne sytuacje, przeżycia?

 

Z pewnością często są to autentyczne przeżycia (tyle się ciekawych rzeczy w życiu widziało...), zwykle jednak opisuję historie hipotetyczne, jak to zwykle w świecie literatury bywa. Staram się jednak spojrzeć na nie z trochę innej strony, czasami potępiając symbolikę, a czasami wykorzystując ją aż do granic.

 

Książkę wydałeś "nakładem autora". Co spowodowało decyzję o wydaniu "własnym"?

Czy starałeś się o wydanie w oficjalnych wydawnictwach?

 

Nie, ewidentnie nie. Wiem, ze zbiorki tego typu są mało popularne, tym bardziej, jeśli ktoś nie ma wyrobionego nazwiska. Chciałem tą książkę potraktować jako coś w rodzaju literackiego "demo" – zbiorku dla przyjaciół i osób zainteresowanych.

Wydaje mi się, że podświadomie bałem się też stwierdzenia: "nikt nie chciał, więc wydałem sam". To brzmiałoby bardzo desperacko.

Najpierw próbowałem wydać parę egzemplarzy drukując je i oprawiając w introligatorni. Było to jednak wydanie nieopłacalne i nieprofesjonalne. Już miałem zdecydować się na to, gdy nawiązałem kontakt z Johnem MacKanacKy’m, który także zdecydował się na podobne posunięcie.

Porozumiałem się z człowiekiem realizującym takie zlecenia i dalej już> wszystko poszło za ciosem...

 

Jakie napotkałeś trudności, jakie problemy?

 

Oj tak, trudności było co nie miara. Introligator zajmujący się tą sprawą stwierdził, że było to jego najbardziej pechowe zlecenie. W grudniu, w ostatnim momencie popsuła się maszyna, a już chwilę potem kilkakrotnie podrożały ceny druku. Był jeszcze problem z papierem i okładkami... Gdy już udało się znaleźć drukarnię bazującą na drukarkach laserowych, w ostatnim momencie popsuło się oprogramowanie i książka trafiła do mnie na trzy dni przed imprezą promocyjną. Oczywiście nawalić musiała też firma kurierska...

 

Jakie znaczenie ma dla Ciebie ukazanie się książki?

 

Zawsze marzyłem o tym, by przekazać coś innym, skłonić ich do zastanowienia nad podstawowymi problemami. Jak na razie reakcja czytelników jest bardzo pozytywna, więc myślę, że udało mi się tymczasowo osiągnąć ten cel.

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 90 >