Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 99>|>

Magia i rzeczywistość - fenomen Harry'ego Pottera

 

 

Przeznaczeniem dziecka jest dorosnąć, a nie przemienić się w Piotrusia Pana. Nie chodzi tu o to, by utracić niewinność i dziwienie światem, ale żeby kontynuować wyznaczoną wędrówkę – ową wędrówkę, którą na pewno lepiej byłoby ukończyć, niż odbywać z nadzieją, ale którą trzeba odbywać z nadzieją, by ją kiedykolwiek ukończyć. A to właśnie jest jedna z lekcji [...], jakiej udzielić nam mogą baśnie – że zagrożenie, smutek i cień śmierci mogą niekiedy nadać nieopierzonemu, niezgrabnemu i samolubnemu wyrostkowi godność, a nawet i mądrość.

J.R.R. Tolkien1

 

Zauważmy od razu, że niezwykłość wyraźnie spełnia funkcje kompensacyjne. Stanowi przeciwwagę banalności i codziennej rutyny. Przeciwwaga ta kształtuje się i funkcjonuje w różny sposób, zależnie od społeczeństwa i epoki.

Jacques LeGoff1

 

 

Hekatomba wydawnicza

 

To, co się ostatnio dzieje na rynku księgarskim w dziale literatury dziecięcej lub fantastycznej, przypomina wybuch bomby atomowej. Książki o przygodach małego czarodzieja Harry’ego Pottera można nabyć wszędzie, począwszy od księgarń i hipermarketów, na straganach z kosmetykami (tak, tak!) skończywszy i fenomen ten dotyczy wszystkich krajów Zachodnich. Czemu przypisać tę niezwykłą popularność? Ile z tej popularności przypada na zwykłą modę, a ile na prawdziwą fascynację światem Harry’ego Pottera? Dlaczego czytają tę książkę zarówno dzieci, jak i dorośli? Jaki wpływ na odbiorcę tej książki ma magia, magia jako kategoria organizująca czasoprzestrzeń oraz magia jako naczelne prawo świata? I wreszcie: czy rację mają socjologowie i psychologowie, ostrzegając przed zgubnym wpływem tej literatury na słabe umysły?

Odpowiedzi na te pytania wcale nie są proste i jeśli w ogóle odważyłyśmy się spróbować na nie odpowiedzieć, to dlatego, że nikt inny – jak na razie – nie podjął się tego zadania. A wydaje się, że warto. Harry Potter jest książką niezwykłą w pozytywnym tego słowa znaczeniu i choć niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo, to jego skala jest znaczenie mniejsza niż sądzą przeciwnicy tego typu literatury, natomiast korzyści, jakie może przynieść lektura, są niewątpliwie ogromne.

 

Ucieczka i powrót

 

Nie jest tematem niniejszego referatu kwestia przynależności gatunkowej Harry’ego Pottera. Na nasze potrzeby wystarczy informacja, iż książka jest połączeniem fantasy, baśni, literatury młodzieżowo-przygodowej, lekturą o silnych treściach parabolicznych i dydaktycznych, ale tak wyeksponowanych, że w bezpośrednim czytaniu prawie niezauważalnych. W związku z tym w trakcie badań nad tekstem nasunęło nam się w pewnej chwili pytanie: Czy J. K. Rowling tworząc pierwszą książkę o Harry’m Potterze wiedziała, dla kogo ją pisze? Czy implikowanym odbiorcą tej książki miało być dziecko w wieku ok. lat dwunastu, dorosły człowiek czy też czytelnik wirtualny? W pierwszej chwili odpowiedź nasuwa się oczywista: Harry Potter jest książką o dziecku i dla dziecka. Najprawdopodobniej taka też była intencja autorki. I dzieci tę książkę czytają. Ale czytają ją także dorośli w różnym wieku. Czy zatem nie jest tak, że autorce nieświadomie (?) udało się uruchomić pewien mechanizm, który jest właściwy mitom i baśniom, a także – w pewnej mierze – fantasy? Mówię tu o tym, co dobrych kilkadziesiąt lat wcześniej zauważyli J.R.R. Tolkien i C.S. Lewis: „Magia Królestwa Czarów nie jest celem samym w sobie, jej moc przejawia się w działaniu; między innymi w zaspakajaniu pierwotnych ludzkich potrzeb. Jedną z takich potrzeb jest pragnienie zbadania głębin czasu i przestrzeni. Inną [...] jest poczucie wspólnoty z pozostałymi żyjącymi stworzeniami”1. Jeżeli dodamy do tego zupełnie naturalne pragnienie każdego z nas do powrotu w czasy dzieciństwa, to łatwo możemy zauważyć, iż Harry Potter, podobnie jak baśń, mit czy fantasy, zaspokaja owe irracjonalne i atawistyczne instynkty ludzkiego umysłu.

Mamy więc trzy zasadnicze elementy, które przyciągają czytelnika do tej książki: potrzeba powrotu do „korzeni czasu”, chęć integracji z otaczającym nas światem oraz kategoria dzieciństwa. Wydaje się, że u dzieci problem ten wygląda podobnie: oprócz wspaniałej przygody i emocji, jakie może dostarczyć książka, oprócz tkwiącego w każdym człowieku pragnienia stania się kimś wyjątkowym, oprócz przyciągającego uroku dawnego, nieskażonego techniką świata magii (zamki, puszcze, jeziora, centaury, gnomy itd.), istnieje jeszcze naturalne u dziecka dążenie do kategoryzacji świata poprzez weryfikację wartości i klasyfikację informacji. Bo, jak pisze J.R.R. Tolkien, „Dziecięca wiedza o świecie jest z reguły zbyt uboga, by mogła pozwolić na samodzielne i natychmiastowe odróżnienie tego, co fantastyczne, od tego, co tylko dziwne (a więc rzadkie bądź odległe) lub nonsensowne albo po prostu „dorosłe” (chodzi tu o zwykłe sprawy ze świata rodziców, który w swej znakomitej części pozostaje dla dziecka niezbadany). Jednak dzieci są świadome istnienia różnych klas opowieści i mogłyby polubić je wszystkie [...]. [...] Teoretycznie wszyscy znamy różnice, a mimo to nie zawsze potrafimy określić rodzaj słyszanej opowieści. Dziecko może uwierzyć, że w sąsiednim hrabstwie żyją ludożercze potwory; wielu dorosłych bez trudu uwierzyłoby w ich istnienie w innym kraju; a niemal każdy, kto wierzy w życie w kosmosie, zaludnia inne planety niegodziwymi poczwarami”1. Zauważmy, że przynajmniej w dwóch pierwszych książkach mamy do czynienia z silnie wyeksponowanym, typowym dla baśni determinizmem moralnym: wiemy, kto jest dobry, a kto jest zły. Począwszy od części trzeciej ta równowaga zostaje zachwiana, a wybory bohaterów stają się trudniejsze i niejednoznaczne. Czarno-białe elementy baśni znikają więc powoli, ustępując miejsca dwuznacznej szarości. Harry Potter oraz jego przyjaciele zaczynają dojrzewać, powoli przestają być dziećmi.

Fascynacja innymi światami i chęć ucieczki do innego świata prowadzi do eskapizmu: podwójnego, bo i czytelnika, i głównego bohatera. Dopóki mieszka w Londynie z wujostwem Dursleyów, Harry Potter jest dzieckiem nieszczęśliwym, bez przyjaciół i perspektyw na lepsze jutro. W chwili, gdy przybywa do świata Hogwartu, jego życie zmienia się diametralnie: może czarować oraz zyskuje nie tylko przyjaciół, ale także szacunek, gdyż okazuje się, że w świecie magii wszyscy znają go jako pogromcę złego czarownika Voldermorta. I choć przeżywa świecie magii przygody nie zawsze bezpieczne i nie zawsze jest nagradzany za swoje poświęcenie, urok takiego życia działa na niejednego czytelnika, który ucieka w świat fantazji przed własną smutną egzystencją. Jest bowiem charakterystyczne dla literatury, iż odsyła czytelnika w nieprawdziwy, wymyślony świat, czasem lepszy od naszego, czasem gorszy, czasem ani lepszy, ani gorszy, ale na pewno inny.

Ten podwójny eskapizm jest związany z mechanizmem identyfikacji, co potwierdziły pytania zadawane dzieciom (wiek: ok. 1112 lat): chłopcy wyrazili chęć bycia takim czarodziejem jak Harry, a dziewczynki raczej utożsamiały się z Hermioną; wszystkie dzieci wzruszały się losem Harry’ego, który musiał spać w komórce pod schodami, nosić ubrania po swoim okropnym kuzynie i pożywiać się zimną owsianką (wyraźny topos Kopciuszka). Mechanizmowi identyfikacji sprzyja fakt, iż w książce J. K. Rowling każdy może być czarodziejem. Każde dziecko może w pewnej chwili dostać wiadomość, iż właśnie zostało przyjęte na pierwszy rok do Hogwartu, gdzie odtąd będzie zgłębiać tajniki magii i profesji maga.

 

Język i postać

 

Zarzucano książce, że jej fabuła, a także budowa zdań są zbyt skomplikowane. Dziś na podstawie książek J. K. Rowling przygotowywane są ćwiczenia gramatyczne w angielskich szkołach, „przypisuje się też [...] charakterystycznemu stylowi [autorki – przyp. U.L.] moc zwalczania dysleksji i dysgrafii”1. Prawdą jest, iż styl J. K. Rowling jest bardzo prosty, nawet potoczny – zarówno w angielskiej oryginalnej wersji, jak i w polskim tłumaczeniu. Młodsze dzieci nie mają trudności ze zrozumieniem tego, co jest napisane, podobnie jak osoby mniej wykształcone. Również język postaci jest silnie zindywidualizowany. Przykłady można mnożyć. Gajowy Hagrid posługuje się bardzo kolokwialnym, wręcz prowincjonalnym stylem, z charakterystycznym „cholibka”; Sposób wysławiania się prof. Lockharta jest wyszukany, język bogaty w figury retoryczne, a tym samym napuszony i pełen frazesów – doskonale określa charakter osoby („Harry, Harry, Harry – zaśpiewał Lockhart chwytając go za ramię. – Ja wszystko rozumiem. Przecież to naturalne, ugryźć więcej, kiedy się poczuło pierwszy smak... To moja wina, przecież musiało ci to uderzyć do głowy... Ale, zrozum, młody człowieku, nie można latać samochodami, żeby zwrócić na siebie uwagę.”). Z kolei dzieci i młodzież używają stylu właściwego dla ich przedziału wiekowego, z wyrazami typu: „super”, „ekstra”, „OK.” itp. Wszystkie te zabiegi autorskie mają na celu m.in. określenie cech fizycznych i psychicznych bohaterów, które trudno wyłowić w toku działania tych postaci. Jak łatwo zauważyć, Harry Potter odbiega pod tym względem od baśni, której warstwa językowa jest schematyczna, nawet w dialogach (zazwyczaj szablonowych i sprowadzających się do określonych formuł). Ale tym samym zbliża się do powieści młodzieżowo-przygodowej, której styl jest nasycony żargonem środowiskowym i tym samym ułatwia identyfikację.

Jeszcze inna sprawa dotyczy tworzenia przez autorkę neologizmów. Są to nowe słowa, oznaczające przedmioty, profesje albo czynności, które nie istnieją w świecie Mugoli. J. K. Rowling wykazała się w tej dziedzinie dużym i plastycznym talentem. Wystarczy tu wspomnieć wyjca, czyli czerwoną kopertę, którą Ron dostał od matki po tym, jak „pożyczył” zaczarowany samochód ojca, a która wybuchała straszliwym wrzaskiem, aby ukarać i zawstydzić winowajcę, lub zapominajkę – prezent od babci Neville’a. Prawdziwą inwencją twórczą popisała się autorka w wymyślaniu nazw istot baśniowych i duchów: zgredek, animagus, druzgotek (gryndilow), gumochłony (flobberworms), twardodziób (buckbeak), ponurak (Grim), zwodnik (hynkypunk), patronus czy charłak oraz oczywiście straszliwe istoty zwane dementorami, strażnicy Azkabanu.

Ważne językowej organizacji tekstu jest również zastosowanie przez autorkę języka łacińskiego – mianowicie w Harry’m Potterze czarodzieje używają języka łacińskiego do zaklęć. Żeby unieszkodliwić Neville’a, Ron wypowiada formułę: Petrificus totalus (totalne skamienienie) – i biedny Neville zostaje unieruchomiony, dosłownie jak kamień. Kiedy Snape rzuca Lockhartem o ścianę, mówi: „expelliarmus” – i Lockhart przelatuje przez pół sali. Kiedy Harry pragnie zablokować moc dementorów poprzez przywołanie swojego patronusa, wypowiada formułę: expecto patronum, co oznacza po prostu: „przybądź, obrońco”.

Dlaczego właśnie łacina? Być może dlatego, że jest to język średniowiecza, a Harry Potter w dużej mierze nawiązującą do średniowiecznego systemu widzenia świata (magia, kategoria dawności, ornamentyka). Łacina w ustach współczesnych, bądź co bądź, bohaterów, nabiera sekretnego, doniosłego charakteru, przenosi w odległe czasy, podsycając klimat grozy i tajemnicy. Nie wolno również zapominać i o tym, iż język łaciński jest językiem martwym od stuleci, ale jednocześnie znany każdemu humaniście, czy jest on Europejczykiem, Azjatą, Afrykaninem czy mieszkańcem Ameryki. Jest zatem zrozumiały wszędzie i potencjalny czarodziej z każdego kraju świata będzie ten język wykorzystywał do uprawiania magii, tak jako to robili średniowieczni alchemicy i znachorzy.

 

Funkcja magii

 

Elementem, który silnie oddziałuje na czytelnika, jest niewątpliwie magia. Funkcje, jakie pełni ona w powieści Joanne Rowling, są wbrew pozorom bardzo złożone i różnorodne. Specyfika utworu łączącego właściwości literatury fantasy, baśni i powieści dla młodzieży z – miejscami – parabolicznym charakterem obrazowania komplikuje tę strukturę w znacznym stopniu. Wydaje się zasadne wskazanie sześciu głównych funkcji magii w Harry’m Potterze:

a. organizacja czasoprzestrzeni,

b. funkcja ornamentacyjna,

c. porządkowanie świata,

d. mitologizacja rzeczywistości zawartej w tekście,

e. nasycenie przestrzeni życiem,

f. mówienie paraboliczne.

 

Organizacja czasoprzestrzeni

 

Kategoria magii organizuje czasoprzestrzeń powieści J. K. Rowling; świat Harry’ego Pottera zyskuje dzięki magii większe rozmiary, rozszerza swe granice, zarówno przestrzenne jak i czasowe. W zasadzie nie jest łatwo precyzyjnie określić, gdzie się te granice zasadzają. Z całą pewnością bowiem nie ma u Rowling wyraźnej kompozycji wielu światów, wielu odrębnych rzeczywistości, jak to się dzieje np. w Opowieściach z Narni C.S. Lewisa. W Harrry’m Potterze świat Mugoli i świat czarodziejów istnieją na jednej płaszczyźnie i nie są przed sobą zamknięte. Oto ulica Pokątna czy bank Gringotta znajdują się nie w nieokreślonej krainie, lecz ciągle w Londynie, zaś Weasleyowie wyjeżdżają na wycieczkę do Egiptu. Co więcej – między Mugolami a czarodziejami istnieje możliwość komunikacji. I tak pani Weasley wysyła do Dursleyów list mugolską pocztą, przy czym w swej nieznajomości zasad jej funkcjonowania okleja znaczkami całą kopertę, martwiąc się , czy aby znaczków nie jest za mało. Prosi o odpowiedź w zwykły sposób (czyli przez sowę!), gdyż mugolska poczta niezbyt dobrze dociera do jej domu. Co więcej – pan Weasley dzwoni do wuja Vernona. Zauważmy, że za każdym razem zwykłymi sposobami porozumiewania się nazywane są metody magiczne. Artur Weasley dziwi się, jak wiele trudu gotowi są podjąć Mugole, aby tylko uniknąć używania magii. A zatem w całej przestrzeni wykreowanej w powieści magia jest naturalna, pierwotna; wszelkie inne sposoby, wynalazki to wytwór wtórny, sztuczny i – dalece niedoskonały.

Także inne niż Hogwart szkoły magii związane są z określonym kręgiem kulturowym zwykłej współczesnej rzeczywistości; i tak np. Beauxbatons mieści się we Francji, a jej studenci i profesorowie operują językiem francuskim, który też zniekształca w pewnym stopniu ich angielszczyznę. Widzimy zatem, że przestrzeń magiczna nie jest wyizolowana z całej realnej przestrzeni tekstu. Mamy raczej do czynienia z innym zjawiskiem  rzeczywistość zorganizowana przez magię wydaje się poszerzać swoje granice, jest jakby głębsza. Oto peron 9 i ¾ znajduje się ciągle na londyńskim dworcu, jest jednak miejscem nieosiągalnym i niezauważalnym dla Mugoli, którzy nie wiedzą, jak się tam dostać. O tym, jak mocno magiczna i mugolska sfera świata są ze sobą związane, świadczy konspiracyjne podejście czarodziejów do wyjazdu na puchar quidditcha; czarodzieje mianowicie nie chcą swymi tłumnymi wyjazdami wywołać podejrzeń Mugoli.

Rozsądne jest chyba stwierdzenie, iż Mugole widzą o wiele mniej niż czarodzieje. Podczas gdy dla Mugoli czasoprzestrzeń jest ściśle ograniczona do znanych im tylko miejsc i oczywistej dla nich historii świata, czarodzieje mają jakby podwójny punkt widzenia – wiedzą zarówno o zwykłych miejscach, nieprzesyconych magią (mogą w nich bywać), jak i o  Hogwarcie czy ulicy Pokątnej. Za pomocą magicznego proszku Fiuu przenoszą się Weasleyowie do domu przy Privet Street, choć nie wiadomo, czy mogliby Dursleyowie jakimś mugolskim środkiem transportu dostać się do Hogwartu... Dysponowanie magią – albo przynajmniej jej akceptowanie, jak to czynią rodzice Hermiony – pozwala widzieć więcej.

Także panorama czasowa jest szersza i bogatsza z punktu widzenia czarodziejów. Czas bywa bowiem – co nie oznacza, że jest zawsze – jakby dwutorowy, stanowi konstrukcję na kształt pudełka z drugim dnem, przy czym to ukryte dno dostępne jest czarodziejom, którzy, znając zwykłą historię dziejów ludzkości i stosując daty roczne na określenie zdarzeń, mają też własną historię, która nieraz zdaje się odkrywać prawdę o pewnych faktach. Oto np. podczas gdy dla Mugoli czarownice płonęły na stosach, w rzeczywistości doznawały wiedźmy przyjemnych łaskotek, a udawały cierpienie, aby dać się łaskotać ogniem...

Obserwujemy zatem dwa punkty widzenia: – powierzchowny, mugolski i głęboki, prawdziwy – magiczny, dwa różne spojrzenia na ten sam linearny czas, który biegnie tak samo: dziesięć miesięcy w Hogwarcie odpowiada dziesięciu miesiącom w szkole Dudleya; z podziałem, tak jak w całej Wielkiej Brytanii, na trzy semestry (od początku roku szkolnego do Bożego Narodzenia, od Bożego Narodzenia do Wielkanocy i od Wielkanocy do końca roku szkolnego). Magia w organizacji czasoprzestrzeni utworu staje się kategorią nadrzędną: listy do Harry’ego gonią bohatera, gdziekolwiek się uda w panicznej ucieczce zabrany przez Dursleyów, zaś upomnienie ze szkoły za użycie czarów w czasie wakacji dostają wujostwo natychmiast.

Ten sposób zorganizowania czasoprzestrzeni jest oczywiście niezwykle istotny dla zakreślenia możliwości interpretacji tekstu, w którym to cała sfera czarodziejskości ściśle wiąże się z nakreśleniem pewnych uwag dotyczących postaw człowieka: Mugol, który zakłada prawdziwość wyłącznie tej znanej mu strony rzeczywistości, nie jest w stanie dostrzec jej prawdziwego bogactwa, jest zamknięty na prawdę; wymyśla wszystko, by nie dostrzec magii i nie przyznać, że w ogóle istnieje, a zatem – nie jest zdolny widzieć więcej. Zauważyć trzeba bowiem koniecznie, iż magia działa wszędzie i zawsze, jednak w mugolskiej części rzeczywistości czarodzieje dyskretnie te działania starają się ukryć i zminimalizować. Możemy łatwo zauważyć, że kategoria magii w świecie Harry’ego Pottera łączy się z pełnym rozumieniem rzeczywistości, zaś bycie Mugolem – z postrzeganiem zewnętrznej tylko powłoki zdarzeń, ze zubażaniem świata. Nie jest to właściwość nowa w literaturze; taka sama relacja rzeczywistości nie znającej magii do światów magicznych jest wpisana w cykl narnijski. Pozostanie jednak przy tym tylko stwierdzeniu i przy odwołaniu się wyłącznie do kręgu baśni jest zbyt wąskim spojrzeniem na funkcję magii – niezwykłości. Rozważania nasze wymagają koniecznie choćby krótkiego tylko wspomnienia o tym, iż od najdawniejszych czasów celem niezwykłości w tekstach literackich było – jak zauważa Pierre Mabille w pracy Le Miroir du merveilleux – „[...] poza rozrywką, [...] poza potrzebą zabawy, zapomnienia [...] pragnienie jak najpełniejszej eksploracji wszechogarniającej rzeczywistości”1.

 

Funkcja ornamentacyjna

 

Niejednokrotnie magia w świecie Harry’ego Pottera jest ornamentem, ozdobnikiem powieściowej rzeczywistości. Gdy rondel w kuchni pani Weasley łapie samoczynnie wyskakujące z łupinek ziemniaki lub gdy starsi bracia Rona bawią się, unosząc w powietrzu ogrodowe stoły, mamy przed sobą przykłady tak właśnie użytej magii – jako atrybutu zewnętrznego świata. Nie jest w takich przypadkach magia realizacją prawdy, przesłania, misji. Nie obrazuje praw. Nie znaczy to oczywiście, że te użycia są nieistotne. Przeciwnie – z niezwykłą konsekwencję tworzą wizję przesyconego czarami świata, dla którego niezwykłość jest cechą immanentną. Nie jest to pomysł nowatorski, ale autorka wykazała się w tej dziedzinie prawdziwym mistrzostwem. Nie zadowoliła się przetwarzaniem znanych już motywów (np. latający samochód, czapka-niewidka czy samonakrywające się stoły w jadalni Hogwartu), ale zajęła się wymyślaniem nowych (przypominajka, wyjec, woźny-charłak). Sprawdza się tutaj teza S. T. Coleridge’a, który wprowadził podział na fantazję – siłę odtwórczą, i wyobraźnię – siłę kreacyjną. J. K. Rowling posiada właśnie to, co Coleridge nazywa wyobraźnią.

 

Porządkowanie rzeczywistości

 

Magia jako funkcja porządkująca rzeczywistość, jako gwarancja ładu jest kategorią bardzo dawną i zakorzenioną głęboko w tradycji literackiej. Klasyczna baśń, legenda czy średniowieczny żywot świętego męczennika – wszystkie te utwory operujące kategorią magii czy niezwykłości o różnej genezie dają obraz świata idealnego, niezmąconego porządku, sprawiedliwości i prawa. Oczywiście kwestia ta jest niezwykle szeroka, niejednorodna i wymagałaby odrębnego obszernego opracowania. Pozostając przy rozważaniach dotyczących funkcji magii w świecie Harry’ego Pottera, zauważyć trzeba koniecznie, iż to, co w odniesieniu do klasycznych baśni, takich jak ,,Śnieżka” czy ,,Piękna i Bestia” w eseju G. K. Chestertona Etyka w krainie elfów, jest proste i jasne, w powieści J. K. Rowling już tak bardzo jednoznaczne nie jest. Gwarancja porządku świata i zachowania jego niezmiennych, nie ludzkich, lecz boskich czyli „wyższych” praw, w baśni jest niezachwiana. Niezachwiana jest w Kronikach narnijskich. Ale w Harry’m Potterze, w którym magii jak rzemiosła trzeba się uczyć i w którym – przynajmniej jak dotąd przy nieukończonym przez autorkę cyklu – źródeł magii nie jesteśmy w stanie określić, sprawa ma się nie do końca tak prosto. Z pewnością magia jako prawo rzeczywistości jest kategorią silnie zaakcentowaną od pierwszych już stron utworu. Mały Harry, nie wiedząc nawet, kim jest i nie znając zupełnie losów swej rodziny, przeżywa zdarzenia magiczne, takie jak rozmowa z wężem czy wciąż odrastające włosy, w sposób od siebie niezależny. Jest przeznaczony do magii – od tego przeznaczenia nie ma ucieczki. Listy z zaproszeniem do Hogwartu docierają za chłopcem wszędzie, gdziekolwiek się zatrzyma z Dursleyami. Prawo magii sięga dalej – dzieci, które urodziły się w rodzinach Mugoli także docierają do szkoły czarodziejów. Jest to kwestią przeznaczenia, które nie może być cofnięte. Przykładem jasnego, niezachwianego prawa jest też potężne zaklęcie, jakim staje się oddanie życie za dziecko, co chroni Harry’ego nawet przed niepowstrzymaną dotąd mocą Voldermorta.

Takich dowodów baśniowej organizacji rzeczywistości w powieści J. K. Rowling znajdziemy wiele. Jednakże z każdą częścią cyklu schemat ten charakterystyczny dla baśni zdaje się od tych właściwości odchodzić. Brakuje przede wszystkim siły (czy może postaci), która byłaby gwarancją zwycięstwa dobra, ideą nagrody i kary. Bohaterowie sami muszą walczyć o ład świata; część trzecia Harry Potter i więzień z Azkabanu pokazuje zachwianie porządku – prawda o Syriuszu Blacku nie jest przyjęta i ogłoszona, nie tryumfuje sprawiedliwość. Właściwego rozwiązania zadania trzeba dochodzić podstępem i w ukryciu. O złożoności tego problemu w odniesieniu do rzeczywistości utworu najlepiej świadczą argumenty przeciwne: w czasie zmagań Harry’ego o kamień filozoficzny czy w scenie walki z Voldermotem w części drugiej cyklu magiczna pomoc Dumbledore’a staje się tym właśnie baśniowym pewnikiem, gwarantem zwycięstwa pozytywnego bohatera. Nie można jednak oczekiwać w świecie powieści takiej jednoznaczności i pewności, jaką mamy czytając np. „Śpiącą Królewnę”. Powód wyrasta z pewnej właściwości sfery magicznej. Otóż w Harry’m Potterze magia jako kunszt jest w rękach czarodziejów narzędziem, a przynajmniej na tym etapie powstawania powieści możemy tak sądzić. Jest wiedzą, którą człowiek wykorzystuje, ale źródła której i pochodzenia nikt nie zna, i – podkreślmy raz jeszcze – jak na razie nie widać siły, która zdolna byłaby zło w ludziach powstrzymać. Harry dzieli tak wiele umiejętności z Voldermortem, iż zdaje się, że wyrastają z tego samego źródła, i tylko ich osobowości decydują o sposobie wykorzystania magii. Nie ma istot przypisanych do czarnej czy białej magii, jest tylko wola, decyzja, taki, czy inny wybór.

 

Postać i narrator

 

Taka konstrukcja magicznego świata poważnie determinuje typ postaci, jakie zaludniają utwór: nie są to zwykle czarno-biali, lecz silnie zindywidualizowani bohaterowie, o czym była już mowa przy omawianiu organizacji językowej tekstu. I tak np. profesor Snape, którego od początku gotowi jesteśmy posądzać o różne przewinienia jest na tyle tajemniczy, iż kolejne odsłony w zasadzie więcej komplikują, niż wyjaśniają. Wydaje się zasadne stwierdzenie, iż ten typ złamania baśniowego schematu idealnego prawa, czy może tylko odejścia od niego, umożliwił pogłębienie rysów psychologicznych postaci; nawet Voldermort w rozmowie z Ginny za pośrednictwem dzienniczka okazuje się realistyczną, skomplikowaną osobowością. Jak się wydaje, taka rozbudowa psychologii postaci jest związana może być związana z typem narracji; narrator snuje opowieść widzianą oczyma Harry’ego. Z perspektywy Harry’ego świat Hogwartu początkowo baśniowy, niemal idylliczny, z biegiem czasu staje się coraz bardziej skomplikowany, coraz bardziej niebezpieczny; wybór drogi i decyzje bohaterów już nie są proste i łatwe. Być może to właśnie emocjonalny rozwój Harry’ego wpływa na przedstawianie postaci przez narratora, które w oczach dojrzewającego chłopca przestają być jednowymiarowe i czarno-białe, a stają się szare – jak w rzeczywistym życiu.

 

Magia słowa

 

Skoro magia determinuje typ postaci, determinuje także ich działanie. Sama magia, jak już było powiedziane, jest niewiadomego źródła i choć stanowi pewien constans, nie ma tu nadrzędnej siły porządkującej, charakterystycznej dla mitu – sfery sacrum. Wynika to być może z naszej, czyli czytelników, niewiedzy – dysponujemy jedynie czterema książkami z cyklu, a cykl ma składać się z siedmiu części, odzwierciedlających zapewne kolejne lata nauki Harry’ego w Hogwarcie. W dwóch wypadkach sfera sacrum, a przynajmniej jej namiastka, pojawia się w powieści. Pierwszy dotyczy tiary przydziału, a drugi dementorów i tajemniczej materii zwanej patronusem.

Jeśli chodzi o tiarę przydziału, to sprawa wydaje się oczywista: magia jest w niej silna, gdyż tiara skupia w sobie wszelki czas, jaki był i będzie. Stąd jest zdolna przewidywać przyszłość i przydzielać uczniów do odpowiednich dla nich domów. W walce Harry’ego z wężem wywabionym przez Voldermorta pomaga Harry’egmu zwyciężyć, przyzywając mityczny Miecz Gryffindoru. Tutaj ważnym „rekwizytem” będzie feniks – mityczny ptak, który ustawicznie odradza się z własnych popiołów.

Sprawa się komplikuje, gdy chodzi o dementorów i patronusa. Dementorzy, istoty żerujące na wszelkich dobrych uczuciach w człowieku, żywiący się radością, nadzieją i wiarą w przyszłość, mają również zdolność przywoływania najgorszych wspomnień w życiu. Tutaj sfera sacrum ogranicza się jedynie do Harry’ego: w momencie ataku dementorów Harry słyszy głosy swoich rodziców w ich ostatecznej walce z Voldermortem, w czasie której zginęli. Czy jest to jedynie sztuczka okropnych stworów, czerpiących przyjemność z zadawania bólu i rozpaczy, czy też powrót do czasu mitycznego? Czy jest to jedynie wspomnienie, czy też stan trwania? Za każdym razem, kiedy dementorzy przypuszczają atak, Harry słyszy coraz więcej okropnych szczegółów, tak jakby uchylała się zasłona czasu.

Kwestia patronusa jest jeszcze bardziej zagadkowa. Siła, która jest odwrotnością dementorów, bezosobową kwintesencją pozytywnych uczuć wyższych, przybiera postać srebrzystego jelenia – a w jelenia zwykł się zamieniać ojciec Harry’ego, jeden z nielicznych animagów. Czyżby była to istota mityczna, przybywająca spoza czasu i przestrzeni, przywołująca, tak jak dementorzy, tylko w innym celu, czas mityczny? Nie wiadomo, czy dowiemy się tego z dalszych części cyklu. Miejmy nadzieję, gdyż wyjaśnienie natury tego zjawiska określiło by choć w części źródła pochodzenia magii Hogwartu.

Widzimy więc, iż czas w powieści J. K. Rowling zyskuje niekiedy cechy czasu mitycznego. Także część trzecia, w której czas zostaje cofnięty (czy też może to bohaterowie cofają się w przeszłość) i tworzy swoistą pętlę przeznaczenia (Harry widzi patronusa, którym okazuje się on sam), przywodzi na myśl właściwości czasu mitycznego.

Nie tylko występujące w powieści czas i przestrzeń mityczna oraz magia pozwalają wykazać związki z mitem. W Harry’m Potterze występuje bardzo silna tendencja do mitologizacji rzeczywistości zawartej w tekście, głównie za sprawą kreatywnej funkcji słowa. Częściowo była już mowa przy okazji omawiania leksykalnej warstwy powieści. Dodajmy, iż w Harry Potterze o mocy słowa mówi się wiele: dokładne wypowiedzenie formuły jest tak samo ważne jak nieuszkodzona różdżka (patrz popis Rona, który przez popsutą różdżkę został zmuszony do wymiotowania ślimakami). Nazwać coś – to znaczy ożywić. Dlatego mieszkańcy świata Hogwartu nie wymawiają imienia Voldermorta używając w zamian parafrazy: Ten, Którego Imienia się Nie Wymawia. Te przemilczenie zbliża Harry’ego do Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena: sąsiadujący z Mordorem Gondorczycy także nie wymieniają imienia swego największego wroga, być może w nadziei, że to, o czym się nie mówi, nie istnieje, albo może nie zaistnieje. Jednak „strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą” jak powiada w pewnej chwili Dumbledore do Harry’ego. Jest w tym poważnym traktowaniu słowa jako narzędzia kreacji i zarazem potężnego środka nawiązanie do mitycznego stwarzania.

 

Nasycenie życiem

 

Magia w Harry’m Potterze jest wszechobecna. Dzięki temu przestrzeń jest nasycona życiem; może przesadą byłoby tu odniesienie do słów C.S. Lewisa z Odrzuconego obrazu, iż „przestrzeń średniowieczna nie milczy”, ale z całą pewnością u Rowling przestrzeń tętni życiem w sposób niezwykle wyrazisty. Poruszają się postacie na zdjęciach w albumach i w gazetach, żyją obrazy w Hogwarcie, a samochód Artura Weasleya zamieszkuje w lesie i w stosownym momencie przychodzi z pomocą. Mamy mówiące pająki, rozumne sowy, bijącą wierzbę i ghula, mieszkającego u Rona. Tętniący życiem świat utworu jako konsekwencja magiczności tekstu ma też swą zwrotną funkcję: rzeczywistość jest żywa, ale trzeba nie być Mugolem, by to dostrzec. Warto zauważyć też, iż częstokroć to magiczne ożywienie elementów przestrzeni pozwala budować obrazy paralelne do odczuć bohaterów. I tak np. kiedy pani Weasley jest wściekła na swoich synów, wszystkie sprzęty w kuchni podczas przygotowywania obiadu fruwają i spadają z niebywałą malowniczością i dynamiką. Także sufit w sali głównej Hogwartu przybiera wygląd związany nie tylko z aurą na zewnątrz, ale i z nastrojem biesiadników.

 

Parabola

 

Powieść J. K. Rowling jest tekstem bardzo nierównym: miejscami to bardzo mało ambitna powieść dla młodzieży, miejscami treści przywodzące na myśl rozprawę filozoficzną. Są to zwykle sceny, krótkie historie, które odnoszą się do życia w sposób uniwersalny, stanowią swoiste parabole wkomponowane w utwór. Są to oczywiście partie utworu, którym przypowieściowy charakter nadaje magia. Opowieść związana z dementorami i przywoływaniem patronusa jest wszak parabolicznym mówieniem o destruktywnym wpływie na człowieka złych wspomnień, braku nadziei i o duchowej walce z samym sobą. Jest to historia o psychomachii, jaka wcześniej czy później staje się udziałem każdego człowieka. Także postać feniksa i opowieść o jego odradzaniu się, jego obecność przy Harry’m w czasie walki z Voldermortem stanowi przypowieściową ilustrację praw życia, w którym spopielanie się i odradzanie następują po sobie, są nieodzowne i nieuniknione. Bardzo skomplikowane treści odwołujące się zarówno do teologicznego rozumienia zła, jak i do wiedzy psychologicznej niesie w części drugiej związana z dzienniczkiem znalezionym przez Ginny historia powrotu Voldermorta, który żywił się i wzmacniał duszą dziewczynki. Jak widać funkcja magii w świecie Harry’ego Pottera nie ogranicza się do sporządzenia obrazu, czy nawet do organizacji czasoprzestrzeni; w pewnych miejscach tekstu staje się sposobem mówienia o trudnych prawdach, które stanowią swego rodzaju uniwersum, a których wyrażenie w realistycznej konwencji byłoby o wiele bardziej ryzykowne. Magia umożliwia mówienie paraboliczne w sposób maksymalnie doprecyzowany.

 

Niebezpieczeństwo?

 

Na zakończenie tego krótkiego szkicu słów kilka należy się kwestii, jaka poruszana jest ostatnio w środkach masowego przekazu (a także, jak się okazuje, na Mszach Świętych). Chodzi tu o kontrowersyjny problem szkodliwości społecznej Harry’ego Pottera i jego zły wpływ na dzieci. Rozmaici psychologowie społeczni, socjologowie i krytycy literaccy ostrzegają, że oderwanie od rzeczywistości i od spraw przyziemnych może spowodować u dzieci spaczenie psychiczne: albo do tego stopnia mogą utożsamić się z książkowymi postaciami, że nie zdołają wrócić do świata realnego, albo też będą uważały, że magia jest sposobem na wszystko i wszystko załatwi1. Znane są wszakże przypadki, grzmią autorytety, iż niewinne dziecko po obejrzeniu amerykańskiej kreskówki o mało nie zabiło babci, strzelając do z rewolweru ojca, gdyż myślało, że babcia zaraz wstanie – tak jak myszka Jerry; gdzieś tam podobno mała dziewczynka wyskoczyła z dziesiątego piętra wierząc, że potrafi latać.

Neverland. Kraj nigdy. Kraina marzeń. Każdy do niej tęskni, ale niektórzy są jej spragnieni tak bardzo, że dokonują projekcji tego, co zobaczyli bądź przeczytali, do świata realnego. Jest to na pewno rodzaj eskapizmu, zwłaszcza dla tych, których życie, w ich mniemaniu, nie przedstawia żadnej wartości, jest monotonne, nudne i smutne, i – co gorsza – nie ma nadziei na poprawę tego życia. Ale nie zapominajmy, że takie widzenie świata jest właściwe dorosłym, a nie dzieciom. Nie można lekceważyć niebezpieczeństwa eskapizmu, to prawda. Nie można też jednak zapominać, że dzieci, choć są istotami młodymi i niedoświadczonymi, są jednak ludźmi. Zobaczmy, co mówił na ten temat J.R.R. Tolkien, dogłębny znawca dziecięcej psychiki, nie będący na szczęście psychologiem ani socjologiem, ale podchodzący do tych spraw praktycznie: „Można się spierać o to, czy czar opowieści łatwiej działa na dzieci. Kto wie, czy tak nie jest, choć ja osobiście nie jestem tego taki pewien. Sądzę, że źródłem takiego przekonania czy raczej złudzenia może być często pokora dzieci, ich brak doświadczenia i słownictwa krytycznego i niespożyty apetyt – proporcjonalny do tempa wzrostu i rozwoju. Dzieci lubią albo usiłują polubić wszystko, co im się podaje; a jeśli im się to nawet nie podoba, nie potrafią wyrazić ani uzasadnić swojej opinii (a więc ją ukrywają); nadto lubią mnóstwo innych rzeczy bez wyboru i hierarchii, bez zadania sobie trudu, by zanalizować poziomy swojej wiary”1. Dzieci wierzą w krasnoludki, albo nie. Mogą one istnieć, albo mogą nie istnieć. W odróżnieniu od dorosłych, dzieci nie pragną wierzyć, one chcą wiedzieć. A to nie jest tożsame z wiarą, że wszystko, co zdarzyło się w książce czy filmie, zdarzyło się naprawdę. Jak pisze J.R.R. Tolkien: „Baśnie wyrażały nie możliwości, ale pragnienia. Były udane, jeśli wzbudzały tęsknotę, zaspakajając ją, ale i często nieznośnie ją zaostrzając”1.

Tak więc pragnienie bycia czarodziejem nie oznacza, że spełnienie tego pragnienia jest celem dziecka i że zacznie ono robić rzeczy nieodpowiedzialne, np. skakać z dachu udając, że fruwa. Większość małych ludzi, wbrew pozorom, odróżnia ostro świat wyimaginowany od rzeczywistego, ale potrafi żyć w obu tych światach naraz – i tego wielu dorosłych nie potrafi zrozumieć, ponieważ żeby to zrozumieć, trzeba zachować – jak Tolkien i na pewno wielu z tu obecnych na sali – zdolność emocjonalnego i intuicyjnego odczuwania Krainy Czarów i – co za tym idzie – dobrowolnego zawieszenia niewiary na czas trwania opowieści. Ze względu na okoliczności, w jakich żyjemy, my, dorośli, czynimy to tylko na czas obcowania z lekturą, która nas „wciąga”. Dzieci potrafią ten stan utrzymywać długi czas, ale to wcale nie oznacza stanu „wypaczenia” umysłu. Czytanie książek nikomu jeszcze nie wypaczyło charakteru, wręcz przeciwnie: niejednemu dziecku pomogło przetrwać trudne chwile, jeśli jego dzieciństwo było nieszczęśliwe i smutne; zresztą to samo można mówić o wielu dorosłych ludziach. Słowa K. Quinna są tu bardzo dobrym uzasadnieniem: „Są chwile, kiedy życie wokół nas staje się zbyt trywialne, zbyt nudne, zbyt brutalne, zbyt pozbawione nadziei, aby przetrwać; może wtedy najlepszą rzeczą jest uciec. Nie musi dziać się nic złego z człowiekiem, który czuje czasem wszechmocny przymus ucieczki; ucieczka w literaturę na chwilę może pomóc nam wrócić odświeżonymi, gotowymi do konfrontacji z rzeczywistością. Problemem jest niekończąca się ucieczka ludzi, których myśli nigdy nie mogą stanąć naprzeciw realności, z wyjątkiem może kontaktu z rzeczywistością na poziomie mało znaczącej rutyny zajęć. To właśnie ludziom, którzy czytają tylko po to, aby uciekać, którzy nigdy nie łączą tego, co czytają, z ich własnym doświadczeniem, powinniśmy współczuć: z powodu tego, co opuszczają zarówno w życiu jak i w literaturze”1.

Ostatnie dwa zdania odzwierciedlają kwintesencję niebezpieczeństwa: o szkodliwości ucieczki od rzeczywistości można mówić jedynie wtedy, gdy ktoś zaczyna wierzyć, że rzeczywistość książkowa czy filmowa jest prawdziwym światem. Fakt, że coraz częściej takie wypadki mają miejsce, ale raczej w odniesieniu do mas-mediów. Atrakcyjność obrazu jest o wiele większa niż słowa ze względu na łatwość, z jaką obraz jest odbierany. Zaś eskapizm w wypadku nieuświadomionego i nierozróżniającego świata fikcyjnego od prawdy odbiorcy idzie w parze z nieumiejętnością weryfikacji informacji i – co za tym idzie – bezkrytyczną wiarą w to, co się zobaczy na ekranie lub przeczyta w gazecie.

Ale problem ten dotyczy Harry’ego Pottera w sposób marginalny. Jest to książka, która niesie za sobą możliwość zaspakajania podstawowych ludzkich potrzeb, takich jak emocje, tęsknota za dawnością i dzieciństwem, chęć przeżycia przygody, także pozytywne wartości: wiarę w człowieka, w przyjaźń, solidarność, w to, że świat mógłby być lepszy, gdybyśmy się tylko bardziej starali, że można i trzeba poświęcać się dla drugiej osoby. To prawda, że życie nie bywa cukierkowe i słodkie – nigdy takie nie jest, a im człowiek robi się starszy, z tym większym okrucieństwem ta prawda do niego dociera. Ale to nie znaczy, że należy zaprzestać poszukiwań.

Takie jest przesłanie Harry’ego Pottera. Jeśli zaś chodzi o zarzut, że książka ta przestaje być ciepła i radosna, a staje się coraz bardziej ponura, można odpowiedzieć ustami Raszida Khalify, alter ego wielkiego pisarza brytyjskiego Salmana Rushdiego: „Nie każda dobra gawęda musi zaraz być słodka. Ludzie potrafią się zachwycać najbardziej łzawymi opowieściami, jeśli tylko widzą w nich piękno”11.

 

Copyright by Urszula Lip & Agnieszka Kruszyńska

 

_______________

1 J.R.R. Tolkien, O baśniach, [w:] tegoż, Potwory i krytycy, tłum. T.A. Olszański, Poznań 2000, s. 178.

2 J. LeGoff, Świat średniowiecznej wyobraźni,

3 J.R.R. Tolkien, op. cit., s. 154.

4 J.R.R. Tolkien, op. cit., s. 173-174.

5 patrz: www.harrypotter.com.pl

 

6 P. Mabille, Le Miroir... za: Jecques Le Goff: Świat średniowiecznej wyobraźni, Warszawa 1997, s. 48.

 

7 Luźny cytat z wypowiedzi pewnego biskupa.

8 J.R.R. Tolkien, op. cit., s. 173

9 J.R.R. Tolkien, op. cit., s. 174-175.

0 K. Quinn, How Literature Works, Londyn 1992, tłum. A. Kruszyńska, s. 2.

1 S. Rushdie, Harun i Morze Opowieści, tłum. M. Kłobukowski, Warszawa 1993, s. 45.

 

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 99 >