Fajny film wczoraj widziałem...
Moderator: RedAktorzy
Fajny film wczoraj widziałem...
...ale od połowy i nie wiem co to było, a chciałbym zobaczyć całość.
Napadła mnie idea takiego wątku, gdzie można by rzucić opis kawałka filmu a ktoś lepiej zorientowany może by skojarzył, co to za film. Nie w sensie konkursowym (od tego mamy inne miejsce), ale pomocy cierpiącym.
Pomożecie? ;-)
Napadła mnie idea takiego wątku, gdzie można by rzucić opis kawałka filmu a ktoś lepiej zorientowany może by skojarzył, co to za film. Nie w sensie konkursowym (od tego mamy inne miejsce), ale pomocy cierpiącym.
Pomożecie? ;-)
Od razu rzucę pytanie, przykładowe - ale odpowiedź mnie interesuje.
To był film raczej telewizyjny, czarno-biały, chyba polski (ale głowy nie dam). Ktoś przesłuchiwał innego ktosia, używając czegoś podobnego do słuchawki od prysznica (jako narzędzia do czytania mysli???) i strasznie chciał się dowiedzieć ile wynosi albedo Ziemi.
To był film raczej telewizyjny, czarno-biały, chyba polski (ale głowy nie dam). Ktoś przesłuchiwał innego ktosia, używając czegoś podobnego do słuchawki od prysznica (jako narzędzia do czytania mysli???) i strasznie chciał się dowiedzieć ile wynosi albedo Ziemi.
- Riv
- ZasłuRZony KoMendator
- Posty: 1095
- Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
- Płeć: Mężczyzna
A, skorzystam z tego tematu, bo w sumie nie wiem, gdzie się upchnąć.
Fajny film wczoraj widziałem. Cotton Club. Ot, filmidło, które się zrobiło naprawdę przyjemne, kiedy napadło mnie skojarzenie z Gaimanowskim "Nigdziebądź". Jakim cudem? A takim, że w postaciach Owneya Maddena (Bob Hoskins) i bodajże Trigger Mike'a Coppoli (Steve Vignari) dostrzegłem mój ulubiony zuuuyyyyy duet - czyli Croupa i Vandemara.
Po prostu wypisz-wymaluj oni (no, przynajmniej dopóki nie nakręcą filmu z kimś zupełnie innym).
:)))
Poza tym wreszcie zacząłem w spokoju wbijać sie w BSG. I mam zamiar wbijać się dalej. Szkoda, że noce coraz krótsze ;)
Fajny film wczoraj widziałem. Cotton Club. Ot, filmidło, które się zrobiło naprawdę przyjemne, kiedy napadło mnie skojarzenie z Gaimanowskim "Nigdziebądź". Jakim cudem? A takim, że w postaciach Owneya Maddena (Bob Hoskins) i bodajże Trigger Mike'a Coppoli (Steve Vignari) dostrzegłem mój ulubiony zuuuyyyyy duet - czyli Croupa i Vandemara.
Po prostu wypisz-wymaluj oni (no, przynajmniej dopóki nie nakręcą filmu z kimś zupełnie innym).
:)))
Poza tym wreszcie zacząłem w spokoju wbijać sie w BSG. I mam zamiar wbijać się dalej. Szkoda, że noce coraz krótsze ;)
- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.
- Riv
- ZasłuRZony KoMendator
- Posty: 1095
- Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
- Płeć: Mężczyzna
?
A czy ja o serialu, mości Wampirze? Taż ja o filmie i skojarzeniu, jakie wywołał...
Hmm, jak tak czytam, to może niejasno się wyraziłem.
Serialu nie widziałem, a wspomniane postacie po prostu idealnie wpisały się w moje wyobrażenie duetu C-V, jakie pozostało mi po przeczytaniu książki. I tyle.
EOT :)
A czy ja o serialu, mości Wampirze? Taż ja o filmie i skojarzeniu, jakie wywołał...
Hmm, jak tak czytam, to może niejasno się wyraziłem.
Serialu nie widziałem, a wspomniane postacie po prostu idealnie wpisały się w moje wyobrażenie duetu C-V, jakie pozostało mi po przeczytaniu książki. I tyle.
EOT :)
- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.
- Novina
- Mamun
- Posty: 142
- Rejestracja: ndz, 20 sty 2008 06:35
W sumie nie wiedziałem gdzie zamieścić tego linka, więc wybrałem mało uczęszczany, zakurzony zakątek forum :)
Krótki Film Bartka Nowakowskiego
The Legend of Boruta
Pozdrawiam
Novina
Krótki Film Bartka Nowakowskiego
The Legend of Boruta
Pozdrawiam
Novina
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Tom Clancy
Tom Clancy
- Q
- Nexus 6
- Posty: 3362
- Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01
Właściwie będę mógł to napisać z czystym sumieniem dopiero jutro, bo szykuję się do oglądania dziś ;-), ale widziałem jakiś czas temu i chcę zareklamować, bez walenia dwu postów pod rząd w "Polecankach"...
Całkiem niedawno miałem okazję o raz pierwszy obejrzeć "X-men 2" (co jest o tyle zabawne, że "jedynkę" i "trójkę" znam całkiem nieżle) i musze powiedzieć, że w przeciwieństwie do "jedynki", (którą byłem cokolwiek rozczarowny, bo oczekiwałem wówczas wizualnego szaleństwa na miare rysunków Jima Lee z jednej strony, z drugiej zaś jednak troche wiecej głębi, mimo, że to komiks), "dwójka", którą oglądałem już jako dziełko samodzielne, nie oczekując idealnej wierności komiksowi (choć wciąż wkurza mnie, że Iceman jest młodszy od Storm, a Rogue nie jest córka Mystique) zrobiła na mnie (w swej "kategorii wagowej" ;)) wrażenie bardzo pozytywne. Lepsze niż słynni ostatnio "Heroes" (choć infantylna "komiksowość" w negatywnym znaczeniu tego słowa, niektórych scen i rozwiazań nieco psuła ogólne wrażenie). Tak czy owak, filmowy cykl o "X-men" z jego niegłupimi aluzjami do prawdziwych problemów realnego świata, ma u mnie z historii o superbohaterach, drugie miejsce zaraz po cyklu o Batmanie (oczywiscie liczymy tylko filmy Burtona i Nolana, nie Schumacherowską tandetę). Co odpowiada też mojemu prywatnemu rankingowi komiksowych "superbohaterskich" serii (choć obie miały wzloty i koszmarne upadki). A także wysokie miejsce w kategorii rozrywki-nie-tylko-dla-idiotów. Dlatego zamierzam do tego filmu wrócić. (Choć oczywiście ci którzy zachwalają "X-Men" jako SF nie wiedzą co czynią. Tych "nadprzyrodzonych mocy nijak nie da sie wyjasnić w sposób naukowy czy choćby "naukawy", a juz napewno nie zmianami w DNA.)
Całkiem niedawno miałem okazję o raz pierwszy obejrzeć "X-men 2" (co jest o tyle zabawne, że "jedynkę" i "trójkę" znam całkiem nieżle) i musze powiedzieć, że w przeciwieństwie do "jedynki", (którą byłem cokolwiek rozczarowny, bo oczekiwałem wówczas wizualnego szaleństwa na miare rysunków Jima Lee z jednej strony, z drugiej zaś jednak troche wiecej głębi, mimo, że to komiks), "dwójka", którą oglądałem już jako dziełko samodzielne, nie oczekując idealnej wierności komiksowi (choć wciąż wkurza mnie, że Iceman jest młodszy od Storm, a Rogue nie jest córka Mystique) zrobiła na mnie (w swej "kategorii wagowej" ;)) wrażenie bardzo pozytywne. Lepsze niż słynni ostatnio "Heroes" (choć infantylna "komiksowość" w negatywnym znaczeniu tego słowa, niektórych scen i rozwiazań nieco psuła ogólne wrażenie). Tak czy owak, filmowy cykl o "X-men" z jego niegłupimi aluzjami do prawdziwych problemów realnego świata, ma u mnie z historii o superbohaterach, drugie miejsce zaraz po cyklu o Batmanie (oczywiscie liczymy tylko filmy Burtona i Nolana, nie Schumacherowską tandetę). Co odpowiada też mojemu prywatnemu rankingowi komiksowych "superbohaterskich" serii (choć obie miały wzloty i koszmarne upadki). A także wysokie miejsce w kategorii rozrywki-nie-tylko-dla-idiotów. Dlatego zamierzam do tego filmu wrócić. (Choć oczywiście ci którzy zachwalają "X-Men" jako SF nie wiedzą co czynią. Tych "nadprzyrodzonych mocy nijak nie da sie wyjasnić w sposób naukowy czy choćby "naukawy", a juz napewno nie zmianami w DNA.)
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
Co prawda - jak łatwo można zauważyć - temat wątku jest całkiem inny, ale proponuję go przemianować i zrobić właśnie "Obejrzałem wczoraj" jako "Obejrzałem wczoraj", a nie coś z dalszą treścią :D
Anyway - obejrzałam wczoraj :D w/w film i znalazłam jeden podstawowy plus. Zwykle, jak oglądam tego typu produkcje, wydaje mi się po skończeniu, że są o wiele za krótkie, jak np. "Liga niezwykłych dżentelmenów", a tu byłam mile zaskoczona ( i nie chodzi o to, że reklamy wydłużają czas filmu :P). Kolejny plus to gra aktorska - nie znalazłam niedociągnięć, i choć nie mam doświadczenia w tej kwestii, film przyjemnie się oglądało.
Teraz minusy. Straszna niespójność z oryginałem ><' Powaliła mnie na kolana. Podobał mi się wątek Rouge i Mystique (nie w filmie :P), a tu wręcz kaszana ;/ Magneto z kolei sprawił, że aż znielubiłam tę postać - w całym filmie nie do końca było wiadomo, o co mu tak naprawdę chodzi ;/
Zaskoczenie - Anna Paquin :D polubiłam ją za rolę w "True blood" (wiem, to serial, ale wspomnieć musiałam) i teraz będę polować na filmy z jej udziałem.
***
A tak z innej beczki - nie wczoraj, ale przedwczoraj obejrzałam wreszcie "Zapach kobiety". Brak mi słów - kocham Ala Pacino :D A tango... Świetne.
Anyway - obejrzałam wczoraj :D w/w film i znalazłam jeden podstawowy plus. Zwykle, jak oglądam tego typu produkcje, wydaje mi się po skończeniu, że są o wiele za krótkie, jak np. "Liga niezwykłych dżentelmenów", a tu byłam mile zaskoczona ( i nie chodzi o to, że reklamy wydłużają czas filmu :P). Kolejny plus to gra aktorska - nie znalazłam niedociągnięć, i choć nie mam doświadczenia w tej kwestii, film przyjemnie się oglądało.
Teraz minusy. Straszna niespójność z oryginałem ><' Powaliła mnie na kolana. Podobał mi się wątek Rouge i Mystique (nie w filmie :P), a tu wręcz kaszana ;/ Magneto z kolei sprawił, że aż znielubiłam tę postać - w całym filmie nie do końca było wiadomo, o co mu tak naprawdę chodzi ;/
Zaskoczenie - Anna Paquin :D polubiłam ją za rolę w "True blood" (wiem, to serial, ale wspomnieć musiałam) i teraz będę polować na filmy z jej udziałem.
***
A tak z innej beczki - nie wczoraj, ale przedwczoraj obejrzałam wreszcie "Zapach kobiety". Brak mi słów - kocham Ala Pacino :D A tango... Świetne.
- Millenium Falcon
- Saperka
- Posty: 6212
- Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27
Re: Fajny film wczoraj widziałem...
Dziwna jestem, ale jakoś nie wiem jak "widziałem kawałek filmu, ale nie wiem jaki film to był, pomożecie" ma się do wynurzeń do filmów obejrzanych i zidentyfikowanych?ModSoul w pierwszym poście wątku pisze:...ale od połowy i nie wiem co to było, a chciałbym zobaczyć całość.
A, zapomniałabym: będę ciąć.
Tak informacyjnie, ogólny wątek dotyczący filmów obejrzanych już jest, ba - nawet trzy są...
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
Może ktoś z was mi pomoże.
Parę lat temu oglądałam w telewizji pewien film. Nie pamiętam dokładnie, ale akcja działa się w Japonii (ale nie dam głowy)w czasach współczesnych, a główny bohater był Amerykaninem... chyba... w każdym razie był biały. Ów człowiek poznał kobietę, Japonkę, poszli do łóżka, a potem ona została zamordowana.
Pamiętam też scenę, w której policjant podchodzi do Japończyka z mieczem i każe mu oddać broń do badań - bo na ciele ofiary są ślady po użyciu katany i oni musieli to sprawdzić. Japończyk zgodzić się nie chciał, więc po krótkiej wymianie zdań połamał miecz, zostawił policjantowi malutki odłamek i sobie poszedł.
Dalej nie pamiętam, a chciałabym ten film obejrzeć jeszcze raz ;x
Może ktoś kojarzy i zna tytuł? Będę wdzięczna :)
Parę lat temu oglądałam w telewizji pewien film. Nie pamiętam dokładnie, ale akcja działa się w Japonii (ale nie dam głowy)w czasach współczesnych, a główny bohater był Amerykaninem... chyba... w każdym razie był biały. Ów człowiek poznał kobietę, Japonkę, poszli do łóżka, a potem ona została zamordowana.
Pamiętam też scenę, w której policjant podchodzi do Japończyka z mieczem i każe mu oddać broń do badań - bo na ciele ofiary są ślady po użyciu katany i oni musieli to sprawdzić. Japończyk zgodzić się nie chciał, więc po krótkiej wymianie zdań połamał miecz, zostawił policjantowi malutki odłamek i sobie poszedł.
Dalej nie pamiętam, a chciałabym ten film obejrzeć jeszcze raz ;x
Może ktoś kojarzy i zna tytuł? Będę wdzięczna :)
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
- Millenium Falcon
- Saperka
- Posty: 6212
- Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27
Może to?
E: Nie oglądałam,więc nie wiem jak z mieczem, ale fabuła mi się skojarzyła.
E: Nie oglądałam,więc nie wiem jak z mieczem, ale fabuła mi się skojarzyła.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
- Riv
- ZasłuRZony KoMendator
- Posty: 1095
- Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
- Płeć: Mężczyzna
Raczej ten.
Twój, Tysiącletnia, jest z nieco innej półki - nie sieką się, krew nie sika, zaś bohater nie opanowuje sztuki walki w niespotykanie szybkim czasie ;)
Twój, Tysiącletnia, jest z nieco innej półki - nie sieką się, krew nie sika, zaś bohater nie opanowuje sztuki walki w niespotykanie szybkim czasie ;)
- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
- flamenco108
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 2229
- Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
- Płeć: Mężczyzna
Avatar
Tak właściwie nie wczoraj tylko dzisiaj, bo seans skończył się o 01:30. Chcałbym wylać tu moje kilkugodzinne impresje na temat tego szeroko zrecenzowanego filmu.
Na początek chcę polecić wszystkim, którzy nie widzieli, wizytę w kinie z możliwie największym ekranem i możliwością oglądania w trójwymiarze. Uważam, że prawdą jest, iż film ten nie przedstawia sobą istotnych wartości jako scenariusz, opowieść. Za to zupełnie nietrafione jest porównanie do "Pocahontas" Disneya - uczciwiej byłoby wskazać "Tańczącego z wilkami" i dodać, że tym razem jest happy end - blade twarze zostają ukarane.
Nie zgadzam się za to z tymi komentatorami, którzy uważają, że nie jest to przełom w efektach, w metodzie kręcenia filmu. Praktycznie niemożliwe jest wskazanie, gdzie zaczyna się blue-box, a kończą dekoracje. Wszystko przykryto grafiką komputerową.
I dlatego nie Cameronowi należą się brawa, choć zasłużył na pewną porcję uznania, że zdołał wydębić kasę, rozpoznać, zgromadzić i zainspirować gromadę grafików komputerowych-artystów, którzy wylali tam swoją wyobraźnię. Brawa należą się bezspornie właśnie im.
Warstwa graficzna filmu jest wspaniała, oglądałem ją w kinie IMAX, w trójwymiarze i nie żałuję ani złotówki - ekran mniejszy i brak pozornej głębi odebrałby temu obrazowi większość walorów. Jak już pisał Grzędowicz w swoim felietonie, nawet on zaczął łapać motylki. Ja raz się uchyliłem przed lecącym kamieniem - to był odruch.
A teraz część dla tych, co widzieli:
[md5]
Film jest bardzo nierówny na płaszczyźnie fabularnej. Kołek od niewiary z trzaskiem wypadł ze ściany już w pierwszej części filmu i dalej oglądałem go jak bajkę dla dorosłych.
Dobrze się zaczyna, postaci są interersujące, schematy znane - naukowcy trochę naiwni, wojskowi mają to coś, co mieć powinni, takie nastawienie na obronę przed wrogiem, w końcu to ich praca. Ale jak bohater wysiada z promu widać buldożer ze strzałami wbitymi w koła: później nie widać, żeby tubylcy urządzali polowania na maszyny, przecież pokazuje się ich dalej jako dość inteligentnych Czejenów.
Nie wiadomo, po jakiego brzdągala ludziom jakiś tajemniczy minerał. Na czele ekspedycji wydobywczej postawiono menago w typie takiego, jaki u nas zarządza pieczątkami i robi to źle - to niemożliwa niemożliwość za wyjątkiem, że byłby synkiem prezesa korporacji, ale i tak musiałby coś sobą reprezentować, żeby nie narazić firmy na straty.
Grzędowicz słusznie zauważył, że korporacja to organizm, a organizmy żywe nie uśmiercają bez sensu. Za to zupełnie nie zauważył, że chodzi tu o rzeczywiście lokalny konflikt - przeszkadza im tylko jedna wioska i takie rzeczy w ostępach dżungli z pewnością zdarzają się i dziś.
Za to zupełnie nie rozumiem, dlaczego trzeba używać rakiet powietrze-ziemia do ścięcia ogronmego drzewa. Przecież powiedziane jest, że interesuje ich to, co pod ziemią. Zatem drzewo, nawet powalone, dalej będzie przeszkadzać, to raz. Każdy, kto miał do czynienia z drewnem wie, że jest to najdoskonalszy (może tkanki zwierzęce mogą z nim konkurować, ale chyba nie zawsze) budulec - na naszej planecie można znaleźć drewno o twardości niemal stali (heban, ipe), lekką, miękką piankę (korkowiec, balsa) i wszyskie odcienie pomiędzy. Do tego w różnym stopniu wodoodporne, żywiczne, sprężyste, dające się kształtować przez gięcie i szlif... A tutaj mamy drzewo wielkości Pałacu Kultury (lub większe), które z tej racji jest samodzielnym ekosystemem, którego część najwyraźniej stanowią Czejenowie. U podstawy ma ten kolos kilkaset bodaj metrów średnicy. Podtrzymują go grube kolumny. Toż nie trzeba być fachowcem od materiałów wybuchowych, żeby wiedzieć, że skuteczniej i taniej byłoby w obstawie wojska wysłać tam paru inżynierów, którzy podłożyliby ładunki w odpowiednich miejscach - estetyczne BUM i drzewko pada, w odpowiednim kierunku, tak, żeby jak najmniej mieć później roboty ze sprzątaniem. No ratunku. A przecież mogli je z powodzeniem zatruć działając z wyprzedzeniem i dzikusy same by się wyprowadziły. Mając zaplecze naukowe nie mieli potrzeby uruchamiać wojska, które zawsze kosztuje najwięcej.
Cywilizacja, która potrafi latać między gwiazdami, powierzyła dowództwo ochrony ważnej ekspedycji typowemu trepowi, nie powiem, na swój sposób bystremu, ale całkowicie pozbawionemu refleksji - idealny sierżant. W randze pułkownika. Jakby w wojsku już nie było zdolniejszych oficerów. No, ratunku. Grzędowicz nazwał to zianiem nienawiścią do swojej cywilizacji, czy jakoś tak. Trudno rzeczywiście powstrzymać się od takiej myśli.
Ekspedycja na miejscu potrafi wytworzyć avatary, ale do zbombardowania używają palet z ładunkami wypychanych ręcznie. Takich niespójności jest więcej. Broń z czasów Wietnamu. Nie wiadomo, jak rozwiązany jest problem transportu urobku, a przecież po licznych gadżetach widać, że transport kilograma ładunku na orbitę nie może kosztować drogo.
Są też oszustwa obrażające inteligencję. Tubylcy są intencjonalnie drapieżnikami - duże kły, koci kształt twarzy, kita na ogonie (dlaczego złącza danych nie umieszczono na ogonie? Bo wydało się to ostatecznie za blisko tyłka? Mało romantycznie? Zatem dwa ogony, z czego jeden w warkoczyku? Ratunku.), polowania. Tylko po uśmierceniu już nie widać, jak zwierzę zostaje wypatroszone, oskórowane i zjedzone. Nie widać też wyrobów ze skóry. Nie widać ogryzionych kości. - tacy morderczy wegetarianie? Żeby nie naruszać nowomieszczańskiego poczucia estetyki? Bo mięsko jeść jest bardzo ładnie, ale krew na rękach nie wygląda dobrze a wnętrzności śmierdzą. A wioska wygląda jak gniazdo tolkienowskich elfów, pijących nektar z kwiatów.
[/md5]
Dobra, dosyć tego pisania. Na filnie byłem sam, bo recenzje odstraszyły moją żonę. W ten sposób na randce byłem sam. Ponieważ zakładam, że pójdę na ten film jeszcze raz, z żoną, która już żałuje, zamierzam więcej uwagi poświęcić tym razem drugiemu planowi, rozkoszować się wizualnym wypasem, niż szukać na ekranie napisów, kiedy ktoś zabełkocze jakby po angielsku.
Na początek chcę polecić wszystkim, którzy nie widzieli, wizytę w kinie z możliwie największym ekranem i możliwością oglądania w trójwymiarze. Uważam, że prawdą jest, iż film ten nie przedstawia sobą istotnych wartości jako scenariusz, opowieść. Za to zupełnie nietrafione jest porównanie do "Pocahontas" Disneya - uczciwiej byłoby wskazać "Tańczącego z wilkami" i dodać, że tym razem jest happy end - blade twarze zostają ukarane.
Nie zgadzam się za to z tymi komentatorami, którzy uważają, że nie jest to przełom w efektach, w metodzie kręcenia filmu. Praktycznie niemożliwe jest wskazanie, gdzie zaczyna się blue-box, a kończą dekoracje. Wszystko przykryto grafiką komputerową.
I dlatego nie Cameronowi należą się brawa, choć zasłużył na pewną porcję uznania, że zdołał wydębić kasę, rozpoznać, zgromadzić i zainspirować gromadę grafików komputerowych-artystów, którzy wylali tam swoją wyobraźnię. Brawa należą się bezspornie właśnie im.
Warstwa graficzna filmu jest wspaniała, oglądałem ją w kinie IMAX, w trójwymiarze i nie żałuję ani złotówki - ekran mniejszy i brak pozornej głębi odebrałby temu obrazowi większość walorów. Jak już pisał Grzędowicz w swoim felietonie, nawet on zaczął łapać motylki. Ja raz się uchyliłem przed lecącym kamieniem - to był odruch.
A teraz część dla tych, co widzieli:
[md5]
Film jest bardzo nierówny na płaszczyźnie fabularnej. Kołek od niewiary z trzaskiem wypadł ze ściany już w pierwszej części filmu i dalej oglądałem go jak bajkę dla dorosłych.
Dobrze się zaczyna, postaci są interersujące, schematy znane - naukowcy trochę naiwni, wojskowi mają to coś, co mieć powinni, takie nastawienie na obronę przed wrogiem, w końcu to ich praca. Ale jak bohater wysiada z promu widać buldożer ze strzałami wbitymi w koła: później nie widać, żeby tubylcy urządzali polowania na maszyny, przecież pokazuje się ich dalej jako dość inteligentnych Czejenów.
Nie wiadomo, po jakiego brzdągala ludziom jakiś tajemniczy minerał. Na czele ekspedycji wydobywczej postawiono menago w typie takiego, jaki u nas zarządza pieczątkami i robi to źle - to niemożliwa niemożliwość za wyjątkiem, że byłby synkiem prezesa korporacji, ale i tak musiałby coś sobą reprezentować, żeby nie narazić firmy na straty.
Grzędowicz słusznie zauważył, że korporacja to organizm, a organizmy żywe nie uśmiercają bez sensu. Za to zupełnie nie zauważył, że chodzi tu o rzeczywiście lokalny konflikt - przeszkadza im tylko jedna wioska i takie rzeczy w ostępach dżungli z pewnością zdarzają się i dziś.
Za to zupełnie nie rozumiem, dlaczego trzeba używać rakiet powietrze-ziemia do ścięcia ogronmego drzewa. Przecież powiedziane jest, że interesuje ich to, co pod ziemią. Zatem drzewo, nawet powalone, dalej będzie przeszkadzać, to raz. Każdy, kto miał do czynienia z drewnem wie, że jest to najdoskonalszy (może tkanki zwierzęce mogą z nim konkurować, ale chyba nie zawsze) budulec - na naszej planecie można znaleźć drewno o twardości niemal stali (heban, ipe), lekką, miękką piankę (korkowiec, balsa) i wszyskie odcienie pomiędzy. Do tego w różnym stopniu wodoodporne, żywiczne, sprężyste, dające się kształtować przez gięcie i szlif... A tutaj mamy drzewo wielkości Pałacu Kultury (lub większe), które z tej racji jest samodzielnym ekosystemem, którego część najwyraźniej stanowią Czejenowie. U podstawy ma ten kolos kilkaset bodaj metrów średnicy. Podtrzymują go grube kolumny. Toż nie trzeba być fachowcem od materiałów wybuchowych, żeby wiedzieć, że skuteczniej i taniej byłoby w obstawie wojska wysłać tam paru inżynierów, którzy podłożyliby ładunki w odpowiednich miejscach - estetyczne BUM i drzewko pada, w odpowiednim kierunku, tak, żeby jak najmniej mieć później roboty ze sprzątaniem. No ratunku. A przecież mogli je z powodzeniem zatruć działając z wyprzedzeniem i dzikusy same by się wyprowadziły. Mając zaplecze naukowe nie mieli potrzeby uruchamiać wojska, które zawsze kosztuje najwięcej.
Cywilizacja, która potrafi latać między gwiazdami, powierzyła dowództwo ochrony ważnej ekspedycji typowemu trepowi, nie powiem, na swój sposób bystremu, ale całkowicie pozbawionemu refleksji - idealny sierżant. W randze pułkownika. Jakby w wojsku już nie było zdolniejszych oficerów. No, ratunku. Grzędowicz nazwał to zianiem nienawiścią do swojej cywilizacji, czy jakoś tak. Trudno rzeczywiście powstrzymać się od takiej myśli.
Ekspedycja na miejscu potrafi wytworzyć avatary, ale do zbombardowania używają palet z ładunkami wypychanych ręcznie. Takich niespójności jest więcej. Broń z czasów Wietnamu. Nie wiadomo, jak rozwiązany jest problem transportu urobku, a przecież po licznych gadżetach widać, że transport kilograma ładunku na orbitę nie może kosztować drogo.
Są też oszustwa obrażające inteligencję. Tubylcy są intencjonalnie drapieżnikami - duże kły, koci kształt twarzy, kita na ogonie (dlaczego złącza danych nie umieszczono na ogonie? Bo wydało się to ostatecznie za blisko tyłka? Mało romantycznie? Zatem dwa ogony, z czego jeden w warkoczyku? Ratunku.), polowania. Tylko po uśmierceniu już nie widać, jak zwierzę zostaje wypatroszone, oskórowane i zjedzone. Nie widać też wyrobów ze skóry. Nie widać ogryzionych kości. - tacy morderczy wegetarianie? Żeby nie naruszać nowomieszczańskiego poczucia estetyki? Bo mięsko jeść jest bardzo ładnie, ale krew na rękach nie wygląda dobrze a wnętrzności śmierdzą. A wioska wygląda jak gniazdo tolkienowskich elfów, pijących nektar z kwiatów.
[/md5]
Dobra, dosyć tego pisania. Na filnie byłem sam, bo recenzje odstraszyły moją żonę. W ten sposób na randce byłem sam. Ponieważ zakładam, że pójdę na ten film jeszcze raz, z żoną, która już żałuje, zamierzam więcej uwagi poświęcić tym razem drugiemu planowi, rozkoszować się wizualnym wypasem, niż szukać na ekranie napisów, kiedy ktoś zabełkocze jakby po angielsku.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.
- Radioaktywny
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1706
- Rejestracja: pn, 16 lip 2007 22:51
Po obejrzeniu "Ciemnego kryształu" nakręciłem się na obejrzenie kolejnej produkcji z lalkami. I przypomniał mi się film, który dawno temu widziałem i wydawał mi się bardzo intrygujący. Był to film fantasy o marionetkach, które były świadome, że są marionetkami - ich sznurki były cały czas obecne na ekranie. Były tam nawet pradawne mroczne istoty, zwane jednonitkowcami czy jakoś podobnie (i rzeczywiście, były to marionetki-upiory mające tylko jeden sznurek). Wie ktoś może, o jaki film chodziło? Tytuł był chyba dwuczłonowy, z czego jeden człon to była nazwa krainy geograficznej ze świata filmu.
There are three types of people - those who can count and those who can't.
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!