Bartoszewski opowiadał, że Lem pewnie dostałby Nobla, gdyby spisał wspomnienia wojenne. Ukrywanie się na aryjskich papierach, wyciągnięcie rodziców z obozu przejściowego, pierwszego sowieta, drugiego sowieta, wyjazd do Polski, o wuju zabitym w pogromie Kieleckim i tak dalej. Ale Lem nigdy nie rozpowiadał się na te tematy w szerszym towarzystwie.Q pisze:Zgoda, rzecz jasna, zastanawiam się jednak czy gdyby pisał bez rekwizytorni SF, jego impakt jako klasyka nie byłby większy? Sztafaż, który my lubimy, niektórych odstrasza...
Ostatnio podejrzewam, że niewiele więcej. W Dialogach wprost pisał o socjalizmie i kapitalizmie. W pozostałych przypadkach zastanawiam się, na ile Lem krył się za maskami, a na ile po prostu korzystał z metafory - narzędzia istniejącego nawet w warunkach wolności słowa. Do tego "późny Lem", ten od Okamgnień, felietonów to Odry i TP, piszący z pozycji mędrca, jest najsłabszy.Małgorzata pisze:I nie wiem, na ile da się gdybać, co by zrobił Lem, gdyby nie cenzura
"Summa technologiae" - 1964 rok. Lem ma 43 lata. "Pokój na Ziemi", w którym Lem beletryzował swój futurologiczny apokryf o wypchnięciu wyścigu zbrojeń w kosmos - 1986. Lem ma 65 lat. Piętnaście lat po "Kongresie..." wciąż drzemie w nim futurolog.Q pisze:Byś dowiódł... ;-)
Te ostatnie zdania "Perfekcyjnej...", gdzie studnia kwantowa mówi Zamoyskiemu, co zrobi - determinizm jak ta lala.Q pisze:Wybacz, nadal nie jestem pewien czy wszyscy bohaterowie Dukaja to są aż tacy wyznawcy heglowskiej definicji wolności. Ten jasnowidz z "Korporacji Mesjasz" czy Xavras Wyżryn - owszem. Ale Berbelek, Gierosławski, Hunt czy Zamoyski?
Zresztą ja nie mówię, że determinizm wyziera u Dukaja z każdego zdania. U Lema też znalazłoby się mnóstwo tekstów, w których nie ma nic o przypadku - a zgadzamy się jednak, że przypadek jest jednym z kluczowych motywów jego twórczości. Po prostu: gdyby zrobić oś determinizm-probabilizm, na który nanieść książki ich obu, zobaczylibyśmy silny wychył Dukaja w lewo, a Lema w prawo. I byłoby to na tyle wyraźne, że traktuję jako ważną różnicę.
Q pisze:Bo uważam, że SF potrzebuje kogoś na miarę Lema i dziś. A Dukaj wśród paru nieźle - co bym na nich nie gadał - rokujących, mimo wszystko.
Ze skromności nie wypowiadamy tego głośno, ale myślimy sobie czasem, że jesteśmy wspaniali. Tymczasem, tymczasem to nie wszystko, a nasza gotowość okazuje się pozą. Wcale nie chcemy rozwijać fantastyki, chcemy tylko rozszerzyć starą. Jedne książki mają być wesołe jak "Dzienniki gwiazdowe", inne poważne jak "Solaris" albo groteskowe jak "Maska". Jesteśmy nostalgiczni, nowym pisarzom chcemy tylko przekazać nasze wartości. Mamy się za rycerzy świętej Wyobraźni. To drugi fałsz. Nie szukamy nikogo oprócz Lemów. Nie potrzeba nam innych pisarzy. Nie wiemy, co począć z innymi. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy. Chcemy znaleźć własny, wyidealizowany obraz; to mają być Lemowie doskonalsi od naszego, w innych spodziewamy się znowu znaleźć wizerunek naszej sentymentalnej młodości - jak powiedziałby Snaut.Q pisze:A myślisz, że czemu na Dukaja psioczę? Bo mam cień nadziei, że może przeczyta i a nuż...?
Ja, zresztą, nadal wierzę w Dukaja.
Pół wieku temu tom recenzji nieistniejących książek też był eksperymentem. Zresztą Dukaj ma mieć esej w nowych "Książkach", więc postaram się luknąć, co tam pisze o ebookach.Q pisze:Powiem tak... MMO (grywam w gry, ale jednak..), figurki designera Transformerów (choć jakieś tam Transformery gdzieś w chałupie mam..), struktura jeszcze bardziej eksperymentalna niż w "Linii oporu" - nie tego czekałem i - teoretycznie - łatwo by mi było sarkać i szydzić. Nie uczynię tego jednak, nie teraz przynajmniej. Poczekam, dam szansę, przeczytam, sprawdzę... A nuż w tym szaleństwie jest metoda?