Brakuje tu Lema
Moderator: RedAktorzy
- kaj
- Kadet Pirx
- Posty: 1266
- Rejestracja: śr, 28 wrz 2005 13:50
Na ile nie wpłynęła tu na Lema rzeczywistość PRLu?Bardziej uderzają mnie dziwne niekonsekwencje w technologii, które nie wiem, skąd się biorą. Exemplum, na początku opowiadania "Terminus" Pirx szwenda się po płycie kosmodromu oglądając rakietę, którą zaraz ma polecieć i z dala widzi brygadę techników wlokącą ręcznie (sic!) wąż paliwowy. Mam wrażenie, że na lotniskach zaprzestano ręcznego ciągania węży jeszcze w czasie ostatniej wojny światowej.
Sam widziałem w Azotach puławskich w pełni zautomatyzowaną linię produkcyjną. Na końcu kobita ręcznie ładowała nawóz do worka i wiązała go sznurkiem.
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
kaju, czy Ty przypadkiem nie przesadzasz? Za wszystko winisz PRL? Może Lem nigdy nie był na lotnisku, a może uznał to za szczegół niegodny uwagi. Tłumaczyłem Heinleina ("Obcy w obcym kraju"). Ludzkość lata już na inne planety, a w redakcjach gazet stoją dalekopisy. I co? Uznajemy, że na Heinleina wpłynęło technologiczne zacofanie Stanów?
To jakaś paranoja...
To jakaś paranoja...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20022
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
Ależ tak, on to pisał w czasach przedinternetowych, czyli prawie w paleolicie;-).ElGeneral pisze: Tłumaczyłem Heinleina ("Obcy w obcym kraju"). Ludzkość lata już na inne planety, a w redakcjach gazet stoją dalekopisy. I co? Uznajemy, że na Heinleina wpłynęło technologiczne zacofanie Stanów?
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- Q
- Nexus 6
- Posty: 3341
- Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01
A "Terminus" to niby kiedy pisany? W 1961 się ukazał. W tym samym roku co "Obcy..." :P.Alfi pisze:Ależ tak, on to pisał w czasach przedinternetowych, czyli prawie w paleolicie;-).ElGeneral pisze: Tłumaczyłem Heinleina ("Obcy w obcym kraju"). Ludzkość lata już na inne planety, a w redakcjach gazet stoją dalekopisy. I co? Uznajemy, że na Heinleina wpłynęło technologiczne zacofanie Stanów?
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
-
- Sepulka
- Posty: 96
- Rejestracja: czw, 31 maja 2007 15:38
„Głos Lema” od kilkunastu dni w księgarniach. Żeby „zwieńczyć dzieło” – zamieszczam tu fragmenty reszty zawartych tam testów. Jeśli ktoś niezdecydowany, ale „przychylnie życzliwy”, może to zachęci go jeszcze do zaglądnięcia do środka ;]
-----
„— Mam nadzieję, że wszyscy przygotowali swoje
lemiany zgodnie z instrukcją? — zapytał krupier.
Odpowiedzią było wesołe chóralne potwierdzenie
i szelest kilkunastu kopert wydobywanych z kieszeni
turystów.
— Prawo stanu Nevada zabrania mi kontroli zawartości
kopert, ale zobowiązuje mnie, bym się upewnił, czy
wszyscy klienci przygotowali koperty i prawidłowo umieścili
je w białych pojemnikach.
— Ja przyniosłam siedem, mam nadzieję, że się zmieszczą?
— powiedziała zażywna, rumiana kobieta z silnym
południowym akcentem.
— Pojemnik ma pięć przegródek, ale spokojnie można
włożyć kilka kopert do jednej. Proszę tylko się nad tym za
bardzo nie zastanawiać, żeby to się jak najsłabiej zapisało
w pani pamięci krótkoterminowej — odpowiedział krupier,
który najwyraźniej już wielokrotnie musiał to wyjaśniać.
— Pomożesz mi, facet? — zaczepiła mnie siedząca
obok samotna brunetka z gustownym tatuażem na
policzkach. — Jeśli dobrze rozumiem, o co biega
z tą pamięcią, najlepiej będzie, żeby ktoś inny schował
moje lemiany.
— Przykro mi, proszę pani, ale regulamin kasyna tego
zabrania — wtrącił się krupier. — Każdy musi to zrobić
sam. Inaczej skąd pani będzie wiedziała, że się pani
w ogóle obudziła?
— Starałam się to zrozumieć, czytając broszurę, ale ciągle
nie rozumiem, o co właściwie chodzi z tymi lemianami —
poskarżyła się rumiana kobieta z Południa.
— Chodzi o to, że kasyno ma dostęp do państwa
pamięci krótkoterminowej, bo to wynika z samej idei
wirtualnej rzeczywistości — odpowiedział krupier. —
Długoterminowa jest dla nas jednak niedostępna. Dobry
lemian powinien zawierać coś, co pamiętamy sprzed lat
i nie widzieliśmy tego od dawna, żebyśmy po wyjściu
z wirtualu mogli się upewnić, że rzeczywiście wyszliśmy
z wirtualu. Dlatego musicie wybrać je i schować sami, żeby
mieć pewność, że nikt nie podmienił niczego po drodze.
— Będę chyba wiedziała, czy jestem w Nowym Jorku
w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym, czy
w Las Vegas dzisiaj?".
„Stanlemian”, Wojciech Orliński
----
„Przerwali program i powtarzali w kółko nagranie
zrobione chyba komórką: samolot zniża się nad
lasem, chwilę sunie skrzydłami po wierzchołkach drzew
i wygląda to, jakby tak miało być, jakby miał miękko
osiąść na tych drzewach. Przypomina papierowy samolocik
zrobiony przez całkiem zdolnego dzieciaka, taki dobrze
wyważony, który wolno szybuje nad kanapą, stołem i
miękko ląduje na puszystym dywanie przed telewizorem.
Jednak samolot pasażerski waży ponad trzydzieści ton. Po
kilku sekundach zieleń pochłania kadłub, ale wydaje się, że
mimo wszystko udało się, że zapadł w wielki dywan, a
pasażerowie odepną pasy i zjadą po nadmuchiwanych
zjeżdżalniach jak na niedzielnym festynie przed centrum
handlowym. Wtedy sto, może dwieście metrów dalej
pojawia się kula ognia i dymu.
Kinga zerkała na ekran małego telewizorka w kuchni,
przygotowując mięso na pieczeń dla Romka. Jednoczesne
oglądanie telewizji i krojenie to zły nawyk, łatwo o wypadek.
Wiedziała o tym doskonale, ale przyzwyczajenie było
silniejsze. Romek miał wrócić za parę godzin, a zawsze
po kilkudniowej konferencji był głodny. Twierdził, że nie
smakuje mu hotelowe jedzenie.
Marysi, która kilka minut temu wróciła z kina, katastrofa
nie obeszła zanadto. Zerknęła na kilkusekundowe
nagranie i zapytała, ile osób zginęło. Tego nikt jeszcze nie
wiedział, bo i skąd. Trzynastolatka wychowana na You
Tubie i filmach, gdzie efekty i tempo zajęły miejsce logiki
i psychologii, potrzebowała więcej bodźców. Zainteresuje
się znów na kilka sekund, gdy pokażą wybuch z innego
ujęcia, a najlepiej miejsce katastrofy z bliska. Na razie nie
mieli innego nagrania. Wypadek zdarzył się niecałą godzinę
temu. W przekazie na żywo widać było tylko dym nad
lasem. W studiu pojawiło się dwóch ekspertów, którzy też
nic nie wiedzieli. Omawiali historię katastrof lotniczych,
co również nie było specjalnie zajmujące.
Marysia grzebała w lodówce wypełnionej dzisiejszymi
zakupami. Zdecydowała się na colę. Kinga już otwierała
usta, aby powiedzieć, że zabroniła jej pić tyle tego świństwa,
ale uświadomiła sobie, że to głupie, przecież sama tę
colę kupuje. Spojrzała na córkę i zauważyła coś dziwnego.
— Popatrz na mnie — poprosiła, odkładając nóż”.
„Telefon”, Rafał Kosik
-----
„Blask spłynął na K. gdzieś na początku czerwca. W
kościele, na mszy. Z początku K. pomyślał, że to tętniak,
strzeliła mu w głowie jakaś żyłka, nie za duża, nie za mała,
na tyle jednak ważna, aby na resztę życia uczynić go
kaleką. Setka osób na klęczkach, on stał, a kontury
wszystkich ludzkich postaci rozjarzyły się niby obramowane
szklanymi rurkami neonu – znieruchomiał więc,
przekonany, że zaraz ugną się pod nim nogi, usta zaleje
ślina i przewróci się niewładny na plecy w oczekiwaniu na
zbiegowisko i wachlarz twarzy współwiernych, które
nadpłyną zewsząd niczym wielkie, ciekawskie, płaskie ryby.
Nic takiego się jednak nie stało. Blask przygasł i znikł.
Wszyscy w kościele znów stali się nieprzezierni i zgaśli.
Tylko jego ciało przepełniło niespotykane uczucie, dziwnie
nowa integralność. Jakby do tej pory na szwach, pod
pachami i w pachwinach było wybrakowane, złączone „na
zakładkę”, z nie do końca spasowanych elementów, od
urodzenia fabrycznie niedołężne, natomiast teraz zwarło się
w sobie, pozbyło szpetnych szczelin. Wrócił do domu
biegiem – zrezygnował z autobusu. Nie poczuł zmęczenia,
nie miał zadyszki.
Wieczorem pod prysznicem zauważył, że zanikł mu pępek”.
„Blask”, Paweł Paliński
-----
„UR-2 LEHMER TIBOR – jedna z głównych postaci
cyklów opowiadań fantastycznonaukowych Dominika
Vidmara Opowieści kosmobotyczne (1999) i Peregrynacje
pozaskończone (2007); cybernetyczny kustosz zamieszkujący
planetoidę 3836 i opiekujący się umiejscowionym
w pasie asteroidów Planetoidalnym Muzeum Muzeów,
w którym składowane są niepotrzebne ziemskie zbiory
przeniesione w przestrzeń kosmiczną. PMM zawiera między
innymi kolekcje z muzeów astrologii, astronautyki,
fantastyki, homeopatii, książki, parapsychologii, sportu,
mebli, motoryzacji, telewizji i wielu innych.
.
„UR-2 wzrostu był niespecjalnego, miał zdecydowany
deficyt owłosienia czaszki, na patrzących przenikliwie
paciorkowatych oczach nosił staromodne protezy optyczne
słusznych rozmiarów. Poruszał się nieco zgarbiony,
bezdźwięcznie sunąc w swoich filcowych bamboszach po
gładkich posadzkach z prasowanego gruzu kosmicznego.
Tors stalowy wbudowany w ciało połatany miał wieloma
łatami nitowanymi (...). Dokumentację muzealną z uporem
sporządzał na pradawnej mechanicznej maszynie
do pisania, twierdząc, że jej stukot go uspokaja. Na tejże
maszynie pisywał także czasem literaturę dla ćwiczenia
umysłu bardziej niż dla czytelników, bo przecież, jak
mawiał, »żyjemy w czasach, w których nikt nic nie czyta;
jeśli czyta, nie rozumie; jeśli nawet rozumie, natychmiast
zapomina«”.
„Opowieści kosmobotyczne Dominika Vidmara.
13 haseł ze Słownika postaci literatury nieznanej”, Filip Haka
-----
„— W czym mogę pomóc? — spytał Rychu.
— Chodzi o listy.
— Listy? — Rychu całą swoją siłę woli włożył
w powstrzymanie nerwowego uśmiechu.
— Pańskie listy, panie Ryszardzie. Pisane do Biura. —
Rozparty wygodnie Slattery patrzył gdzieś za okno.
— Sprawdziliście te reklamówki Citroena?
— Proszę?
— Reklamy telewizyjne francuskich samochodów.
Citroena, Peugeota.
— Słuchamy.
— Zawierają ukryte antyamerykańskie przesłanie. To
zakamuflowany atak na naszą religię. I społeczeństwo.
Technologia audiowizualna służy do wytwarzania określonych
postaw, które wypierają te będące podstawą
naszej kultury. W ten sposób chcą osłabić kraj. — Rychu
pochylił się w stronę agentów. Spojrzeli po sobie, słuchali
dalej. — Niektóre z reklam są zaprojektowane tak, by
wizerunek krzyża wywoływał w widzach negatywne
fizjologiczne reakcje. I mam podejrzenie graniczące z pewnością,
że poprzez część reklamówek próbują stymulować
niektóre grupy ludzi do zmiany ich stosunku do aborcji.
To jakaś skomplikowana marksistowska technologia:
przekaz ukryty jest w pozornie neutralnych obrazach
i dźwiękach. Superstechnicyzowana wojna na symbole.
Efekty mogą nie być widoczne od razu, ale kumulują się.
Odkładają w całym społeczeństwie. Oddziaływanie bezpośrednie
– to zmniejszenie populacji. I oddziaływanie
pośrednie – przesunięcia w dzielonych tożsamościach. Ja
się zorientowałem przypadkiem, gdy… Zorientowałem
się w chwili dużego zmęczenia i jednocześnie intensywnej
koncentracji. — Rychu poprawił się w fotelu, który
aż skrzypnął. — Choć to oczywiście fajne auta. Citroeny.
Zwrotne, dynamiczne.
Agent Slattery wziął do ręki pustą szklankę. Zblazowane,
uprzejme niedowierzanie agenta Hamma jakby wzrosło.
— Superstechnicyzowana wojna symboliczna — odezwał
się Slattery.
— Na symbole.
— Proszę?
— Trafniejszym terminem jest superstechnicyzowana
wojna na symbole — odpowiedział Rychu.
Slattery powoli odłożył szklankę na ławę. W to samo
miejsce, gdzie kładł ją wcześniej: przykrył okrągły wilgotny
ślad.
— Panie Ryszardzie — zaczął Slattery — kiedy pan
wysłał do Biura list o tych reklamach?
— Nie wysłałem.
Slattery długo patrzył mu w oczy.
— To skąd mielibyśmy znać jego treść?
— Bo przeglądacie je, gdy wyjeżdżam z żoną do jej
siostry.
To Slattery pierwszy opuścił wzrok. Uśmiech agenta
Hamma zrobił się szerszy.
— Nie przyszliśmy tu rozmawiać o samochodach —
przerwał Hamm.
Miał niski głos, mówił cicho i uprzejmie. Rychu drgnął
i zastanowił się, czy to nie głos z Nocnego Kuchennego
Zdarzenia. Doszedł do wniosku, że nie. Agent Hamm
spodobałby się Kate, bez dwóch zdań.
— Nie bagatelizowałbym tego — odparł Rychu.
— Nikt tego nie robi — przytaknął Slattery.
— A o czym przyszliście rozmawiać?
— O Stanisławie Lemie — powiedział agent Hamm”.
„Rychu", Jakub Nowak
-----
„— Mam nadzieję, że wszyscy przygotowali swoje
lemiany zgodnie z instrukcją? — zapytał krupier.
Odpowiedzią było wesołe chóralne potwierdzenie
i szelest kilkunastu kopert wydobywanych z kieszeni
turystów.
— Prawo stanu Nevada zabrania mi kontroli zawartości
kopert, ale zobowiązuje mnie, bym się upewnił, czy
wszyscy klienci przygotowali koperty i prawidłowo umieścili
je w białych pojemnikach.
— Ja przyniosłam siedem, mam nadzieję, że się zmieszczą?
— powiedziała zażywna, rumiana kobieta z silnym
południowym akcentem.
— Pojemnik ma pięć przegródek, ale spokojnie można
włożyć kilka kopert do jednej. Proszę tylko się nad tym za
bardzo nie zastanawiać, żeby to się jak najsłabiej zapisało
w pani pamięci krótkoterminowej — odpowiedział krupier,
który najwyraźniej już wielokrotnie musiał to wyjaśniać.
— Pomożesz mi, facet? — zaczepiła mnie siedząca
obok samotna brunetka z gustownym tatuażem na
policzkach. — Jeśli dobrze rozumiem, o co biega
z tą pamięcią, najlepiej będzie, żeby ktoś inny schował
moje lemiany.
— Przykro mi, proszę pani, ale regulamin kasyna tego
zabrania — wtrącił się krupier. — Każdy musi to zrobić
sam. Inaczej skąd pani będzie wiedziała, że się pani
w ogóle obudziła?
— Starałam się to zrozumieć, czytając broszurę, ale ciągle
nie rozumiem, o co właściwie chodzi z tymi lemianami —
poskarżyła się rumiana kobieta z Południa.
— Chodzi o to, że kasyno ma dostęp do państwa
pamięci krótkoterminowej, bo to wynika z samej idei
wirtualnej rzeczywistości — odpowiedział krupier. —
Długoterminowa jest dla nas jednak niedostępna. Dobry
lemian powinien zawierać coś, co pamiętamy sprzed lat
i nie widzieliśmy tego od dawna, żebyśmy po wyjściu
z wirtualu mogli się upewnić, że rzeczywiście wyszliśmy
z wirtualu. Dlatego musicie wybrać je i schować sami, żeby
mieć pewność, że nikt nie podmienił niczego po drodze.
— Będę chyba wiedziała, czy jestem w Nowym Jorku
w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym, czy
w Las Vegas dzisiaj?".
„Stanlemian”, Wojciech Orliński
----
„Przerwali program i powtarzali w kółko nagranie
zrobione chyba komórką: samolot zniża się nad
lasem, chwilę sunie skrzydłami po wierzchołkach drzew
i wygląda to, jakby tak miało być, jakby miał miękko
osiąść na tych drzewach. Przypomina papierowy samolocik
zrobiony przez całkiem zdolnego dzieciaka, taki dobrze
wyważony, który wolno szybuje nad kanapą, stołem i
miękko ląduje na puszystym dywanie przed telewizorem.
Jednak samolot pasażerski waży ponad trzydzieści ton. Po
kilku sekundach zieleń pochłania kadłub, ale wydaje się, że
mimo wszystko udało się, że zapadł w wielki dywan, a
pasażerowie odepną pasy i zjadą po nadmuchiwanych
zjeżdżalniach jak na niedzielnym festynie przed centrum
handlowym. Wtedy sto, może dwieście metrów dalej
pojawia się kula ognia i dymu.
Kinga zerkała na ekran małego telewizorka w kuchni,
przygotowując mięso na pieczeń dla Romka. Jednoczesne
oglądanie telewizji i krojenie to zły nawyk, łatwo o wypadek.
Wiedziała o tym doskonale, ale przyzwyczajenie było
silniejsze. Romek miał wrócić za parę godzin, a zawsze
po kilkudniowej konferencji był głodny. Twierdził, że nie
smakuje mu hotelowe jedzenie.
Marysi, która kilka minut temu wróciła z kina, katastrofa
nie obeszła zanadto. Zerknęła na kilkusekundowe
nagranie i zapytała, ile osób zginęło. Tego nikt jeszcze nie
wiedział, bo i skąd. Trzynastolatka wychowana na You
Tubie i filmach, gdzie efekty i tempo zajęły miejsce logiki
i psychologii, potrzebowała więcej bodźców. Zainteresuje
się znów na kilka sekund, gdy pokażą wybuch z innego
ujęcia, a najlepiej miejsce katastrofy z bliska. Na razie nie
mieli innego nagrania. Wypadek zdarzył się niecałą godzinę
temu. W przekazie na żywo widać było tylko dym nad
lasem. W studiu pojawiło się dwóch ekspertów, którzy też
nic nie wiedzieli. Omawiali historię katastrof lotniczych,
co również nie było specjalnie zajmujące.
Marysia grzebała w lodówce wypełnionej dzisiejszymi
zakupami. Zdecydowała się na colę. Kinga już otwierała
usta, aby powiedzieć, że zabroniła jej pić tyle tego świństwa,
ale uświadomiła sobie, że to głupie, przecież sama tę
colę kupuje. Spojrzała na córkę i zauważyła coś dziwnego.
— Popatrz na mnie — poprosiła, odkładając nóż”.
„Telefon”, Rafał Kosik
-----
„Blask spłynął na K. gdzieś na początku czerwca. W
kościele, na mszy. Z początku K. pomyślał, że to tętniak,
strzeliła mu w głowie jakaś żyłka, nie za duża, nie za mała,
na tyle jednak ważna, aby na resztę życia uczynić go
kaleką. Setka osób na klęczkach, on stał, a kontury
wszystkich ludzkich postaci rozjarzyły się niby obramowane
szklanymi rurkami neonu – znieruchomiał więc,
przekonany, że zaraz ugną się pod nim nogi, usta zaleje
ślina i przewróci się niewładny na plecy w oczekiwaniu na
zbiegowisko i wachlarz twarzy współwiernych, które
nadpłyną zewsząd niczym wielkie, ciekawskie, płaskie ryby.
Nic takiego się jednak nie stało. Blask przygasł i znikł.
Wszyscy w kościele znów stali się nieprzezierni i zgaśli.
Tylko jego ciało przepełniło niespotykane uczucie, dziwnie
nowa integralność. Jakby do tej pory na szwach, pod
pachami i w pachwinach było wybrakowane, złączone „na
zakładkę”, z nie do końca spasowanych elementów, od
urodzenia fabrycznie niedołężne, natomiast teraz zwarło się
w sobie, pozbyło szpetnych szczelin. Wrócił do domu
biegiem – zrezygnował z autobusu. Nie poczuł zmęczenia,
nie miał zadyszki.
Wieczorem pod prysznicem zauważył, że zanikł mu pępek”.
„Blask”, Paweł Paliński
-----
„UR-2 LEHMER TIBOR – jedna z głównych postaci
cyklów opowiadań fantastycznonaukowych Dominika
Vidmara Opowieści kosmobotyczne (1999) i Peregrynacje
pozaskończone (2007); cybernetyczny kustosz zamieszkujący
planetoidę 3836 i opiekujący się umiejscowionym
w pasie asteroidów Planetoidalnym Muzeum Muzeów,
w którym składowane są niepotrzebne ziemskie zbiory
przeniesione w przestrzeń kosmiczną. PMM zawiera między
innymi kolekcje z muzeów astrologii, astronautyki,
fantastyki, homeopatii, książki, parapsychologii, sportu,
mebli, motoryzacji, telewizji i wielu innych.
.
„UR-2 wzrostu był niespecjalnego, miał zdecydowany
deficyt owłosienia czaszki, na patrzących przenikliwie
paciorkowatych oczach nosił staromodne protezy optyczne
słusznych rozmiarów. Poruszał się nieco zgarbiony,
bezdźwięcznie sunąc w swoich filcowych bamboszach po
gładkich posadzkach z prasowanego gruzu kosmicznego.
Tors stalowy wbudowany w ciało połatany miał wieloma
łatami nitowanymi (...). Dokumentację muzealną z uporem
sporządzał na pradawnej mechanicznej maszynie
do pisania, twierdząc, że jej stukot go uspokaja. Na tejże
maszynie pisywał także czasem literaturę dla ćwiczenia
umysłu bardziej niż dla czytelników, bo przecież, jak
mawiał, »żyjemy w czasach, w których nikt nic nie czyta;
jeśli czyta, nie rozumie; jeśli nawet rozumie, natychmiast
zapomina«”.
„Opowieści kosmobotyczne Dominika Vidmara.
13 haseł ze Słownika postaci literatury nieznanej”, Filip Haka
-----
„— W czym mogę pomóc? — spytał Rychu.
— Chodzi o listy.
— Listy? — Rychu całą swoją siłę woli włożył
w powstrzymanie nerwowego uśmiechu.
— Pańskie listy, panie Ryszardzie. Pisane do Biura. —
Rozparty wygodnie Slattery patrzył gdzieś za okno.
— Sprawdziliście te reklamówki Citroena?
— Proszę?
— Reklamy telewizyjne francuskich samochodów.
Citroena, Peugeota.
— Słuchamy.
— Zawierają ukryte antyamerykańskie przesłanie. To
zakamuflowany atak na naszą religię. I społeczeństwo.
Technologia audiowizualna służy do wytwarzania określonych
postaw, które wypierają te będące podstawą
naszej kultury. W ten sposób chcą osłabić kraj. — Rychu
pochylił się w stronę agentów. Spojrzeli po sobie, słuchali
dalej. — Niektóre z reklam są zaprojektowane tak, by
wizerunek krzyża wywoływał w widzach negatywne
fizjologiczne reakcje. I mam podejrzenie graniczące z pewnością,
że poprzez część reklamówek próbują stymulować
niektóre grupy ludzi do zmiany ich stosunku do aborcji.
To jakaś skomplikowana marksistowska technologia:
przekaz ukryty jest w pozornie neutralnych obrazach
i dźwiękach. Superstechnicyzowana wojna na symbole.
Efekty mogą nie być widoczne od razu, ale kumulują się.
Odkładają w całym społeczeństwie. Oddziaływanie bezpośrednie
– to zmniejszenie populacji. I oddziaływanie
pośrednie – przesunięcia w dzielonych tożsamościach. Ja
się zorientowałem przypadkiem, gdy… Zorientowałem
się w chwili dużego zmęczenia i jednocześnie intensywnej
koncentracji. — Rychu poprawił się w fotelu, który
aż skrzypnął. — Choć to oczywiście fajne auta. Citroeny.
Zwrotne, dynamiczne.
Agent Slattery wziął do ręki pustą szklankę. Zblazowane,
uprzejme niedowierzanie agenta Hamma jakby wzrosło.
— Superstechnicyzowana wojna symboliczna — odezwał
się Slattery.
— Na symbole.
— Proszę?
— Trafniejszym terminem jest superstechnicyzowana
wojna na symbole — odpowiedział Rychu.
Slattery powoli odłożył szklankę na ławę. W to samo
miejsce, gdzie kładł ją wcześniej: przykrył okrągły wilgotny
ślad.
— Panie Ryszardzie — zaczął Slattery — kiedy pan
wysłał do Biura list o tych reklamach?
— Nie wysłałem.
Slattery długo patrzył mu w oczy.
— To skąd mielibyśmy znać jego treść?
— Bo przeglądacie je, gdy wyjeżdżam z żoną do jej
siostry.
To Slattery pierwszy opuścił wzrok. Uśmiech agenta
Hamma zrobił się szerszy.
— Nie przyszliśmy tu rozmawiać o samochodach —
przerwał Hamm.
Miał niski głos, mówił cicho i uprzejmie. Rychu drgnął
i zastanowił się, czy to nie głos z Nocnego Kuchennego
Zdarzenia. Doszedł do wniosku, że nie. Agent Hamm
spodobałby się Kate, bez dwóch zdań.
— Nie bagatelizowałbym tego — odparł Rychu.
— Nikt tego nie robi — przytaknął Slattery.
— A o czym przyszliście rozmawiać?
— O Stanisławie Lemie — powiedział agent Hamm”.
„Rychu", Jakub Nowak
- A.Mason
- Baron Harkonnen
- Posty: 4202
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
- Płeć: Mężczyzna
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Re: Brakuje tu Lema
Od kilkunastu dni przeczesuję Internet w celu zebrania informacji o wczesnych, gazetowych utworach Stanisława Lema i za każdym razem, gdy wydaje już mi się, że zgromadziłem dane o wszystkich, zaraz wyskakuje coś nowego, bez daty wydania i miejsca pierwszej publikacji. Co to jest na przykład: "Operation Reinhardt" i "Obok megalomana"? A czy wiersz "Żuk-grabarz" ukazał się razem z innymi w cyklu "Owady" z Tygodnika Powszechnego?
- jewgienij
- Mamun
- Posty: 151
- Rejestracja: pn, 09 wrz 2013 20:45
- Płeć: Mężczyzna
Re: Brakuje tu Lema
Trzeba by zapytać Orlińskiego. Ma swój blog.
Moją ambicją - już wieloletnią - jest skompletowanie Lema w tych starych wydaniach. Te książki nie rozpadały się w rękach, jak inne im współczesne, a ich zgrzebna uroda na zawsze mi już kojarzy się z tą prozą.
Moją ambicją - już wieloletnią - jest skompletowanie Lema w tych starych wydaniach. Te książki nie rozpadały się w rękach, jak inne im współczesne, a ich zgrzebna uroda na zawsze mi już kojarzy się z tą prozą.
-
- Laird of Theina Empire
- Posty: 3104
- Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
- Płeć: Mężczyzna
Re: Brakuje tu Lema
Dla niektórych marzenia, a dla drugich codzienność:) I faktycznie się nie rozpadają. Jak na przykład MON-owskie wydanie Niezwyciężonego z 1964r. u mnie na półce.jewgienij pisze:Moją ambicją - już wieloletnią - jest skompletowanie Lema w tych starych wydaniach
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
Re: Brakuje tu Lema
Nienawidzę cię.Juhani pisze:MON-owskie wydanie Niezwyciężonego z 1964r. u mnie na półce.
;)
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
-
- Laird of Theina Empire
- Posty: 3104
- Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
- Płeć: Mężczyzna
Re: Brakuje tu Lema
A ja wprost Ciebie przeciwnie :( :))nimfa bagienna pisze:Nienawidzę cię.;)