Cień Lenia pisze:Takie samo zdjęcie jest w "Popiele..." Ale co chcesz, dwukrotny zajdlista, to zobowiązuje ^^
Jak dla mnie pretensjonale. Nie wierzę, że nie używa komputera.
Oczywiście, że używa. W tę maszynę na zdjęciu zresztą wkręcony jest komputerowy wydruk, jak się przyjrzeć. Wyrównany, wyjustowany, z pewnością pochodzący z drukarki. :) Takie same też leżą obok.
Lubię pisać na maszynie, bo pisze się wręcz magicznie; ale ów zaczarowany stukot czcionek nie dla każdego bywa przyjemny... stąd też od dawna stary "Łucznik" stoi w szafie, zapakowany w "walizkę podróżną". Rodzinę denerwowało, gdy pisałem po 3 godziny dziennie.
Następny mój zakup to będzie właśnie Pan Lodowego Ogrodu, bo od dawna sobie obiecuję po Grzędowicza sięgnąć, i od równie dawna wciąż nie sięgnąłem... podobno jest czego żałować. Się przekonam. :)
To jest bardzo dobra książka. I najlepiej od razu w wolnej dłuższej chwili zacząć czytać, bo potem jak wciągnie, to nie ma przeproś. Wszystko idzie w kąt.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
BrodatyBakałarz pisze:Nie żebym agitował i robił reklamę, ale PLO to naprawdę dobry kawał krajowej fantastyki.
Ależ rób reklamę, czemu nie? Ja przynajmniej nieco lepiej ukierunkuję przyszłe fantastyczne zakupy :).
Dzięki za rady, postaram się zastosować - i ze znalezieniem odpowiedniego terminu, i odpowiedniego miejsca do czytania, i odpowiedniego prowiantu wreszcie :). Choć wiem z wcześniejszych eksperiencji, że to ostatnie raczej zbyteczne, bo jak lektura dobra, to cała fizjonomia daje o sobie znać nie wcześniej niż po przewróceniu ostatniej kartki książki i nakarmieniu umysłu. Pozdrawiam :)
Dzięki temu wspaniałemu wynalazkowi jakim jest urlop, nadrobiłam nieco zaległości w czytaniu. Grzędowicza pochłaniałam w następującej kolejności: Księga jesiennych demonów, Pan Lodowego Ogrodu i Popiół i kurz.
Wrażenia mam... ambiwalentne.
Najlepiej czytało mi się Księgę.... Oprócz wspaniałego, plastycznego języka, którym Grzędowicz uwodzi czytelników w każdej książce, w Jesiennych Demonach urzekła mnie prawdziwość przedstawianych historii. Oczywiście, mianem „prawdy” nie określam magicznej nadbudowy opowiadań, jako że ta z natury rzeczy prawdziwą być nie może, ino kryjącą się pod niezwykłą fabułą wiarygodność opowieści. Historii o schowanych głęboko w każdym człowieku strachach i lękach. Właściwie, jakby nie patrzeć, są to opowiadania o tyle magiczne, co psychologiczne i podejrzewam, że na tym zasadza się „celność” Księgi... O umiejętności tworzenia przez Grzędowicza klimatu mogłabym się rozwodzić godzinami. Skubany, nad wyraz sprawnie manipuluje czytelnikiem. Kiedy ma być smutno, jest smutno. Kiedy ma być niepokojąco, jest niepokojąco. Przyznaję, że z prawdziwą przyjemnością poddawałam się tym literackim manipulacjom. IMHO, zbiór opowiadań naprawdę dobry.
O Panu Lodowego Ogrodu naczytałam się tylu ochów i achów, że prawdopodobnie spodziewałam się cudu, tymczasem w porównaniu z Księgą... PLO zrobiło na mnie wrażenie zaledwie niezłej (ale nie bardzo dobrej) opowieści. Wiem, język wspaniały, umiejętność narracji pierwszorzędna. A jednak... zabrakło właśnie owej prawdziwości, która tak mnie ujęła w Jesiennych Demonach. Tam każda historia odarta z magicznego przyodziewku wciąż pozostawała historią. W PLO pozostaje wartką akcją i interesującą grą konwencji. Wot i wsio. Oczywiście, wyrażam pojedynczą opinię i szanuję zachwyt pozostałych czytelników :-).
Popiół i kurz, hmmm... szczerze mówiąc, sromotnie się rozczarowałam po dwóch poprzednich pozycjach. Warsztat oczywiście perfekcyjny, umiejętność oddania nastroju z najwyższej półki, rozbudowane i doprecyzowane w szczegółach universum świata Pomiędzy, ale cóż z tego, skoro fabuła IMHO schematyczna, a zakończenie wręcz infantylne (deus ex machina)? Od Grzędowicza jako autora Księgi Jesiennych Demonów oczekuję znacznie więcej.
There's some questions got answers and some haven't