Siedzący za biurkiem naprzeciwko kogo? Bo nie napisałeś. Podejrzewam, że wyrzuciłeś zdanie podczas ściskania tekstu do regulaminowych 3k znaków. Aktualnie niestety nie wiemy nic o żadnym "nim", naprzeciwko którego mógłby siedzieć mężczyzna. Jak już wyrzucałeś, lepiej było skreślić "drewniany" - po cholerę mi wiedzieć, z jakiego materiału był blat - a zostawić zdanie wprowadzające postać kapłana. W obecnej formie mamy kaleki początek, który odrzuca od czytania dalszej części tekstu.- Widziałem przyjście Pana, płaszcz chwały go owiewał, a z takiej szedł winnicy, co rodzi grona gniewu. Widziałem jak…
- Dobra- siedzący za biurkiem naprzeciwko niego mężczyzna zapukał długopisem w drewniany blat - Wystarczy, kapłanie.
Kto wypowiada drugą kwestię dialogową, u diabła?- Wiem kim jesteś. Nazywają cię Nowym Papieżem, wielkim prorokiem mającym znów odrodzić kościół.
- Więc mi wierzysz? - Prorok spojrzał z nadzieją na swojego rozmówcę, ale ten jedynie westchnął z politowaniem - Kim w ogóle jesteś? Moi kapłani zgodzili się na tę audiencję…
Spraw specjalnych, czyli jakich ("jak właśnie ta"?)?- Twoi kapłani to banda obdartusów, która nie miała tu nic do powiedzenia. Ja...ja jestem prawą ręką Prezydenta Europy.. Prawą ręką od spraw specjalnych, jak właśnie ta. Możesz mówić do mnie Marius. I wiesz co? Wierzę ci. Gdybym Ci nie wierzył, całe to spotkanie nie miałoby sensu, a tak…powiem więcej. Ja wiem, że twój Pan nadchodzi. Ja nawet wiem kiedy dokładnie nadejdzie.
Pełno błędów językowych, przede wszystkim powtórzenia - naprawdę, to chyba najłatwiejszy do wyeliminowania błąd, wymaga jedynie uważnego przeczytania tego, co się napisało i odrobiny wyobraźni, żeby obejść mówienie o tym samym w identyczny sposób.
Autoprezentacja Mariusa jest nieco nachalnie wepchnięta w środek dość istotnych informacji, wygląda mi to na autorskie chciejstwo, żeby po prostu łatwiej było odwoływać się do bohatera w dalszej części tekstu.
Szkoda, że nie wiem, dlaczego prorok wygląda na wstrząśniętego - jak na razie ani mnie to ziębi, ani grzeje, tylko coraz bardziej zniechęca.- Czy on z Tobą też….? - Prorok wyglądał na wstrząśniętego.
To jest szpetnie ;) ?Marius zaklął szpetnie.
- Na wszystkie siedem moich ulubionych dziwek, czy Ty wiesz który rok mamy?
A poważnie, to cytowany fragment brzmi niestety dość naiwnie i wywołuje pobłażliwy uśmiech na twarzy czytającego, czego - zakładam - nie chciałeś.
Cytując autora: Brr, przerażające.Siedemdziesiąt, odkąd ateizm stał się dominującą filozofią.
I trawestując: odkąd ateizm stał się filozofią?
Częsty błąd, pochodzący, jak mi się wydaje, z języka mówionego - czy koniecznie musisz mówić, że to był "jeden" wielki ekran? Czy jeśli napiszesz "zamieniając się w wielki ekran", czytelnik pomyśli, że ekrany były dwa, albo cztery? Jeśli chcesz wyrażać się treściwiej, właśnie wskazuję Ci właściwą drogę. Zastanów się zawsze dwa razy nad każdym określeniem, kiedy czytasz tekst w celu poprawek. Jeśli bez tego określenia sens opisu pozostaje ten sam - wyrzuć. To nauczy Cię precyzyjności w formułowaniu myśli i przelewaniu ich na papier/monitor.Zaklaskał dwa razy, po czym ściana za jego plecami rozbłysła, zamieniając się w jeden wielki ekran.
Sposób zagmatwania tego zdania spowodował, że przez długą chwilę zastanawiałem się, o co chodzi. Potem zaś pokiwałem głową: tak, tak, niech już będzie. A teraz wujek opowie nam następną bajkę.Jest na bezimiennej pustyni na nienazwanej dotąd planecie w galaktyce sąsiadującej z naszą.
Dobra, lećmy do ogółów, spróbuję jakoś podsumować Twój tekst.
Potraktowałeś temat jako element, który obowiązkowo i w dosłownym brzmieniu musi pojawić się w opowiadaniu i to już na samym początku. Przyznam, że mnie to odrzuciło. Kwestia interpretacji tego tematu natomiast dotyka konstrukcji fabuły - zatem pomówmy o fabule.
Usiłowałeś nie iść w sztampę i oryginalnie potraktować temat. Chęci doceniam, ale ocena dotyczy niestety rezultatu, bo tylko on jest miarodajny.
Twoja koncepcja oparła się na pomyśle ludzi silniejszych od Boga, walczących z nim, a nawet - wygrywających. Wszystko w porządku, ale kiedy tylko opracowałeś sobie tę ideę i zacząłeś podporządkowywać jej wymyślaną fabułę, wpadłeś w pułapkę autorskiego chciejstwa. Zakładam, że Twój tok myślenia był następujący. Chciałeś zabić Boga - wymyśliłeś, że wysadzisz gdzieś bombę atomową. Chciałeś wykombinować, gdzie możnaby ją wysadzić - stworzyłeś "nienazwaną dotąd planetę w galaktyce sąsiadującej z naszą". Musiałeś jednak dać Jezusowi jakąś motywację, jakieś uzasadnienie jego przebywania na owej planecie - no i tu Ci się pomysły skończyły, potraktowałeś ją więc jako "przystanek" w drodze na Ziemię. Zupełnie tego nie ogarniam. Zagniewany Jezus ma przybyć na Ziemię, by ukarać ludzi - Ci odnajdują go "w drodze" na jakiejś tam bezimiennej planecie, jak sobie idzie po bezimiennej pustyni. Czy widzisz, jakie to wszystko naciągane?
Są po prostu spore dziury w konstrukcji fabuły i nie tak łatwo byłoby je załatać. Pomysł chwieje się w posadach, niestety.
Następnie zwrócę uwagę na konstrukcję bohaterów, bo też jest nieco kaleka.
Kapłan nie bardzo wydaje mi się kimś, kto byłby w stanie zostać Nowym Papieżem. Stopień psychologicznego prawdopodobieństwa istnienia takiej osobowości na takim stanowisku w moim przekonaniu zbliża się do zera. Przecież ten człowiek nie ma żadnej charyzmy, jest tylko smutnym ortodoksem, któremu można co najwyżej współczuć. Jakim cudem ktoś taki reaktywował Kościół?
Drugą postacią, opozycyjną wobec kapłana, jest Marius. Och, nie będę się już czepiał imienia, ale ta postać również jest niezmiernie nierealistycznie wykreowana. Nie zachowuje się jak doradca jakiegokolwiek Prezydenta, raczej jak przechwalający się przy kumplu małolat, który został właśnie wiceprzewodniczącym klasy, albo coś.
Kolejny ważny element, o którym warto wspomnieć, to przystawalność języka do bohaterów - już trochę o tym napisałem. Czy wyobrażasz sobie, by ludzie na takich stanowiskach, jak opisałeś, wyrażali się w taki sposób, jaki przedstawiłeś? Język postaci powinien być adekwatny do jej miejsca w świecie przedstawionym, to bardzo ważna zasada, której przestrzeganie gwarantuje, że czytelnik uwierzy w wykreowanych przez nas bohaterów. Oczywiście, praktyka nie jest już tak łatwa, jak teoria - ale nie od razu Rzym zbudowano.
Pamiętaj, że każdy stworzony przez Ciebie bohater powinien być indywidualny, ale w ramach ograniczeń narzuconych przez jego ogólną koncepcję. Co to znaczy? Ano na przykład to, że w usta poety nie wciśniesz słów dresiarza spod bloku i na odwrót - chyba, że to jakoś uzasadnisz, ale to już inna bajka i wyższa szkoła jazdy.
Zakończenie tekstu jest słabe, chociaż spójne z resztą tekstu, niczego wielkiego się nie spodziewałem. Nie wywołało we mnie większych emocji tak, jak i całe opowiadanie, ot, trzeba było jakoś skończyć - to skończyłeś.
Mnie do swojego tekstu nie przekonałeś, biorąc pod uwagę styl pisania jako żywo przypominający wypracowanie szkolne, niedopracowaną koncepcję wymuszoną przez konieczność dobrnięcia do założonego zakończenia, a przy tym sporo podstawowych błędów. Niepoprawna interpunkcja należy akurat do przewinień lżejszego kalibru, dalej idą toporny styl, sprawiający wrażenie, jakbyś nie do końca panował nad językiem, lekko irytująca podniosłość, dająca w efekcie śmieszność niektórych zdań - która, jak sądzę, zamierzona nie była.
Ale najgorzej też nie jest - masz nad czym pracować i myślę, że warto. Twój tekst to jeszcze nie taki zupełny trup - reanimować można, tylko czy jest sens?
Jeżeli (a tak podejrzewam) nie skończyłeś jeszcze liceum, jest nadzieja, że kiedyś napiszesz porządny, dobry tekst. Rażących naruszeń norm językowych nie zauważyłem, a te, które są, ciężką pracą można wyeliminować.
Niemniej do poziomu drukowalności jeszcze daleko.
Aha, poza tym - jak ma się tytuł do tekstu? Naprawdę chciałbym się tego dowiedzieć.