Moim zdaniem, sytuacja literatury młodzieżowej, takiej dla czytelnika w wieku potteromaniackim, jest u nas wręcz tragiczna.
"Literatura młodzieżowa" kojarzy mi się z chałą i badziewiem dla średnio wymagających czytelników. Ot - papka, którą co gorsza piszą ludzie, którzy wiek "młodzieżowy" przechodzili za czasów Gierka, albo - o zgrozo - Gomułki. Nie ubolewam nad tym, że "literatura młodzieżowa" znajduje się w stanie bliskim śmierci, a nawet się z tego cieszę.
Bo w gruncie rzeczy, to się przestało opłacać. Większość nastolatków czyta namiętnie CD-A, "świerszczyki" i inne niezbyt długie czytadła w miękkich okładkach. Pisać dla takich nie ma sensu, bo i tak czytają diablo mało. Za "dawnych, dobrych lat" była sytuacja nieco inna, bo nie napierniczało się całymi dniami w najnowsze gierki, ani nie siedziało się przed telewizorem z padem w łapie.
Offik wyszedł, mea culpa.