Przeczytałam tę dyskusję z ciekawością. Ale przyznać muszę, że od pierwszego zerknięcia wzbudziła we mnie dyskomfort i sprzeciw, zakręciło mi się w żołądku (literalnie) i tak mam teraz, gdy piszę ten post. To negatywne wrażenie nie chciało mnie opuścić przez dziesięć stron wypowiedzi.
Pewnie pojawi się tutaj zarzut, że się uprzedziłam na wstępie, nie znając treści, etc. I pewnie tak było - w końcu, to dekalog czytelnika fantastyki... :P
Skojarzenia, to przekleństwo.
Do rzeczy.
Jak powiedziałam - przeczytałam całość dyskusji, pomimo startowego uprzedzenia. I uczucie sprzeciwu mnie nie opuściło w trakcie lektury. Nie dlatego, że mam coś do dekalogu jako takiego w ogólności, albo do tego konkretnego dekalogu (czy, jak chce jego autor - dziesięciu punktów do rozważań).
Denerwuje mnie sam fakt, że taki zestaw zasad (bo sformułowane jest to jako zasady, rozkaźniki; nawet, jeżeli prośby - formalnie to imperatywy są) się pojawia. W całokształcie, demokratycznie mniej lub bardziej oszlifowany, przedyskutowany, przeanalizowany wszechstronnie, ale jednak - zestaw zasad, którymi winien się kierować odbiorca dzieła fantastycznego (cokolwiek to znaczy, a literaturoznawców poległo krocie na definicji pojęcia). Odruchowo chciałam postawić pytanie, jakie rzuciła Sokolica: po co to, w jakim celu?
Wiem, wiem, żeby podyskutować.
Tyle, że mnie idea drażni, nie wymowa punktów.
Tworzenie zasad dla miłośników fantastyki nie podoba mi się ani trochę. Tak emocjonalnie, intuicyjnie (w końcu, jestem kobietą, tysiąc lat niemyślenia za mną stoi) czuję w trzewiach głęboki sprzeciw, wewnętrzne nie. I nawet nie wiem, dlaczego? Spróbuję się wyzewnętrznić, to może coś się wyjaśni.
To nie są złe zasady same w sobie - niektóre stanowią podstawę rzetelnej krytyki (5,6,7 - z pierwotnej wersji) i się z nimi zgadzam, niektóre próbują zdefiniować postawę chyba (2, 9) do lektury - i te mam kompletnie w nosie, będę czytać, jak mi się podoba i nikt mi nie będzie mówił, jak i z jakim nastawieniem mam to robić. Niech dzieło przemówi do mnie i zmieni moje nastawienie, jakiekolwiek by owo nastawienie nie było. Punkt 10 został chyba poprawiony (usunięty?) i dobrze, bo cytuje się też słowa, do których chce się ustosunkować negatywnie, jak ktoś wcześniej zauważył. Punkt 2 brzmi dla mnie truizmem/totalitaryzmem - a mogę czytać fantastykę z ciekawością, ale bez radości (dużo się naczytałam i ze znużeniem czasami siadam do lektury, z nastawieniem np.: "i tak mnie nie zaskoczy ta książka, ale dam jej szansę, cholera)?
Jednak dwa punkty chyba są odpowiedzialne za mój gastryczny dyskomfort najbardziej:
z posta Marcina Przybyłka, otwierającego wątek pisze:1. Miłośnicy fantastyki tworzą SPOŁECZNOŚĆ (nie getto) i jest to całkowicie naturalne.
(ciach!)
8. Nie twórz podziałów "my - oni", bo prowadzą do uprzedzeń.
No, i tu chyba jest sprzeczność? Tak mi się zdaje, że jest. Bo stworzenie społeczności, to już stworzenie podziału na "my" (co należymy do społeczności) i "oni" (co do niej nie należą). Znaczy, może mam nieodparte wrażenie, że ten dekalog/kodeks/dziesięć punktów do rozważań, tworzy podziały, które, jak chce rzeczony dekalog/kodeks/zbiór punktów do dyskusji, prowadzą do uprzedzeń.
Może stąd płynie moje poczucie dyskomfortu właśnie i wrażenie, że coś jest nie tak.
I ponieważ nie chcę być wliczana do żadnej społeczności, poza społecznością czytelników, zdefiniowanych statystycznie w ogólności*.
Oraz, bo mam przekonanie, że taki kodeks/dekalog/zbiór punktów do rozważań tak naprawdę tworzy podziały, granice - nawet jeżeli to tylko niewinna dyskusja. Społeczność ze skodyfikowanymi zasadami, to chyba zalążek państwa? Organizacji w każdym razie. Zebranie zwolenników tych zasad. Określenie anty- i protagonistów.
A sama dyskusja jest przecież manipulacją. W ten sposób tworzy się związanie bliższe z kodeksem (punktami, dekalogiem, cokolwiek) przez współtworzenie ich, dopracowywanie. Bardzo ładna sama w sobie manipulacja, podoba mi się (co mówię bez cienia ironii, złośliwości czy innych negatywnych podtekstów). Bardzo sprytna manipulacja.
A może ta moja niewygoda i sprzeciw wynikają z faktu, że Marcin Przybyłek uznał, że trzeba miłośnikom fantastyki dawać wytyczne, zwracać uwagę na pewne postawy, które powinny być tak oczywiste, jak oddychanie (punkty o krytyce rzetelnej, na przykład)? Znaczy, tam, gdzie upadają obyczaje, powstaje prawo - czy jakoś tak. I to mnie też dręczy i przyczynia się do dyskomfortu gastrycznego. Że prawidłowość dosięgła (znowu, po grzechach głównych wszelakich) miłośników fantastyki, definiowanych dowolnie.
I może jeszcze przeświadczenie, że za celem czystym i jasnym kryje się coś mniej czystego i jasnego. I od razu się przyznam, że jest to podła, insynuacja osoby, która podejrzliwie patrzy na aktywistów, próbujących wychowywać masowo jakiekolwiek grupy ludzkie. Czyli, moja insynuacja to jest. Pewnie obraźliwa. To z tego dyskomfortu we flakach, pęka mi uprzejmość i szacunek dla interlokutorów, więc nie będę brnąć dalej. Ale nie zamierzam za to przepraszać. Ani nie oczekuję, że nastąpi tu przyznanie, że mam rację. :P:P:P
Wiem, że mam rację. :P:P:P
Ach, a z punktami 3 i 4 zapomniałam się nie zgodzić lub zgodzić. Może najpierw powinnam rzucić przebiegle: "Zdefiniuj piękno"? Nie, nie w tym rzecz, tak całkiem. Piękno nie musi być ani oryginalne, ani naukowe, ale jak się to ma do literatury? Mnie tam nie chodzi o piękno wcale. Ja chcę, żeby mnie autor zaskoczył swoim dziełem. :P
Znaczy, to jest tylko moje pragnienie, bardzo ogólne i równie niedefiniowalne, jak piękno, które dla każdego z nas znaczy pewnie coś innego. Ergo: nie wiem, czy chodzi o piękno i nie wiem, czy w ogóle rozumiem te punkty, więc na wszelki wypadek powiem, że nie rozumiem, więc nie mogę się ustosunkować pozytywnie. A najgorsze jest to, że wcale nie chcę się stosunkować, nie chcę nawet, żeby mnie przekonano, że moje pragnienie zaskoczeń, to też piękno, albo wręcz przeciwnie. Chcę również pozostać przy swoim własnym i osobistym przekonaniu, że nie trzeba mi mówić, czym piękno być nie musi. Bo to mnie zwyczajnie wkur...za.
Po napisaniu tego posta wcale mi nie ulżyło, nadal mam dyskomfort w trzewiach... :(((
_________
*statystyczny czytelnik = osobnik, który w ciągu roku kalendarzowego przeczytał jedną książkę, nie będącą opracowaniem specjalistycznym (podręcznikiem, pracą naukową, etc.) i nie związaną z celami zawodowymi, zarobkowymi czytającego.