I am legend
Moderator: RedAktorzy
- Ignatius Fireblade
- Kameleon Super
- Posty: 2575
- Rejestracja: ndz, 09 kwie 2006 12:04
- Zanthia
- Alchemik
- Posty: 1702
- Rejestracja: czw, 11 sie 2005 20:11
- Płeć: Kobieta
Silent Hill przez jedno L.malakh pisze:Moja recenzja.
Za bardzo mi się podobał ten film, żeby tolerowała literówki! Howgh!
It's me - the man your man could smell like.
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
- rubens
- Fargi
- Posty: 437
- Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00
Film miał być o jedności, o byciu ludzkim do końca i tak dalej, a wyszedł z tego rasistowski melodramat z kilkoma efektami specjalnymi. Jeden jedyny słuszny murzyn ugania się za bandą białasów, która chce go pożreć. Winę za to ponosi biała pani doktor, która myślała, że coś potrafi, a to wszystko podane jest w rytmach Marleya... A tak serio, serio - to film, tak jak zresztą i inne ekranizacje tej książki - był o kant rozbić, niestety. Najlepszą rolę żeńską zagrał tam pies, a najlepszą męską - granat w ostatniej scenie. Nie dla mnie takie kino :P
Niecierpliwy dostaje mniej.
- mirgon
- Mamun
- Posty: 133
- Rejestracja: pt, 16 lis 2007 09:59
Zawiodłem się na tym filmie, może czego innego oczekiwałem po trailerach, łudziłem się że filmowcy wierniej oddadzą klimat książki, że nie polecą dzielnymi amerykańskimi amerykanami.
Ale, gdzieś do pewnej sceny bawiłem się dobrze, i to boli najbardziej. Potem pojawiła się ona i dziecko (jak przejechali samochodem na wyspę skoro zniszczono w pewnym celu mosty? i dlaczego jak zwykle w decydującym momencie? czy naprawdę trzeba sięgać po takie wyeksploatowane tricki?) i wszystko padło. Cały klimat szlag trafił.
Jak na film akcji to powiem tak; jeden z wielu i nic więcej. Smaczki z miejsca zostają ubite przez pytania; a skąd to, skąd tamto, jak lwy zimę przeżyły, a czemu sobie w laboratorium lamp nie zainstalował itd itd.
Ale, gdzieś do pewnej sceny bawiłem się dobrze, i to boli najbardziej. Potem pojawiła się ona i dziecko (jak przejechali samochodem na wyspę skoro zniszczono w pewnym celu mosty? i dlaczego jak zwykle w decydującym momencie? czy naprawdę trzeba sięgać po takie wyeksploatowane tricki?) i wszystko padło. Cały klimat szlag trafił.
Jak na film akcji to powiem tak; jeden z wielu i nic więcej. Smaczki z miejsca zostają ubite przez pytania; a skąd to, skąd tamto, jak lwy zimę przeżyły, a czemu sobie w laboratorium lamp nie zainstalował itd itd.
Dead man dance, dead man dance, stary...
- taki jeden tetrix
- Niezamężny
- Posty: 2048
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 20:16
Magia znajomości realiów: http://en.wikipedia.org/wiki/Holland_Tunnel :)mirgon pisze:jak przejechali samochodem na wyspę skoro zniszczono w pewnym celu mosty?
Inna rzecz, że dziur logicznych tam naprawdę było multum.
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
- mirgon
- Mamun
- Posty: 133
- Rejestracja: pt, 16 lis 2007 09:59
No tak, przeoczyłem fakt, że mosty były niszczone dla efektu a w tunelach to postawili czołgi... a na moście czołgi by się nie zmieściły...? :)
No i jeszcze mnie bodnęło wyjaśnienie tytułu "Jestem legendą" po amerykańsku, grr - uważam, że nie umywa się do książkowego zakończenia.
No i jeszcze mnie bodnęło wyjaśnienie tytułu "Jestem legendą" po amerykańsku, grr - uważam, że nie umywa się do książkowego zakończenia.
Dead man dance, dead man dance, stary...
Temat, jak widzę, obumarły, ale muszę się wypowiedzieć, bo nie mogę wprost uwierzyć, jak wielu ludziom się to badziewie podobało.
Pierwsza, narzucająca się uwaga, która odbiera filmowi prawo do tego samego tytułu, który ma książka - bohater nie jest żadną tam legendą! Bohater, skoro uratował świat ludzi, jest Bohaterem, postacią jak najbardziej historyczną, jakimś tam ojcem założycielem nowego, w pewnym sensie, świata, bodźcem do nowej rachuby czasu itd.
To mnie wręcz wkur... w tym dziadowskim filmie, że wziął tytuł, scenerię, imię i nazwisko bohatera, i trochę innych pozorów, a zrezygnował z istoty książki. W książce mamy piękne odwrócenie ról. Ostatni człowiek jest dla nowej rasy tym, czym mityczne pierwowzory tej rasy były dla ludzi. A w filmie? Mamy zbawcę ludzkości.
To jest tak, jakby ekranizacja Władcy Pierścieni była o skoku na jubilera. Pierścionki są, ale bez magii; drużyna też, ale nie ratuje świata.
Szlag mnie trafia!
I jeszcze te politycznie poprawne dyrdymały. Bohater to oczywiście murzyn, a spotyka jakąś taką chyba-latynoskę. Po co to? Nie można wiernie odtworzyć historii?
No i potwory, które nagle potrafią niemal latać.
Powtórzę, choć to oczywista oczywistość: książka opiera się na pomyśle, bez którego nie miałaby ona sensu, ale miałaby zupełnie inny, zwyczajny, jakie mają tysiące innych horrorów. Film jest za to zupełnie wyprany z tego pomysłu, właściwie żadnego innego też tam nie widzę, bo same puste ulice, rzeczywiście robiące wrażenie, to za mało.
Pierwsza, narzucająca się uwaga, która odbiera filmowi prawo do tego samego tytułu, który ma książka - bohater nie jest żadną tam legendą! Bohater, skoro uratował świat ludzi, jest Bohaterem, postacią jak najbardziej historyczną, jakimś tam ojcem założycielem nowego, w pewnym sensie, świata, bodźcem do nowej rachuby czasu itd.
To mnie wręcz wkur... w tym dziadowskim filmie, że wziął tytuł, scenerię, imię i nazwisko bohatera, i trochę innych pozorów, a zrezygnował z istoty książki. W książce mamy piękne odwrócenie ról. Ostatni człowiek jest dla nowej rasy tym, czym mityczne pierwowzory tej rasy były dla ludzi. A w filmie? Mamy zbawcę ludzkości.
To jest tak, jakby ekranizacja Władcy Pierścieni była o skoku na jubilera. Pierścionki są, ale bez magii; drużyna też, ale nie ratuje świata.
Szlag mnie trafia!
I jeszcze te politycznie poprawne dyrdymały. Bohater to oczywiście murzyn, a spotyka jakąś taką chyba-latynoskę. Po co to? Nie można wiernie odtworzyć historii?
No i potwory, które nagle potrafią niemal latać.
Powtórzę, choć to oczywista oczywistość: książka opiera się na pomyśle, bez którego nie miałaby ona sensu, ale miałaby zupełnie inny, zwyczajny, jakie mają tysiące innych horrorów. Film jest za to zupełnie wyprany z tego pomysłu, właściwie żadnego innego też tam nie widzę, bo same puste ulice, rzeczywiście robiące wrażenie, to za mało.
-
- Nexus 6
- Posty: 3388
- Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45
Podpisuję się pod tym (poza tym, że wyszedł rasistowski melodramat, bo raczej celowo nie wybrali Mulata na głównego aktora).rubens pisze:Film miał być o jedności, o byciu ludzkim do końca i tak dalej, a wyszedł z tego rasistowski melodramat z kilkoma efektami specjalnymi. Jeden jedyny słuszny murzyn ugania się za bandą białasów, która chce go pożreć. Winę za to ponosi biała pani doktor, która myślała, że coś potrafi, a to wszystko podane jest w rytmach Marleya... A tak serio, serio - to film, tak jak zresztą i inne ekranizacje tej książki - był o kant rozbić, niestety. Najlepszą rolę żeńską zagrał tam pies, a najlepszą męską - granat w ostatniej scenie. Nie dla mnie takie kino :P
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Gra Roberta Neville'a do bani. Książka była pomyłką, lecz film wypadł jeszcze gorzej. Jedynie zaciekawiła mnie scena, jak pies wbiegł do ciemnego budynku, konkretnie te kilka minut napięcia. Na resztę szkoda czasu. Dobrze, że nie oglądałam tego w kinie.
- Bakalarz
- Stalker
- Posty: 1859
- Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08
Moim zdaniem film miał niestety jedną wielką przeszkodę: książkę. Sam w sobie dałby może radę się bronić, bo w sumie tak strasznie zły nie był. Ale nie w starciu z książką...
Gdybym nie wiedział i nie czytał, to pewnie wyszłoby znośnie, ale tak wyszło jak zawsze. Niestety. Ja oglądając w pewnym momencie czekałem na elementy z książki - zwłaszcza zakończenie - ale nie niestety nie doczekałem... Szkoda, bo WS lubię jako aktora.
Gdybym nie wiedział i nie czytał, to pewnie wyszłoby znośnie, ale tak wyszło jak zawsze. Niestety. Ja oglądając w pewnym momencie czekałem na elementy z książki - zwłaszcza zakończenie - ale nie niestety nie doczekałem... Szkoda, bo WS lubię jako aktora.
Sasasasasa...
-
- Pćma
- Posty: 278
- Rejestracja: wt, 22 lut 2011 17:14
- Płeć: Mężczyzna
Książki nie czytałem, a film miałem przyjemność widzieć parę dni temu. Po mieszanych opiniach w internecie byłem przygotowany na typowo amerykańskie kino: luźne, raczej niewymagające od widza dużego nakładu intelektualnego, taki sobie filmik "postrzelali, pobiegali, a na koniec uratował świat". Obejrzałem... i nie zawiodłem się. Wiadomo, daleko mu do oscarowych superprodukcji, ale trzeba przyznać, że miło się oglądało.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Miałeś przyjemność oglądać, bo nie czytałeś książki. W tym rzecz, niestety.
Mnie ostatnio uderzyło (bo film widziałam dość dawno), że nawet tytuł stracił rację bytu, ponieważ fabuła w scenariuszu w ogóle go nie uzasadnia. Pomijając, w jakim stopniu fabuła ta w ogóle przypomina pierwowzór...
Szkoda słów.
Strasznie, okrutnie zepsuta ekranizacja. I zarazem zdumiewająca - tyle zachodu i środków, by zmarnować dobry pomysł. Widać evergreeny nie poddają się łatwo. :P
Mnie ostatnio uderzyło (bo film widziałam dość dawno), że nawet tytuł stracił rację bytu, ponieważ fabuła w scenariuszu w ogóle go nie uzasadnia. Pomijając, w jakim stopniu fabuła ta w ogóle przypomina pierwowzór...
Szkoda słów.
Strasznie, okrutnie zepsuta ekranizacja. I zarazem zdumiewająca - tyle zachodu i środków, by zmarnować dobry pomysł. Widać evergreeny nie poddają się łatwo. :P
So many wankers - so little time...
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
No nie, trochę uzasadnia. W końcu Jvyyh Fzvguh jlanwqhwh yrxnefgjh an mbzovh/jnzcveh, cbqnwr wr glz bpnyrńpbz, n cbgrz fvę cbśjvlapn v tvavr. Bpnyrńpl qbpvrenwą qb bfnql yhqmxvpu yhqmv, jvęp zbtą mr fgbfbjalz mnpujlgrz gjbemlć yrtraqę Jvyyh Fzvguh, xgóel fvę jącvrembz avr xłnavnł, enfę yhqmxą bpnyvł, n syntą nzrelxnńfxą hghyba.Małgorzata pisze:Mnie ostatnio uderzyło (bo film widziałam dość dawno), że nawet tytuł stracił rację bytu, ponieważ fabuła w scenariuszu w ogóle go nie uzasadnia.
Więc on jest legendą, ale zupełnie nie z tych powodów i zupełnie nie dla tych istot, co w powieści.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA