Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Kennedy Hudner „Zgiełk wojny” – fragment

Fragmenty MAT - 21 marca 2016

– Wciąż się do nas zbliżają, kapitanie! – rzuciła nerwowo oficer przy stanowisku namierzania.

Kapitan Michael Zizka ziewnął i podrapał się po pokaźnym brzuchu. Załoga na mostku była wyczerpana, nawet pierwszy zaczynał już zdradzać oznaki załamania. Cóż, nic dziwnego. Kapitan miał pod komendą same dzieciaki, najstarszy z załogi liczył może dwadzieścia pięć lat, a to, co zobaczyli, wstrząsnęło nimi do głębi. Ale musieli wytrzymać jeszcze trochę, jeszcze tylko troszeczkę…

Ziewnął jeszcze raz, świadom wbitych w niego oczu, a po­tem przeciągnął się leniwie i z irytacją spojrzał na obraz holo­graficzny. Odruchowo pogłaskał cygaro, które nosił w kieszeni na piersi – doktor Floty przed laty zakazał mu palenia, więc kapitan zachowywał tę przyjemność na specjalną okazję.

– Szlag by cię, Helen – stwierdził spokojnie. – Wiesz, jak należy meldować status. Potrzebuję przydatnych informacji, nie paplaniny! Oczywiście, że ci dranie się zbliżają! Robią to cały czas od dziesięciu godzin, prawda? Dlatego chcę wiedzieć, moja droga Helen, kiedy znajdziemy się w zasięgu pocisków tych skurwiałych zdrajców! I kiedy dotrzemy do tunelu na Gilead! Właśnie to muszę wiedzieć, droga Helen. Czy mogę zatem prosić, żebyś pomogła staremu kapitanowi frachtowca i podała potrzebne informacje? Najlepiej już teraz?

Załoga mostka wymieniła spojrzenia, sternik zasłoniła usta, aby ukryć uśmiech. Helen Fletcher, nowa oficer namierzania, zaledwie dwudziestojednoletnia, wzięła głęboki oddech.

– Merlin szacuje, że znajdziemy się w zasięgu najbliższych okrętów Dominium za około trzydzieści dwie minuty. Przy obecnej prędkości dotrzemy do tunelu na Gilead za trzydzieści cztery minuty.

„O dwie jebane minuty za późno!” – pomyślał wściekle ka­pitan. Wyszczerzył się radośnie.

– No proszę, i taki powinien być porządny meldunek, He­len! Krótki i rzeczowy.

Oficer udało się uśmiechnąć słabo w odpowiedzi. Kapitan zerknął na swojego pierwszego, Francisa Pyne’a, ale ten się nie śmiał. Zaciskał zęby, oczy mu płonęły.

Pyne wiedział. Wiedział, że Zizka już po godzinie od wejścia w sektor Tilleke zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. „Sprośna Berta” była wielka i powolna, a musiała podjąć wyścig o życie.

Ale przegrywała w tej gonitwie.

Pomimo przeciążenia napędu i kompensatora energii nisz­czyciele Dominium i tak ją dopadną. Była to tylko kwestia czasu.

Jednostka zaopatrzeniowo-transportowa numer trzysta trzynaście, ukochana „Sprośna Berta” kapitana Zizki, nazwa­na tak po jego trzeciej żonie, należała do grupy zaledwie czte­rech frachtowców przydzielonych do Drugiej Floty Victorii. „Berta” zajmowała pozycję pięćdziesiąt tysięcy kilometrów za awangardą Drugiej Floty. Kapitan spodziewał się, że na tej bez­piecznej pozycji przeczeka zamieszanie, a potem zbliży się do Drugiej Floty, aby przekazać pociski, ewentualnie uzupełnić magazyny jednostek o dodatkowe ogniwa energetyczne oraz przynęty albo wykonać drobne bieżące naprawy. Do głowy mu nie przyszło, że Druga Flota może przegrać bitwę.

Jednak dziesięć godzin temu do „Berty” dotarły pierwsze drony nadające kody Omega, przekazujące wieści o katastrofie i zniszczeniu. Załoga frachtowca załadowała, co mogła, a po­tem patrzyła na raporty o zagładzie kolejnych okrętów lub ich znikaniu w głębokiej przestrzeni. Druga Flota przyleciała w sile stu dwudziestu jednostek, ale co najmniej siedemdziesiąt zo­stało zniszczonych już na początku, wiele innych zostało po­ważnie uszkodzonych i wyeliminowanych z akcji, a pozostałe rzuciły się do ucieczki lub rozpoczęły swoją Daleką Drogę do piekła.

Kapitan Zizka nie tracił czasu. Wykonał odwrót i ruszył z pełną prędkością bojową do wejścia tunelu czasoprzestrzen­nego wiodącego do Gileadu. Nie miał wyrzutni pocisków, a tyl­ko cztery dwucalowe lasery, zupełnie nieprzydatne w otwartym starciu. Spodziewał się, że albo Dominium, albo Tilleke ruszą w pościg i na pewno go dogonią. Jednak tylko „Sprośna Berta” miała szansę ostrzec Victorię, że niemal połowa jej sił kosmicz­nych została właśnie zniszczona. Aby jednak przesłać taką wieść, frachtowiec musiał dotrzeć do Gileadu. Jeżeli „Berta” zostanie zniszczona, drony z kodem Omega automatycznie ruszą do sektora Victorii. Ale drony były delikatne – mogły wytrzymać grawitacyjne pływy pod­czas tylko jednego przejścia przez tunel czasoprzestrzenny, nie przetrwają tego po raz drugi. Dlatego, aby kod Omega dotarł do sektora Victorii, drony muszą się znaleźć w sektorze Gile­adu, wtedy od Victorii będzie je dzielił tylko jeden tunel.

Żeby jednak dotrzeć do Gileadu, Zizka musiał opóźnić po­goń o dwie minuty. Nie mógł wystrzelić pocisków, ale miał ła­downie pełne części zamiennych, piętnaście butli antymaterii, przynęty i chmury maskujące, które w kosmosie pełniły rolę zasłon dymnych… Dlatego zamierzał zrobić to, co każdy sza­nujący się kapitan frachtowca w podobnej sytuacji – obrzucić tym wszystkim swoich wrogów.

– Chmury maskujące! – rozkazał.

Rakiety zostały wyrzucone z rufy i zaraz potem wybuchły, wyzwalając miliony skrawków taśmy odbijającej i zakłócającej wskazania detektorów. Na obrazie holograficznym wyglądało to jak kłęby atramentu wyrzucone przez ogromną kałamarni­cę. Zapewne właśnie to zwierzę zainspirowało ludzi do stwo­rzenia podobnych zasłon, a przynajmniej tak uważał kapitan Zizka.

– Wyrzucić trzy butle antymaterii.

– Wyrzucone i uzbrojone – zameldował Pyne.

Zizka zerknął na obraz holograficzny.

– Ustawić detonację za dwadzieścia pięć minut. – Tak mniej więcej udało się oszacować moment przejścia przez chmury maskujące okrętów Dominium. O ile nie zmienią prędkości albo kursu. Jeżeli ominą chmurę… Jeżeli, jeżeli…

Dwadzieścia pięć minut i dziesięć sekund później niszczy­ciele Dominium przecięły chmurę, aby dopaść „Bertę”, a zaraz potem zaczęły gwałtownie umykać w różne strony. Butle anty­materii wybuchły im przed dziobami.

Zizka zachichotał.

– Macie za swoje, głupie dranie. Już wiecie, że ta gruba dziewczyna ma kły i pazury…

Wyszczerzył się drapieżnie do obsady mostka.

– No dobra, ludzie! Wystrzelcie parę chmur i rzućcie jeszcze jedną butlę antymaterii. Dorzućcie też ze trzy przynęty, każdą o dziesięć stopni od naszego kursu. Niech nasi milusińscy zwal­niają za każdym razem, gdy wykryją chmurę, i łamią sobie gło­wy, gdy zobaczą na ekranie przynęty.

Wyrzucili jeszcze dwa takie zestawy chmur z przynętami i butlami antymaterii. Niszczyciele Dominium ścigały teraz frachtowiec o wiele ostrożniej – rozproszyły się i omijały sku­piska, aby uniknąć min. Zizka skinął na oficer namiarów.

– Porucznik Fletcher?

– Trzy minuty do tunelu, kapitanie. A za dwie minuty i pięć­dziesiąt pięć sekund znajdziemy się w zasięgu pocisków okrętów Dominium.

Zizka uśmiechnął się szeroko.

– Dziękuję, Helen.

A potem zwrócił się do załogi mostka.

– Dobra, ludzie, zyskaliśmy nieco na czasie. Wyrzucajcie nadal przynęty i chmury. Niech pociski wroga nie mają czego namierzyć.




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Evan Currie „Hayden War: Walkiria w ogniu” – fragment
Fragmenty MAT - 16 czerwca 2016

Rejon był czysty i w momencie, kiedy zwiadowcy wrócili do reszty grupy, sprzęt potrzebny do wykonania…

Space opera z teologii szczyptą
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 23 listopada 2015

Kazimierz Kozłowski przeczytał powieść Rafała Dębskiego  „Żar tajemnicy” i nieco się zadumał. I ty,…

Ryk Brown „The Frontiers Saga 3: Legenda Corinair”
Fantastyka Ryk Brown - 18 sierpnia 2020

W trzecim tomie The Frontiers Saga kapitana Nathana Scotta i jego załogę…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit