Dożywocie
Fabryka Słów, 2010
Stron: 376
Cena: 31,90 zł
Zaczyna się niewinnie i nic nie wskazuje na to, że opatrzność zawiedzie głównego bohatera do złowieszczo gotyckiego domu na końcu świata. Domu – spadku po nieznanym krewnym. Jak mawiają, darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, ale w tym konkretnym przypadku Konrad, czyli właśnie wzmiankowany bohater, wpadł po uszy, i jeśli już koniecznie mamy się trzymać stomatologicznej terminologii, wszedł w paszczę domu, gdzie nic nie jest normalne.
I cóż zastał w środku?
Jeśli spodziewaliście się zakurzonych mebli i gęstych pajęczyn, to spieszę drogich czytelników rozczarować. Wnętrze domu, choć mocno złowieszcze i staromodne w wystroju, jest wychuchane, czyściutkie i swojsko pachnie wypiekanymi przez pradawnego potwora kruchymi ciasteczkami. Za serwis sprzątający robi ONO, czyli Licho, prawdziwy anioł z alergią na pierze ze swoich skrzydełek. Po domostwie plącze się jeszcze niezmiernie romantyczny panicz Szczęsny, a raczej widmo, które zostało po nim, gdy w siedemnastym roku życia palnął sobie z dubeltówki w łeb pośród malowniczej scenerii zagonu kapusty. Z miłości sobie palnął, gwoli ścisłości.
Oprócz dobrodziejstwa metafizycznego inwentarza Konrad przejmuje także drobiazg futrzany, czyli kota i niezwykłego królika, a przy okazji zawiera znajomość z panem Kusym, etatową złotą rączką w gotyckim domu zwanym Lichotką.
A teraz będę chwalić i wytykać.
Najpierw wytknę, co wytknąć należy, i będziemy mieć z głowy. Akcja, intrygi, zaskakujące momenty. Niewiele tu tego. Cztery opowiadania o Lichotce toczą się leniwie, bez spektakularnych fajerwerków i pogryzionych nerwowo paznokci czytelnika (przez czytelnika). Wgniatającej w fotel puenty też tu nie znajdziemy.
Wytknięte zostało, ale jak się okazuje, leniwe tempo zdarzeń może mieć pozytywne strony, nie znajdziecie bowiem wielu innych pozycji literackich, w których nastrój, obrazy, dźwięki i smaki wylewałyby się kaskadami z kolejnych stronic. Ileż tu życia, plastycznie przedstawionych charakterów i wysublimowanego języka w najlepszym gatunku. A dowcipu na kopy.
No i Licho. Z autorskiego rozkazu rodzaju nijakiego, choć bynajmniej nijakie nie jest. Mikrego wzrostu i poczciwego usposobienia przypomina naiwnego dzieciaka o niezłomnej (czasem opacznie rozumianej) lojalności.
Anioł mówi: zrobiłom, zepsułom, oparzyłom, posprzątałom i okrasza entuzjastyczne wypowiedzi wdzięcznym „alleluja!”.
Niewykluczone, że wkrótce profesor Miodek poprowadzi prelekcję na temat zmian w zastosowaniu rodzaju nijakiego w języku polskim.
Czego Wam, przyszłym i obecnym fanom Marty Kisiel z głębi serca życzę.
Jagna Rolska
Pobierz tekst:
Wszystkie lęki Jarosława G.
Ponure wizje przyszłości według Jarosława Grzędowicza, czyli Agnieszka Chodkowska-Gyurics przeczytała „Hel-3”. Zacznę…
Poleć to jeszcze raz, Mileno (11)
Neal Stephenson „Ustrój Świata t1. Cykl barokowy t3.” W redakcji Fahrenheita cykl barokowy…
No to macie
Jarosław Grzędowicz Pan Lodowego Ogrodu – tom 4 Wydawca: Fabryka Słów…