Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Adam Cebula „Laserowy pomyślunek”

Para-Nauka Adam Cebula - 15 września 2017

Rozpędziłem się do pisania krótkiego w założeniu artykułu o tym, jak może wyglądać wojna w przyszłości. Dla udowodnienia zaskakującej z pewnością tezy wygrzebałem tonę materiałów i tekst rozrósł się do rozmiarów monografii. Aby ktoś coś przeczytał, wyjścia nie ma: trzeba wyjąć malutki fragmencik. Jak podał portal Onet, „USS Ponce został pierwszym okrętem uzbrojonym w działo laserowe. LaWS (Laser Weapon System), którego zaawansowane testy na oceanie trwały już od 2011 roku, został miesiąc temu zatwierdzony przez Pentagon, i w sytuacji zagrożenia kapitan okrętu może wykorzystać tę broń w działaniach bojowych.”

No i mamy wojny gwiezdne w realu. Prawda? Cóż… Informacja pochodzi z grudnia 2014 roku. Inne źródła są zgodne co do jednego: że testy zaczęły się gdzieś około roku 2011. Aliści 8 marca 1983 roku w przemówieniu do Narodowego Stowarzyszenia Ewangelików Ronald Regan przywołał film George’a Lucasa „Gwiezdne wojny”. Nazwał ZSRR „imperium zła”. 23 marca w orędziu do narodu ogłosił program Star Wars. Miało nastąpić wdrożenie mocno zaawansowanych technologii do produkcji broni. Ogłaszano m.in. plany systemu antyrakietowego opartego o wykorzystanie wielkich laserów na ziemi i satelitów odbijających ich wiązki w kierunku terytorium wroga.

Manewr Regana nazywano potem „genialnym blefem”. ZSRR, już i tak obciążony do granic wytrzymałości wyścigiem zbrojeń, został zmuszony do kolejnego wysiłku. Powtarzam któryś raz za National Geographic: pod koniec lat 80. XX wieku 48% PKB ZSRR szło na zbrojenia. Wikipedia podaje mniejszą wartość, „tylko” 25%. Ile było naprawdę, to także kwestia sposobu liczenia, dość, że sowiecki moloch napiął się raz jeszcze, zrobił bardzo srogą minę, i coś mu trzasnęło w trzewiach. Biedaczek się przedźwigał i Sekretarz Generalny KC KPZR Michaił Gorbaczow ogłosił w 1985 roku pieriestrojkę. To był już koniec zimnej wojny. 1 lipca 1991 roku został rozwiązany Układ Warszawski.

Takie było znane z historii jedyne chyba praktyczne użycie broni laserowej.

Prawdziwe LaWS (Laser Weapon System), jak się zdaje, na razie ma bardzo ograniczone zastosowanie: zwalczanie dronów i motorówek. Jak mi się coś roi, historia nie za bardzo ma dalszy ciąg. Co więcej, nie udało mi się tak naprawdę skumać, po co to. Ależ oczywiście: pismacy jednym tchem wymieniają co najmniej trzy „zasadnicze” zalety. Działo nie wymaga amunicji, tylko zasilania prądem. Nie trzeba magazynować pocisków, dostarczać ich na front. Jest tanie, bo eksploatacja kosztuje tyle, co zużyty prąd. Celowanie z działa jest uproszczone, bo nie trzeba uwzględniać prędkości wiatru, prędkości celu, przeliczać krzywych balistycznych.

Konstrukcja genialna? Pierwsza zaleta, moim zdaniem, jest dyskusyjna choćby z tego powodu, że nie wiemy, jak ma się objętość systemów lasera do wielkości przeciętnego ciężkiego karabinu maszynowego z zapasem amunicji. Patrząc na podobne systemy laserowe w wykonaniu przemysłowym, śmiem twierdzić, że z dużym prawdopodobieństwem to gwiezdnowojenne cudo zajmuje kilka-kilknaście razy więcej miejsca niż zapasy dla kompanii piechoty na przynajmniej miesiąc ciężkich walk, nie mówiąc już o pojedynczym tzw. karabinie sprzętowym czy WKM-B Który ma podobny (1500 m) skuteczny zasięg, jaki wedle spekulacji ma mieć ów LaWS. Tu mówi się o 1600 metrach.

Koszty eksploatacji? Można powiedzieć tylko „A kuku!”. Albowiem podstawowym problemem jest, że taki sprzęt ma swój czas życia. Przy wyżyłowanych parametrach nie należy się spodziewać jakiś rekordów. Powiem, że dla przykładu tzw. lampy spektralne pracują nominalnie ok. 50 godzin. Coś jest na rzeczy, ponieważ możemy się spodziewać, że nasz laser działa na wyładowaniu w gazie, zapewne CO2, i w jego przypadku zachodzą bardzo podobne procesy rozpylania elektrod, co i w rzeczonych lampach. Ile toto wytrzymuje? Rzeczywisty koszt to będzie przynajmniej relacja ceny remontu głównego machiny do liczby strzałów, jaką da się oddać w cyklu eksploatacyjnym. Czy trzeba wyjaśniać, że koszty prądu przy kosztach konserwacji i remontach są absolutnie do zaniedbania?

Nawet jeśli owo laserowe działo wytrzymywałoby setki tysięcy strzałów (błysków?), jest jeszcze problem zużycia moralnego. O ile właściciel moralnie zużytego komputera może nadal na nim pisać skutecznie teksty do Fahrenheita i nikt nie zauważy, że bajty są sprzed 20 lat, to wymyślenie sposobów obrony przed działem laserowym spowoduje, że jego używanie nie będzie miało sensu. Pytanie: ile czasu minie, nim enpel przekona się, że jakiś rodzaj zasłony dymnej całkowicie pochłania promieniowanie?

Chybotliwie wygląda ten najmocniejszy zdawałoby się argument: łatwość celowania. To może być realna bojowa przewaga. Tyle że zastosowanie tego LaWS do relatywnie wolnych celów i tę cechę stawia pod dużym znakiem zapytania. Drony? Jeśli mówimy o małych dronach, to czy nie lepsza strzelba na kaczki i śrut? Podobnie ma się sprawa z motorówką. Strzelbą się nie da, ale ja bym zdecydowanie wolał mieć WKM-B czy coś podobnego. To nie są cele, w które trudno trafić, i z których zniszczeniem zwykła broń strzelecka ma problemy.

Coś mi się zdaje, że na działanie tego laserowego działa będzie sto skutecznych sposobów. Ponieważ moim zdaniem mamy do czynienia z klasyczną wojskową pomyłką, jakich w historii były już tony. Pomyłka wynika chyba z nader sugestywnego zrealizowania scenografii w naszym kultowym filmie George’a Lucasa i pomieszania tego z realnie istniejącymi zastosowaniami laserów, choćby w przemyśle. Ależ tak, wystarczy zaguglać „cięcie laserowe”, a znajdziemy setki urządzeń oraz zakładów dysponującymi technologią z powieści SF. Tnie się laserowo plastiki, tkaniny, blachy. Więc skoro tnie, to i strzela? Wydaje się, że dość tylko trochę przebudować i mamy naszą broń.

Tyle że laserowe cięcia ograniczają się do blach grubości kilkunastu milimetrów. W wycinarce odległość od głowicy do materiału to są centymetry. Wiemy, jaki mamy materiał, sterujemy nim. Dzięki minimalnej odległości wiązka światła może mieć rozmiar ogniska na poziomie nawet 0,01 mm. To właśnie możliwość kolimacji powoduje, że laser jest tak skuteczny, może przypalić mam oko, wypalić płytę DVD albo dziurę w stali.

Niestety gdy odległość do celu rośnie, zdolność do kolimacji wiązki maleje, maleje z kwadratem tej odległości gęstość mocy, i co gorzej, włazi nam w paradę kiepska jakość optyczna grubej warstwy atmosfery.

Laserowe wycinarki mają moce rzędu zaledwie 600 watów. Można oszacować – zakładając że głowica lasera w wycinarce znajduje się w odległości ok 0,1 metra od celu – że zwiększając dystans do 1000 metrów w próżni (bez uwzględnienia rozpraszania na powietrzu) potrzebna będzie moc 100 milionów razy większa, czyli jakieś 60 gigawatów. Kto wie, że moc całego systemu energetycznego Polski to jakieś 30 gigwatów, w tym momencie puknie się w głowę. Z pewnością można coś wymyśleć, żeby działało, bo to może być moc impulsowa, być może poprawiono by kolimację wiązki; wiele jest tych „być może”, ale powyższy szacunek wskazuje na jedną ważną rzecz. Broń laserowa nie da się zrobić jako poprawiona wycinarka do blach. Co więcej, rychło docieramy do ścian postawionych nam i przez technologię, i samą fizykę.

Jak zaznaczyłem, cytowana notka pochodzi z roku – o ile dobrze odczytałem – 2014 i od tamtego czasu panuje jakby cisza w temacie. Ponieważ?

Z jakiś powodów w wojennych dziedzinach istnieje tendencja do wywalania kasy na zupełnie nierealne projekty. 80 cm K (E) „Schwerer Gustav” został zaprojektowany z inicjatywy samego Adolfa (Hitlera). Prace rozpoczęto w roku 1935. Działo miało konkretne przeznaczenie: burzyć umocnienia linii Maginota. Prace ukończono dopiero w roku 1942. Armata potrzebowała do działania 4 torów kolejowych: dwóch równoległych dla samego działa i dwóch dla dźwigów kolejowych do jego obsługi. Rozkładanie trwało ok. 6 tygodni i wymagało 1400 osób obsługi. Łącznie z pułkiem przeciwlotniczym, zaopatrzeniem oraz wesołym domkiem z markietankami, jaki ponoć jechał z tą machiną, angażowała ona ok. 6000 osób. Latem 1942 roku działo przez 14 dni Schwerer Gustav ostrzeliwał Sewastopol. Przypisuje się mu zniszczenie podziemnego magazynu amunicji. Po oddaniu 20 strzałów zdemontowano go i wysłano pod Leningrad, gdzie jednak nie dotarł i prawdopodobnie został odesłany w głąb III Rzeszy do remontu z powodu zużycia lufy. To już koniec szlaku bojowego monstrualnej armaty.

Co już kilka razy pisałem, za kompletnie nieudany należy chyba uznać czołg Tygrys. Owszem, militaryści wychwalają go pod niebiosa. Tyle że suma różnych jego cech spowodowała, że nie odegrał większej roli w wojnie. Chyba jedną z najbardziej katastrofalnych była pracochłonność jego wykonania. Taki sam zespół ludzi w czasie, w którym produkowano jednego Tygrysa, mógł wyprodukować 84 czołgi T-34. Biorąc pod uwagę paliwożerność, fatalny stosunek mocy do masy, to, że nie dawało się nim przejechać przez wiele mostów, był awaryjny, że wreszcie wyprodukowano tych maszyn 1355 (za Wikipedią), stał się raczej gwoździem do trumny nazistów. Dość wspomnieć, że średnich czołgów alianci (łącznie z ZSRR) zbudowali ponad 100 tysięcy.

Beznadziejnym projektem była rakieta V2. Była wielkim technicznym osiągnięciem bez taktycznego znaczenia. Jak podaje Wikipedia, w trakcie wojny odpalono 5500 V2, które spowodowały śmierć 7250 osób. Co daje ok 1,32 ofiary na rakietę. Z powodu kiepskiej celności nie dawało się tą bronią uzyskać żadnego taktycznego celu. Przykład: gdy 7 marca 1945 roku niespodziewanie Amerykanom udało się opanować Most Ludendorffa w Remagen, Niemcy, próbując desperacko go zniszczyć, wystrzelili 11 sztuk V2 i żadna nie trafiła w cel. Szacuje się, że zbudowanie bomby atomowej przez Amerykanów kosztowało 2/3 tego, co program rakiet V2.

Jednak naprawdę kompletną katastrofą był Panzerkampfwagen VIII Maus. Hitler wymyślił sobie superciężki czołg. Masa bojowa tej maszyny, którą próbował zbudować Ferdinand Porsche, miała wynosić 198 ton, pancerz miał mieć grubość 80-300 mm, planowana długość wynosiła 10,09 m szerokość 3,67 m, wysokość 3,66 m. Powstały zaledwie dwa prototypy. Co warto dodać, w projektach był jeszcze większy pojazd.

Szczerze mówiąc, wystarczyło chwilę pomyśleć, by nabyć zasadniczych wątpliwości do projektu. Już I wojna światowa pokazała, że ważniejsza jest mobilność, stałe umocnienia padały nie na skutek zniszczenia, ale odcięcia od własnych wojsk. Tym niemniej trzeba było utopić ogromne pieniądze w beznadziejnych pomysłach, by na własne oczy się przekonać, że monstrum jadące z prędkością 13 km/h w najlepszym terenie jest jedynie gigantyczną kupą złomu, a nie niezwyciężoną maszyną bojową.

Przykłady porąbanych projektów maszyn bojowych można ciągnąć długo. Był monstrualny ekranoplan ZSRR, klejowe bomby przeciw demonstrantom, itd. Wiele razy pisałem o egzoszkieletach dla żołnierzy US Army, dzięki którym mieli działać jak superbohaterowie… z komiksów. I to chyba jest właściwy trop dla zrozumienia pewnego zjawiska: sugestywności pomysłów rodem z popkultury, które przyklejają się do wyobraźni miłośników broni. Ludzie idą bardzo chętnie najprostszymi, naiwnymi tropami, gdy chodzi o rozwiązywanie często dramatycznych problemów. Tu nawet nie ma żadnego myślenia, tylko obraz: oto gigantyczna góra stali przemieszczająca się na ogromnych gąsienicach, plująca ogniem i niewrażliwa na pociski, a obok jeszcze większe działo. Pamiętacie powieść Julesa Verne’a „Z Ziemi na Księżyc” ? Czyż tam nie wystąpił prototyp Ciężkiego Gustawa, zwanego przez żołnierzy Dorą?

Istnieje też taki stereotyp, że technika wojskowa jest the best. Tak w ogóle. Że to przemyślane w najmniejszych szczegółach, wypróbowane, z najlepszych materiałów, że sprawdzi się w każdych okolicznościach. Jeśli zrobić kwerendę po faktach historycznych, jawi się nam niepokojący obraz: całe mnóstwo rozwiązań jest projekcjami wizji porąbanych militarystów. Im mniej taki wąchał prochu, im dawniej, tym zgrywał większego speca od wojny, i oczywiście tym mocniej potłuczone wizje realizował.

Broń laserowa? Rysownicy komiksów rysowali, dopisywali „ziu, wiuu”, aż wojskowi zapragnęli także mieć takie „ziuu!”. Okazuje się, że siła sugestii dobrego rysownika czy scenografa filmowego bierze górę nad rozsądkiem. Oczywiście naukowcy dmą w te dudy, by dostać granty, bo kto, jak nie wojsko, sfinansuje laser na swobodnych elektronach? Tym niemniej czas pokazuje, że jeśli chodzi o działa laserowe, to za jakiś czas pewnie doczekamy się kolejnego niusa, że oto właśnie mamy już bojową wersję o sile rażenia działa na wrony. Potem jeszcze trochę poczekamy i znów się pojawi podobny nius, a dolary lecą…

Tak, swoją drogą to strach się bać tej mocy, jaką niesie ze sobą dział literacki choćby w naszym Fahrenheicie. Wymyśli se człek dla jaj, dla rozbawienia Kochanego Czytelnika, a militaryści zaczną realizować.

 

Adam Cebula




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

„Star Wars Outlaws”
Gry komputerowe Q - 12 czerwca 2023

Zapowiedziano nową, jak sam tytuł wskazuje, osadzoną w gwiezdnowojennym półświatku, grę Star…

Kolędujący BB-8 i szykujący listę prezentów Baby Groot
Filmy i seriale Q - 23 grudnia 2020

Niedawno pokazywaliśmy Wam obchodzącego Święta w dość nietypowy sposób Geralta z Rivii.…

Adam Cebula „A jednak wojna”
Felietony Adam Cebula - 16 marca 2022

Gdyby napisać political-fiction opisujące to, co się właśnie dzieje, nikt by tego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit