Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Bartłomiej Urbański „Batman v Superman, czyli co za dużo, to niezdrowo”

Filmy i seriale nimfa bagienna - 6 lipca 2016

batman v supermanJeśli superhero jest za bardzo super, to nie jest super. Ani hiper. Ani mega. Bartłomiej Urbański i jego refleksje o przygodach chłopaków z supermocami.

Jak powinien wyglądać film, w którym do walki stają dwaj najważniejsi superbohaterowie wszech czasów? Powinien zawierać najbardziej wartościowe składniki. Samą esencję Batmana i Supermana, przygotowane według najlepszych historii z ostatnich prawie osiemdziesięciu lat. Do tego ekscytujące sceny walki, porażające efekty specjalne, dramatyzm sytuacji oraz decyzje i konsekwencje, które zdefiniują kolejne filmy z uniwersum DC.

„Batman v Superman” nie jest tak zły, jak maluje go większość nadzwyczaj krytycznych opinii. Przede wszystkim godne pochwały jest to, że Zack Snyder próbował zrobić coś nowego w kinie superbohaterskim, film „poważny” na tle konkurencji. Nie ma tutaj lekkości i humoru, do których przyzwyczaiły nas inne produkcje z tego gatunku. Dlaczego? Bo to nie miał być taki film.

Jest ciemny, duszny — klaustrofobiczny, tak jak zwątpienie i brak porozumienia między walczącymi stronami. Obraz ukazuje obsesję i paranoję Batmana, ale też jego determinację, gdy ludzie są w niebezpieczeństwie. Mnóstwo w nim nawiązań, zwłaszcza do tradycji judeochrześcijańskiej.

To jednak nie zmienia faktu, że fani oczekiwali czegoś… być może lepszego, ale z pewnością innego. Z czego to się bierze? I czy sami nie przyłożyli do tego reki? A może jesteśmy nadal w erze pstrokacizny i nawalanek, i jeszcze nie dojrzeliśmy do poważnego traktowania superbohaterów? A może sami nie wiemy, czego chcemy?

Czas sprzyja takiej analizie, bo właśnie w światowej dystrybucji cyfrowej pojawiła się wersja ostateczna „Batman v Superman”.

Uwaga na spojlery z filmu i komiksów!

Łyżka Zacka Snydera i pęczek Franka Millera

Zack Snyder w jednym z wywiadów wyraził zdumienie, że w filmiku na Youtube pokazano wszystkie zabójstwa Batmana w poprzednich filmach, a dyskutanci mają pretensje akurat do niego. To obrazuje, jak bardzo reżyser „Batman v Superman” ma na względzie opinie fanów i mediów, i chce im się przypodobać za wszelką cenę. Jest to jego największy błąd.

Właśnie z tego powodu wybrał historie, które widnieją na samym szczycie list najlepszych opowieści o Batmanie i Supermanie. List, których pełno w Internecie. List, które są często tworzone przez miłośników tych superbohaterów, i które są polecane jako początek przygody z Człowiekiem ze Stali i Mrocznym Rycerzem. Czasami jednak trzeba zapomnieć o opinii widzów i po prostu zrobić dobry film. Tak postępowali wcześniej inni reżyserzy, na przykład kontrowersyjne były decyzje Tima Burtuna przy pracach nad pierwszym „Batmanem”, a później film okazał się definiującym tego superbohatera na wiele lat, włącznie z serią animowaną. Podobna sytuacja miała miejsce z Heathem Ledgerem w roli Jokera — na początku opinia publiczna nie była zadowolona, ale wszystko uległo zmianie, gdy film trafił do kin. O negatywnych reakcjach zostało już dużo napisane, dlatego nie warto się na ten temat rozpisywać, ale warto pamiętać, że fani nie zawsze mają rację i nie zawsze potrafią przewidzieć, jak będzie wyglądała finalna wersja filmu z ich ulubionym superbohaterem. Jest to zadanie reżysera i producentów.

Niezaprzeczalnie ogromny wpływ na kształtowanie twórczości Zacka Snydera miał i nadal ma Frank Miller. W wywiadach reżyser wspominał nie raz, jak ważny jest dla niego ten twórca komiksów. Intensywnie współpracowali przez wiele lat przy kilku filmach, w tym ekranizacjach komiksów, a także konsultowali się podczas prac nad „Batman v Supeman”. Powinno to ucieszyć wielbicieli komiksów, bo — podobnie jak Snyder — również dla nich Miller jest jednym z najważniejszych, a często najważniejszym twórcą. Zazwyczaj taka opinia została uformowana na podstawie jego najlepszych prac. Sławę zyskał dzięki „Powrótowi Mrocznego Rycerza”, „300”, „Sin City” czy komiksach o Daredevilu. Jednak Frank Miller poza wzlotami miał także upadki, zarówno komiksowe („Holy Terror”, „All-star Batman i Robin: Cudowny chłopiec”, „Mroczny Rycerz kontratakuje”), jak i filmowe („Spirit”, „Robocop 2” i „Robocop 3”, „Sin City: Damulka warta grzechu”). Z tego powodu trzeba docenić dokonania tego twórcy, ale może niech jego wpływy nie będą kluczowe przy tworzeniu filmów. Chyba że chcemy na wielkim ekranie zobaczyć Kobietę Kota jako prostytutkę albo erupcję wulkanu podczas stosunku Supermana i Wonder Woman.

Reżyser chciał oczywiście nadać filmowi własny styl i częściowo mu się to udało, bo spektakl wizualny, z którego przecież Snyder słynie, był doprawdy imponujący. I nie chodzi tu tylko o sceny walki, ale nawet bardzo statyczne obrazy wyglądają jak przeniesione z kart komiksu. O jego zdolnościach w tej kwestii można było przekonać się już w innych filmach, a szczególnie w „300”. Czyli dostajemy to, czego chcemy — ekscytujące sceny walki i porażające efekty specjalne.

Z drugiej strony Zack Snyder dał się również poznać jako nieszczególnie utalentowany w kwestii opowiadania historii. W jego produkcjach można odnaleźć wiele luk fabularnych czy postaci, których motywacje ciężko, a nawet nie sposób zrozumieć. Ale z drugiej strony, jeśli spojrzeć pod trykoty innych superherosów, zauważymy wcale nie mniejsze luki, jedynie przykryte bardziej pstrokatymi barwami.

W jego filmach można zauważyć również wpływy kręcenia teledysków, gdzie nie zawsze najważniejsza jest historia. Widać je w filmie „Batman v Superman” — widz atakowany jest różnymi obrazami, reminiscencjami, wizjami przyszłości i snami, pośród których można się pogubić, a które nie mają wpływu na aktualnie opowiadaną historię. W dużej części nie mają żadnego znaczenia dla tego konkretnego filmu, a tylko musimy przyjąć na wiarę, że kiedyś w przyszłości dowiemy się, co oznaczają, i dlaczego były tak istotne.

I jeszcze został dramatyzm sytuacji i wyborów, przed którymi stają bohaterowie. Pożądany przecież w filmach, choć akurat w kinie superbohaterskim nie stał do tej pory na wysokiej pozycji. W przeciwieństwie do części teledysków muzycznych, w filmie potrzebne są chwile przerwy na rozładowanie napięcia i dramatyzmu, aby dopiero po chwili znowu zacząć je budować. Jeśli jednak każda kolejna scena jest tymi cechami przepełniona, to dochodzi do przesytu, powstaje patetyczny melodramat, którego nie sposób traktować poważnie i na przykład podczas sceny z „Martha” wydarzenia nie robią już na widowni wrażenia, a czasami wręcz sala wybucha śmiechem. Można by powiedzieć, że co za dużo, to niezdrowo, ale akurat w tym wypadku maksyma nie będzie miała zastosowania, bo w wersja ostateczna dzięki dodatkowym scenom pozwala na lepsze rozłożenie akcentów i wyjaśnienie przynajmniej części luk fabularnych.

Filet z piersi Supermana

Nie jest tajemnicą, że Frank Miller nienawidzi Supermana i zrobi wszystko, aby dokopać temu superbohaterowi, a przynajmniej dać mu prztyczka w nos. W jednym z wywiadów wprost opowiadał o „Powrocie Mrocznego Rycerza”, że cały czas kibicował Batmanowi, bo chciał, aby jego „bad boy” pokonał posiadającego supermoce „uczniaka”.

Zaraz, zaraz… Właśnie zdałem sobie z czegoś sprawę. Czy taka postawa nie przypomina któregoś z superzłoczyńców? Przecież w identyczny sposób działa Lex Luthor Junior w „Batman v Superman”. Czyżby Frank Miller był superłotrem i właśnie jego gra Jesse Eisenberg? <wink>

Już po „Człowieku ze stali” można było wyciągnąć wniosek, jakiego Supermana zaserwuje nam Zack Snyder w „Batman v Superman” — dokładnie takiego, jakiego domagają się fani. Bohatera, którego nie potrzebowali, ale na którego zasługiwali.

Od pewnego czasu można spotkać się z opinią, że Superman nie jest postacią interesującą. Przede wszystkim jest zbyt potężny — nie dość, że potrafi latać, strzelać laserami z oczu, dmuchać jakby zjadł co najmniej paczkę cukierków na gardło, widzi wszystko i wszystko słyszy, to jeszcze jest niesamowicie silny, szybki i… (tu można dopisać jeszcze kilka z jego zdolności, bo na przestrzeni lat było ich naprawdę dużo). Nie ma prawie żadnych słabości (poza kryptonitem), a do tego jest zbyt grzeczny, dobry i wszystkim chce pomagać. Na domiar złego często widywany jest z uśmiechem na ustach. Co za wredny bohater!

W związku z tym pojawia się argument, że nie ma możliwości opowiedzenia ciekawych historii o Człowieku ze Stali, bo ciężko jest prowadzić bohatera, który praktycznie nie ma wad i w mig stawia czoło wszystkim przeciwnościom, które postawi się na jego drodze.

DC już kilka lat temu posłuchało fanów, a Snyder popełnia ten sam błąd w filmowym uniwersum. Od kilku lat można zobaczyć w komiksach Supermana, który został „zmodernizowany”. Przestał się uśmiechać, nie jest już taki dobry i grzeczny. Widać, że buzuje w nim gniew. Całkiem jak ten, którego w filmach gra Henry Cavill. I co? Przecież dokładnie tego chcieli fani, a teraz większość domaga się „tradycyjnego” Supermana i wygląda na to, że dzięki najnowszej inicjatywie DC Rebirth „zmodernizowany” umarł, a „tradycyjny” wraca na łamy komiksów. Czasami można odnieść wrażenie, że sami wielbiciele superbohaterów nie wiedzą, jak chcieliby, aby Człowiek ze Stali został sportretowany.

Rzecz tylko w tym, że Superman przetrwał prawie osiemdziesiąt lat, więc nie można powiedzieć, że jest nudny. W końcu w jakiś sposób trafił do serc czytelników, skoro stał się ikoną świata popkultury. On ma być potężny, ma być grzeczny i ma być uśmiechnięty. W przeciwieństwie do Batmana ma wzbudzać nadzieję w uczciwych mieszkańcach planety, a nie strach w przestępcach.

Nawet z tak potężnym bohaterem można opowiedzieć ciekawą historię, ale trzeba spojrzeć na niego pod odpowiednim kątem. Twórcy filmów od tego są, w tym się szkolą i za to dostają wynagrodzenie. Dobrym przykładem świeżego podejścia do takiego herosa jest „One Punch Man”, gdzie twórcy postawili cały superbohaterski świat do góry nogami. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo przejaskrawiony przykład, ale wystarczy spojrzeć na inne aspekty Człowieka ze Stali. Postać Supermana udowadnia, iż pomimo posiadania takich mocy, można zachować umiar i zapanować nad swoimi pragnieniami i popędami. Zadaje kłam słynnym słowom Lorda Actona, że „władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”, bo Superman, choć posiada moce, o których zwykły człowiek mógłby tylko pomarzyć, to jest w stanie oprzeć się deprawującej sile tej potęgi. Czyż to nie ciekawe podejście? A to tylko czubek góry lodowej różnych aspektów tej postaci.

Zack Snyder oraz autorzy scenariusza filmu, Chris Terrio i David S. Goyer, sięgnęli po historię, która przez fanów jest uważana za jedną z definiujących dla Człowieka ze Stali — „Śmierć Supermana”. To w tym komiksie po raz pierwszy pojawia się Doomsday i to tam ginie Superman. O tym wydarzeniu trąbiły w 1993 roku najważniejsze media w całych Stanach Zjednoczonych i nie tylko. Tylko czy śmierć superbohatera już w drugim filmie może wywołać oczekiwane emocje?

Śmierć Supermana wzbudziła wówczas tak żywe reakcje, bo nikt do tej pory nawet nie śnił, że zabicie najpotężniejszego superherosa wszech czasów jest w ogóle możliwe. Wcześniejsze historie pokazywały, że Człowiek ze Stali jest niepokonany i sprosta każdemu wyzwaniu. W rzeczywistości, w oderwaniu od tła, czyli całej historii Supermana, jest to komiks z bardzo dobrym pomysłem, ale w żadnym wypadku nie wybitny. Jego wagę można docenić dopiero rozumiejąc poprzedzające wydarzenia. Zyskał również, gdy później historia została rozbudowana i można było dowiedzieć się, między innymi, kim/czym właściwie jest Doomsday.

Niestety, „Śmierć Supermana” miała też negatywny wpływ na świat komiksu. W oczach wielu ówczesnych fanów historia bardzo dużo straciła, gdy już kilka miesięcy później zaczął pojawiać się „Powrót Supermana”. Śmierć w rzeczywistym świecie jest ważnym wydarzeniem, które odciska piętno na każdym, kto pozostaje. Ale w świecie superbohaterów śmierć straciła na znaczeniu, bo wszyscy wiedzą, że minie kilka miesięcy i wszystko wróci do normy, jako że wydawcy nie mogą przecież pozwolić sobie na utratę kur znoszących złote jaja. Z komiksów ten zabieg przeskoczył na filmy i podobna sytuacja jest wręcz przekleństwem filmów Marvela, i jak widać, nie ominie również filmów z uniwersum DC.

Warto wspomnieć, że z tej ery komiksów pochodzi obdarzony bujnymi włosami Lex Luthor II, syn prawdziwego Lexa Luthora, który później okazał się jego klonem. Tak, to niestety ta mroczna era komiksów, gdy komiksowi twórcy zafascynowani doniesieniami o klonowaniu sprawili, że niemal każda postać miała stworzonego przez naukę sobowtóra.

Udko Batmana

Z Batmanem jest podobnie jak z Supermanem. Jeśli zapytać o najważniejszy komiks z Batmanem, większość miłośników bez wahania krzyknie: „Powrót Mrocznego Rycerza”! Oczywiście tak samo odpowie Zack Snyder i całe Hollywood. Właśnie w ten sposób w filmie „Batman v Superman” otrzymujemy mnóstwo nawiązań do komiksu Franka Millera. Od samego Batmana — starszego i bardziej umięśnionego, jego stroju, symbolu nietoperza na piersi, przez zbroję, scenę zabójstwa Wayne’ów, aż po walkę superherosów. Oczywiście nie można zapomnieć o czymś, co podobno jest główną siłą tej noweli graficznej — poważne, dorosłe podejście do Batmana.

Wielu fanów zapomina jednak, że „Powrót Mrocznego Rycerza” to nie pierwsza historia o Batmanie, której ton jest poważny. Przed Millerem taki klimat starali się wprowadzić inni twórcy. Już w 1970 roku opowieści Neala Adamsa dotyczyły „dorosłych spraw”, a bohaterowie musieli borykać się często z poważnymi rozterkami, pozostawiającymi ślad na ich psychice. Do tego warto dodać historie pisane przez Dennisa O’Neila, Marshalla Rogersa czy Steve’a Engleharta.

To, co na tle opowieści innych autorów wyróżnia „Powrót Mrocznego Rycerza”, to przede wszystkim dystopijny świat i nawiązania polityczne. Rzecz nie w tym, że komiks Franka Millera był dobrze napisany, mroczny i brutalny, zawierał ostateczną rozprawę z Jokerem oraz kończył się walką superherosów, ale podobnie jak komiks Alana Moore’a „Strażnicy” (który wyszedł w tym samym roku) udowodnił, że komiksy nie są tylko historyjkami dla dzieci. W końcu co może lepiej pokazać, że możemy bawić się w piaskownicy dla dorosłych, jak nie polityka?

Co się zaś tyczy samego Batmana, jest on całkowicie inną wersją Mściciela z Gotham, niż większość fanów sobie wyobraża, i do jakiego są przyzwyczajeni. Zgodnie ze słowami samego Franka Millera, akcja „Powrotu Mrocznego Rycerza”, a także innych jego komiksów z Batmanem („Rok pierwszy”, „Spawn/Batman”, „All-star Batman i Robin: Cudowny chłopiec”, „Mroczny Rycerz kontratakuje” i „Mroczny Rycerz III: Rasa panów”) toczy się w jego własnym świecie, odseparowanym od głównego uniwersum DC (w którym istnieje tylko „Rok pierwszy”).

W związku z tym Frank Miller mógł stworzyć takiego Człowieka Nietoperza, jakiego chciał, nie zważając na poprzednie historie. Jego Batman chwilami zachowuje się jak bogaty, brutalny i okrutny psychopata, którego w rzeczywistości niewiele odróżnia od Punishera, tylko ma jeszcze mniej szacunku dla ludzkiego życia, nawet niewinnych ludzi. Przez wiele osób ta wersja Mrocznego Rycerza jest wręcz określana mianem faszystowskiej. Ponadto Batman Millera często próbuje przed wszystkimi grać wielkiego twardziela, ale zazwyczaj wychodzi to fałszywie. Batman nie powinien grać.

Doskonałym przykładem szaleństwa bohatera w tym wydaniu jest jego zachowanie w komiksie „All-star Batman i Robin: Cudowny chłopiec”, gdzie zostaje nam przedstawiona historia początków najsłynniejszego pomocnika w dziejach komiksu — Robina. Niby znamy ją na pamięć: rodzice Dicka Graysona giną w cyrku, a sam chłopiec zostaje przygarnięty przez Bruce’a Wayne’a. W tej wersji jest jednak inaczej — tuż po śmierci rodziców chłopca Batman porywa go. I zabiera na przejażdżkę, podczas której niszczy i zabija wszystko, co stanie mu na drodze, łącznie z policjantami. Z tego komiksu pochodzi też słynny cytat, gdy Dick Grayson próbuje poznać tożsamość swojego porywacza, Człowiek Nietoperz odpowiada słynnymi już słowami: „Czyś ty tępy? Opóźniony w rozwoju czy co? Kim ja jestem niby, tak? Jestem cholernym Batmanem.”

Nie jest to w żadnym wypadku jedyny przykład takiego zachowania. Batman między innymi zastawił pułapkę na swojego przyjaciela Hala Jordana (Zieloną Latarnię), który chciał z nim jedynie porozmawiać. Natomiast w komiksie „Mroczny Rycerz kontratakuje” Człowiek Nietoperz z przyjaciółmi atakuje Supermana tylko dlatego, że zjawił się w jego jaskini.

„Powrót Mrocznego Rycerza” to bardzo dobry komiks, porywający i odkrywczy, i słusznie jest jednym z najważniejszych o Batmanie, ale nie jest to jedyna historia z tym superbohaterem, a takie wrażenie można czasami odnieść. Nie powinien być również polecany jako pierwszy komiks do przeczytania o Człowieku Nietoperzu, bo (podobnie jak „Śmierć Supermana”) nie działa jako wprowadzenie i nigdy nie było to jego zadaniem. Inaczej, to co było innowacją, stanie się kliszą.

Poza tym początkujący czytelnicy otrzymują przez to całkowicie odmienny obraz Mściciela z Gotham, brutalnego, bezwzględnego, któremu przyjemność sprawia zadawanie bólu. A także takiemu, który nie ma większego problemu z zabijaniem ludzi, co stoi w jawnej sprzeczności z innymi historiami, które stawiają sobie za zadanie, aby pokazać, dlaczego Batman nie powinien złamać tej zasady.

„Powrót Mrocznego Rycerza” zyskuje właśnie na tym, że jego akcja ma miejsce w alternatywnym świecie i na zasadzie kontrastu wybija się z tradycyjnych historii o Batmanie. Zresztą sam Miller kiedyś powiedział, że jest pięćdziesiąt różnych sposobów, aby przedstawić Batmana, i wszystkie działają.

Voilà! Potrawka z superbohaterów gotowa

Zack Snyder dał nam to, czego sami chcieliśmy. Wziął najważniejsze, najpopularniejsze i podobno najlepsze komiksy dotyczące Batmana i Supermana, czyli najsłynniejszych superbohaterów z uniwersum DC. Następnie pociął, poćwiartował, zmielił, ugotował i uformował je z powrotem, aby stanowiły jedną (acz nie do końca spójną) całość. Trochę tak, jakby chciał kilkugodzinny obiad zaserwować jako jedno danie i przerzucał przepisy w książce kucharskiej wybierając z każdej strony najbardziej efektowne składniki.

Lecz po części to my, fani Batmana i Supermana, jesteśmy temu winni. W końcu Zack Snyder zaserwował nam dokładnie to, czego chcieliśmy. Potrawę, którą sami sobie zamówiliśmy — ze składników, które podobno lubimy, z przyprawami, które nam smakują, a w wszystko przybrane niczym w najlepszej restauracji.

Problem tylko w tym, że to danie stanęło niektórym w gardle. Może sami nie wiemy, czego chcemy? Może szef kuchni powinien kierować się swoją wiedzą, a nie kaprysami klientów? W końcu jeśli lubię jajecznicę, zupę pomidorową, krewetki i lody truskawkowe, to nawet jeśli domagałbym się podania tego wszystkiego na jednym talerzu, to szef kuchni powinien wiedzieć lepiej. Klient nie zawsze ma rację.

Wersja rozszerzona niewiele wnosi nowego pod względem przedstawienia postaci w stosunku do wersji kinowej. Dodatkowe sceny pozwalają natomiast łatwiej przetrawić wszystkie wydarzenia, które mają miejsce na ekranie. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby rozdzielić ten materiał na trzy dania, to zamiast przesycić się, pałaszowalibyśmy każdy jeden z ochotą, a później z apetytem wyczekiwalibyśmy kolejnego.

Miejmy nadzieję, że Zack Snyder wyniesie nauczkę z „Batmana v Supermana” i po prostu zaserwuje dobrą „Ligę Sprawiedliwości”, zamiast kolejny raz próbować na siłę przypodobać się fanom. W przeciwnym wypadku to nie koniec naszych problemów z przewodem pokarmowym. Całe szczęście, że pozostałe filmy z tego uniwersum zapowiadają się całkiem smakowicie.

Bartłomiej Urbański




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

65 urodziny Franka Millera
Komiks MAT - 27 stycznia 2022

Amerykański twórca (rysownik i scenarzysta) komiksów przyszedł na świat 27 stycznia 1957…

Nowy zwiastun wersji reżyserskiej „Justice League”
Filmy i seriale Q - 23 listopada 2020

HBO upubliczniło kolejny zwiastun wersji reżyserskiej „Justice League”, zawierający informację o tym,…

60. urodziny Franka Millera
Komiks MAT - 27 stycznia 2017

Amerykański twórca (rysownik i scenarzysta) komiksów przyszedł na świat 27 stycznia 1957 roku w Olney.…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit