Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Bachanalia Fantastyczne 2016

Galeria Adam Cebula - 30 września 2016

I ja tam byłem, miód i piwo piłem, czyli Adam Cebula i jego (foto)relacja z Bachanaliów Fantastycznych 2016.

Jak wyczytałem w informatorze konwentowym, pierwsze Bachanalia Fantastyczne odbyły się w roku 1985, jest więc to impreza o tradycjach odpowiednich do wieku, w jakim się znalazłem. A tak, gdzieś w tych okolicach czasowych pisałem, jeździliśmy na LOF-y, knuliśmy przeciw komunie i tak dalej. Ale w którym roku odbyły się te Bachanalia, na których powstał Kareta Wrocławski? No… śledząc wpisy w konwentowym informatorze, należałoby obstawić rok 1994, lecz trochę mi nie pasują inne okoliczności. Cóż, niektóre zdarzenia, jak to, skąd się wziął Mieszko I, giną w pomroce dziejów. Za Mieszka kiepsko było z piśmiennymi kronikarzami, za początków Karety net raczkował w tej części świata, więc jak se nie przypomnę, to się nie dowiemy.

Bachanalia organizuje klub fantastyki Ad Astra (http://www.adastra.zgora.pl/). Trzeba oddać po sprawiedliwości, że środowisko to cechuje wyjątkowość na tle Polski. Grupie ludzi po prostu się chyba chce. Rozmawiałem z organizatorami: Zielona Góra nie jest najlepszym miejscem do pielęgnowania tradycji. Ludzie wyjeżdżają stąd do większych miast. Gdy ktoś trafi na studia do Wrocławia, Poznania, Krakowa czy Warszawy, nie ma już dużych szans, że wróci. Narybek szybko się rozprasza… A jednak się kręci. Jak łatwo można sprawdzić, imprezy są częste, dobrze zorganizowane, i co dla przybyszów ważne, dobrze dofinansowane.

Takie prozaiczne sprawy jak nocleg w bardzo przyzwoitych (jak dla mnie komfortowych) warunkach, jajecznica na śniadanie, sprawna organizacja imprez, oraz to, że organizatorzy znajdują czas, by zapytać, no i właśnie pogadać. Zastanawiałem się, z czego wynika familijna atmosfera, jak panuje na Bachanaliach. Częściowo odpowiedź znam: bo się zaprasza znajomych. Nie personę mającą jakąś pozycję w kulturalnym (albo rozrywkowym) światku, ale kogoś, kogo chce się zobaczyć, bo się wie, kto zacz, co myśli, co wyprawiał, napisał, jakie ma poglądy. Ma się ochotę z nim pogadać, zapytać, co planuje (albo namówić, by coś planował), co tam w ogóle u niego, bo ów oficjalny gość jest dla tutejszych jakimś znajomym. Ot i co.

Osobną sprawą jest dobre umocowanie w lokalnym środowisku klubu. Nie sądzę, że wzięło się ono znikąd. Nie udostępnia się grupie entuzjastów tak po prostu choćby budynku planetarium, nie przydziela kasy czy innych dóbr, jeśli nie ma gwarancji, że wyniknie z tego coś dobrego. Myślę, że Ad Astra przez lata wypracowało sobie w mieście po prostu dobrą opinię, pokazało, że potrafi zorganizować wartościową imprezę, no i to zadziałało.

Doświadczenia z konwentu nasunęły mi kilka refleksji co organizacji tak zwanego życia kulturalnego… tak trochę w ogóle i w szczególe, jeśli mówimy o działce fantastyki. Mam wrażenie, że zwłaszcza ta ostatnia okazuje się wyjątkowo odporna na tak zwanych zawodowych działaczy, i paradoksalnie, komercjalizację. Paradoksalnie, bo popkultura z definicji nastawiona na masowego czytelnika i zarabianie wydaje się bardzo łatwa do zawłaszczenia przez koncerny medialne, prasowe, wydawców, że generalnie łatwo to kupić, byle mieć pieniądze. Bo przecie ludzie piszą dla pieniędzy literaturę bez wysokich ambicji, nastawioną jedynie na rozrywkę.

Otóż okazuje się, że gdy za organizację takich imprez biorą się zawodowi działacze kulturalni, „doskonale zorientowani”, „doskonale wykształceni”, tacy, którzy potrafią zorganizować każdą imprezę i otrzymać za nią pochwały i pieniądze, zazwyczaj rzecz się rozłazi. Nie chce mi się tu z uprzejmości wskazywać palcem, ale historia się powtórzyła wiele razy. Gdy organizatorami byli pasjonaci, ludzie ze środowiska, postaci fandomu, zawsze wychodziło jakoś, ale sympatycznie. Ano tak: organizacyjnie mogła być klapa, łącznie z tym, że zaproszeni musieli zapłacić z nagła za nocleg, który miał być za darmo, albo zwyczajnie impreza była składkowa, ale ludzie wspominali ją miło i wracali.

Gdy jubel przejmowali owi „zawodowcy”, gdy pojawiała się nawet duża kasa, za którą można było sprowadzić niezwykłych gości, zapewnić inne atrakcje, impreza rosła do wielkich rozmiarów, pojawiali się wystawcy, wydawcy, producenci gier, gadżetów, krążyła tiwi, ale ten, co trzymał wszystko w garści, był kimś spoza fandomu, to nie pomagało ogłaszanie sukcesu. Impreza okazywała się efemerydą. Dawało się ją powtórzyć raz, dwa, a potem albo przejmował ją jakiś amator z fandomu, albo zmieniała całkowicie charakter, albo zamierała. Wygląda na to, że najbardziej skomercjalizowanej kultury jednak kupić się nie da.

W tym roku pojawiłem się w Zielonej Górze w statusie gościa, co zawdzięczam Andrzejowi Drzewińskiemu, który mi nadał nieco napędu, by ruszyć się z miejsca, i za co (zwłaszcza za ów napęd) jestem mu wdzięczny. Organizatorom trzeba przede wszystkim podziękować za tę fajną imprezę. Dzięki niej miałem okazję się przekonać, że ktoś czyta produkcje Karety, że fantastyka ciągle się kręci i nakręca ludzi. Mogłem się przekonać, że choć nieliczni, są ciągle entuzjaści i podróży w kosmos, i wszystkiego, co niesie postęp nauki.

A planetarium to zwyczajnie zazdroszczę Zielonej Górze.

Adam Cebula

 




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Cieszmy się kochać konwenty
Galeria A.Mason - 3 września 2018

Masona przemyślenia o współczesnych konwentach, wraz z galerią zdjęć z Niuconu, Pyrconu,…

Fotorelacja z Bachanalii Fantastycznych 2018
Galeria Adam Cebula - 8 kwietnia 2019

Zazwyczaj przy pisaniu relacji z konwentów jest pewien problem. Co tu dużo…

Andrzej Zimniak „Gawędy fandomowe” cz. 4 – Dobry duch fantastyki
Felietony Andrzej Zimniak - 17 lipca 2023

Macieja Parowskiego poznałem przez telefon. Typuję, że to było w pierwszym kwartale…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit