Głosy czytelników:

Nie wiem czy dobrze robię wtrącając się w polemikę w "FAHRENHEICIE", ale redaktorzy ciągle namolnie nawołują do współpracy - więc dodaję swój grosz (bo na trzy mnie nie stać).

Otóż. Po pierwsze, symptomatyczne jest, że osoby zrugane reagują mało merytorycznie, chętniej sięgają do miecza, którym usiłują ściąć łeb adwersarzowi, niż rozwiązać problem. Pan Inglot nie wyszedł poza normę.

Faktem jest, że jego książka - moim zdaniem - jest nudna. Autor wie o tym, więc usiłuje w sposób dla siebie charakterystyczny rozbawić czytelnika. Stąd signum Autora - wprowadzanie jaj w postaci osób znanych w fandomie, co Go bardzo bawi. Jak pamiętam z jakiegoś z Nim spotkania - chichocze rozbawiony do łez pomysłem wprowadzenia do warstwy fabularnej Marka Oramusa i (to już szczyt jaj!) Tadeusza R.L.Dudy. Ten chwyt z definicji przypomina "przejrzyste" aluzje prowincjonalnego kabaretu, kiedy to puszcza się do publisi zgromadzonej w Domu Kultury oko, np.: "Nasz szczupły prezydent...". No, baki zrywać.

Po drugie, to też charakterystyczne dla pana Inglota - ostre sceny miłosne. O Boż-ż-że...

Po trzecie, mogę zrozumieć, że dowolny polski autor ma do Sapkowskiego pretensje o popularność, w kontrze Inglota wyszło to jednak, jak i jego dowcip w książce, wyraźnie i - za co bym go pochwaliła - bez owijania w bawełnę. Przynajmniej tyle, bo inni się maskują. Sądzę jednak, że skoro pan Inglot nie chce pisać rączych dialogów przeplatanych dwoma zdaniami niezbędnego opisu, uważając, że jego stylistyka jest o dwie tony lepsza/nudna (niepotrzebne skreślić), to musi się pogodzić z rolą cierpiętnika. I nie reagować na poszturchiwania. Trudno - albo się jest nieuznanym geniuszem i się cierpi, albo nudziarzem. I się cierpi.

Kowalem swego losu...

Więcej pokory, pane Inglotawy!

Magda Porwitt


Z uwagą przeczytałem polemikę dotyczącą powieści Jacka Inglota. W dużej częćci przychylam się do krytyki moich poprzedników. Ale czy w zalewie zachodniej szmiry naprawdę nie ma miejsca na słabszą książkę Polaka? Dlaczego tylko Amerykanie mają żyć z czegoś, czego robić nie potrafią?

Niech i Polak nie potrafi!

Poza tym - wyidziałem w sklepie kosmetycznym bodajże cienie do powiek marki "INGLOT", nie wiem czy to ten sam Inglot, ale jeśli tak, to powinno Wam być wstyd: zmusiliście faceta do zajmowania się taką produkcją. O ile wiem jest rusycystą, więc na cieniach się tym bardziej nie zna. Będziemy mieli teraz hordy kobiet z oczami podmalowanymi fatalnymi cieniami. Już lepiej chyba produkować mierne książki!

Olek Sadowski