Copyright © by Jacek Inglot, 1998

Odpowiedź Czytelnikowi na recenzję "Quietusa"

Zazwyczaj nie ma w Polsce obyczaju odpowiadania (zwłaszcza przez autora) na recenzje - czasem jednak należy odstąpić od tej chwalebnej wstrzemięźliwości, zwłaszcza gdy ma się do czynienia z tak osobliwą mieszaniną łajań, pochlebstw i najzwyklejszych zadufanych bredni, jak w przypadku tekstu P.T. Czytelnika. Całą swą replikę ujmę w kilka zgrabnych punktów:

1) Bardzo mi przykro, że się P.T. Czytelnikowi nie spodobały styl i fabularny układ mej w "Quietusie" narracji, przyznaję, że wybitnie nienowoczesnej, tzn. nie hołdującej zasadzie (wyznawanej przez, jak mniemam, ulubieńca Czytelnika, Sapkowskiego) budowania tekstu opartego na prostej przemienności typu: błyskotliwy, szybki dialog plus trzy zdania najniezbędniejszego opisu plus dialog dowcipny plus cztery zdania dynamicznego opisu... i tak w kółko Macieju, w tempie teledysku. "Quietus" nie jest prozatorskim teledyskiem i jeśli komuś czyta się go zbyt wolno, to niech się przerzuci na wspomnianego Sapkowskiego czy Howarda. Jeśli ma się coś do powiedzania (a ja chyba mam), to nie należy tego wykrzykiwać w tempie karabinu maszynowego. Nic wtedy nie słychać, a puenty giną w tłoku.

2) Gdybym kraj Nipu w prosty sposób utożsamiał z Japonią, to nie bawiłbym się w żadne kryptonimy.

3) Między bajki należy włożyć enuncjacje Czytelnika nt. maszyny parowej - gdyby "strumień nasyconej pary" był równie skuteczny jak karabin maszynowy, to ktoś by na to wpadł w wieku "pary i elektryczności" (XIX). Niech Czytelnik przejdzie się do muzeum kolejnictwa i obejrzy sobie pierwszą z brzegu lokomotywę, aby na własne oczy przekonać się, jak ciężkie i nieruchawe jest to urządzenie. A w tych czasach bitwy były manewrowe - i stosunkowo łatwo byłoby obejść takie urządzenie. Stacjonarne balisty i statki parowe to jedyne uzasadnione (i potrzebne) zastosowanie - poza tym rozwój machin parowych ograniczał edykt Juliana, na co Czytelnik zdaje się nie zwrócił uwagi. Jak potrafiły być silne takie ideologiczne zakazy, przekonaliśmy się na własnej skórze (tzw. komuna).

4. Galera, z której zdejmujemy wioślarzy i zastępujemy ich maszyną parową, jest dla mnie galerą parową - bo to najprostsza możliwa nazwa (zasada "brzytwy Ockhama").

5. Gdybanie nad historią to w istocie mało wdzięczne zajęcie, dopuszczalne w zasadzie tylko w literaturze fantastycznej - zaś gdybanie nad gdybaniem do już "masła maślane", tautologia wręcz nieznośna, a tej się Czytelnik dopuszcza, zdrowo sobie folgując. Proces historyczny nie toczy się tak prosto, jak niektóre mrzonki - Czytelnik uważa, że Wenedia zostałaby natychmiast zniszczona przez zwycięzcę spod Samurgar. Wcale nie jest to takie pewne, bowiem mogło się to okazać pyrrusowe zwycięstwo. Cesarstwo Rzymskie było na krawiędzi rozpadu (przecież za Afraniuszem i Lentullusem stały ich prowincje), poza tym Nipu, gdyby wygrało, mogłoby mieć poważne problemy z opanowaniem Zachodu (Germania, Galia, Italia, Hiszpania, Brytania) - a jego środki były ograniczone. Czasami jedna bitwa przesądzała o losach imperów - jak Pola Kataulijskie, zgubne dla Attylli. I żeby było śmieszniej wcale tej bitwy nie przegrał - ale też i nie wygrał. Najłatwiej wygrywa się bitwy w "rozgdybanej" wyobraźni.

6. Mało smaczne są insynuacje i opinie Czytelnika na temat moich przyjaciół, Drzewińskiego i Oramusa - oczywiście niech sobie myśli, co chce, ale wolałbym bardziej parlamentarny ton wypowiedzi.

7. "Quietus" miał być powieścią, a nie teologicznym traktatem nt. "chrześcijanizmu" (chyba chrystianizmu) czy też kolejnym "confiteorem" - kto jest spragniony "intelektualnej wycieczki w krainę Krzyża" niech sięgnie choćby po "Wyznania" św. Augustyna.

8. "Quietusa II" nie było, nie ma, nie będzie.

Jacek Inglot