© copyright by Tomasz Dudek

e: secoh@box43.gnet.pl

Ciemną nocą...

A ja, to na przykład lubię spać. Kocham spanie i, naprawdę, bywają dni, że wręcz nie mogę się doczekać wieczoru. Obejrzeć dobranockę, siedząc po turecku na podłodze, blisko telewizora, krusząc chleb na świeżo odkurzony dywan, pijąc gorącą herbatkę, która parzy mi język, wiecie, taką słodziutką, z cytryną. Zwłaszcza zimą jest fajnie, gdy za oknem hula lodowaty wiatr, są ferie, i jutro nie trzeba iść do szkoły, i można spać do późna. A potem szybciutko umyć zęby nową miętowa pastą, założyć pidżamkę w uszate misie i hop, do łóżeczka. Poczekać jeszcze tylko, aż mama albo tata przyjdą powiedzieć mi dobranoc i zgasić światło. Ooo, i wtedy zaczyna się najlepsza rzecz! Bo wiecie, nocą w mrocznym dziecinnym pokoju bywa naprawdę strasznie... Bo nocą wszystkie potwory z dziecięcych koszmarów opuszczają swoje leża i lęgną się, wypełzają z tych kątów, gdzie są tylko kłaki kurzu i pająki, i ich jedwabiste pajęczyny jak włosy duchów oklejające palce... Z tych zakamarków, w które nie sięga się n awet po zagubione zabawki... Skradają się powoli ze wszystkich stron, śliniąc się, wpatrzone chciwymi, czerwonymi ślepiami w kształt śpiący w łóżeczku, kurcząc łapczywie powykręcane trądem, szponiaste dłonie... Jedyna rzecz, której chcą te bestie, to pastwić się, pazurami szarpać, rwać i kaleczyć delikatne ciało dziecko, by zemścić się za własną brzydotę, za to, że nikt ich nie kocha, nie pokazuje w dobranocce... I szepczą, syczą: "Sssłuchaj, sssłuchaj... Tatuś cię już nie kocha, wieszsz? Nie kochaszsz i ty ich, niedobry, a oni nie przyjdą i nie uratują cię, bo jesteś sammm, niekochany, niechciany..." I są coraz bliżej i bliżej, rozkoszują się, podłe, pewne zwycięstwa przedłużają tę rozkosz horroru... Ale ja się im nie daję, o nie! Gdy tylko zgaśnie światło, najszybciej jak potrafię owijam się cały kołdrą - najszczelniej stopy - bo wiecie, jak się już położę to nie będę mógł ich widzieć, dlatego muszę je dobrze ukryć. Tak, t ak, już ja znam te potwory! One boją się, gdy się na nie patrzy, gdy stawia się im czoła. Są jak hieny, atakują kiedy tylko przestanie się czuwać, od tyłu, tchórze... Więc gdy już schowam stopy, owinę się kokonem kołdry, przyciskam się do ściany najsilniej jak potrafię. Chowam ręce pod tarczę pikowanego puchu, układam się, moszczę sobie wnętrze kryjówki. Wkładam głowę pod poduszkę, a potem kulę się w sobie, tak aby nie było gdzieś szpary, przez którą mógłby wpełznąć jakiś obrzydliwy wampir. I wtedy jestem bezpieczny, tak długo przynajmniej, jak długo leżę w ukryciu. A one przykucają wokół łóżka i patrzą, jak ja patrzę na nich. I trwamy tak, dopóki nie zasnę. Wtedy już nic nie mogą mi zrobić. Znikają. Ja i moi rodzice jesteśmy bezpieczni. Bo, wiecie, bestie dopadłyby i ich, gdym im tylko na to pozwolił...
I dlatego właśnie tak lubię spać. Wtedy potworów nie ma. Bo one, tak naprawdę... mówię wam to w sekrecie, one tak naprawdę mieszkają we... mnieeee...

Tomasz Dudek