© copyright by Jerzy Sędziak

Czy Jezus z Nazaretu był esseńczykiem?

Czytelnikom nie wprowadzonym w temat 'Zwoje Morza Martwego' tytułowe pytanie może wydać się nieco dziwne. Ale osoby które czytały moje dwa poprzednie artykuły "Największe odkrycie archeologiczne XX wieku" i "Qumran przedsionek chrześcijaństwa", lub choć jedna książkę na temat Zwojów Morza Martwego nie kwestionowanych autorytetów naukowych w tej dziedzinie, wiedza zapewne o co mi chodzi. Wiem ze jest to problem poważny i kontrowersyjny. Spór o Zwoje Morza Martwego toczy się nadal pomiędzy Kościołem a światem naukowym, dlatego sprawa ta jak bumerang powraca na lamy rożnych wydawnictw co pewien czas. Wiadomo przecież kim jest Jezus dla chrześcijan rożnych wyznań. Dlatego podkreślam, że w moich rozważaniach argumentację dotyczącą tych tak ważkich dla chrześcijaństwa kwestii opieram wyłącznie na tym co mówią same teksty qumrańskie oraz opiniach solidnych, obiektywnych naukowców, ekspertów w tej dziedzinie. To, co mówi o Jezusie Nowy Testament uważam za mniej istotne, a dlaczego tak myślę, postaram się wyjaśnić.
    Historia chrześcijaństwa interesuje się od dawna. Dopóki czytałem tylko Biblię i publikacje kościelne, uważałem za oczywiste, że biblijny Jezus jest postacią w pełni znaną i historycznie udokumentowaną, że pod względem teologicznym jest on taki, jakim przedstawiają go autorzy tekstów nowotestamentowych i Kościół, w związku z czym nie warto przejmować się opiniami jakichś ateistów czy sceptyków myślących zgoła inaczej niż świat chrześcijański. Ale gdy zetknąłem się po raz pierwszy w życiu z tematyką "Zwoje Morza Martwego" i zacząłem czytać publikacje na ten temat, zacząłem mięć pewne wątpliwości co do autentyczności biblijnego Jezusa. Po zapoznaniu się z treścią kilku tekstów qumrańskich opublikowanych języku angielskim w świadomości mojej nastąpił przełom. Stało się dla mnie oczywiste, że wartość faktograficzna ewangelii jest dość wątpliwa. Nie dawało mi to spokoju. Sięgałem po coraz nowe publikacje na ten temat. Czytałem dzieła naukowców, na przykład Johna Allegro, który był członkiem i przewodniczącym Międzynarodowej Komisji Wydawniczej przygotowującej Zwoje do publikacji, Roberta Eisenmana, Lawrenca Schiffmana i paru innych. Pod wpływem tej lektury mój sceptycyzm jeszcze bardziej pogłębił się i w pewnym momencie wyłonił mi się obraz pierwotnego chrześcijaństwa i Jezusa całkiem odmienny od tego jaki prezentowali księża przez publikacje kościelne. Siła niektórych argumentów użytych w wywodach tych naukowców była wielka. Z niepokojem uświadomiłem sobie fakt, że pomiędzy historycznym Jezusem z Nazaretu a Pawłowym Chrystusem wiary istnieje jakaś wielka, dziwna, niepojęta przepaść; przepaść, o której nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć ci, którzy nie czytają niezależnych źródeł naukowych lub rzadko zaglądają do nich. Zacząłem rozumieć wreszcie dlaczego niektórzy historycy i biografowie mówili i mówią nam, że ewangelie nie są dokumentami na których można polegać. I faktycznie, z historycznego punktu widzenia Jezus jest postacią mglista, choć mało kto zaprzecza temu, że naprawdę istniał, żył w Palestynie na początku naszej ery. Obecnie mało który publicysta, świecki lub kościelny kwestionuje jego historyczność, natomiast coraz częściej i głośniej kwestionuje się jego autentyczność. I nic dziwnego, Zwoje Morza Martwego dały ku temu pełne podstawy. W związku z tym, zasadnicze pytanie na które, moim zdaniem, powinien szukać odpowiedzi przeciętny, współczesny inteligentny człowiek brzmi: Jaki był prawdziwy Jezus? Czy był on Żydem z krwi i kości, ekshumowanym i pośmiertnie wykreowanym na Boga, czy tez był Bogiem z urodzenia, czyli zarania dziejów, jak podaje do wierzenia Kościół? Jeśli chcemy podążać za postępem intelektualnym naszej epoki, musimy znaleźć jakąś odpowiedź na to pytanie. Myślę, że angielska metoda "multiple choice quiz" może nam tutaj pomoc. Weźmy wiec pod rozwagę cztery następujące alternatywy i spróbujmy wybrać najwłaściwszą z nich:
     1. Jezus był członkiem zakonu esseńskiego przez całe swoje życie
     2. Jezus był nim tylko przez pewien czas (dwunastoletni chłopiec musiał przecież zdobyć gdzieś wykształcenie teologiczne skoro umiał dyskutować z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie)
     3. Jezus nigdy nie był esseńczykiem, lecz podobnie jak oni zapożyczył nauki od innych nauczycieli ówczesnego i/lub starszego pokolenia.
     4. Jezus nigdy nie był esseńczykiem i nie miał z nimi nic wspólnego
     Myślę, że ostatni, czwarty punkt można śmiało odrzucić. Ilość podobieństw do esseńczykow w naukach Jezusa daje ku temu pełne podstawy.
     Punkt pierwszy również budzi pewne wątpliwości. Gdyby historyczny Jezus by esseńczykiem przez cale życie, to podobnie jak oni trzymałby się wiernie pewnych granic, zwłaszcza co się tyczy zakonu mojżeszowego. Tymczasem Jezus był bardziej liberalny w tej dziedzinie, co daje podstawy do wierzenia, że choć dobrze esseńczykow znał, nie był z nimi przez cale życie blisko związany. Wydaje się jednak całkiem prawdopodobne, że żył wśród nich podobnie jak Jan Chrzciciel, lecz w pewnym momencie swojego życia opuścił ich zakon i rozpoczął działalność publiczna na własną rękę.
     Uważam, ze punkt drugi jest najbardziej logiczny w świetle tego co mówią o esseńczykach Zwoje Morza Martwego, chociaż nie spierałbym się z kimś kto wybrałby punkt trzeci. Nauki esseńskie, z którymi Jezus prawdopodobnie zetknął się w dzieciństwie wywarły trwały wpływ na cale jego dorosłe życie. Flawiusz pisze, że esseńczycy przyjmowali do siebie dzieci innych rodzin, czyli z zewnątrz, spoza ich środowiska, i kształcili je na swój własny styl. Ewangelie podają, że Jezus pochodził z niezamożnej, wielodzietnej rodziny, a szkoła qumrańska oferowała wówczas takim rodzinom możliwość kształcenia ich dzieci.
     Podobnie jak wielu naukowców nie kwestionuje historyczności Jezusa, chociaż jestem całkiem pewien, że w postaci przedstawionej w Biblii nigdy nie istniał. Jestem tez pewien, że ewangelie przekazują nam tylko częściową prawdę o nim i o apostołach, a skoro tak, to nie warto traktować tych tekstów poważnie, tym bardziej otwierać serca na ich słowa. Można tylko, w najlepszym razie, sugerować to czy owo w oparciu o nie podczas dyskusji z innymi ludźmi na temat wiary. Pierwsza Ewangelia została przecież napisana dopiero po spaleniu Jerozolimy przez rzymskiego cesarza Tytusa w 70 roku n.e., czyli około 40 lat po śmierci Jezusa. Dr Johannes Lehmann, jeden z tłumaczy Biblii, mówi na ten temat: "Autorzy ewangelii są interpretatorami, a nie biografami, oni nie rozjaśnili tego, co zostało zaciemnione przestrzenia czasu, lecz zaciemnili wręcz to, co jeszcze było jasne. Oni nie utrwalili historii, lecz stworzyli własną jej wersje. Pisali nie po to aby informować, lecz po to aby usprawiedliwić to co już się stało".
     W każdym razie, bardzo dziwne, wręcz podejrzane jest to, że autorów czterech ewangelii prawie nie interesuje świat w którym żył Jezus i apostołowie. Co gorsza, nie interesują. ich nawet esseńczycy, którzy w owym czasie byli dużą, wpływową grupą w Palestynie, jak pisze Józef Flawiusz w "Wojnach żydowskich." Można więc poważnie zastanowić się, jakie cele przyświecały autorom ewangelii, że uznali za stosowne pominąć milczeniem ten najważniejszy dla chrześcijaństwa nurt judaizmu.
     W artykule "Qumran przedsionek chrześcijaństwa" podałem dość obszerny wykaz "esseńskich" cech Jezusa. Cechy te raz po raz uzewnętrzniały się w jego słowach i obyczajach. Zwięźle, w punktach przedstawiłem podobieństwa pomiędzy tekstami qumrańskimi, a kazaniami i naukami Jezusa. Wykazałem, że formuły 'błogosławieństw' w Kazaniu na Górze Jezus niewątpliwie zapożyczył od esseńczykow, choć nadał im własną treść. Mówiąc, na przykład, o ubogich w duchu', 'światłości', 'ciemności', 'doskonałości', świętości, 'kamieniu węgielnym, 'uzdrawianiu', wzbudzaniu do życia umarłych', 'synach światłości', 'Mesjaszu, 'Synu Bożym', 'Nowym Przymierzu' lub "sądzie Bożym' Jezus ewidentnie posługuje się frazeologią, esseńczykow. Wzoruje się również na nich w swoich obyczajach - wybiera dwunastu apostołów, odbywa ucztę paschalną według esseńskiego obrzędu i kalendarza, zawiera ze swoimi uczniami Nowe Przymierze na wzór esseński, podobnie jak oni potępia faryzeuszów i saduceuszów za łamanie praw Bożych, nawołuje ludzi do pokuty w związku ze zbliżającym się Królestwem Bożym, itd., itp.
     Ci, którzy dogmatycznie twierdzą, że Jezus esseńczykiem nie był często opierają się na dwóch argumentach. Po pierwsze mówią oni Jezus działał otwarcie, nie był odizolowany od świata jak esseńczycy; a po drugie, imię jego nie figuruje nigdzie w tekstach qumrańskich. Ale czy wszyscy esseńczycy byli odizolowanymi od świata eremitami? Do czasu znalezienia tak zwanego Zwoju Miedzianego istotnie wierzono w to, że esseńczycy byli sektą odizolowaną od życia społecznego i religijnego Jerozolimy, wręcz tajną organizacją. Ale kiedy w pieczarach Qumran odkryto wspomniany Zwój zawierający szczegółową. listę przedmiotów należących do skarbca świątyni jerozolimskiej i wykaz miejsc w których zostały one ukryte, odrzucono tę wersję. Wynikałoby z tego, że mimo swej odrębności esseńczycy mieli znacznie więcej wspólnego ze Świątynią niż zakładano wcześniej. Wprawdzie odseparowali się fizycznie od Żydów uczęszczających do niej, jednak nie zerwali z nimi wszelkich kontaktów. Poza tym, niektórzy historycy t wierdzą, że w czasach Jezusa essenizm dzielił się na kilka odłamów, a qumrańskich zakonników można utożsamić tylko z jednym z nich. John Allegro, w swej książce zatytułowanej 'Zwoje Morza Martwego' pisze: "Wydaje się, że esseńczycy, choć trzymali się razem gdziekolwiek żyli, rozsiani byli po całej Palestynie, mieszkali w rożnych miastach i wsiach'; i dalej 'niektóre pisma qumrańskie zdają się mieć więcej wspólnego z esseńczykami żyjącymi w miastach aniżeli ascetycznymi mieszkańcami klasztoru w Qumran. Pomiędzy tymi dwiema grupami musiały istnieć jednak spore różnice. Co się tyczy Jezusa, znal on lepiej esseńczykow żyjących w miastach i wsiach aniżeli tych, którzy mieszkali w środowiskach klasztornych, takich jak na przykład Qumran."
     Co się tyczy drugiego argumentu, w tekstach Zwojów słowo 'Jezus' rzeczywiście nigdzie nie figuruje, natomiast wielokrotnie pojawia się tam tytuł "Nauczyciel Sprawiedliwości". Z tekstów qumrańskich wynika, że był to enigmatyczny przywódca, którego esseńczycy uważali niewątpliwie za swojego duchowego wodza, podobnie jak katolicy papieża. Podobieństwa pomiędzy tą postacią a nowotestamentowym Jezusem są tak silne twierdzą niektórzy eksperci iż można utożsamić jednego z drugim. W artykule 'Qumran przedsionek chrześcijaństwa' omówiłem ten temat szerzej w punkcie 12. Warto podkreślić, że pojęcia takie jak 'Mesjasz lub 'syn Boży miały dla esseńczykow znaczenia zupełnie inne niż dla chrześcijan. Swego czasu Allegro pisal do Rolanda de Vaux, swojego redakcyjnego kolegi następujące słowa: 'Co się, tyczy Jezusa jako 'syna Bożego', nie mam z tym żadnego problemu. Z tekstów qumrańskich wiemy, że ich Dawidowy Mesjasz uważany by za 'syna Bożego' który 'zrodzony był z Boga'. Ale nie dowodzi to wcale p rawdziwości fantastycznego twierdzenia Kościoła, że Jezus był Bogiem. Ich qumrańska terminologia nie jest odmienna od chrześcijańskiej. Odmienność od chrześcijaństwa polega tylko na sposobie interpretacji pojęć religijnych."
     Ci, którzy zaprzeczają temu, że Jezus kiedykolwiek był esseńczykiem, często argumentują to również tym, że nie pozostawił on po sobie żadnych pism, a esseńczycy pozostawili ich wiele. Ale warto wziąć pod uwagę to, że tekstów qumrańskich nie pisali wszyscy zakonnicy, lecz mała grupa ich skrybów do której Jezus widocznie nie należał. Poza tym, niektórzy eksperci, jak na przykład profesor Norman Golb uważają za rzecz niemożliwą, aby mała sekta qumrańska zdolna była sporządzić tyle tekstów sakralnych i twierdzą, że pisma te zostały przywiezione z Jerozolimy do oddalonego zaledwie 16 mil od tego miasta Qumran.
    Widzimy wiec, że argumenty tego rodzaju sceptyków nie mają, solidnych podstaw. Co więcej, ci którzy je wysuwają. często zachowują się tak, jakby nie dostrzegali nawet pośredniego związku przyczynowego pomiędzy latami milczenia w życiorysie Jezusa, a podobieństwami do esseńczyków w jego stylu życia i nauczania.
    Jeśli nawet przyjmiemy, że Jezus nie był oficjalnym członkiem zakonu esseńskiego, to powinniśmy zgodzić się z tym, że dobrze znal ich nauki i naśladował ich obyczaje. Ewangelie podają, że spędzał on wiele czasu na odludziu, w miejscach pustynnych, takich jak na przykład Qumran. Tylko naiwni lub nieuczciwi teolodzy mogą pomniejszać znaczenie tych faktów. Ale mimo to, na polkach księgarskich i w bibliotekach pojawiło się ostatnio sporo publikacji których autorzy dogmatycznie twierdza, że Jezus esseńczykiem nigdy nie był. Czytając wywody takich naukowych autorytetów łatwo zauważyć w nich liczne luki i niekonsekwencje logiczne nad którymi nawet nie warto zatrzymywać się.
    Zwoje Morza Martwego dają podstawy do wierzenia, że Jezus miał z zakonem esseńskim bezpośrednio lub pośrednio, wiele do czynienia w swoim życiu. To, że nie naśladował wiernie zasad i obyczajów zakonników z Qumran nie powinno dziwić nas, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że ówczesny essenizm dzielił się na kilka nurtów i odłamów.
    Wiem, że ludzie zasugerowani Biblią i tradycją Kościoła często miewają duże kłopoty z oddzieleniem prawd od mitów. Ale samodzielna lektura Zwojów Morza Martwego mogłaby bardzo pomoc im odnaleźć te granice i rozwiać wiele wątpliwości. W języku polskim dostępne jest tłumaczenie sporej części najważniejszych tekstów Zwojów w przekładzie Piotra Muchowskiego. Zostało ono opublikowane w 1996 roku pod tytułem 'Rękopisy znad Morza Martwego' /wydawnictwo 'The Enigma Press Kraków/. Polecam Polakom te lekturę. Na koniec, w oparciu o przedstawione wyżej dowody i sugestie jeszcze raz odpowiem krótko na tytułowe pytanie - czy Jezus był esseńczykiem? Otóż uważam że jest to możliwe, choć nie jest całkiem pewne. Ze względu na skąpe informacje na temat ziemskiego życia Jezusa wiele kwestii dotyczących jego postaci pozostaje w sferze spekulacji. Natomiast całkiem pewne jest to, że był stuprocentowym Żydem, produktem kultury w której żył, a pierwsi chrześcijanie w znacznej mierze odziedziczyli wierzenia i praktyki esseńskie. Prawda ta, jakkolwiek może wydąć się szokująca, nie powinna napawać pesymizmem tych, którzy optują za postępem intelektualnym naszej epoki, tym bardziej że życie oferuje nam tyle alternatywnych dróg.

Jerzy Sędziak