Gin

Działy stałe:
spis treści
wstępniak
stopka
kontakt
komunikat
galeria
literatura
interaktywna...

Dlaczego nie lubię Rosji?

copyright © Gin

antykwariat
linki
erotyka
chat

Literatura:
Baranowska & Landowski
Dudek
Kostrzewa
Kowalski
Rybicki
Wróbel
Ziemiański

Publicystyka:
Cebula
Landowski
Sędziak




Literatura

W   tym   miejscu z   reguły były teksty w zamierzeniu dowcipne, albo inne, ale, nigdy dotąd   nie   było   taniego   politykierstwa.    Dziś   będzie.
     Jak ktoś nie lubi taniego politykierstwa, niech dalej nie czyta. Po co? Ja, niestety, musiałem dać wyraz swoim frustracjom. No to daję:
     Rosji nie cierpię właściwie od zarania (nie świata oczywiście, ani nawet od czasu początku istnienia rzeczonej, ale od momentu pierwszych rodzinnych moich starć z tąże). Najpierw rodzina od strony matki za udział w powstaniu przeciwko carowi została wyzuta z wszelkich dóbr i przeniesiona do Wilna, gdzie zajmowała się odtąd handlem nabiałem. Potem rodzinę od strony ojca rozpędzono bacikami, tak, że dziadek spylił aż na Węgry, co jednak pozwoliło mu wstąpić do legionów i powrócić na tak zwane łono ojczyzny, a potem wziąć udział w wojnie polsko-bolszewickiej jako szef sekcji karabinu maszynowego. Jako szef tejże sekcji rozwodził się na temat bitwy pod Przemyślem, w której to brał udział. Nigdy nie wierzyłem w jego opowieści, że Polacy ustawili kilkanaście cekaemów i pruli, a Ruscy szli kolejnymi tyralierami i byli koszeni, koszeni, koszeni... Podobno z dwunastoosobowej obsady spluwy dziadka (tak, tak... pełny tuzin obsługiwał wtedy jeden, niezbytwysokoprzetworzony produkt hutniczy) zwymiotowało pięć osób. Wymiotowali bo ich żołądki nie wytrzymywały widoku koszonych kulami bohaterów, którzy musieli iść na nasze linie z tego powodu, że ktoś równocześnie do naszych cekaemów strzelał bohaterom od tyłu w plecy. Nie wierzyłem w tą opowieść bo w głowie mi się nie mieściło (co?)... ano to, że w trakcie bitwy chłopaki mogły zauważyć, że z tamtej strony strzelają w plecy własnych żołnierzy. Jak widzicie w chęć do takiego strzelania już nie wątpiłem. Parę książek się w międzyczasie przeczytało...
     Nie ma sensu tu mnożyć dalszych opowieści w stylu wujka wywiezionego do Buchary bo był komunistą, ani innego wujka, który jako policjant, jak już dowiedział się, że po niego idą, chwycił broń oraz forsę i spylił przez okno, a w zamian... wywieziono całą jego rodzinę. Nie ma sensu przytaczać wspominek o innym dziadku, którego przetrzymano w łagrze do lat... sześćdziesiątych. Ani o babciach, które z niewiadomych przyczyn wałęsały się po stepach szerokich, których okiem sokolim nie zmierzysz. Ani o ciotkach, które piły wodę pozostałą po odcedzeniu kartofli, ani o matce, której lekarze wyprostowali złamaną rękę na przydrożnym kamieniu... To bowiem takie zwykłe polskie opowieści. W końcu nam się należało jako polskim panom.
     Nie ma sensu rozwodzić się również o panach z KGB, którzy mordowali na ulicach Londynu swoich oponentów przy użyciu trującego parasola, wybuchającego długopisu, zderzaka samochodowego... Jakby tak bliżej się przyjrzeć to i Stany mają niejedno na sumieniu.
     Poruszyło mnie co innego.
     Chodziłem sobie ostatnio na spacery na wały przeciwpowodziowe wieczorami i słuchałem radia. Jakoś tak utkwiły mi w pamięci relacje z kolejnych, nieudanych akcji ratunkowych dedykowanych podwodnemu okrętowi "Kursk". Nie mam im za złe, że łgali, kluczyli, kłamali... bo to wewnętrzne, rosyjskie sprawy. Nie mam im za złe, że nie dopuszczali zachodnich ekip ratunkowych bo chodziło w końcu wyłącznie o życie ludzi rosyjskich i to są ich wewnętrzne sprawy. Nie chodzi mi o to, że spieprzyli wszystko co można było spieprzyć, bo to są ich wewnętrzne rosyjskie sprawy.
     Zapamiętałem tylko jeden obraz z telewizji. Spotkanie oficjeli z rodzinami ofiar. Natchnione, świętoszkowate miny admirałów i... pielęgniarki robiące na sali zastrzyki z końskich dawek środków uspokajających co bardziej rozgorączkowanym mamom. Jakoś nie na miejscu i nie w porządku byłoby powiedzieć, że nic się nie zmieniło od cara i Stalina. Jakoś nie na miejscu wydaje mi się upominanie, czy wyrażanie oburzenia. To przecież są ich wewnętrzne, rosyjskie sprawy. Widząc panienkę, która obejmuje rozhisteryzowaną mamusię marynarza i która wali jej w kark, przez kurtkę koński zastrzyk, mogę przyznać, że nic mi do tego, bo to są ich wewnętrzne, rosyjskie sprawy. Tylko...
     TYLKO PROSZĘ TRZYMAĆ MNIE Z DALEKA OD TEGO!!!
     JAK NAJDALEJ!!! JA NIE CHCĘ...


kontakt z autorem   na górę   spis treści