fahrenheit XXI

działy stałe:

 spis treści
 wstępniak
 stopka
 kontakt
 galeria
 powieść interaktywna
 erotyka

literatura:

 m. dydo
 w. gołąbowski
 w. gołąbowski (2)
 a. hałas
 a. kucharski
 e. snihur
 a. świech
 p. wróbel

publicystyka:

 a. cebula
 t. pacyński
 t. pacyński (2)

       


Quest, Perpetuum, Tradycja, Opowiastka
copyright © Agnieszka Hałas
2000

    

Quest

Po długiej i niebezpiecznej podróży dotarliśmy do celu. Wzgórze rysowało się czarno na tle ołowianych chmur. Strome zbocza jeżyły się nieprzyjaźnie kikutami uschniętych drzew. Rozbiliśmy obóz w niewielkiej kotlinie u stóp Wzgórza. Kiedy po zmierzchu ponownie popatrzyliśmy w górę, grań szczerzyła na nas rząd kamiennych słupów, obramowanych poświatą wschodzącego właśnie księżyca.
     Wilgotne polana długo nie chciały się zająć, dymiły. Jesienne noce w górach są, jakie są; dygotaliśmy, owinięci w płaszcze i koce. Byliśmy zmęczeni, mimo to nikt nie kładł się spać. Czuwaliśmy, modląc się i od czasu do czasu dokładając do ognia.
     O północy Wzgórze rozstąpiło się, by wpuścić nas do środka.

     * * *

     Dziś nasze skamieniałe kości zdobią jego szczyt.



Perpetuum

Bitwa zakończyła się późnym popołudniem. Niedobitki obu armii wycofały się, zabierając lżej rannych. Upłynęło trochę czasu, zanim ciężej ranni przestali jęczeć. W końcu nad pobojowiskiem zapanowała cisza, z rzadka przerywana krakaniem skrzydlatych padlinożerców.
     Kiedy zupełnie się ściemniło, na skraju lasu ukazało się po kolei siedem wozów; jeden wyładowany beczkami, sześć – równo porąbanymi szczapami drewna. Każdy wóz ciągnęła para silnych kuców, którymi powoził karzeł w czarnej odzieży. Z umocowanej przy każdym z kozłów latarni spływała sina poświata; w tym świetle twarze woźniców były ściągnięte, ponure. Dotarłszy na krawędź pobojowiska wozy zatrzymały się. Przez następnych kilka godzin siedmiu karłów uwijało się po polu, znosząc trupy, a także broń, tarcze i sztandary. Uskładali z tego wszystkiego siedem potężnych stosów, które następnie obłożyli przywiezionym drewnem i polali oliwą z beczek. Najniższy i najbardziej pomarszczony karzeł siedmiokrotnie skrzesał ognia. Potem, nadal nie odzywając się ani słowem, usiedli w pewnej odległości od stosów i wpatrywali się w płomienie.
     Kiedy ogień wypalił się do końca – stało się to nadspodziewanie szybko – z powrotem wgramolili się na kozły, cmoknęli na kuce. Zimna szarość poranka wkrótce wchłonęła oddalający się turkot i poskrzypywanie.
     Czas płynął.
     Niebo pojaśniało. Rozśpiewały się ptaki. Nad lasem wzeszło słońce – czerwone, olbrzymie.
     Mniej więcej godzinę później na skraj lasu nadciągnęły z dwóch stron dwie różne armie. Trębacze i dobosze dali sygnał do boju.
     Bitwa zakończyła się późnym popołudniem. Niedobitki obu armii wycofały się, zabierając lżej rannych. Upłynęło trochę czasu, zanim ciężej ranni przestali jęczeć. W końcu nad pobojowiskiem zapanowała cisza, z rzadka przerywana krakaniem skrzydlatych padlinożerców.
     Kiedy zupełnie się ściemniło, na skraju lasu ukazało się po kolei siedem wozów...



Tradycja

Od dziecka przygotowywano cię do spotkania z Nim. Uczono modlitw, zaklęć i technik medytacji. Kazano sylabizować fragmenty pożółkłych ze starości ksiąg; sztywne karty o postrzępionych brzegach, pokryte równymi rządkami ozdobnego pisma, słaby zapach pleśni... Oprawy były z drewna pokrytego skórą; lubiłaś sobie wyobrażać, że to skóra ludzka.
     Kiedy skończyłaś piętnaście lat, rodzinne konsylium zdecydowało, że trzeba cię poddać operacji plastycznej nosa. Gojenie trwało długo i nie było bezbolesne, ale za to po zdjęciu bandaży ujrzałaś w lustrze prawdziwie arystokratyczny profil. W rok później w tej samej klinice chirurdzy skorygowali kształt twoich ust i piersi. Prawdziwie koronkowa robota, która kosztowała rodzinę krocie; lecz dla Niego nic nie jest zbyt piękne, ani zbyt kosztowne. Nie oszczędza się na wierzeniach, jak mawiała twoja babka. To ona zadbała, żebyś miała odpowiednią wyprawę na tę jedną noc; w dawnym stylu. Koszula haftowana perłami, naszyjniki, pierścienie, kapiące od złota przybranie na głowę. Część z tych przedmiotów była od wieków własnością twojej rodziny, inne zostały wypożyczone od kolekcjonerów, zaś dwa lub trzy były replikami robionymi na zamówienie przez zaprzyjaźnionego jubilera. Nie miały w sobie tej mocy, co oryginały, zaginione podczas wojny; lecz to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Nie przedmioty były ważne, lecz ty.
     Na tydzień przed ceremonią nie wolno ci było jeść mięsa ani pić alkoholu. W poprzedzającym ją dniu obowiązywał już ścisły post. Kąpano cię sześciokrotnie: w wodzie, w wodzie zmieszanej z winem, w oliwie, we krwi kozła, w mleku i ponownie w wodzie. Zaplatanie nie ścinanych od urodzenia włosów zajęło dobre trzy godziny. Namaszczono cię od stóp do głów olejkami: sandałowym i różanym, a sypialnię przy wtórze śpiewów okadzono mieszaniną ziół i rybiej żółci. Podczas gdy młodsze siostry cię ubierały, dziadek i ojciec wspólnie z tobą odmówili ostatnią modlitwę.
     Walium zaserwowane ci o zmierzchu, na pusty żołądek zrobiło swoje. Nie pamiętasz, co działo się w nocy. Jednak matka, która została z tobą w sypialni, by nadzorować Ofiarowanie, twierdzi, że wszystko odbyło się tak, jak należy. W pełnej zgodzie z tradycją.
     W zeszłym tygodniu zabrano cię na obowiązkowe badania. Już wiadomo, że nosisz pod sercem synka.
     Lekarz, który robił USG – jest oczywiście wtajemniczony, twoja rodzina nie podejmowałaby niepotrzebnego ryzyka – przy pożegnaniu doradził życzliwie, kiedy przyjść, żeby jak najwcześniej zobaczyć zawiązki rogów; „bo na pewno chciałaby je pani zobaczyć, jak tylko się pojawią, prawda?"
     Ma się rozumieć, że byś chciała.



Opowiastka

W charakterze domowego zwierzątka trzymał księżniczkę; nieduży okaz o ciemnych włosach i oczach, gładkiej skórze, wdzięcznym uśmiechu. Jak większość homunkulusów była cicha i potulna. Trzymał ją w słoju z grubego szkła, w jakim niektórzy hodują złote rybki. Zamiast wody wsypywał na dno nieco piasku. Przykrywał słój od góry złotą siatką.
     Ubierał księżniczkę w różowe i niebieskie sukienki dla lalek. Karmił pszennym chlebem rozmoczonym w mleku, plasterkami jabłka, od święta dawał odrobinę kawioru. W chłodne dni przestawiał słój bliżej pieca.
     Kiedy umarł, okazało się, że zostawił długi. Źeby je spłacić, spadkobiercy sprzedali jego mieszkanie wraz ze wszystkimi sprzętami. Księżniczka razem ze słojem dostała się pewnej snobistycznej starej pannie, kierowniczce pensji dla panien.
     Księżniczki łatwo adaptują się do nowego otoczenia. Wyrosła, wydoroślała, nauczyła się tego i owego.
     Dzisiaj sama jest starą panną i kierowniczką pensji.

Agnieszka „Ignite” Hałas
2000

kontakt z autorem
spis treści
początek