strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Satan
Początek Poprzednia strona 17 Następna Ostatnia

Tolkien rulez, albo
subiektywny przegląd prasy

 

 

 

Czujemy się zobowiązani do napisania, że "Poglądy Autora niekoniecznie podziela Redakcja nagrodzonego po wielokroć PI Fahrenheit". Co innego jednak obowiązek, a co innego serce.

Redakcja

 

 

 

Motto: George Clooney w kosmosie!

I kto go tam wysłał?

Nasz Stanisław Lem!!!

Prasa kobieca o "Solaris"

 

 

Nie ma rady, trzeba żyć. Najlepiej jak się potrafi. Można żyć z pisania. Nasze niewykształcone społeczeństwo jest w stanie przełknąć każdą bzdurę, byle okrasić ją ładnymi obrazkami (o to w wypadku "Władcy Pierścieni" nietrudno) oraz nie używać zbyt wielu trudnych wyrazów. Z tematem na czasie też nie powinno być kłopotu.

Wiedząc to, bandy pseudo-intelektualistów, bez krzty szacunku dla czytelnika (czyli ich nie dość, że chlebodawcy, to praktycznie istoty będącej podmiotem ich zawodu), zasiadają dzień w dzień, by grzmocić w klawiatury, produkując nonsensy i absurdy, udowadniając płytkość swych zainteresowań i refleksji. W prasie mniej lub bardziej kolorowej dopuszczono się wielu grzechów. Przede wszystkim mało kto zechciał pamiętać, że film Jacksona był wyprodukowany jako całość i zapewne względy rynkowe zadecydowały, że oglądamy go w rocznych interwałach.

Nie do wiary?

Kto tak pomyślał, okazał się wrażliwcem, który lepiej niech nie czyta dalej.

Ostrzegałem.

 

Tekst ten zrodził się z dwóch irytacji, jednej anegdoty i zbyt wielu lektur.

 

Najpierw irytacje:

Nie tak dawno, wspólnie z moim 5 letnim siostrzeńcem obejrzeliśmy sobie "Drużynę Pierścienia". Doprawdy niezły film, a przy scenie, kiedy ginie Gandalf, spłakaliśmy się jak bobry. Chciałem też zabrać siostrzeńca na "Dwie wieże" - nic z tego, ten film jest jeszcze nie dla niego. Niektóre sceny są zbyt drastyczne, a ich wrażenia nie zniwelowałoby się nawet "wskrzeszenie" Gandalfa. To mnie wkurzyło, bo obiecałem dzieciakowi, a teraz muszę się jakoś wykręcić.

 

Irytacja druga. Siedzimy sobie w warszawskiej redakcji. Mamy fajne biurka, komputery, sztywne łącza, telefony stacjonarne i komórkowe. Dobre pensje i układy. Jest z kim yntelygentnie pogadać. Pracujemy dla liczącego się na rynku pisma. Zasuwamy jak małe roboty. Staramy się, bo warto. Przychodzi naczelny. Przemawia. Choć nie klękamy, słuchamy uważnie. Ponoć będzie taki film. Fantasy. I nawet chyba wcześniej książka była. I to było popularne, i film chyba też. A my mamy działkę, gdzie piszemy o nowych filmach. Zatem, na pojutrze tekst na cztery kolumny o Władcy Pierścieni napisze... nie śmiem unieść wzroku, a może to błąd?... i naczelny wskazał na kolegę siedzącego obok mojego biurka. Kolega ten był zarazem dobrym kolegą naczelnego i to wystarczyło. To, że nie wiedział, o czym będzie pisać, nie było decydujące.

Zasuwamy dalej.

On mnie nie poprosi o pomoc, bo mnie nie lubi. Ja mu nie pomogę, bo też za nim nie przepadam i złośliwy jestem. Zresztą mam swoją pisaninę.

Po paru dniach mogę już przeczytać, co kolega napisał, a naczelny przyklepał o "Władcy Pierścieni". Zrobił solidną, rzetelną robotę. Sprawdził, co zdążył, w sieci, a że inne teksty goniły - nie zdążył za wiele.

Według artykułu film to przede wszystkim romans Aragorna z Arweną. Wszystko dzieje się w magicznej krainie - Śródziemiu, gdzie mieszkają czarodziejskie istoty jak elfy i krasnale. Jeśli reżyser Peter Jackson dopnie swego, będą trzy części filmu, a w niektórych obejrzymy fascynujące bitwy rodem z "Gwiezdnych wojen".

Zgroza?

To tylko cytaty.

 

Glum

 

A teraz dla oddechu anegdota. Prawdziwa!

Wychodzą dwie dziewczyny z kina. Niech będzie, że archetypiczne blondynki. Właśnie obejrzały "Dwie wieże" i dzielą się wrażeniami:

- Nooo... Niezły film, nie?

- Pewno - na to druga. - A wiesz, tylko tak dziwnie się kończy, jakby jeszcze jakaś część miała być.

 

Glum

 

To był wstęp, po którym następuje samo gęste. Co zresztą sugeruję od samego początku. Ponieważ prawie każdy tytuł prasowy ubzdurał sobie, że musi coś zamieścić o "Władcy", uzbierałem na sporą stertę pisma, magazyny i gazety. Pracowicie czytałem je pod kątem doniesień o "Władcy", jeszcze pracowiciej robiłem notatki. Czasem śmiałem się, a czasem podnosiłem szczękę z podłogi. Oto efekty. Czasem brało mnie zniechęcenie, a czasem chciałem jakiegoś pismaka ukatrupić - jak tego kolegę zza biurka. Ale im bardziej w to brnąłem, tym większą potrzebę odczuwałem, żeby z kimś się podzielić smutną konstatacją, że oto ogłupia się czytelników za ich własne pieniądze. Od razu przypomniało mi się opowiadanie Świderskiego wydrukowane kiedyś tam w "Nowej Fantastyce". Z opowiadania - "Zaprenumeruj swój świat" - wynikało, że im większy głupol z czytelnika, tym lepiej. Tym więcej kitu, blagi i bzdur można mu wcisnąć, i jeszcze większego głupola z niego zrobić.

 

Glum

 

"Gazeta Wyborcza", największy polski dziennik, oprócz tego, że zajmuje się śledzeniem samej siebie, nagrywaniem gości i robieniem tysięcy innych interesów, od czasu do czasu zniży się do naszego poziomu intelektualnego i napisze coś o "szeroko pojmowanej" fantastyce.

Celowo napisałem w cudzysłowie, bo zwrot ten uważam za wyjątkowo durny.

Najlepiej dla "GW", kiedy nic nie musi odkrywać, o nic zabiegać, kiedy to, o czym zamieści artykuł, i tak jest popularne. Sapkowski został dostrzeżony w okolicach "Pani jeziora", Dukaj przy Zajdlu, Brzezińska takoż, Bagiński przy Oskarze. Tylko Lem ma stałą działkę. Mikrą, ale zawsze. Każda część "Gwiezdnych wojen" ma zapewnioną promocję niczym na najlepszych chipsach. O niejakim Tolkienie przypomniano sobie, kiedy już wiadomo było, że Peter Jackson realizuje film.

Czołowym specjalistą "GW" ds. fantastyki jest Wojciech Orliński. Przeprowadza wywiady (np. ze Spielbergiem), pisze recenzje i felietony. Chyba zna się.

A jak się zna, dał popis, recenzując filmowego "Wiedźmina", zadając parę pytań Sapkowskiemu, za które kto inny usłyszałby zapewne słynne "next question please" oraz udowadniając czytelnikom "GW" tuż przed premierą "Drużyny Pierścienia", że powieść Tolkiena nie jest powieścią. Szokujące artykuły z ubiegłego roku są wciąż obecne na stronach www gazety.

W tym roku Mr. Orliński chyba poszedł po rozum do głowy, a przynajmniej po jakiś jego kawałek.

Wpierw, w grudniu, ukazała się - niezła w ogólnej wymowie - notka jakiejś pani dziennikarz. Napisano tam i nawet zapytano dystrybutora: "dlaczego "Dwie wieże" wejdą do polskich kin dopiero w styczniu?"

Ja też się was, całkiem prywatnie, dranie dystrybutorzy pytam?! Mnie żaden Harry Potter nie obchodzi! Mieszkam, kurka wodna, w Europie czy w Azji?!

Odpowiedzi nie uzyskano.

Tuż przed premierą na łamach pojawił się maestro Orliński. I w zasadzie w tym roku nieźle wywiązał się ze swojego zadania. Bo napisał nadzwyczaj mało. Moje zastrzeżenia budzą jednak gangsterskie metody. Otóż, w artykule publikowanym przed premierą nie można wyliczać, czym różni się książka od filmu. A cały materiał zacząć słowami: "Przed obejrzeniem filmu lepiej (modyfikacji - przypis mój) ich nie znać."

Czyli tak - kupuję, jak co rano "Gazetę". O, jest o "Władcy". Nie, nie będę czytał... Najpierw sam obejrzę... Kto tak postąpił, ma u mnie Mercedesa klasy A. I paliwa na rok, niech stracę.

Najgorsze jednak, że Wojtek poczuł się upoważniony poinformować mnie i innych czytelników, jak i dlaczego "Dwie wieże" kończą się tak, jak się kończą. I dlaczego Szeloba jest w części trzeciej. Dla osób nie znających książki (wciąż żyją tabuny takich mutantów i nie pytajcie mnie, proszę, skąd się biorą), a którym podoba się filmowa trylogia, dość fatalny czar zakończenie prysł.

Dużo, zatem napisał, i jeszcze pewnie napisze, pan Orliński. Podejrzewam, że jakby to było możliwe, to i wywiad z Tolkienem by mu Michnik załatwił.

Zawsze to lepiej niż z Urbanem.

 

Glum

 

Pisma dla dużych chłopców miały wyjątkowo trudne zadanie. Roznegliżowanych kobiet we "Władcy" brak, reklamy najnowszego modelu samochodu, komórki bądź laptopa w treść wcisnąć się nie dało. Całkowite zero momentów. Drinków też żadnych specjalnych nie polecają. O czym tu, kurka blaszka, pisać? A najgorsze, że to w ogóle jakaś książka była.

Dramat.

Kogoś tam jednak wydelegowali i biedak coś musiał naskrobać. Bo jakże to tak. Wszyscy piszę, a my prawdziwi mężczyźni - nie? Nie może być.

"Playboy" podszedł do tematu aż dwa razy. Krótko, na temat i bez zadęcia.

"Ekwiwalent to czy tylko ilustracja powieści?" drażni intelektualnym zapytaniem w zdawkowej zapowiedzi. Och, przepraszam. To nie jest intelektualne pytanie, to jest wedle Playboya pytanie natrętne.

Ale to i tak tylko preludium, bo już z następnego numeru można się dowiedzieć, że...

"Książka "Władca Pierścieni" błyskawicznie stała się pozycją kultową."

Widzę w tym zdaniu - otwierającym recenzję gry komputerowej - kilka ewidentnych bzdur. Kto ich nie dostrzega, chyba się nie zna. No, i jeszcze smaczny cytacik: Później gra pozwala nam walczyć i wcielić się w Aragorna oraz czarować, stając się Gandalfem.

He, he, he. Marzenie każdego dużego chłopaka. Gandalf... ten to miał laskę!

 

Glum

 

"Maxim" szczerze mnie wzruszył. Oprócz recenzji, poświęcono parę słów postaciom, które pojawiają się w "Dwóch wieżach".

Pomijam źle skonstruowane zdanie, z którego jasno wynika, że martwy Gandalf nieźle hasa po ekranie. Najpierw redaktor go uśmiercił, potem każe mu prowadzić drużynę. A potem wyjaśnia, jak to możliwe. Karkołomne to i dobrze. Myśleć trzeba, a nie kawa na ławę.

Uwiodło mnie jednak co innego. Cytuję kulminacyjne zdanie tekstu:

Członkowie drużyny będą się musieli przeciwstawić armiom, będącym na usługach sił zła i ciemności rozciągniętych pomiędzy Dwiema Wieżami: Orthankiem w Isengardzie, gdzie Saruman stworzył dziesięciotysięczną armię wojowników, a jego fortecą w Mordorze.

Aż musiałem przerwać na chwilę pisanie. Taka padaczka mnie ze śmiechu wzięła. Dla tych, którzy nie rozumieją, z czego się śmiać, wyjaśniam: Tolkien nigdzie nie napisał, że dwie wieże to Orthank i Minas Morgul. Możemy nawet podejrzewać, że był to celowy zabieg.

To żarty. Ufam, że każdy widzi, co zrobił dziennikarz. Ja po prostu nie rozumiem, jak można zamieścić tyle merytorycznych głupot w jednym, jakże zawiłym zdaniu. Zerknijmy zatem na postacie... Bez większych sensacji, dziennikarz nie zdążył się porządnie rozpędzić. Ale i tak:

Aragorn ulega jej na chwilę (to o Eowinie),

Frodo i Sam chwytają go (...) Sam niegdyś był powiernikiem pierścienia. (to z kolei o Gollumie, ale wychodzi, że o Samie. W moim egzemplarzu powieści nie ma nic o Samie powierniku, pewnie siostra kartki wyrwała. Jak jest u Państwa?)

Hasło Faramir i Eomer musiałbym przepisać w całości. Szkoda czasu.

Za to Smoczy język...

Wierny sługa CZARNOKSIĘŻNIKA (!!!) Sarumana. Sączy królowi truciznę, zamieniając go powoli w (uwaga, uwaga!) zombie.

No comments. To mnie przerosło.

Przy tym Theodenie vel zombie stwierdzenie, że Drzewiec należy do ludu Rohanu jest niczym konie w galopie, okręt pod pełnymi żaglami, sęp miłości, niebo nad nami, błyskotliwość Michała Wiśniewskiego i Baśka, co ma mały biust. Przepraszam panie, kiepski gust, chciałem napisać, ale mi się pomyliło.

Jak wiemy, entowie byli wyśmienitymi jeźdźcami.

Tyle żenady w "Maximie". Kto da więcej?

O tym już za chwilę.

Tak między nami, już następny numer tego pisma doniósł, iż "pozostała jeszcze jedna część Trylogii do nakręcenia".

Dobranoc.

 

Glum

 

"Władca Pierścieni" stał się tematem uniwersalnym. Ikoną kulturową, archetypem kina epickiego, napisałby ktoś z (pozornie) wyższym wykształceniem. Ale w piśmie "WWW" nikt nie zajmuje się wykształceniem. Wtedy wszak coś by w życiu przeczytał. Może nawet jakąś książkę, a nie tylko instrukcje nowych programów i layouty nowych stron www. Lecz nowoczesność musi być w domu i w zagrodzie, jak rzekł rycerz z "Narrenturm". A skoro tak, to nowoczesne są "Dwie wieże", a skoro tak, to i pismo (niezłe w swojej działce) poczuło się zobowiązane oświecić swoich czytelników w temacie Froda & Co.

Trzymajcie berety, będzie ostra jazda.

Gollum - do tej pory skradał się za Drużyną. Tym razem odgrywa kluczową rolę podczas zniszczenia Jedynego Pierścienia.

Koniec cytatu. Przypominam zapominalskim: czytamy o "Dwóch wieżach". W "WWW" już Pierścień zniszczyli. Pewnie z sieci trzecią część spryciarze ściągnęli i stąd znajomość finału. Pomyślała zawistna konkurencja.

Człowiek Faramir - cóż za błyskotliwe spostrzeżenie! Faramir zawsze przecież mógłby zostać zombie. Albo ciemnością rozciągniętą pomiędzy Dwiema Wieżami.

Z dalszej lektury artykułu dowiedziałem się między innymi, że Sauron jest Lordem (nieślubny syn Vadera?), pierwsza część filmu skończyła się śmiercią Boromira oraz upadkiem Gandalfa w otchłanie Khazad-dumu. Kurde, ile wersji tej części było? Może to ja coś przegapiłem? Dalsze rewelacje: Frodo wewnętrznie czuje, że żal mu Golluma - to chyba nie jest do końca po polsku. Znów są moje ulubione siły wroga rozciągnięte pomiędzy dwiema wieżami (może to zdanie było w jakimś materiale promocyjnym?), a główni bohaterowie, rozdzieleni już na trzy grupy, zdecydowani są wykonać powierzone im zadanie. Nie mnie pytajcie, o co chodzi, to napisał inny mędrzec, nie ja.

Aha, tym razem Saruman awansował do roli czarownika.

Dobrze jeszcze, że dziennikarz "WWW" wyjaśnił mi, co znaczy słówko Download, bo już byłem skory myśleć, że to imię kolejnego bohatera, którego w wersji filmu, którą obejrzałem w kinie nie było.

Stronę obok tych bzdetów jest recenzja gry komputerowej i nie jest zła. Bo krótka jest. Ale i tak piszący recenzję facet zdołał w sposób wyrwany z kontekstu nazwać Tolkiena mistrzem.

Może aikido?

 

Glum

 

Groszowy magazyn jednego aktora "Science Fiction", czyli prasa branżowa, ambitnie postanowił nie sprzedawać okładki na plakat reklamy "Dwóch wież" oraz dać coś sfanom od siebie. Redaktor naczelny udostępnił zatem nieco miejsca innym autorom i dzięki temu w numerze możemy przeczytać nijakie opowiadanie, które w zamyśle miało być śmieszne - "Sauron Forever", oraz inne, które być może mają coś z prozą Tolkiena wspólnego, ale niestety znudzony zasnąłem, nie doczytawszy do końca - "Moria" oraz "Quenta Vallome".

Jednak tekst "Władca przekładów" wzbudził we mnie prawdziwy entuzjazm. Oto ktoś wreszcie potraktował temat z przymrużeniem oka i, doprawdy, odwalił kawał solidnej roboty, którą warto by rozpropagować pośród sił zła, mroku i innych ciemności rozwleczonych pomiędzy dwiema wieżami... Sorry.

Tekst Grzegorza Żaka jest naprawdę dobry. W imieniu wielkich pisarzy, dziennikarzy i poetów dokonał on mianowicie "przekładu" sceny Kuszenie Boromira, tak, jakby zrobiły to owe wielkie nazwiska: Sapkowski, Fredro, Wołoszański, Białoszewski.

Kapitalne! Szczerze się uśmiałem i sprzedałem znajomym, którzy również wyśmienicie się bawili.

Chwaliłbym dalej, gdyby nie ten okropny błąd ortograficzny w pierwszej linijce...

 

Glum

 

Kolejny magazyn branżowy, o durnym tytule "Click Fantasy", doprowadził mnie do białej gorączki. Jego twórcom szczerze życzę, by niebawem spłonęli w piekielnych otchłaniach, albo by siły mroku i ciemności rozwlekły ich ciała pomiędzy dwiema wieżami.

Pewnych rzeczy się w życiu nie robi, pewnych rzeczy pisać nie wypada. Pismo niejako żyjące z fantastyki, nie może nastawiać się na tanią sensację, nierzetelne pisactwo oraz mieszanie z błotem wszystkiego, co akurat ćwierćinteligentom z warszawskiej redakcji przyszło do opustoszałych zwojów.

W zasadzie po przejrzeniu najnowszego numeru postanawiam więcej tego pisma nie kupować. I nie kontynuować tematu, by nie przysporzyć mu mimowolnej reklamy. A numer z marca 2003 wkładam do koperty, odsyłam do naczelnego redaktora tego żenującego organu i w ordynarnych słowach domagam się zwrotu gotówki.

Żaden przelew nie wchodzi w grę.

 

Glum

 

W magazynie o UFO i innych pierdołach dla ubogich zakochałem się od pierwszego numeru. Bydgoska redakcja zaatakowała rynek jakimś bohomazem na okładce, który, jak się domyślam, miał być Nazgulem. Jedno się udało - rysunek (w tle kadr z filmu) przeraża swoją amatorszczyzną. Upiorne oczy wyrobu koniopodobnego mogą przyśnić się jako natchnienie studentowi ASP. Ćwiczenia pt.: "Jak uniknąć kiczu" zaliczy na szóstkę.

Zanim znalazłem coś o "Władcy", przeczytałem materiał o panu Wojtku. To mną wstrząsnęło. Nie wiecie, kim jest pan Wojtek? Ja też nie wiedziałem, dopóki nie przeczytałem "SFery". Pan Wojtek to spoko koleś, może trochę oldskulowy, ale oczytany. Wyznaczyło mi to linię programową i głębię intelektualną pisma.

Powróćmy jednak do "Władcy".

Etatowym publicystą "SFery" jest Łukasz Chmielewski. Napisał on większość dużych tekstów, lecz nie mnie wnikać z kim sypia, że złapał taką fuchę. Już tytuł "Jak budowano Dwie Wieże" sugeruje, że pan Łukasz wie więcej od zwykłego kinowego pożeracza popcornu. Niestety, nie potrafi nawet na kilkunastu stronach nawiązać do własnego tytułu. Może to jakaś metafora?

Błyskotliwość to cecha publicysty "SFery". Oto dowody:

Prawdopodobnie jesteś jednym z tych ludzi, którzy mieli łzy wzruszenia w oczach (ja je mam zazwyczaj w uszach - złośliwy przypis mój), kiedy Frodo i Sam spoglądali na potęgę Mordoru w zakończeniu "Drużyny Pierścienia". (czyli kolejna wersja zakończenia)

"Dwie wieże" tylko pozornie są osobnym filmem. (Na to bym, nawet po długiej zadumie, nie wpadł)

Wizerunki bohaterów stają się bardziej prawdopodobne (O co chodzi?, że się nieśmiało zapytam, tylko proszę mi nie mówić, że o to, by wizerunki bohaterów stały się bardziej prawdopodobne. To dziennikarska woda, albo masło z maselli)

Pewnego dnia, podczas turnieju krykieta... (niby dziennikarz, a pisze jak Tolkien. Gdzie jest redakcja?)

Generalnie cały tekst jest tak napisany, że można poczuć się, o! taaakim malutkim! Pan Chmielewski z pewnością był na planie, pijał piwo z Jacksonem, przybijał piątkę z Gandalfem i zabiegał o względy Liv Tyler. Wszystko jeszcze przyprawił sosem, który zwę "bezustannym powtarzaniem zwrotów i wyrazów". Ale jak ma się takich kumpli, wszystko wolno.

Niestety, w pierwszej "SFerze" jest jeszcze trochę o Tolkienie. Otóż jakiś kolejny amator postanowił udowodnić, że nie tylko potrafi pisać, ale że i zna się na kobietach. Co za sztubactwo, co za płytkość myśli. W dodatku ten temat obrócono już kilka razy przez tęższe umysły. Tylko poszukać się nie chciało.

Drugi numer ma lepszą okładkę - fotos z "Solaris", ale nie pośladki Clooney'a. O Tolkienie i "Władcy" jakby mniej, ale też bez sensu. Moją irytację wzbudził fakt, że redaktorzy, którzy namawiają mnie na kupienie swego pisemka, dają mi w zamian zestaw przepisanych i NIE ZREDAGOWANYCH fragmentów recenzji z innych źródeł. Po ich lekturze łatwo dojść do wniosku, że "Dwie wieże" to film epicki. Tylko epicki. I wyłącznie epicki. Ach, no może jeszcze ma pewne elementy epickości. I gdyby zapomniał dodać, to zachwyt wzbudza jego epicki rozmach. Żeby mnie dobić, "SFera" przeprowadziła wywiad z fanką Tolkiena z Londynu. Osoba ta prawiła nad wyraz, jak na fankę, mądrze.

"Sceny bitewne są bardziej rozbudowane niż w dotychczasowych filmach tego typu" (Tego typu?! Krew mnie zalała.)

"Film dosyć wiernie odwzorowuje Śródziemie". (Pani Dagmara, oprócz Londynu, zwiedziła i Minas Tirith, i Rivendell. Wie kobieta, co mówi.)

Dobrej kategorii spostrzeżeniami zachwycił mnie też publicysta produkujący się na temat ścieżki dźwiękowej, nie będę pisał, że to był ten sam, o którym pisałem wcześniej, bo jeszcze weźmie sobie do serca i przejmować się zacznie? Otóż, jakby co, wiecie taka mała konspira, to piosenkarka (!) Elizabeth Frazer jest w naszym kraju mało znana.

Z pewnością mniej niż Beata Kozidrak.

Są w "SFerze" jeszcze jakieś teksty o "Władcy", ale mnie już wystarczyło. Wy oczywiście czytajcie "SFerę". Czytajcie "SFerę", chłopcy i dziewczęta, czytajcie ją namiętnie! Dowiecie się wielu ciekawych rzeczy. Drugi numer otwiera tekst o panu Zbigniewie. Pisemko przysporzy mi jeszcze sporo radości, ponieważ kultywuje tradycję rześkich amatorów i co numer będzie zawierać dział - klub Władcy Pierścieni.

Wywiad z Sauronem niebawem.

 

Glum

 

Dziewczyny i chłopaki z czad tytułu "Vivy" z jakichś powodów nie dołączyły do każdego egzemplarza pisma pierścienia z tombaku, ale za to z napisami. Dali w zamian dodatek specjalny oraz płytę multimedialną. Wszystko utrzymane w bezpretensjonalnym tonie. Dla niemyślących jak znalazł.

Co to ma w sumie za znaczenie: zamienić Pierścień na obrączkę, zapytać Froda, dlaczego sikał do fontanny, przypomnieć, że Aragorn zaczynał karierę w "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną III", stwierdzić, że Gollum był inspirowany przez E.T., palnąć tytułem "Elfy i inne chłopaki", oraz napisać, jakie laski przeleciał Bloom-Legolas?

Spokojnie, spokojnie.

Odkrywczą koncepcją błysnął też kolega odpowiedzialny za skład. Jako jedyne zdjęcie na stronie, której przyświeca duży tytuł BYĆ JAK ARAGORN, znalazła się ogromna fota orka. Tak trzymać.

Nie bądźmy złośliwi.

"Viva" to dobre, rzetelne pismo. A jego target to kucharki. Im można każdy kit wcisnąć z dwóch względów. Nie rozumieją, co czytają. Zaraz o tym, co przeczytały, zapomną.

 

Glum

 

Po najpoważniejszym branżowym miesięczniku miałem prawo spodziewać się publicystyki na rzetelnym poziomie. Porażka. Arkadiusz Grzegorzak nie po raz pierwszy udowodnił, że są tematy, których tykać nie powinien. W przypadku "Władcy" dał żenujący popis swoich przypuszczeń, konfabulacji oraz niedbałości.

"Tak to leci mniej więcej" - do kogo ta mowa gumowa? Chciałbym spytać w tym samym tonie.

Nastoletnie dziewczyny powieszą nad łóżkiem plakat Aragorna? Bzdura. Idź pan spytaj, choć ze dwie. Nieprawda, że wszystkie dziewczyny kochają się w Aragornie. Jest on nikim wobec urody Legolasa. Zatem w większości kochają się w Legolasie, a o Aragornie młode damulki mawiają, że może i przystojny, ale ma włosy nie umyte!

Ech, może i rację mają ci, którzy podnoszą głos, iż "Nowa Fantastyka" schodzi na psy?

A może by tak Theoden wydał jakiś edykt i go upublicznił. Mógłby on brzmieć tak:

"Dzielne kobiety Rohanu! Potrzeba wzywa! Trzeba palnąć niejakiego Arkadiusza Grzegorzaka - człowieka. Patelnią. W ciemię. Być może wtedy dostrzeże, że przyjaciel wszystkich wolnych ludów, niejaki Peter Jackson, uczynił rolę Aragorna nieco uwypukloną, gdyż szykuje w ten sposób tło i kontekst. Pod część trzecią, której sam tytuł nawet mało bystremu człowiekowi mówi, o kim część trzecia jest".

Nie napisze. W innej redakcji zamienili go w zombie.

 

Glum

 

"Newsweek" naraził mi się potwornie. Wpierw opublikował materiał o pewnej młodej, zdolnej malarce, pisząc, że Boromiry coś tam coś tam, jak zwykł mawiać chwilowy idol młodzieży kontestującej inaczej Irek. BOROMIRY!

Według mnie Boromir był tylko jeden. A jeśli ta pani od rysowania narysowała jego portretów więcej, to można napisać wizerunki Boromira. Boromiry! To brzmi jak sam nie wiem co albo jeszcze gorzej.

Ale jeszcze gorzej być mogło.

Sam szef działu kultury zasiadł w kinowym fotelu i wysmażył tekst, który mnie i nie tylko mnie po prostu took breath away.

"Epopeja harcerska" - sam tytuł czuć barszczem. A potem...

"Peter Jackson nie przemęczył się, opowiadając tę złożoną historię."

Drużyna Pierścienia to: "elfy, krasnoludy (...) pod wodzą hobbita Froda". Chyba znów widziałem jakiś inny film. U mnie w Drużynie był jeden elf i jeden krasnolud. Frodo w "Dwóch wieżach" "dowodził" już tylko Samem.

"Frodo i Sam to (...) Don Kichot i Sancho Pansa." (Dlaczego nie z grubszej rury. Frodo i Sam są niczym Bolek i Lolek na przykład. Dlaczego nie? Bo molestowali Lolę?)

"Gimli (...) to Papkin i Zagłoba".

"Gandalf (...) to wierna kopia Zorro".

Dobry jest akapit o stylu gry - tu pan Kot się zna: "Wszyscy ci papierowi bohaterowie zachowują się niczym w sztuce świetlicowej z lat 30. Wkraczają przed kamerę sztywno, jakby połknęli kij. Wygłaszają kilka banałów o przyjaźni, braterstwie i dobru ludzkości, po czym równie sztywno wychodzą z kadru."

"Główną atrakcją są jeźdźcy Rohanu". I łubudu, obok zdjęcie elfa, ze strzałką, by na to zdjęcie właśnie spojrzeć.

"Dwie wieże można streścić w dwóch zdaniach". Ba! Nawet jednym wyrazem np. "gó...". Taki był tekst w "Newsweeku". Bezdyskusyjnie.

I znów obrzydliwa newsweekowa metoda, poszargać, a potem użyć tych samych argumentów. Tu już na wstępie dotyczy liczb. Jeśli, panowie, macie zastrzeżenia, to po co powielacie, to co krytykujecie?

Finał godny zakończenia ostatniego, 10-tysięcznego odcinka telewizyjnej soap opery rodem z Bułgarii. Mr. Kot insynuuje, poprzez pytanie (metoda prymitywna tak, że nawet w pewnym okresie idol chłopstwa Andrew Lepper się jej chwycił), że najważniejszy jest Gollum. I że to z nim się najsilniej identyfikuje widz.

Powiem za siebie, Gollum - fajny koleś, ale jego postawa jest mi obca. Uroda też. Chociaż za nastoletnie pannice nie odpowiadam.

 

Glum

 

Kolejny numer "N" przyniósł tytuł - początkowo sądziłem, że może choć próbę rehabilitacji w oczach czytelników - "Matecznik hobbitów".

O zgrozo! O żenado! O wasze córy wszeteczne!

Tekst opowiada o pewnym, miłym zapewne miasteczku w RPA, gdzie urodził się mały John (ale nie ten z Robin Hooda, tylko późniejszy profesor Tolkien). Miałem "N" za tygodnik w miarę poważny, a tu porażka. Kompletna.

Otóż RPA wyleczyło się z rasizmu i nie biją tam już Murzynów nawet skrycie, co więcej, mieszkańcy RPA kochają hobbitów. W miejscowości B. jest hotel - Hobbit House. Żyjemy we wstrętnie zmerkantylizowanym świecie, przyszło mi na myśl, że może ten tekst to była reklama? No i miejscowi fani chcą tam zrobić Mekkę. Są już pierwsi neofici. Pokój ich duszy.

Najgorsze jednak pojawia się pod koniec artykułu. Zakrawa to na "Skandale" Ten sam poziom sensacji, wyciągania wniosków i nadwerężania faktów.

Otóż zanim JRRT popłynął do Great Britain, w Afryce (RPA) ugryzł go pająk. Bohaterska niańka cudem uratowała mu życie.

Zapewne w ostatniej chwili!

Te fakty naprawdę wyczytałem w "Newsweeku", a nie w "Nie".

I to wydarzenie sprawiło, że JRRT napisał o... Szelobie?

Zgadliście? Nie do wiary!

I te głupki z pipidówa w RPA liczą, że jak pójdziemy na "Władcę Pierścieni: Powrót Króla", to zrozumiemy skąd pochodzi motyw Szeloby.

I wszyscy hurmem pojedziemy zwiedzać piękny kraj, gdzie rasizm królował przez wiele lat, ale już nie, i się pewnie posikamy ze szczęścia, mogąc zamieszkać w Hobbit House.

Pytanie dla redaktorzyn i dziennikarzyn "N": panowie, a skąd wzięła się Ungolianta i w co ugryzła małego Johna?

Tylko nie piszcie mi, że w dupę. To zbyt ordynarne.

Podsumowując w języku hip-hipowym. Newsweekowa afterka okazała się równie oldskulowa jak i jego beforka. Kompletna padaka, tudzież wyrypa. Longiem sobie "N" odpuszczam.

Koniec tekstu jest wyjątkowo gładki i śliski, jak powiedzmy mowa Morgotha. Nasunęło mi to wcale nie błahą refleksję dotyczącą metody omawianego tygodnika. Dobrze ją wyeksponowano przy okazji rozważań na temat plotek. Niby nie chcemy ich podawać, powielać, podsuwać, insynuacje są nam obce. Lecz nie możemy ścierpieć, że inni piszą o... i tu aktualny temat opisany od góry do dołu ze wszystkimi detalami. Wtedy chodziło o to, że ponoć pewna drugorzędna szansonistka miała namiętny romans z prezydentem wcale nie Kambodży (aczkolwiek innego mocarstwa zachodnioazjatyckiego). I niebawem wyjdzie z tej krótkotrwałej pokładanki w kuluarach nie żaden tam ork, elf, hobbit czy krasnal a mały człowiek.

I niby pismo odżegnuje się od tego typu idiotycznego plotkarstwa, a ja nieświadom, w jakim świecie żyję, o całej aferze dowiedziałem się właśnie z łamów "N".

Glum

 

Tak się głupio składa, że "Polityka" ma przebogate archiwum, jako jedna z pierwszych u nas drukowała wywiad z twórcami filmowej Trylogii, duży i dobry tekst wysmażył nienajgorszy publicysta - Maciej Parowski. Etatowy naczelny wiecznie "Nowej Fantastyki". Były też i smęty jakiegoś pismaka, który nazwał Golluma ogolonym na łyso King Kongiem. Wystarczyło tam zajrzeć, by nie popełnić tych paru lapsusów niegodnych tygodnika z tradycjami. No, ale jak ktoś za książkę roku uznaje gryzmoły jakieś nastoletniej pannicy, to i na prawdziwej sztuce znać się nie musi..

I tu muszę Państwa ostrzec, ponieważ "Polityka" to już mnie wybitnie wnerwiła. Po pierwsze, wprowadza pod swoim patronatem na salony, i tym samym pod strzechy, film - "Dzień świra" - o podupadłym nauczycielu, który chciałby, a nie może. I z tych frustracji musi bez przerwy kląć. A jako przerywnika w bluzgach używa zwrotu "kurwa, ja pierdolę!". Sorka, dzięks, to nie dla mua.

W tym pięknym, mondrym inaczej i kolorowym pisemku wylansowano wspomnianą wyżej grafomankę - nie bez pomocy pewnego degenerata, który do swoich najzacniejszych wyczynów zalicza uchlewanie się z menelami pod Centralnym. Nie ma to jak stolica.

Powieść fraulein Masłowskiej to, jak wiemy, arcydzieło literatury polskiej. Jeszcze nie światowej. Ale niebawem świat po raz kolejny odkryje piękno mowy polskiej. Słowa takie jak: kurwa, chuj, pierdolić (z wszystkimi możliwymi przedrostkami), pizda są esencją doskonałego i dojrzałego warsztatu autorki. I jest to powód, obok doskonałego zmysłu obserwacji żuli z blokowisk i okolic, dla którego dostaje się prestiżowe wyróżnienia. Natchnięty tymi spostrzeżeniami uznałem, że warto iść na pewnego rodzaju skrót i zastosować ulubione słowa i zwroty "Polityki", by streścić artykuł, który mocno zbrukał moją duszę zaangażowanego fana. Tekst pojawił się w numerze 4 w styczniu br. Traktował, jak nietrudno się domyślić, o "Dwóch wieżach". A napisał go pan Zdzisław Pietrasik. Ogólnie mało trendy i stylisz koleś, ale w porównaniu z bohaterami "Wojny polsko-ruskiej" mędrzec ponad mędrce.

Dziatwę poniżej lat 18 uprasza się, by odpuściła sobie i przeszła do kolejnego "Glum".

Już otwarcie jest kurewsko wyjebiście genitalne.

"Harry Potter, też już dwukrotnie pojawiający się na ekranie, jest czarodziejem pobierającym dopiero nauki w szkole magii". (Eee, miało o tych wykurwistych niziołach, być, a nie o chorym portierze. Eee.)

"Frodo dorasta w mitycznym świecie Śródziemia, przypominającym miejscami umowne realia wczesnego Średniowiecza." (kurwa, ja pierdolę, co ten koleś, do kurwy nędzy, bredzi?)

"Kto by przypuszczał, że XXI w, który jeszcze niedawno wyobrażaliśmy sobie jako wspaniałą realizację z filmów science fiction, powitamy z rycerzami, dobrymi i złymi czarodziejami, jednorożcami, hobbitami i krasnoludami, nie mówiąc już o okropnych orkach i jeszcze gorszych Uruk-hai?" (Hę, kurwa, ja pierdolę, że co? Bo chyba nie czaję.)

"Pisze się nawet, że mamiąca nas tolkienowska wizja magicznego Średniowiecza jest wymierzona przeciwko Oświeceniu, które ostatnio znowu wydaje się mniej pociągające." (Znów zdanie zagadka, tyle tu myśli i tak zawikłanych, że normalnie mam ochotę kupić sobie pismo, w którym pisuje się takie światłe mondrości. I co to ma wspólnego z "Władcą"? Bo po mojemu to jest nadinterperatacja.)

"Jednocześnie zaniechano wysiłków najbardziej działających na wyobraźnię, takich jak loty na Księżyc." (Sorka, men, czy ja wciąż czytam o LOTR? Bo się trochę pogubiłem. To się dopiero nazywa szeroki kontekst, co?)

Potem jest trochę o "Solaris", bo "Solaris" pewnie napisał Tolkien pod pseudonimem albo w innym wcieleniu. Albo Solaris to po prostu księżyc Ardy. I tak wszystko stworzył Iluvatar.

Wreszcie następuje moment, na którym można zaprzestać dalszego czytania tekstu imć Pietrasika - przyznaje on mianowicie, że nie zmógł "Władcy Pierścieni". To go przerosło. Brawo za szczerość i pokorę, ale dlaczego taki ktoś pisze o filmie? Kto nie ma szacunku do tej prozy, do pracy Petera & Co. I do mnie: czytelnika i fana.

Kurwa, ja pierdolę! Gdzie ja żyję?

"Jak w dobrej epickiej opowieści oglądamy naszych bohaterów (...) który tutaj jest mitycznym Śródziemiem, fotografowanym w niesamowicie pięknych krajobrazach Nowej Zelandii". (opad szczeny)

"Kiedy jednak po wyjściu z kina próbujemy ułożyć sobie w logiczną całość obejrzaną historię, dochodzimy do wniosku, iż w trwającym trzy godziny filmie nie działo się znowu tak wiele." (No i ponownie wszystko jasne, recenzent przespał film)

"Mamy w zasadzie kontynuację głównego wątku poprzedniego filmu "Drużyny pierścienia". (A jednak, bestia, się domyślił!)

Teraz szybki skrót: "Profanom... (wreszcie coś o sobie), zniszczyć pierścień wrzucając do Rozpadliny Zagłady w wulkanie... (coraz lepiej, coraz kurwa mać, lepiej), a niektórzy jej członkowie zostali uznani za zaginionych... (pachnie raportem Borewicza jakiegoś), dobry czarodziej Szary Gandalf powróci jako Biały Gandalf... (W sumie, co za różnica Coca-Cola, czy Cola Coca?).

"Mieszkają Entowie, olbrzymy do złudzenia przypominające drzewa." (Tak, tak, jeden nawet mi Pieczkę przypominał. Też do złudzenia.)

"Rycerza Aragorna (człowiek), łucznika Legolasa (elf) i okrutnie operującego toporem Gimliego (krasnolud)." (Warto coś dorzucić, np. równie przyjemne tautologie jak czołgistów Czterech Pancernych (ludzie) i owczarka niemieckiego Szarika (psa) oraz agenta Bonda (Jamesa) )

"Jednym z najbardziej krwistych bohaterów "Dwóch wież" jest smętny rycerz Aragorn (kurwa, ja pierdolę) przypominający błędnego rycerza ze średniowiecznych eposów (to kim on, kurwa, w końcu jest!!!), w dodatku uwikłany w romans z księżniczką elfów, która wie, że wybierając miłość człowieka, zrzeknie się swej nieśmiertelności." (Miód nie zdanie, pała z polskiego nawet w gimnazjum. A gdyby tak Arwena nie odpłynęła za morze, to z pewnością się by zestarzała i, o zgrozo!, zaczęłaby przypominać swego tatuśka. Mam na myśli Stevena Tylera, a nie agenta Smitha vel Elronda.)

"Najtrudniej jednak odpowiedzieć na podstawowe pytanie - kim jest Frodo?" (eee, znów nie czaję, przerasta mnie to, Frodo to hobbit, znaczy się równy, to jest niski z niego chłopak, ale w porządelu. Nie, kurwa?)

"Frodo jest zwyczajnym hobbitem..." (czyżby choć jemu się upiekło? A gdzie tam!) "...cała saga jest wielką chrześcijańską alegorią. Jest zatem oczywiste, że wedle tej koncepcji to sam Chrystus..." (tu nie będzie żadnego złośliwego komentarza, bo zbieram szczękę z podłogi.)

Potem jest jeszcze o Szatanie, Hitlerze, Joannie d'Arc, o Stanach Zjednoczonych, co dzierżą pierścień, o czarowniku (!!!) Sarumanie, o 11 września 2001, o Dwóch Wieżach. Mr. Pietrasik należy do geniuszy, którzy wiedzą lepiej od Tolkiena, jakie dwie wieże opisywał.

Ja tam od jutra się nawracam i zapisuję do bojówek Ojca Rydzyka. Niebawem usłyszycie, że babom we wsiach pokazuje się Elijah Wood na ścianach i oknach i pójdziecie moim śladem.

Przy fotach znów popisy: Sam jest giermkiem, Aragorn błędnym rycerzem, a biedny ork - sługa Sarumana - hordami Saurona. Ale to już szczegóły, wiem, czepiam się.

I chuj.

 

Glum

 

Magazyn branżowy "Sfinks" również postanowił, by ze swego styczniowego numeru nie robić folderu reklamowego. "Sfinks" ledwie sprzedał okładkę na wyświechtane we wszystkich kolorowych magazynach zdjęcie Eomera.

W środku żenada do kwadratu. Artykuł o "Dwóch wieżach" tak płytki, że nawet nie warto o nim wspominać. Więcej miejsca poświęcono na przedruk... instrukcji do gry komputerowej Diablo II.

Przypominam, to jest magazyn literacko - informacyjny, który rok temu poświęcił prawie cały numer Tolkienowi oraz filmowej kreacji Jacksona & Co.

Tym razem nie ma co czytać i o czym wspominać.

R.I.P.?

 

Glum

 

Ach, te gorące tematy!

Na okładce pan obłapia za dupę panią. Owa siedzi mu wspomnianą dupą na kolanach. Oboje w strojach biznesowych. Okładka krzyczy: REWOLUCJA SEKSUALNA PRACOHOLIKÓW.

Widać kobiecą pierś, i sutek też jest - zatem według norm prawa USA - to już pornografia. Spokojnie, to nie żaden magazyn dla dorosłych, to stonowany, inteligentny i wyrafinowany tygodnik "Wprost". Tygodnik, dla którego byle sensacja może stać się tematem okładkowo-billbordowym. Okładka może sugerować, że tym razem redakcja urządziła sobie śledztwo pt.: kto z kim w naszej redakcji pieprzy się po kątach i po godzinach. Tylko kogo to, kurka wodna, obchodzi?

Niesmak pozostał.

I w tymże wielce szmatławym pisemku dla intelektualnie ubogich zabrano się za "Władcę". Ponieważ całe podniecenie opadło po wcześniejszych ekscesach, temat potraktowano nijako, błaho i pobieżnie. Temat obrabia kochający inaczej - Tomasz Raczek. Jest starym wygą, zatem, jeśli dostał temat i nie miał pomysłu, ani wiedzy, jak go ugryźć, podszedł do tematu po łebkach, lecz robiąc to w sposób, który daje pozór, że mamy do czynienia z bystrym obserwatorem rzeczywistości medialnej (niezły zwrot, co?)

Postanowiłem równie po łebkach potraktować wynurzenie maestra R.

Tytułem udowodnił, że ma więcej wspólnego z Częstochową niż chciałby przyznać - "Co leży na wieży". Potem jest już tylko gorzej.

Jest o Jerzym (komiksowy Jeż Jerzy?), o listach od czytelników (dlaczego nie od czytelniczek?). Jest też cytowanie listów jakichś palantów, jest o Hoffmanie (cóż za oryginalne skojarzenie - u Sienkiewicza i Tolkiena Trylogia!) oraz, że coś koledze Raczkowi migało.

I tyle w temacie "Władca Pierścieni: Dwie wieże". Kawał solidnej recenzji, nie ma co. Od znajomych dowiedziałem się, że ponoć był we "Wprost" materiał na interesujący nas dziś temat dłuższy i dodatkowo okraszony zdjęciami. Zmęczony jednak wypocinami towarzysza Tomasza R., bzdurami Skiby oraz sensacjami na temat kogo ostatnio posunął prezes tej czy innej spółki (swoją drogą co to za sensacja!, sama nazwa "spółki" mówi, że tu się spółkuje) - postanowiłem sobie darować złośliwości.

W zamian moje serce natchnęła dobroć, wyrozumiałość i chęć dzielenia się z bliźnimi. Chłopaki od reklamy tygodnika "Wprost", mam coś dla was! Za darmo. Przeczytajcie 100 razy na głos i wykorzystajcie w najbliższej kampanii, takie oto hasło:

Mówię "Wprost". Szkoda czasu.

 

Glum

 

Magazyn przedrukowujący materiały promocyjne, przysyłane przez działy promocji i marketingu wytwórni filmowych oraz ze swego pisma-matki, bodajże zza Odry, poszedł po rozum do handlowej głowy. I w ten sposób tytuł "Cinema" zawiódł mnie, bo spodziewałem się po niej wiele inspirujących tekstów w rodzaju: "Król Theoden okazał się dowódcą U-botta, równie zaciekle się bronił przed hordami zła, mroku i ciemności, które chciały rozwlec jego państwo między dwie wieżami - Orthankiem Sarumana, który tylko knuje, knuje i knuje, a Minas Morgul, gdzie zbudował sobie armię 10 gotowych na wszystko morderców. Zrobił to w przerwach w knowaniu i po zmroku, bo światło dzienne nienajlepiej wpływało na siły zła, mroku i rozkroku." Albo: "Cudny ten Faramir (w filmie gra go prawdziwy człowiek), prawie tak ładny jak Bon Jovi we wczesnej fazie rozwoju".

A tu nic z tego. Cinema do pisania o "Władcy" zatrudniła Najbardziej Złośliwą Osobę w Fandomie od Morza do Morza - Paulinę B. A jak ma się taką sławę, to nie daje się plamy. W dodatku nadobna Paulinka sporo w życiu przeczytała i przetłumaczyła też. Zatem nie mam się czego czepiać, ale czapki z głowy też rwać nie będę. Ot, choć jedna redakcja pomyślała, choć jedna osoba rzetelnie odrobiła pracę domową.

A na deser znalazłem jeszcze felieton Rafała A. Ziemkiewicza. Jego "Twórcza pokora" to kawałek solidnej publicystyki o Tolkienie, o Jacksonie, o bieganiu do toalety, o Sapkowskim, o Wiedźminie i o Lwie. Rywinie. Jak znalazł, na poranne rozgrzanie szarych komórek przy kawie lub herbacie.

A jednak się doczepię. Na samym końcu "Cinema" poczęstowała mnie felietonem czołowego intelektualisty RP - Kuby W. I tu porażka, nie dość, że udaje, że myśli, i że umie pisać, to jeszcze jak zwykle jest najmondrzejszy (korekta! - to błąd celowy) z wszystkich innych. Udusiłbym drania, albo przesłał wąglika przez komórkę. Na szczęście nie pisał o "Władcy Pierścieni".

Wreszcie coś idola przerosło.

 

Glum

 

Magazyn komercyjno-rozrywkowy "Film" postawił na rzetelność i profesjonalizm. Na okładce Viggo jako Aragorn - zdjęcie, którego nie powieliło żadne inne pismo. Tytuł też zachęcający - "Władca Pierścieni. Czas wielkich bitew".

W środku, hmm, w zasadzie to ja chciałem się czepiać, a tu nie mam się czego czepiać. Opis, recenzja nienajgorsza, wywiad z Jacksonem ma jedną wadę - jest o wiele za krótki, trochę ciekawostek, ale bez tonu sensacji czy skandalu, materiał o Viggo Mortensenie krótki i wyluzowany jak jego bohater, ale też bez jakichś większych wpadek. W kilkustronicowej "Encyklopedii Tolkienowskiej" doszukałem się ledwie paru niezręcznych sformułowań. Co ważne, oddzielone postacie od aktorów - i tym ostatnim poświęcono odrębne, konkretne biogramy. Paweł Ziemkiewicz nakreślił tło literacko-historyczne w eseju o "Władcy dusz", czyli JRR Tolkienie, i nie popadł w wydumaną przesadę, czy inne konfabulacje, a Kasia Noel wysmażyła tekst o innych filmach fantasy.

Na deser wysłannicy "Filmu" zapytali, co sądzą o "Władcy" różnych ludzi ze świecznika - jacyś posłowie, prezenterzy i inne pozorne sławy oraz wielkie umysły, które chętnie obnażyły swą ignorancję bądź fascynację.

Czyli można było napisać o "Władcy" w sposób, który nie zaboli? Można.

Trzeba było tylko chcieć.

 

Glum

 

Ten sam kolega, który pisał o "Drużynie Pierścieni", ma nową "żonę". Niezła dupa - mówi o niej w męskim towarzystwie, udanie pozując na twardziela. Kochanie, czy mógłbym ewentualnie, nie miałabyś nic przeciwko, itd. - zwraca się do niej, łasząc się o byle błahostkę, lub gdy rzuci mu jedno karcące spojrzenie.

W ramach oryginalnej randki zabrał ją na pokaz dla dziennikarzy. Jaki film? Też pytanie! "Dwie wieże" - o tym jest ten tekst!

To słaby film - powiedział po seansie. Dlaczego? - zapytałem naiwnie. Poważnym tonem oznajmił - Są za trudne imiona bohaterów i moja dziewczyna nie mogła ich zapamiętać.

I tylko takich problemów Państwu życzę.

 

Glum

 

Chwila, ale nie dla debila, nie tym bardziej dla reklamy. Tylko spokoju dla poruszonych - białym ogniem moich gromów - zwojów Państwa mózgów.

A jednak można. Na Onecie pojawiła się recenzja, którą stawiam za wzór dla wszystkich wymienionych tu pism. Nie dość, że piszący - Tomasz Fijałkowski - czytał, to przeczytał więcej. Przemyślał, trafnie wybrał cytaty i w zwięzły sposób ujął to, co w filmie było najważniejsze.

Dla mnie bomba.

 

Glum

 

Internet to zupełnie inna, ta sama historia. Morze tekstów, w dużej części jeszcze durniejszych od tu przytaczanych. Ogarnięcie tego zostawiam innemu Syzyfowi.

Ja się poddaję. Google po wpisaniu 'Władca pierścieni" ujawnia kilkadziesiąt tysięcy wyników, hasło "Lord Of The Rings" - kilkaset tysięcy.

 

Glum

 

Przyznaję się do błędu metodologicznego: nie napisałem podobnego tekstu po premierze "Fellowship". Żałuję, choć mgliście przypominam sobie, czemu zaniechałem tak zbożnego czynu. Od nadmiaru rozbolała mnie głowa.

Niebawem grand finale. Część trzecia i ostatnia. Chciałbym, by ten tekst przeczytali ci, co z obowiązku, nakazu czy wewnętrznego przymusu będą smażyć swoją ocenę "Powrotu Króla" oraz Wielką Ocenę Całości. Chciałbym, żeby przeczytali ku rozwadze, ale się nie łudzę. Bo nie czytają, jakby mieli taki zwyczaj, to chociaż z "Hobbitem" by się zapoznali. Lecz i to zbyt wymagająca lektura, wszak to książka dla dzieci.

 

Glum

 

Jako osobnik spolegliwy, uległy i wcale, a wcale nie złośliwy, jestem zmuszony przyznać się do kolejnej porażki. Otóż, nie udało mi się ogarnąć wielu znakomitych tytułów, takich jak "Mój balkon", "Pani domu", "Żołnierz polski", "My i UFO", "Gdzie kucharek sześć", "Gorące usta", itp. Jestem przekonany, że znalazły się w nich takie materiały o prozie Tolkiena i filmie Jacksona, że nie jeden filozof musiałby przespać życie całe, żeby wyśnić ich choćby ułamek. To, że po lekturze tych perełek publicystyki fani (w zależności od płci) siwieją bądź łysieją w trybie natychmiastowym jest chyba oczywiste?

Glum

 

Podobne zjawisko (nazwijmy je łagodnie dyletanctwem pierwotnym, a wtórnym zajmę się kiedy indziej), dotknęło "Narrenturm" imć Sapkowskiego. Niech mi będzie wybaczone, że znów przywołuję jego nazwisko obok nazwiska Profesora.

Otóż "Narrenturm" przerosło rodzimych domorosłych recenzentów. Zaraz po premierze, a niektórzy to nawet przed, rzucili się wylewać swoje mądrości na papier, czy kto tam czym dysponował. Się znaczy: prasą, radiem, Internetem i, co najgorsze, telewizją.

Nowa powieść Sapkowskiego - grzmieli - jest podobna do "Imienia róży", chyba Eco, ale czytałem też wersję, że Umberto Ego.

A to bzdury wyssane z brudnych paluchów. W dodatku po godzinach.

To, że w obu powieściach występuje Inkwizycja, oraz że jeden z bohaterów AS-a zwraca się do drugiego "Nie bądź, kurwa, taki Bernardo Gui!" ma oznaczać podobieństwo "Imienia róży"? Chyba nawet Umberto Eco by się uśmiał, a co dopiero koń.

Najnowsza powieść Andrzeja Sapkowskiego jest zbyt mądra dla czytelników. Napisała pani z branży. Większość tych czytelników domaga się właśnie w księgarniach części 2 i 3. Powieść kupiło kilkadziesiąt tysięcy czytelników. Tylko Coelho był lepszy, ale bez obaw, i on w końcu umrze jakąś nagłą śmiercią.

Palma pierwszeństwa w udowadnianiu swej niekompetencji należy się Ładnie Umalowanej Pani z TV. Powieść "Narrenturm" niewiele wnosi - rzekła do wielomilionowej publiczności - ma początek, rozwinięcie i zakończenie.

Oczywiście, miła pani, oczywiście - pomyślałem, zanim zacząłem szukać czego ciężkiego, by rozbić w drzazgi kineskop - poniekąd powieść panny Masłowskiej nawet tego nie ma.

Potem jednak pożałowałem, że na innych programach zabrakło Polskiego Orła Małysza, Co Bóg Nam Go Zesłał. On przynajmniej wie, że nie ma za wiele do powiedzenia. I dlatego startuje w innej branży. Czego i Państwu życzę.

 

Glum

 

Żeby jednak było pozytywnie, z moimi piszącymi kolegami podzielę się radą. W postaci przypowieści. Ale muszą ją sami odszukać, by odrobić rzetelnie pracę domową pt.: "zbieranie materiałów" oraz "poszukiwanie źródeł". Istnieje otóż taka ładna i zarazem mądra bajka, w której tylko dziecko ma odwagę powiedzieć prawdę. Prawda ta brzmiała: "Król jest nagi". Zadaniem dziennikarzy, których artykuły tu wymieniłem, jest odszukać tę bajkę, przeczytać przynajmniej kilka razy i wziąć ją sobie głęboko do serca.

Jak to działa w przypadku "Władcy Pierścieni"? Bardzo proszę, oto przykład. Oglądamy część pierwszą na video. Nagle siostrzeniec (całe 5 lat na karku) prawie krzyczy: Już wiem dlaczego Sauron nie zdobędzie pierścienia! O, dlaczego? - spytałem naiwnie. Bo on nie ma rąk, żeby go zabrać.

I to proste, dosłowne spostrzeżenie więcej zawiera prawdy niż wynurzenia tabunu pseudo-intelektualistów, którzy walą wierszówki na czas. Czyli bez sensu

Dobranoc Państwu.



 


Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Komiks
Stopka
Ludzie listy piszą
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
Satan
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
EuGeniusz Dębski
Adam Cebula
Dawid Brykalski
Radosław Samlik
Arkadiusz Bocheński
Sławomir Mrugowski
Miroslav Žamboch
Andriej Łazarczuk
KRÓTKIE SPODENKI
Ryszard Krauze
Edward Bzdyczek
Czarny
 

Poprzednia 17 Następna