strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
Początek Poprzednia strona 11 Następna Ostatnia

Recenzje (5)

 

 


Komiks

Nie udało się

 

Z Grahamem "Tońkiem" Mastertonem mam problem, którego źródła upatruję we własnej przekorności. Ten sympatyczny angielski cham posiada wszystkie cechy, które czynią go pisarzem jak najgorszym - od samych pomysłów, stylu, poszczególnych rozwiązań fabularnych, aż do prostego faktu, że za motywację twórczą biega konieczność zapłacenia rat na samochód, czy coś podobnego. Toniek napisze wszystko i to w nim fajne, a cały polski sukces pisarza (ewenement, za Odrą jest takich Tońków tyle, co szczurów w porcie) wynika raczej z jego rodzinnych konotacji, niż realnych umiejętności.

Opinia o Mastertonie jest, jak sądzę, dość zgodna i Autor, jak nikt inny, dostaje wciry od krytyki - aż człowiek myśli, "kto go w ogóle kupuje?". Więc bronię Mastertona, głównie przed sobą samym. Bo chłopak pisze dużo i choć czasem mu nie wyjdzie, jest zabawny, czuje postmodernę, i umie walnąć taką aluzję, że aż mi się bryndzą odbija. Miał kilka wielkich opowiadań (Szósty człowiek, czy przezabawny Will) i niezłych książek, a przede wszystkim jest dobrym gawędziarzem, który umie nabierać na swoje bajeczki i zapewne genialnie sprawdza się jako lokalny sercołamacz.

Z Tońka też można ciągnąć forsę, o czym świetnie wiedział niejaki Gałek, scenarzysta i koło zamachowe przedsięwzięcia Piekielne wizje. Będzie dobrze, myślałem, bo Masterton to samograj i tego nie da się spieprzyć. Ale Polak potrafi. Nie jestem znawcą komiksu, ale Piekielne wizje to żenada, pobojowisko, tragedia, klęska zadrukowana na kredzie. Nie zawinił tu Masterton, bo historie są dobre. Z rysunkami gorzej, bo trudno, aby do takiego przedsięwzięcia ściągnąć samych mistrzów kreski. Obronną ręką wyszedł Truściński (Anais), kapitalnie rzecz rozegrał Tomasz Minkiewicz (Bestia pośpiechu), Śledziu narysował po swojemu, dobrze poradzili sobie Ostrowski (Korzeń wszelkiego zła) i Daniec (Danie dla świń). Reszta pławi się w aurea mediocritas, a dzieła Janusika (Lolicia z bezsensowną stylizacją głównego złego na Jacka Nicholsona), Szłapy (Gra Bi - Dżing) i Korzeniaka (Apartament ślubny) to małe koszmarki.

Piekielne wizje pogrążył sam scenarzysta. O komiksie nie mam pojęcia, ale głosy mówią mi, że scenariusz w tym wypadku nie polega na przerysowaniu opowiadania, przy ewentualnych skrótach i fragmentach z Tońka w dymkach. Nie można tu mówić o jakiejkolwiek adaptacji, pomyślunku, pojechano po najmniejszej linii oporu. W najlepszych wypadkach, to irytujące prostactwo niszczy przyzwoity materiał, w najgorszym prowadzi do farsy.

I powie ktoś, że się mądrzę. Weź, Orbitoszczak i napisz. Po to wydaję trzy dychy, żeby czytać lepszych - co nie jest trudne. Za ten grosz mogłem kupić krowę, wypić samemu, powyć ze zgrozy nad własnym życiem. Pewnie bawiłbym się lepiej.

 

Łukasz Orbitowski

 

Graham Masterton

Piekielne wizje

Scenariusz: M. Michał Gałek

Rysunki: różni autorzy

Mandragora 2003





Komiks

Trudne dzieciństwo

 

Znają państwo Hellboya? Nie? Proszę, oto on. Tak... rzeczywiście, ma kamienną łapę. Nie, niestety, sam nie wie po jaką cholerę...

Trudno nie polubić Hellboya. I mam tu na myśli samego faceta, jak i całą serię. Hellboy, jako bohater budzi sympatię na całego. "Hellboy" jako komiks często trafia z akcją do Europy Środkowej, czy Wschodniej. To miłe, bo oprócz "Polowania" Bilala, który zresztą pochodzi z byłej Jugosławii, mało który twórca komiksowy lubiłby tu zaglądać. Mignola akurat pod tym względem jest trochę inny, śledzi folklor najróżniejszych zakątków świata, a ta jego część ma pod tym względem naprawdę sporo do zaoferowania. Komiksy o Hellboyu można w zasadzie podzielić według podobnego klucza, co poszczególne odcinki "Archiwum X". Tam mieliśmy albo "zwykłe" sprawy, albo spisek. Poszczególne części "Hellboya" dotyczą albo jakichś pojedyńczych spraw, albo głównego wątku, jakim jest pochodzenie i prawdziwa natura Hellboya. Nierzadko Mignola już po narysowaniu jakiejś epizodycznej historyjki decyduje się na "dopisanie" jej do głównego ciągu, dzięki czemu w odkrywaniu prawdziwej historii naszego ulubieńca spotykają nas drobne i większe niespodzianki. "Prawa ręka zniszczenia" grupuje opowiadania (to chyba mimo wszystko najtrafniejsze określenie...) głównie związane z tajemnicą pochodzenia Hellboya, choć oczywiście znajdują się tu również historyjki bardzo luźno powiązane z głównym wątkiem. Elementem dominującym jest tu faktycznie, wskazana już w samym tytule, tajemnicza prawa graba Hellboya, kamienny kafar, który z wieloma kłopotami pozwala czasem radzić sobie szybciej i skuteczniej, niż na przykład przy użyciu broni palnej. Już we wcześniejszych częściach pojawiały się sygnały, że nie jest to element wypływający wyłącznie z fanaberii rysownika. Oczywiście, Mignola nie byłby sobą, gdyby ot tak, po prostu odkrył przed nami karty i opowiedział dokładnie, co? jak? po co? i dlaczego? Dowiadujemy się więc mniej więcej, czym ręka jest i do czego mogłaby posłużyć, ale w sposób niezobowiązujący. To znaczy, pistolet wprowadzony w pierwszym akcie niekoniecznie musi wypalić...

Ponadto w "Prawej ręce zniszczenia" znalazło się kilka krótszych opowiastek. Niektóre jak "Król Vold", "Warchołak" czy "Głowy" znów bazują na opowieściach folklorystycznych z różnych zakątków świata ("Głowy" to pierwsza historia z Hellboyem rozgrywająca się w Japonii), inne, jak absolutnie znakomite "Placuszki" otwierające zbiorek, to po prostu fantastyczny popis wyobraźni i poczucia humoru Mignoli.

Zapewniam, że każda część przygód Hellboya jest znakomitą lekturą, bo rzadko zdarza się, żeby w jednej osobie skupiły się tak znakomite talenty plastyczne i narracyjne. Ponadto Mignola wykonuje naprawdę rzetelną pracę, wyszukując ludowe potwory, legendy, podania, klechdy i ubierając je w swoje kolejne historyjki. Miejmy nadzieję, że talent ten będzie równie widoczny w powstającym właśnie filmie o Hellboyu, a którego powstawanie sam Mignola bardzo pieczołowicie nadzoruje. Jego premiera planowana jest na lato przyszłego roku, więc póki co niech wystarczą nam komiksy. I podgrzewają atmosferę.

 

Konrad Bańkowski

 

Hellboy. Prawa ręka zniszczenia

Scenariusz i rysunki: Mike Mignola

Egmont, 2003

Cena: 24,90





Komiks

Wszystko w rodzinie

 

Przyznam się szczerze, że zaczynam się trochę gubić. "Kasta Metabaronów" coraz bardziej zaczyna przypominać wszystkie inne sagi rodzinne, od Kunta Kinte i jego "Korzeni" poczynając, a na "Stu latach samotności" kończąc. To znaczy, przyszedł właśnie ten moment, w którym przestaję się orientować, kto jest kim. Niezmienne pozostają jedynie postaci Tonto i Lothara - dwóch robotów, między którymi snuje się opowieść o historii rodu Metabaronów. Zresztą jest to opowieść coraz mniej strawna, bo z albumu na album toczona jest coraz paskudniejszym językiem. Wprawdzie tym razem nie natknąłem się na żadną "spedaloną kupę złomu", czy jak to tam było, ale mimo wszystko nie mogę się pozbyć wrażenia, że tłumacz niezbyt fortunnie wybrnął z boju z oryginalnym tekstem. Bez względu na to, jak poszczególne kwestie brzmią w oryginale, przy odrobinie wyobraźni można by z tego zrobić naprawdę zręczne dziełko. Tymczasem otrzymujemy mało czytelny bełkot, w dodatku nie najwyższych lotów jeśli chodzi o kulturę języka. Ale dość o tym.

"Prababka Oda" opowiada nam oczywiście historię kolejnego pokolenia Metabaronów, choć w sposób dość pokrętny. Po pierwsze, tytułowa Oda nie jest do końca tylko Odą, aczkolwiek nie chciałbym zdradzać kim jeszcze. Ponadto widzimy tu niemały konflikt w łonie rodziny, przez co Aghnar, którego szczegółowo dotyczył poprzedni album, nie miał kontaktu ze swym dzieckiem przez bardzo długie lata. w pewnym sensie zapewne odzyska go w następnej części - "Dziadku Stalogłowym", przy czym skutek tego kontaktu jest łatwy do przewidzenia. W końcu, wojownik, aby zostać Metabaronem musi w pojedynku pokonać i zabić swego ojca. Przynajmniej tym razem obu będzie łatwiej...

"Prababka Oda" opowiedziana jest z tym samym rozmachem, jak wszystkie inne historie wymyślone przez Jodorovsky'ego i jest niemniej od pozostałych zakręcona. Trudno się oprzeć wrażeniu, że podczas tworzenia tej serii (oj, nie tylko tej, nie tylko...) Jodorovsky nie stronił od kontaktów z substancjami powszechnie uznawanymi za nielegalne. Ale może to tylko takie wrażenie, w końcu, niezbadane są ścieżki ludzkiej wyobraźni. Na pewno jest to pozycja skierowana do miłośników bardzo hard SF, mocno wyczuwalna jest również fascynacja "Diuną" Franka Herberta. Nie zapominajmy, że to właśnie Jodorovsky (również aktor, dramaturg i reżyser) planował dokonać monumentalnej ekranizacji tej powieści, czego w końcu dokonał David Lynch. Jego komiksy cechuje więc duża widowiskowość i rozmach. Juan Gimenez w tę stylistykę wpisuje się wręcz doskonale. I, pomimo moich licznych uwag krytycznych i zastrzeżeń, jest to zdecydowanie jeden z ciekawszych komiksów wydawanych obecnie w Polsce.

 

Konrad Bańkowski

 

Kasta Metabaronów. Prababka Oda

Scenariusz: Alexandro Jodorovsky

Rysunki: Juan Gimenez

Egmont, 2003

Cena: 18,90





Komiks

Graal, orgia i detektywi

 

Nazwisko Gartha Ennisa pojawiło się już w kilku recenzjach zamieszczonych na tych łamach. Bez wyjątku towarzyszyło im zastrzeżenie "Tylko dla dorosłych". W przypadku "Kaznodziei" należałoby to jeszcze podnieść do kwadratu. "Kaznodzieja" jest jedną z najostrzejszych serii komiksowych na naszym rynku. Zarówno ze względu na język, pomysły fabularne, jak i same ilustracje. Cóż, taki już urok Ennisa, że musi być krwawo, "po męsku" i ze sporą dozą niekontrolowanego szaleństwa. No, może nie aż tak bardzo niekontrolowanego, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, niemniej "Kaznodzieja" to nie Garfield, nie dla każdego się nada.

"Łowcy" to czwarty album historii niecodziennego kaznodziei Jesse Custera, pierwszy po zakończeniu wątku dotyczącego jego makabrycznej rodzinki. Trzeba przyznać, że intryga się zagęszcza, do akcji wkracza tu tajna organizacja Graal, która (jak wszystko w tej serii) mając silne chrześcijańskie korzenie, świętością, ani nawet moralnością nie grzeszy. Za to grzeszy wieloma innymi rzeczami, od ogólnoświatowych spisków poczynając, na kontaktach Herr Starra (choćby i mimowolnych) z seksualnymi detektywami, którzy w określonych sytuacjach ochoczo wznoszą okrzyki w guście: "Czas na anal!", kończąc. Tja... "Kaznodzieja" nie jest lekturą dla posłów Ligi Polskich Rodzin. Ja, jakkolwiek by to o mnie źle świadczyło, każdy kolejny album tego cyklu witam z gorącym wyczekiwaniem. Za każdym razem powtarzam sobie - już dalej się nie posuną i za każdym razem twórcy "Kaznodziei" dają radę mnie zaskoczyć. Ot, choćby kimś takim jak Jesus de Sade, albo wspomniani detektywi... W "Łowcach" z dodatkową przyjemnością powitałem powrót do serii Cassidy'ego - irlandzkiego wampira. Na swój perwersyjny sposób facet wzbudza sympatię. Oczywiście, historie tego typu trzeba lubić, inaczej odbiór jest prawie niemożliwy. Potok bluzgów i wulgaryzmów rzeczywiście razi, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to problem tłumaczenia. Bo w końcu, czy kogokolwiek z nas są w stanie zbulwersować gęste "fucki" w dowolnym amerykańskim filmie? Z "Kaznodzieją" jest podobnie, dodatkowo w dalszym ciągu pokutuje wśród wielu z nas przeświadczenie, że komiks jest rozrywką miłą, lekką i przyjemną. No cóż, nie każdy, a do takiego charakteru powoli przyzwyczajają nas tytuły pochodzące ze stajni Vertigo - imprintu DC Comics. Na koniec słów jeszcze kilka o stronie wizualnej, która jak dla mnie jest zdecydowanie tą słabszą stroną "Kaznodziei". Mnie osobiście rysunki Steve'a Dillona nie powalają, zresztą tak samo jak okładki Glenna Fabry. Krew, luzowane kończyny i uwolnione na powietrze mózgi wyglądają faktycznie dość sugestywnie, ale to samo chciałbym jeszcze powiedzieć o bohaterach, a tego z czystym sumieniem zrobić nie mogę.

 

Konrad Bańkowski

 

Kaznodzieja. Łowcy

Scenariusz: Garth Ennis

Rysunki: Steve Dillon

Okładki: Glenn Fabry

Egmont, 2003

Cena 24,90







Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkursy
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Wywiad numeru
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Tomasz Pacyński
W. Świdziniewski
Konrad Bańkowski
Idaho
Piotr Schmidtke
Taka Naka
Ostuda, Bańkowski
Paweł Laudański
Krzysztof Kochański
Kot
Andrzej Świech
Cezary Frąc
Grzegorz Buchwald
Ondřej Neff
Mariusz Czylok
Adam Cebula
RBD
W. Podrzucki
Jacek Piekara
Artur Baniewicz
Roger Zelazny
Instrukcja obsługi
Dawid Brykalski
 

Poprzednia 11 Następna