Fahrenheit nr 70 - styczeń 2o11
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Para-nauka i obok

<|<strona 12>|>

Stenografia - sztuka zapoznana

 

 

galeria

 

Garść wspomnień

Było to chyba w 1993 roku. Impreza u koleżanki, studentki Państwowego Studium Stenografii, Stenotypii i Języków Obcych (dziś ma to inną nazwę). Towarzystwo rozpełzło się po całym mieszkanku, dla mnie znalazł się kącik obok biurka. A na biurku elektryczna maszyna do pisania i kartki z dziwną liniaturą, zapisane jakimiś pętelkami, łuczkami, długimi, krótkimi...

– Nie dotykaj!!! – krzyk przerwał moje zaciekawienie.

– To chyba interesujące, co to jest? – zapytałem niewinnie – Czy to właśnie ta twoja stenografia?

– Tak, to jest przekleństwo nasze i krzyż pański, każą nam się tego uczyć bez sensu, zamiast dać jeszcze dwie godziny przy komputerach, a to przecież bez sensu...

Monolog ten trwał dłużej, a słowa „bez sensu” powtarzały się w nim nie raz. Koleżanka była z gatunku tych, którym wierzy się na słowo, więc nie pytałem więcej – przecież to bez sensu. A do tego strasznie trudne. Niepotrzebne. Bez sensu. A za oknem taka piękna pogoda...

Wróciłem do swoich zajęć i przez następne lata studiowania nie raz kląłem ból dłoni po szczególnie interesującym wykładzie lub seminarium. Pracę magisterską pisałem już techniką dwóch palców na komputerze, ale było to wiele lat później.

galeria

Przykład zapisu w Jednolitym Systemie Stenografii Polskiej

 

I nagle stare zainteresowanie wróciło. Znowu studiuję, znowu bolą mnie palce, znowu nie nadążam za wykładowcami, a moje notatki wyglądają, jakbym pisał je nogą, szczególnie te z końca wykładu. Tym razem jednak pod ręką mamy Internet, wujek Gugiel pomoże.

Wpisałem hasło „stenografia”. Wyskoczyło, jak dziś: hasło z Wikipedii, dosłownie dwa zdania – streszczenie z przedmowy do jakiegoś podręcznika. W odsyłaczach hasła „Tyron” i „tachygrafia”. Wynik drugi: fragment dyskusji z jakiegoś forum językolubów. Wynik trzeci – wreszcie jakieś omówienie, choć i tak dla mnie za krótkie. Wreszcie strony po włosku – ratunku! Przeszedłem na angielski, czyli „shorthand”- i zalała mnie powódź informacji. Od końca XVI wieku do końca II wojny światowej w krajach anglosaskich stworzono ponad czterysta sześćdziesiat różnych systemów stenograficznych! Wiele z nich, szczególnie tych najnowszych, jest zaprezentowanych na stronach internetowych i można je sobie obejrzeć, poczytać, spróbować zrozumieć intencje autora, wreszcie nauczyć się, bo komplet materiałów dostępny jest za darmo. Na temat polskich nie ma nic. Trzeba się udać na serwis aukcyjny i w dziale „Antykwariat” szukać podręczników do polskiej stenografii, żeby móc na własne oczy zobaczyć, z czym to się je.

Kupiłem podręcznik (z 1977 roku) polecony mi przez pewnego polskiego uczonego pracującego na uniwersytecie w Berlinie – Internet to jednak potęga! Zabrałem się za lekturę, naszykowałem nawet pliki kartek z zalecaną przez autora liniaturą. Niestety! Dla autora najpopularniejszego niegdyś w Polsce systemu stenograficznego jestem przypadkiem beznadziejnym – leworęczny i do tego bazgroli. W dawnych czasach mańkutów przyuczano do pisania prawą ręką, rózga to bardzo skuteczna metoda dydaktyczna.

galeria

Chińska stenografia czao-szu

 

Co robić? Rozbudzone zainteresowanie tajemniczą sztuką nie dawało mi zasnąć. Buszowałem po Internecie, mówiąc sobie „Spokojnie, człowieku, nie szalej, pozyskaj to, co możesz dostać za darmo, słomiany ogień to twoje drugie imię”. Nie pomogło. Katalog na dysku puchł od angielskich podręczników do systemów z ostatnich trzystu lat, zacząłem penetrować zasoby w innych językach, znaleźć cokolwiek, co się nada do użytku po polsku. Niestety! Polski wydaje się być najtrudniejszym językiem świata. Podobno lingwiści nie potrafią znaleźć w nim wielu słów, które można by uznać za „rdzennie polskie” – nasza mowa ojczysta jest samostojącym abstraktem, giętkim-niełamliwym szkieletem gramatycznych reguł, na którym nasi przodkowie od wieków i my sami teraz, wieszamy tak zwane naleciałości, wyrazy obce, obcojęzyczne i wszelkiego rodzaju neologizmy. Ledwo taki przyjmiemy za swój, już, nie słuchamy mądrych profesorów, tylko od razu zaczynamy deklinować: kakao, kaka-a, kakao, kakaem, kakale, kaka-o!

Pozostała jedna, ostatnia, ostateczna opcja: stworzyć taki system samemu. Ale nie samotnie. Dwóch nas jest, z fasonem, każdy robi to po swojemu, a ile z tym zabawy!

 

Trochę historii

Stenografia towarzyszy ludzkości od czasów wynalezienia pisma. Takiego prawdziwego, nie mam tu na myśli metod mnemotechnicznych, jak inkaskie kipu, czy azjatyckie muszelki. Około czterech tysięcy lat przed naszą erą pewien zapomniany artysta, zamiast jak bogowie kazali, malować obrazki, posłużył się symbolami, czyli takimi mocno uproszczonymi obrazkami. I zdołał przy pomocy tychże znaków przekazać abstrakcyjne pojęcia jak ruch, zmiana, czas, chodzić, mówić, pisać itp. Tak to się zaczęło. Historycy uważają, że miało to miejsce gdzieś w Egipcie albo Mezopotamii. Egipt wkrótce wyprzedził konkurencję, bo symbole zamieniły się w hieroglify, czyli bardzo skomplikowany, ale poddający się ścisłym regułom, zapis symboliczny na użytek uczonych kapłanów. W tym samym czasie do podobnych wniosków doszli Chińczycy, tworząc pismo podobne do krzaczków lub postrzępionych ptasich piórek. To już było podejście stenograficzne: zmienić dotychczasową metodę tak, żeby można było szybciej pisać. Lub stworzyć nową. W ten sposób, z symboli oznaczających całe słowa, pojawiły się znaki dla części słów – najczęściej były to głoski. Czasem sylaby, jak to miało miejsce w Indiach, a za nimi we wszystkich krajach pod ich kulturowym wpływem. Grecy i Fenicjanie najwięcej zarabiali na handlu z Egiptem, więc czerpali wzorce z piramid. Tak samo się rzeczy miały z alfabetem hebrajskim, który już w starożytności na stałe przyjął zasadę zapisu skrótowego, którą później do stenografii wdrożą Anglosasi.

galeria

Przykłady hieroglifów egipskich

 

Ponieważ zapis skrótowy służył do bieżących notatek, rzadko pojawiał się na trwałych nośnikach. Zachował się tzw. Kamień Akropolski, na którym widnieją tajemnicze znaczki przypisywane Ksenofontowi – uczniowi Sokratesa. Ten ponoć tak bardzo pragnął utrwalić mowy swojego mistrza, że aż wynalazł metodę zapisu stenograficznego, o wiele szybszego od greckiego alfabetu. Mistrzowi niewiele to pomogło, jego mowom także. A zatem i nie zachowało się więcej próbek tego systemu szybkiego pisania.

galeria

Grecka tachygrafia

 

Wkrótce nad basenem Morza Śródziemnego wyrósł nowy twór: Republika Rzymska. Cokolwiek by nie sądzić o Rzymianach, poważnie traktowali wszelkie kwestie formalne i prawne. Każdemu urzędnikowi towarzyszył sztab skrybów, których obowiązkiem było protokołowanie przebiegu procedur urzędowych, a także przemówień, oświadczeń i deklaracji. Stąd nazwano ich notariuszami. Oni także doświadczali bólu palców i nadgarstków, szczególnie, że wtedy jeszcze nie znano ergonomii, BHP ani kodeksu pracy. Nieraz musieli skrobać rysikami po swoich woskowych tabliczkach na stojąco, bez podparcia, w źle oświetlonych pomieszczeniach. A do tego często byli niewolnikami, zachęcanymi do pracy metodą raczej kija niż marchewki. Można zrozumieć, że mieli silną motywację, by ulżyć sobie w pracy. I tak, niejaki Enniusz Kwintus Gramatyk w I wieku p.n.e. zgromadził ponad tysiąc skrótów, które najczęściej spotkał w oryginalnych skryptach. Skrybowie, pisząc dokumenty, wymieniali się też sposobami na szybkie pisanie.

Za ojca stenografii uważa się jednak Marka Tuliusza Tyrona. Najpierw niewolnik, sekretarz, później wyzwoleniec i przyjaciel Marka Tuliusza Cycerona, stworzył pierwszy kompletny, sformalizowany system stenograficzny.

Proces Katyliny

 

Jest 63 rok p.n.e. Sala Senatu Ludu Rzymskiego szumi w oczekiwaniu. Ma się odbyć posiedzenie nad sprawą Katyliny, który właśnie przegrywa walkę o konsulat. Cyceron wychodzi na środek i daje znak. Na salę wkracza czterdziestu niewolników wyposażonych w tablety i stylusy, czyli drewniane tabliczki pokryte woskiem oraz kościane lub metalowe rysiki. Cała rozprawa, jej przebieg i wszystkie przemówienia, zostały zapisane, słowo po słowie. Senatorowie są pod wrażeniem. Wkrótce przy Senacie powstaje stałe biuro stenograficzne, którego prace złożą się na znane dziś Acta Senatus. To dzięki wysiłkom anonimowych notariuszy (Seneca nie był anonimowy) tak wiele nam dziś wiadomo o Starożytnym Rzymie.

galeria

Tachygrafowie w rzymskim senacie

 

Notae tironianae, czyli noty tyrońskie, składały się z kilku tysięcy symboli wywiedzionych od liter, oznaczających słowa lub całe pojęcia. Deklinację wprowadzało się poprzez drobne zmiany ich kształtu lub dodanie diakrytyku. W swoim szczytowym okresie, na początku naszej ery, posługiwały się nią rzymskie elity intelektualne, polityczne i gospodarcze, jak również – chrześcijanie, którzy używali ich do zapisywania świadectw męczeństwa.

galeria

Notae tironianae – noty tyrońskie

 

Konstantyn Wielki miał swoje własne biuro stenograficzne, a jego krewniak, Julian Apostata, znany z pracowitości, utrzymywał przy sobie tachygrafów przez całą dobę. Cesarz Dioklecjan sam był synem notariusza i założył ponad trzysta szkół stenografii w Cesarstwie. Noty tyrońskie towarzyszyły Europejczykom przez dwanaście wieków. Chwilowy w schyłkowym średniowieczu zanik mody na badania naukowe i piśmiennictwo spowodował, że zostały niemal zapomniane, choć z potrzeby notowania np. płomiennych przemówień znanych kaznodziejów, rodziły się w różnych miejscach metody skrótowego zapisu, przez co dziś możemy wyróżnić kilka dobrych sposobów znanych każdemu: doktor=dr (kontrakcja), inżynier=inż. (odcięcie, suspensja), Centralny Instytut Pełnej Estetyzacji Kończyn=CIPEK (skrótowanie głoskowe/literowe), Biuro Projektów Ciała i Psyche=BiProCiaPs (skrótowanie sylabowe), obie wymienione metody mają grecką nazwę „brachygrafia”, tudzież różne abrewiatury, czyli symbole skrótowe (np. „=„, „/”) oraz ligatury (Æ), czyli sklejki znaków, żeby się szybciej pisało.

galeria

Characterie Tymoteusza Brighta

 

Reformacja, wojna trzydziestoletnia, Kontrreformacja, zagrożenie ze strony Turcji Osmańskiej, epoka odkryć geograficznych rozgrzały Europę, która gwałtownie się rozgadała i rozdyskutowała. Protestanci splądrowali klasztory i dobrali się do pilnie strzeżonych bibliotek starodruków, wzrosła wymiana handlowa z Azją, a w Londynie wystawiać swoje sztuki zaczął William Szekspir. Ponieważ cieszyły się sporą popularnością, nie brakło chętnych, gotowych skopiować treść, by sprzedać ją teatrom na prowincji. Szczęśliwie dla tych pierwszych piratów (przepraszam, propagatorów kultury wysokiej) młody doktor medycyny i świeżo wyświęcony pastor Timothy Bright opublikował drukiem swój podręcznik pod tytułem „Characterie, an arte of shorte, swifte and secrete writing by Character invented by Timothe Bright, Doctor of Physics”, czyli „Literia, sztuka krótkiego, prędkiego i sekretnego pisania znakami wynaleziona przez Timothy Brighta, doktora nauk”. Choć dziś przypomina łamigłówkę, zdobyła przecież pewną popularność z racji szerokiego zasięgu słowa drukowanego. Wystarczyło stanąć na widowni i przestenografować treść prosto ze sceny. Tak zaczęła się ponowna kariera stenografii w Europie. Jej drugim znaczącym zastosowaniem było „nagrywanie” płomiennych przemówień znanych kaznodziejów – to protestanccy pastorzy pierwsi upomnieli się o prawa autorskie do głoszonego przez nich „słowa bożego”...

galeria

Aby ułatwić naukę stenografii autorzy wymyślali najróżniejsze sztuczki.

 

Dość powiedzieć, że od Timothy Brighta do dziś powstało, wedle obliczeń historyków, ponad czterysta sześćdziesiąt różnych systemów stenograficznych w samej tylko Wielkiej Brytanii. Europa kontynentalna, kiedy tylko opadł kurz po bitwach wojny trzydziestoletniej, z zapałem wzięła się za projektowanie swoich systemów – z początku metodą kopiowania od Anglików, ale szybko i tutaj też dokonano przełomowych wynalazków. Następne dwa stulecia to spokojne odkrywanie zasad rządzących językami ludzi i rozwijanie kolejnych metod szybkopisania. W środku tego okresu nauczał bodaj najczęściej kopiowany twórca systemu stenograficznego – Samuel Taylor. Jego metoda składała się zaledwie z dziewiętnastoznakowego alfabetu spółgłoskowego i kropek stawianych w strategicznych miejscach jako samogłoski. Było to wynikiem odwiecznej fascynacji Europejczyków tajemniczym pismem hebrajskim. Żydowscy rabini mieli, niegdyś tylko na swój użytek, specjalny zapis skrótowy, dziś nazywa się to alfabetem hebrajskim.

W XVII-XVIII wieku ludzie mieli hysia na punkcie Kabały, wielu uczonych znało hebrajską kursywę. Musiały na nich wywrzeć wrażenie oszczędność i wdzięk tych znaków. I tak ten alfabet posłużył jako tworzywo twórcom systemów stenograficznych, geometrycznych i graficznych pospołu. Pierwszy, u którego możemy stwierdzić silne wpływy hebrajszczyzny, to William Mason, który posłużył się kółeczkiem dla oddania litery „s”. Było to prawie sto lat przed Taylorem.

galeria

System stenograficzny Samuela Taylora

 

Samuel Taylor w swojej „Rozprawie w sprawie ustanowienia standardu uniwersalnego systemu Stenografii lub pisania skrótowego” odkrył po pierwsze, że znaczki stenograficzne można połączyć ze sformalizowaną techniką skrótowania w jedną metodę, po drugie, jako pierwszy wyartykułował marzenie wszystkich stenografów: aby powstał uniwersalny system stenograficzny, jeżeli nie dla wszystkich języków, to chociaż po jednym dla każdego. Wielość metod szybkopisania nie pozwalała na prowadzenie prostej korespondencji tą metodą, jeżeli każdy używał innego systemu. Życzenie jego spełniło się częściowo: na bazie systemu Taylora powstało mnóstwo adaptacji, na włoski (Delpino), francuski (Bertin, Prevost), niemiecki (Mosengeil), hiszpański (Marti), a za nimi też na rumuński, portugalski, szwedzki, polski (Saxe), węgierski oraz inne.

galeria

System stenograficzny Gabelsbergera

 

Kolejny przełom nadszedł razem z Rewolucją Przemysłową wieku XIX. Najpierw na kontynencie. W Bawarii objawił się, dziś powiedzielibyśmy „nerd”, bo jak nazwać schorowanego od czytania przy świecy mózgowca, który w zaciszu swego domostwa, zamiast spać, prowadzi szczegółowe badania nad notami tyrońskimi oraz współczesnymi systemami stenografii? Franciszek Ksawery Gabelsberger, sekretarz tajny w ministerstwie spraw wewnętrznych, w roku 1819 okazał pierwszemu zgromadzeniu sejmowemu Bawarii swoje projekty. Jego ideą było dopasowanie znaków pisma do fonetyki języka tak, aby pozostawały one ze sobą w związku – graficznym. Na przykład głoskę „i” uznał za wznoszącą, zatem na ten dźwięk pismo powinno się unosić, a wtedy samo „i” nie musi być oznaczane. Takoż „a”, jako dźwięk mocny, symbolizował silniejszym naciśnięciem pióra na papier, „e” łącznikiem poziomym (bo nie unosi ani nie opuszcza) itd. Znaki pisma tworzył na podobnej zasadzie, jak znaki powstały pisma tradycyjnego, aby utrzymać naturalne ruchy dłoni podczas stenografowania. Były jednak znacznie prostsze. Do tego dołożył mnóstwo znaków specjalnych na tzw. grupy zgłoskowe, np. „schr”, „schl”, „tsch” etc. i wreszcie metodę tworzenia znaków skrótowych dla najczęściej używanych słów. Tak narodziła się tzw. stenografia graficzna, czy też kursywna. Polskie systemy pochodzą w prostej lub krzywej linii od Gabelsbergera. Jego następcy nie zdołali dokonać żadnych istotniejszych wynalazków poza mieszaniem w kolejności, wymyśleniem paru nowych znaków oraz zmianą niektórych reguł pisania. Metoda stenografii graficznej zapanowała niemal niepodzielnie we wszystkich krajach na wschód od Renu.

galeria

Przykład pochodzącej od Gabelsbergera stenografii Karola Faulmanna

 

Tymczasem w Anglii swoją szkołę szybkopisania założył niejaki Izaak Pitman. Za namową przyjaciela, zamiast napisać kolejny podręcznik do metody Taylora, stworzył własny system i sprzedawał go możliwie najtaniej. W efekcie jeszcze za życia autora książka osiągnęła nakład sumaryczny kilku milionów egzemplarzy. W tym czasie poczta imperialna wprowadziła nową i nowatorską usługę: listy ze znaczkiem pocztowym w cenie pensa, czyli za grosik. Dostarczane wszędzie, dokąd tylko docierała poczta królewska, czyli w tamtych czasach prawie wszędzie. Wystarczyło podzielić lekcje na niewielkie porcje mieszczące się na kartce pocztowej i nagle wszystko stało się możliwe. W ten sposób powstał pierwszy kurs korespondencyjny o dużym zasięgu i niskiej cenie. Wkrótce rzesza bezinteresownych instruktorów systemu Pitmana poprawiała mniej zaawansowanym ich prace, a wszystko przez Penny Black krążące po całym globie. Izaak Pitman propagował swój system, jak dziś sprzedaje się markowe buty lub gumę do żucia: jako sposób na życie, metodę identyfikacji.

galeria

„Fahrenheit” wygenerowany komputerowo w brytyjskim systemie Pitmana

 

Bardziej jednak pasowałoby tutaj porównanie do rzeszy programistów Open Source – stenografię przedstawiano jako awangardę postępu, sposób na samodoskonalenie się, rozwój umysłu i, oczywiście, wielką oszczędność czasu w biznesie. Wszędzie, gdzie urzędowym językiem był angielski, zakładano kluby Pen-Pals, miłośników stenografii, którzy ze sobą korespondowali, z Afryki Południowej do Indii, z Antyli do Hongkongu, z Ameryki do Australii. Brat Izaaka stenografował rozprawy sądowe morderców Abrahama Lincolna, czym rozsławił system w Stanach Zjednoczonych i na przeszło pół wieku zapewnił mu supremację w tym kraju.

galeria

Przykład zapisu w systemie Pitmana

 

Jako purytański perfekcjonista, Izaak Pitman do końca życia ulepszał swój system. Tradycja ta przetrwała i później, choć następcy grupowali zmiany w duże edycje, z których ostatnią, o proroczej nazwie „Pitman 2000”, opublikowano w latach siedemdziesiątych XX wieku. Jednak ciągłe poprawki w systemie męczyły użytkowników (skąd my to znamy?), wymagały przytomności i stałej gotowości do nauki. W związku z tym, kiedy tylko nadarzyła się okazja, praktyczni Amerykanie wybrali inny system stenograficzny, który co najmniej dorównywał Pitmanowskiemu.

galeria

„Fahrenheit” wygenerowany komputerowo w amerykańskim systemie Gregga

 

W 1893 roku na nabrzeżu bostońskiego portu, z kwotą stu trzydziestu dolarów za sprzedaż swojej szkółki stenograficznej w Liverpoolu, wylądował młody Irlandczyk, John Robert Gregg. Przyjechał bronić swoich praw autorskich do zdobywającego coraz szerszą popularność systemu stenograficznego. Zgodnie ze schematem American Dream, po dziewięciu latach ciężkiej pracy miał już obywatelstwo amerykańskie i zarządzał dobrze prosperującą szkołą biznesu w Chicago, które wtedy było stolicą amerykańskiego przemysłu. W ciągu następnego dwudziestolecia niemal całkowicie wyparł system Pitmana i podbił nowe nisze rynkowe. Jego wydawnictwo, zajmujące się wydawaniem tylko materiałów szkoleniowych i podręczników do systemu zwanego skromnie „Stenografią Gregga”, urosło do biurowca w Nowym Jorku i filii w kilku innych stanach, a nakłady przekraczały pół miliona rocznie. Stowarzyszenie stenografów Gregga z certyfikatem prędkości pisania ponad stu słów na minutę (trochę wolniej niż mówi wykształcony Anglosas) liczyło znacznie ponad dwa miliony członków. W roku 1946 wszystkich adeptów systemu Gregga w USA liczono na ponad trzydzieści milionów! Stenografii tej nauczano na wszystkich amerykańskich uniwersytetach i w większości liceów. Sam autor zżymał się, że kuratoria nie chcą wprowadzić tego przedmiotu do podstawówek, gdzie nauka przychodziłaby łatwiej i w przyszłości kraj dysponowałby milionami pracowników, dla których stenografia byłaby tak samo naturalna, jak tak zwane pismo długie, czyli nasze tradycyjne literki. Uważał, że stenografujące gospodynie domowe zaoszczędziłyby mnóstwo roboczogodzin. Wydajność była wtedy najważniejszą mantrą Ameryki, więc jego argumenty przemawiały do wyobraźni. Od dwudziestu lat, jako człowiek bogaty i poważany, spędzał czas na powiększaniu swojej kolekcji podręczników stenografii wszystkich czasów i krajów. Przeznaczył również spore sumy na przetłumaczenie systemu Gregga na inne języki. W ten sposób podarował użyteczne narzędzie Filipińczykom, Hiszpanom, Afrykanerom, Hebrajczykom, jak również pośród wielu innych, Polakom. Podręcznik „Stenografja Gregga ze systemu amerykańskiego przełożył i do języka polskiego przystosował Józef Widzowski” wydana została w 1926 roku. Choć zapewne bardzo się przydała amerykańskiej Polonii (brak danych), nie zdobyła szerszej popularności w naszym kraju.

galeria

Przykład amerykańskiej stenografii systemu Gregga – pisane bez skrótów

 

Celebryci XIX wieku, artyści, uczeni, politycy, przekonani byli, że stenografia wkrótce wyprze pismo tradycyjne, którego rola sprowadzi się do uniwersalnego narzędzia wymiany danych między narodami oraz przechowywania informacji w długich okresach czasu. Karol Dickens, Wiktor Hugo, Juliusz Verne, Herbert George Wells, Bernard Shaw, Lew Tołstoj, Fiodor Dostojewski, Franz Kafka, John Steinbeck i wielu innych, pisali stenograficznie lub korzystali z usług stenografów.

 

Wątek polski

Wygląda na to, że albo na historii uczą nas nie tego, co trzeba, albo naprawdę tak było, że gdy w karczmach londyńskich Izaak Newton z Edmundem Halleyem raczyli się kakao i spędzali czas na dyskusjach o nowych pomysłach Leibnitza, to u nas uganiano się po Dzikich Polach za Tatarami i Kozakami. W każdym razie nic nie wiadomo, aby w czasach, gdy Samuel Pepys stenografował systemem Sheltona swoje słynne pamiętniki, u nas ktokolwiek zajmował się poważnie problemem szybkopisania.

Tymczasem Polacy mieli szansę zetknąć się ze stenografią dość wcześnie. W 1640 roku Jan Komeński, czyli Comenius, przesłał kasztelanowi chełmskiemu Zbigniewowi Gorajskiemu „książkę o stenografii, z którą zapoznał się w Anglii”. Należy domniemywać, że metoda szybkopisania w jakichś formach była dostępna nielicznym przedstawicielom naszych skromnych elit intelektualnych, czy to jako własna, prywatna metoda, czy też zagraniczna, używana w języku, dla którego została stworzona.

Bardzo możliwe, że pewne zapóźnienie, jakie miało miejsce w dziedzinie stenografii w Polsce związane było z faktem, że urzędowymi językami na tych terenach pozostawały w wieku XIX niemiecki i rosyjski, a wcześniej lingua franca był francuski. Zatem, jako że większość wykształconych Polaków władała tymi językami jak swoim własnym, woleli opanować odpowiednie dla nich systemy szybkopisania, jako przydatniejsze w tych warunkach. Mimo to pierwsze zanotowane próby stworzenia polskiego systemu datują się już na początek XIX wieku. W pamiętnikach Stanisława Augusta Poniatowskiego wydanych w Petersburgu znajduje się wzmianka o „logografach”. Wiadomo, że kurator oświaty w Wilnie, sławny mickiewiczowski Mikołaj Nowosilcow prześladował uczniów, u których znaleziono stenograficzne notatki, podejrzewając ich o tajemne pismo. Podejmowano nieudane próby adaptacji geometrycznych systemów stenograficznych, ale bez większego powodzenia. Dopiero w 1865 roku Józef Poliński, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, jako pierwszy z sukcesem dokonał przekładu niemieckiego systemu Gabelsbergera, korzystając z wcześniejszych osiągnięć czeskich. Autor przez następne pół wieku włożył wiele pracy w jego poprawianie i udoskonalanie. Jego spadkobiercy rozwijali i aktualizowali system aż do połowy lat osiemdziesiątych XX wieku.

galeria

Przykład zapisu w systemie Polińskiego

 

Na początku XX wieku w Polsce funkcjonowało już równocześnie kilkanaście różnych metod szybkopisania, wszystkie pochodzenia niemieckiego. Systemy geometryczne przegrały konkurencję stając się tylko ciekawostką. Wszyscy byli generalnie zgodni, że metoda geometryczna dysponuje zbyt małą ilością graficznego tworzywa, by stworzyć wystarczającą liczbę znaków dla oddania mowy polskiej w formie szybkiego pisma.

galeria

Stenografia Stefana Korbla

 

Po utworzeniu się nowego państwa polskiego zapotrzebowanie na stenografów piszących w naszym języku wzrosło. W parlamencie funkcjonowało biuro stenograficzne, którego pracownicy używali najczęściej metody Stolze-Gumińskiego. W większych miastach działały szkoły handlowe. Na terenach byłego zaboru austriackiego królował system Stefana Korbla, nauczany także w wielu gimnazjach. System Polińskiego stopniowo zdobywał przewagę w całym kraju. Nauczano stenografii głównie w szkołach zawodowych i handlowych. Choć absolwentów kursów szybkopisania można było liczyć w tysiącach, stenografia w Polsce pozostała zjawiskiem marginalnym, szczególnie jeżeli porównać jej popularność z krajami anglosaskimi, czy choćby z Niemcami. Sztuka ta nigdy nie weszła w modę wśród ludzi wykształconych, przeważnie traktowano ją jak narzędzie dla pracowników średniego i niskiego szczebla administracji, którzy posługiwali się nim jak szewc kopytem – bez zaangażowania i pasji.

II wojna światowa przerwała rozwój stenografii w Polsce. Na krótko pojawiły się podręczniki do systemów niemieckich, jakby spodziewano się, że okupacja potrwa dłużej. Po zajęciu kraju przez Sowietów znaleźliśmy się pod rządami systemu, który dążył do kontroli nad praktycznie wszystkimi obszarami życia. Czynił to na dłuższą metę przez rozbudowę do niesłychanych rozmiarów biurokratycznego aparatu zarządzania. Zalety stenografii doceniono w Sowietach zaraz po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej, kiedy odtrąbiono zakończenie komunizmu wojennego i można było zająć się umacnianiem zdobytych pozycji. W Polsce zatem, podobnie jak trzydzieści lat wcześniej w Związku Sowieckim, przystąpiono do budowy korpusu kadr robotników stenografii. W ramach programu unifikacyjnego dokonano adaptacji sowieckiej metody Sokołowa na języki demoludów, w tym polski, gdzie nazwano ją Jednolitym Systemem Stenografii Polskiej, potocznie zaś Łazarską od nazwiska małżeństwa autorów, lub po prostu sowiecką. System ten wykładano w szkołach zawodowych ekonomicznych i urzędniczych. Znowu pominięto szkoły wyższe. Dziś jeszcze naucza się go w szkole dla supersekretarek w Warszawie, przy ulicy Ogrodowej.

 

Stenografia dziś

W pierwszej połowie XX wieku stenografia osiągnęła zenit popularności. W wielu krajach sztuki szybkopisania nauczano w szkołach powszechnych jako obowiązkowego przedmiotu, np. we Włoszech, w Bułgarii, a także w Bawarii, przez co do grona stenografów można zaliczyć też Heinricha Himmlera. Wkrótce po II wojnie światowej jednak rozpoczął się stopniowy spadek popularności. Niektórzy winią komputery i Internet, ale nie widzę tu ścisłej korelacji czasowej. Przeglądając internetowe dyskusje i korespondując z fachowcami z całego świata, mogę stwierdzić tylko, że stenografia jest w stopniowym zaniku, bez względu na miejsce. Proces ten rozpoczął się w ostatnim półwieczu.

galeria

Francuska stenografia Conen de Prepean

 

Na płaszczyźnie zawodowej stenografia zależna jest ściśle od lokalnych uwarunkowań prawnych i biznesowych; np. w Wielkiej Brytanii i Commonwealth wciąż tysiące studentów dziennikarstwa zdaje egzaminy z dość interesującego systemu Teeline – ponieważ w wielu miejscach nagrywanie jest prawnie zabronione, a stenogram, w przeciwieństwie do zapisu dźwiękowego, jest tradycyjnie uważany za dowód w sądzie. Wiele gazet w ogóle tam nie chce rozmawiać z kandydatem bez certyfikatu kompetencji w Teeline. W Brazylii wciąż działają biura stenograficzne przy parlamencie, radach stanowych i w większych miastach. W USA zatrudnia się stenografów w Kongresie, ale, podobnie jak w Polsce czy w Niemczech, ich rola sprowadza się do uzupełniania zapisu dźwiękowego o głosy z sali oraz ustalanie znaczenia bełkotliwie wypowiedzianych fragmentów. W niektórych firmach przetrwali też stenografowie w roli protokolantów zebrań zarządu. W Stanach Zjednoczonych stenografia odręczna została zastąpiona przez stenotypię, czyli szybkie klepanie w specjalną maszynę stenograficzną. Współczesne jej wersje produkują zapis wydarzenia wprost na monitor komputera. Podobne urządzenia znalazły już zastosowanie także we Francji, krajach hiszpańskojęzycznych i we Włoszech. W Niemczech od niedawna weszły do użytku, w Polsce jedna mała firemka boryka się z brakiem środków na wyprodukowanie prototypu. Stenotyp znalazł nowe zastosowanie stenografii: wielkie spędy korporacyjne, gdzie przemówienia rzucane są na ekran obok obrazu z kamer powiększających niewidocznego z ostatnich rzędów prelegenta.

galeria

„Fahrenheit” wygenerowany komputerowo w niemieckim systemie DEK

 

Zgodnie z moim rozeznaniem, w Polsce pozostaje kilkunastu aktywnych stenografów, głównie starszych pań pracujących dorywczo w Parlamencie oraz trudna do ustalenia grupa osób, które sztukę posiadły, ale nigdy jej na serio nie używały.

 

Trochę teorii

W stenografii chodzi zasadniczo o to, żeby móc pisać jak najszybciej, jak najmniej przy tym męcząc rękę. Aby ten cel osiągnąć, pochylić się trzeba nad właściwościami pisma i języka. Przykłady tłumaczeń systemu Gregga pokazują, że choć do pewnego stopnia można zaadaptować obcy system stenograficzny, nie zmieniając jego reguł, to pisanie nim będzie przypominało chodzenie w zbyt ciasnych butach – da się, ale boli troszeczkę. Zatem stenografię szyje się możliwie dokładnie pod wymiar danego języka.

W angielskim istnieje pojęcie języka pisanego, jako czegoś więcej niż tylko prostej reprezentacji słowa mówionego – i słusznie. Każdy przytomny czytelnik zauważy, że język pisany znacząco różni się od mówionego – np. nie występują w nim tzw. „przecinki”, jąkanie się, znaczące chrząkanie, niedokończone zdania itp, a już z pewnością nie znajdziemy w nim mowy ciała.

Zgodnie z nowoczesną nomenklaturą niemiecką, stenografię dzieli się na debatową, zwaną też parlamentarną, czyli szybką (Redeschrift), lub korespondencyjną, zwaną też kupiecką, lub notatkową (Verkehrschrift).

galeria

Porównanie niemieckiej stenografii parlamentarnej i notatkowej

 

W pierwszej, jak łatwo się domyślić, chodzi rzeczywiście o jak najszybszy zapis bieżącej mowy, nieraz płynącej od kilku dyskutantów niemal równocześnie. Sztuką tą trudnią się wykwalifikowani zawodowcy, zdolni stenografować dwu- i trzykrotnie szybciej niż ktokolwiek zdolny jest mówić. Dla dokładności, uważa się, że przeciętne tempo mowy w języku polskim to 120-180 sylab na minutę. Średnia prędkość czytania wynosi 300-400 sylab na minutę (dotyczy ludzi, którzy dużo czytają). W 1977 roku Maria Chruściewicz z Warszawy pisała z prędkością 440 zgłosek na minutę. Na zawodach w 2009 roku najlepszy rezultat uzyskała Laura Brewer z prędkością 391 zgłosek na minutę (około 977 znaków na minutę). Ostatni rekord świata należy do Chorwata Josipa Hanjsa, który w 2007 roku stenografował z prędkością 497 sylab na minutę. To znaczy, zapisywał tekst z prędkością około dwudziestu tradycyjnych liter na sekundę. Nie da się z taką prędkością stawiać nawet znaków sylabowych, zatem stenografia parlamentarna obfituje oczywiście w ogromną liczbę skrótów oraz tzw. abrewiatur, czyli specjalnie zaprojektowanych znaków dla danego słowa, związku frazeologicznego, a nawet zdania. Często są to symbole niestenograficzne, czyli niewynikające wprost z graficznego tworzywa danego systemu. Wiele z nich stenografowie tworzą na własny użytek czyniąc swój zapis nieczytelnym dla innych.

Mogę tu przytoczyć anegdotę, którą usłyszałem od pewnej stenografki: jej nauczycielka na słowo „przedsięwzięcie” posługiwała się znakiem wyglądającym jak połączone dwa obszerne, głębokie łuki skierowane brzuchami w dół. Zapytana o pochodzenie tego symbolu, pokazała na swoje piersi, przypominając jedno z gwarowych określeń na tę część kobiecej urody.

galeria

Tak można zapisać "przedsięwzięcie"

 

Stenografią parlamentarną parają się oczywiście wykwalifikowani zawodowcy, na stałe zajmujący się zapisywaniem przemówień i debat. Nie da się utrzymać najwyższej sprawności bez ciągłych ćwiczeń, ta sztuka wymaga oddania podobnego do wirtuozerii w muzyce.

Stenografia korespondencyjna w założeniu służyć ma każdemu, kto chce przyspieszyć swoje notowanie. Z reguły tworzono ją na bazie podstawowego systemu parlamentarnego, rozwijając teorię i praktykę pisania podstawowymi znakami, a skróty ograniczając do najniezbędniejszego minimum najczęściej używanych wyrazów. Często owe zbiory skrótów są ubranżowione, tj. stenograf prawnik, a np. dziennikarz korzystają ze zbiorów łącznych, ale nie identycznych. Uważa się, że przeciętny adept stenografii korespondencyjnej powinien po pół roku uczciwej pracy, czyli podobnym wysiłku, jaki jest konieczny do opanowania podstaw gry na instrumencie muzycznym, pisać z prędkością 80-150 sylab na minutę, czyli w tempie uniwersyteckiego wykładu. Widełki związane są ze stopniem trudności zapisywanego tekstu, a wynikiem minimum jest podwojenie lub potrojenie prędkości pisania.

Niezaprzeczalną zaletą, o której należy wspomnieć przy opisie stenografii korespondencyjnej, jest możliwość pisania przez bardzo długi czas – pismo stenograficzne zostało tak zaprojektowane, aby ręka męczyła się możliwie jak najmniej. Jednocześnie ćwiczenia w szybkopisaniu rozwijają zdolności koncentracji, cierpliwości i wytrwałości, zatem i umysł mniej się męczy.

Abecadło stenograficzne, czyli tzw. tworzywo graficzne systemów podzielić można na geometryczne i graficzne, czyli kursywne.

galeria

Porównanie potencjału metody graficznej i geometrycznej

 

Pierwsze jest wynalazkiem anglosaskim i opiera się na przypisaniu literom lub fonemom znaków w postaci różnej wielkości prostych odcinków, łuków i kółek. W niektórych metodach stosuje się także symboliczne oznaczanie samogłosek kropkami, kreseczkami oraz innymi diakrytykami w określonym sąsiedztwie znaku. W systemach pitmanowskich stosuje się również pogrubienia kreski dla odróżnienia dźwięcznych od bezdźwięcznych. Priorytetem w projektowaniu znaków geometrycznych była zawsze krótkość: łuki, kółka, proste odcinki oraz kropki to najprostsze możliwe znaki, prościej się nie da. Żartobliwy opis nauki takiego systemu zamieścił Karol Dickens w „Davidzie Copperfieldzie”. Laicy na pierwszy rzut oka porównują stenogram geometryczny do pisma arabskiego lub hebrajskiego.

galeria

Stenogram autorstwa Karola Dickensa napisany systemem Gurney’a

 

Stenografia graficzna jest bliższa „pismu naturalnemu”, dlatego zwana jest też kursywną. W zasadzie została wymyślona dwa tysiące lat temu jeszcze przez rzymskich notariuszy, a dopiero później przetworzona i rozwinięta przez Gabelsbergera. Opiera się na poszukiwaniu form znakowych podobnych do znaków tradycyjnego pisma, ale o wiele prostszych, tak, aby były możliwie najwygodniejsze dla ręki pojedynczo i w połączeniach. Oznacza to, że podczas projektowania znaków autor na pierwszym miejscu stawiał wygodę, a dopiero na drugim jak najmniejszą liczbę kilometrów długości kreski, która składa się na zapis. Pisanie ma polegać mniej więcej na tym samym, do czego przywykliśmy w szkole. Jednocześnie obfituje w mnóstwo „wspomagaczy” typu wykorzystanie samych łączników między „literami” jako symboli samogłosek, tzw. znamię naciskowe, czyli pogrubienie kreski, a przede wszystkim ogromne możliwości tworzenia ligatur znakowych, a zatem i budowania znaków złożonych, pochodnych od znaków podstawowych, które wstawia się na miejsce difonemów (np. st, kt, tk, kr, tr, psz), trifonemów (np. str, strz, skr, skrz, spr, sprz), znacznie przyspiesza pisanie, zanim w ogóle wdroży się inne zasady, o których niżej.

galeria

Alfabet systemu Polińskiego

 

Pismo stenograficzne może być odbiciem (krzywym) pisma tradycyjnego, zwanego długim, czyli jego znaki będą odpowiednikami liter. Może też, co zawsze przynosi jakąś korzyść dla szybkości pisania, odwzorowywać uproszczoną fonetykę języka. Im ortografia danego języka bardziej archaiczna, tym korzyść tutaj może być większa. Zapis fonetyczny dla polskiego pozwala zapisać od 4% do 6% mniej znaków. Dla języka angielskiego różnica wynosi już około 40%. Jednak im fonetyka jest bardziej odległa od ortografii, tym trudniej się jej nauczyć. Projektant systemu musi zatem szczegółowo rozważyć metody. A do wyboru ma jeszcze sylabiczną i funkcjonalną. Pierwsza, jak łatwo się domyślić, polega na przyznawaniu znaków sylabom. Druga każe oznaczać funkcje wyrazów lub ich formy gramatyczne, np. „matka” = „kobieta” z diakrytykiem „dziecko”, „matki” = „matka” z symbolem liczby mnogiej. W rzeczywistości we wszystkich systemach wdrażano po trosze każdą z metod, zależnie od specyfiki języka i sposobu tworzenia znaku.

Ostatnią metodą stosowaną w stenografii, o której wspomnieć należy, jest skrót jako taki. Wymieniłem już wyżej podstawowe metody skracania: odcięcie, np. „p.poż.”, kontrakcja, np. „mgr, npl”, brachygrafia, np. „PKO, np., pt.”, abrewiacja i ligatura. Dodać tu należy jeszcze trzy typowo stenograficzne metody: skracanie po znakach, czyli (w każdym alfabecie inaczej) wykorzystywanie szczególnie korzystnych połączeń, oraz skracanie części mowy, np. najczęściej spotykanych końcówek i przedrostków, np. „-kolwiek, przeciw-, -roz-, -przez-, dokąd-”, rdzeni-tematów najczęściej spotykanych wyrazów, np. „jeden, wewnętrzny, wszystko, dzisiaj, samodzielny” i całych słów nieodmiennych, jak np. „chociaż, bodajże, bowiem, mianowicie, dotychczas, tylko”, oraz frazeogramy, czyli skróty całych związków frazeologicznych, np. „Panie Marszałku, Wysoka Izbo, w takim razie, w tym czasie, wobec czego, w związku z”.

galeria

Znaczniki skrótowe w systemie Polińskiego

 

W stenografii, szczególnie anglojęzycznej, razem z ukazaniem się w latach siedemdziesiątych XX wieku nowego systemu korespondencyjnego o nazwie Teeline, adresowanego głównie do dziennikarzy, rozwinęła się w pełni zasada skracania wystandaryzowanego. Oznacza to, że nie ma potrzeby uczenia się na pamięć tysięcy skrótów, lecz poszukuje się kilku, kilkunastu prostych, adekwatnych do języka metod, wedle których można się podjąć skracania wyrazów, żeby oszczędzić ręce i papier. Na razie w Internecie można łatwo znaleźć prezentacje takich systemów tylko dla angielskiego: Keyscript, Easyscript, Speedscript, oczywiście Teeline oraz inne. Niektóre z nich można łatwo użyć wraz z pismem stenograficznym i w ten sposób jeszcze zwiększyć prędkość zapisu.

galeria

Słowa piosenki „Yesterday” zapisane systemem Teeline

 

Zauważmy, że rozdzielono metody stenografowania przy pomocy specjalnie ułożonych alfabetów od zapisu skrótowego. Choć z historycznego punktu widzenia jest to krok wstecz, przecież wynikło z postępu technicznego, tj. pojawienia się na rynku elektrycznych maszyn do pisania, a wreszcie komputerów, które zależne są od łacińskiego abecadła i na razie nie dają możliwości innego stenografowania, jak tylko alfabetycznie.

 

Futurologia – ocalić od zapomnienia

Czy stenografia odręczna ma jeszcze przed sobą jakąś przyszłość? Szanse są marne, szczególnie w naszym kraju. Przestała być atutem przy poszukiwaniu pracy, zatem zauważyć ją mogą już tylko indywidualiści o specyficznych zainteresowaniach, ludzie pióra, dziennikarze i ewentualnie studenci, którzy wciąż przecież notują w zeszytach. Kiedy wreszcie nadejdzie ten z dawna oczekiwany elektroniczny papier, należy oczekiwać mody na względnie tanie tablety o funkcjonalności podobnej do rzymskich tabliczek woskowych, tylko trochę mądrzejsze. Cały czas cywilizacja boryka się z problemem szybkiego wprowadzania i odczytu danych. Może się okazać, że podręczny komputer w kształcie tabletu, rysik i umiejętność stenografii staną się znowu najszybszą metodą zapisu. My będziemy musieli tylko dane napisać na ekranie, a mądry program OCR przetworzy nasze bazgroły w piękną czcionkę Times. Jednak doświadczenie płynące z konfrontacji lektur science fiction i przemian rzeczywistości pokazuje, że wcale tak stać się nie musi. Jest to umiejętność trudna, wymagająca pilnej nauki i ćwiczeń, jak gra na instrumencie muzycznym, a chwała z niej nie taka wielka, jak z gitary elektrycznej, choć wyposażenie znacznie tańsze. Ostatecznie za sukces będzie można poczytać, jeżeli stenografia stanie w rzędzie obok tańców ludowych, śpiewów eskimoskich, czytania książek, czy gry w szachy – jako sztuka elitarna, wyzwolona, praktykowana dla niej samej, ale nie budząca zdziwienia i zapytań w rodzaju „Czo? Scenografia?”.

 

Autor artykułu w ramach ocalania od zapomnienia założył stronę www: http://www.stenografia.pl, na której stopniowo umieszcza wszystko, czego zdołał się na ten temat dowiedzieć, w także odsyłacze do stron w innych językach, grafik i filmów z pokazów stenografowania. Jednym z celów projektu jest opublikowanie na licencji Creative Commons podręcznika dla nowego polskiego systemu stenograficznego, dopasowanego do wymogów współczesności.

 


< 12 >