Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Barbara Ogłodzińska Literatura
<<<strona 30>>>

 

Sen kontrolowany

 

 

Było już ciemno, gdy kończyłam pracę, jeszcze to ostatnie ćwiczenie. Znów to siedzenie po godzinach, które to z rzędu. Niby człowiek więcej zarobi, ale zmęczenie też daje się we znaki. Już ósma, znowu w domu nic nie zrobię.

Czasami mam wszystkiego dosyć, dom, praca, praca, dom. Żeby, choć ktoś ulitował się nad tobą, docenił, ale gdzież tam. Tylko dziwi się każdy. Jak Ty wyglądasz? Wyjedź gdzieś, rzuć to wszystko, odpocznij. Dziwić, to ja się też potrafię.

Rozgoryczenie, aż rozsadzało mnie.

 

Ba, na złość zaczął padać deszcz, co tam padać – zaczęło lać jak z cebra. Boże, znowu nie wzięłam parasolki A to pech! A niech tam, mogę zmoknąć, byle się dostać jak najprędzej do domu. Może wziąć taksówkę? Kolejny wydatek. Pomyślałam o mężu i o dzieciach. Znowu będzie awantura w domu.

 

Jeszcze tylko zamknę drzwi. Ojej, zapomniałam zgasić to pudło. Rozległ się brzęk, to spadały próbówki z różnymi substancjami. Tyle się zdało podkładanie deseczki pod nogę od szafki laboratoryjnej.

 

O Boże, co ja narobiłam. Patrzyłam w osłupieniu jak mieszanina się zlewa ze sobą. Szybko podnosiłam potłuczone naczynka. Nagle wybuchł pożar. Dym szybko wypełniał pomieszczenie. Czułam, że tracę głowę. Ręce, nogi, miałam jak z waty. Chciałam chociażby zawołać kogoś na pomoc. Z gardła wydobył mi się jakiś bełkot. Zmęczenie ostatnich dni wydało owoce i powoli osuwałam się na szklistą podłogę.

 

Proszę pani, proszę pani, usłyszałam nagle jakiś głos, jak z prymitywnego automatu i poczułam zapach świeżości, tak jednak dziwnej, tak żywej, że podobnie jak ryba otwierałam usta, aby wchłonąć jej jak najwięcej. Nigdy przedtem nie spotkałam się z takim zapachem. A przecież byłam chemiczką. I to nie byle jaką chemiczką, ale zasługi jakoś mnie omijały. Koledzy podpisani pod wspólnymi projektami dziwnie jakoś wypływali na wierzch, byli chwaleni, obsypywani nagrodami, a ona – Szara mysz była do brudnej, żmudnej, analitycznej roboty.

 

Zapach dodawał mi sił. Chciało mi się tańczyć, byłam lekka. Zapominałam szybko o swoich zmartwieniach. Traciłam poczucie czasu i miejsca gdzie się znajdowałam. Było mi dobrze, bardzo dobrze i gdyby nie ten monotonny, dobywający się ze wszystkich stron : proszę pani, proszę pani – głos bez żadnego zabarwienia, jak z automatu. Cóż mnie mógł obchodzić jakiś głos.

Nagle z otaczającej ją przestrzeni wynurzył się człowiek. Nie zareagowałam, było mi zupełnie obojętne wszystko co działo się poza mną. Nigdy nie czułam się tak odprężona i jakaś nieobecna. Chyba tylko we śnie.

Człowiek przysunął się do mnie bliżej, wziął mnie za rękę. Zdziwiłam się, gdyż nie poczułam tego dotyku, chociaż wyraźnie to widziałam. Zapach stawał coraz bardziej intensywny. Proszę pani, proszę pójść za mną. Szłam za nim i ostatkami pamięci dziwiłam się temu. Potem przestałam się dziwić czemukolwiek.

 

Zapach, który mnie tak orzeźwiał był coraz silniejszy i dochodził z kierunku, w którym byłam prowadzona przez tego człowieka. Człowieka? Nie byłam do końca tego pewna, człowiek, czy duch, nie umiałam też określić jego płci. Był jakiś taki rozmazany, przy tym jakiś gąbczasty, galaretowaty. A zresztą, co mnie to obchodziło. Nie miałam uczucia strachu, czy czegoś podobnego, szłam bezwolna i było mi dobrze.

 

Nie tylko zapach był silniejszy, ale i powietrze gęstniało wokół mnie coraz bardziej, mimo tego było całkiem przejrzyste. Galaretowaty człowieczek zupełnie wsiąkł w nie. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że znajduję się na coraz to większej wysokości nad Ziemią.

 

Nie bałam się jednak. Oglądałam jak na filmie wspaniałe widoki. Złociste lampy zaznaczały kontury miasta. Wznosiła się coraz wyżej tak, że po chwili widziała już tylko olbrzymią kulę, która malała i stawała się z każdą chwilą mniejsza. Oczom jej ukazały się miliardy gwiazd, a Ziemia – ledwo rozpoznawała tę gwiazdę.

 

Nagle doznałam uczucia, że coś się zatrzymało, czułam, że zapadam w sen, sen jakiś dziwny, jakby kontrolowany. Zaczęły mi się jawić dni spędzone w dzieciństwie. Z całą wyrazistością, jakby na taśmie nagrane doznane przeżycia. Byłam jednocześnie tę samą dorosłą osobą. Ale odczucia przeżywane na tej swoistej taśmie były jak żywe. To nieprawdopodobne. Byłam tam i tu. W dwóch osobach jednocześnie.

I od początku, byłam malutkim dzidziusiem, potem raczkowała, zaczęła chodzić. To przecież ona zasypiałam przytulona między rodzicami. Przeżywałam i przypominałam sobie te wszystkie zabawki i zabawy. Historie wesołe i smutne. Czasami, mówiłam razem ze sobą ( ale dzieckiem) jakiś wierszyk, czy śpiewałam piosenkę. Przychodziło mi to z taką łatwością i nawet jej głos brzmiał podobnie.

 

Patrzyłam na swoje przeżycia z niejako dwóch punktów jednocześnie: dziecka i osoby dorosłej ( niej samej ).

Dokonywałam jednoczesnej analizy ( okazało się, że popełniam, te same błędy wychowawcze – co moja matka ). I widziałam reakcję dziecka, które się niejednokrotnie buntowało. Czułam i rozumiałam więcej niż się mojej matce wydawało. Byłam ciekawa świata i często wsadzałam nos, nie tam gdzie trzeba. Uparta, rozkapryszona. Jaka byłam podobna do moich obecnych dzieci.

Widziałam swoją matkę, która również ciężko pracowała i nie miała wystarczająco dużo czasu na rozmowę i wychowywanie dzieci. Patrzyłam na nią z niewysłowiona miłością i wdzięcznością. Na jej starania, na pracę ponad jej wątłe siły. I tak jak ja. Z pracy do pracy w domu. Normalka. Teraz, świadomość tego, o czym doskonale wiedziałam. Przyrównywanie się do niej. Krysiu wynieś śmieci. Dobrze mamo i znowu nos w książkę. To samo miałam z córką, czy synem.

Nie mogłam oderwać ich od ulubionej gry, a to przeszedł kolega, a to lekcje, a to zapomniałam – zrobię jutro. Taka wyliczanka. Historia lubi się powtarzać. Widziałam to aż za dobrze. Przechodziłam ze śmiechu w płacz. Obrazy przesuwały się przed moimi oczyma. Szkoła, wychowawczyni, koleżanki, klasówki, przezwiska, pierwszy chłopak, ciężki plecak. Kolonie, matura – co ja ściągałam?. Tyle faktów zapomnianych i zapamiętanych inaczej. Te smaki i zapachy z dzieciństwa.          

Patrzyłam na ubogie nasze mieszkanie, na moje stroje po siostrze zresztą lub kupowane za duże, aby starczyły na dłużej. Patrzyłam również na moje zachowanie, łażenie po drzewach, ruinach, kąpiel w miejscach zakazanych. Aż dziw bierze, że jeszcze żyję. I te awantury z moimi dzieciakami, którym nie pozwalałam na wiele rzeczy. Odejdź od psa, bo Cię ugryzie. Nie kota w domu, dostaniesz jeszcze jakiejś alergii.       

Nie umyłaś owoców, rąk przed jedzeniem. A ja, pierwsza byłam u sąsiadów na drzewach owocowych, wpychałam jeszcze niezbyt dojrzałe czereśnie i inne owoce. Umorusana latałam po całych dniach. Mieszkanie też posprzątane było jakkolwiek, wystarczyło, że wyjrzałam przez okno, jak były koleżanki, koledzy to ja tam musiałam być również.

 

Doprawdy, była to równocześnie wspaniałą wycieczka w przeszłość, wspaniała refleksja i powtórka z życia. A moje dzieciaki, gdybym miała chociaż trochę z tych zabawek i książek, których teraz moje dzieci miały tyle, że można było by sklep założyć. I te możliwości, mogli chodzić do dowolnej szkoły, uczyć się dodatkowych przedmiotów, wyjeżdżać na szkolne wycieczki, kolonie, a nawet za granicę.

 

I jakoś nie umiały się w tym, swoim świecie znaleźć. Nic ich specjalnie nie cieszyło. Wszystko było normalne. Przecież wszyscy wyjeżdżają. I to, że naprawdę nie wszyscy, tylko kilku znajomych nie robiło różnicy. O czasy, o obyczaje! Wołałam w myślach.

Mimo tych wszystkich, miałam życie raczej udane. Wszystko się spełniało, tylko jakoś tak z opóźnieniem. Musiałam zawsze pomarzyć, poczekać. Nawet za mąż wyszłam już po trzydziestce. No a reszta fajna. Ale zawsze jakieś problemy, czy córka będzie wzorowa, czy dostanie się do odpowiedniej klasy, zdrowie dzieci, moje. Takie tam mało lub bardziej istotne, ale jak nie było tych wielkich, to każda sprawa urastała do rangi problemu. Załatwiona, przestawała nim być, jeśli nie to tkwiła jak drzazga w palcu, przypominając od czasu do czasu o sobie.

Nawet hobby wybrałam sobie fajne, spełniające mnie malowanie, pisanie i tworzenie w komputerze, a zresztą nie mogę się tak łatwo określić. A z komputerem wiecie to sami, zawsze coś było za wolne, za stare, zawieszało się takie tam drobiazgi, ale czasami powodowały chmurę na czole.

Doprawdy to była wspaniała refleksja i powtórka z życia. Powtórzyłam głośno. Na zakończenie tego niby filmu, bo przecież to nie był film tylko przeżywanie tego samego na nowo, odświeżenie pamięci. Gdybym mogła robić takie filmy, to tam na Ziemi zrobiłabym duże pieniądze. Sama bym chętnie obejrzała taki film o sobie kilka razy, pokazała go rodzinie.

Zapomniane rzeczy powróciły na nowo do pamięci. Miałam też wrażenie, że umiem więcej i pamiętam więcej. I tak było w istocie.

Przekonałam się o tym jednak dużo dużo później. Cała wiedza, wszystko co przeczytałam kiedykolwiek, posegregowane odpowiednio w pamięci, zajmowało tam teraz miejsce. Mogłam nawet z pamięci cytować książki, przeczytane onegdaj gazety. Mózg człowieka ponoć jest wykorzystany w małym stopniu. Mój mózg, mając wszystko dokładnie ułożone, powiązane zrobił to bez trudności. Ja wszakże w tym udziału nie brałam.

 

Bo właściwie, jak to jest z nauczaniem? Wiadomości, te same wiadomości tylko z niejakim rozszerzeniem przyswajamy sobie już od maleńkości. Tyle, że tak jak ja niegdyś czytałam o tym samym w wielu książkach, to informacja była poniekąd ta sama, ale zredagowana za pomocą innych słów czy środków wyrazu.

A u mnie zrobił się porządeczek, z całą masą odnośników, co gdzie i kiedy.

Zrozumiałam też, że miałam cholerne szczęście. Po pierwsze, to ze w ogóle żyję. Nawet ten ostatni pożar w laboratorium – jak się później przekonałam nic mi nie zrobił i powróciłam do zdrowia i pracy.

 

Zrozumiałam, że życie mimo różnych niepowodzeń, życie które upłynęło było piękne. Dopiero teraz mogłam to ocenić i poprawić błędy, zwłaszcza te moje wychowawcze z dziećmi

 

Umożliwiła pani. Usłyszałam nagle głos dochodzący do mnie jakby od środka, nie umiałam go zlokalizować. Umożliwiła nam pani lepsze poznanie Was ludzi. Mieliśmy o Was już wiele wiadomości, ale pani myślenie, takie analityczne, pozwoliło nam Was lepiej poznać. Tyle w Was sprzeczności. Nie umiecie panować nad swoimi myślami i czynami. Wasz Świat obraca się wokół pieniądza. Wszystko od niego zależy. ten Wasz Świat może być w jednej chwili obrócony w niwecz, przez grupę ludzi mających dostęp do kierowania Wami, kierujących się nie dobrem całej ludzkości, ale swoimi interesami, często nawet interesem jednostki czy rodziny.

Środowisko ziemskie jest zanieczyszczone ponad miarę. Wasza planeta Ziemia jak ją nazywacie to jedno wielkie wysypisko śmieci.

Próbowałam zaprzeczać, jednak wiedząc, że wie więcej ode mnie, rumieniłam się tylko, że on Przybysz z innej Planety ma o Ziemianach takie zdanie.

Macie na Ziemi jedną fajną jak mi się zdaje sprawę – miłość dwojga ludzi. Zjawisko to dla nas niepojęte, którego nie możemy sobie przetłumaczyć. Rozumiemy przywiązanie się zwierząt w celu poczęcia potomstwa. Lecz ludzie nawet jak się kochają, to albo sobie nie wierzą, albo ranią się bez powodu. Ludzie jednych kochają, drugich nienawidzą lub kochają i nienawidzą jednocześnie, w stosunku do innych są obojętni.

To dlatego, że my Ziemianie, nie umiemy czytać w myślach bliźniego, to wynika z niepewności i zapewnienia sobie lepszego jutra, na wypadek nieszczęścia, choroby, z chęci zapewnienia potomstwu dobrego życia.

Broniłam wytrwale Ziemian. Co wy nam zrobicie?. Zatrwożyłam się, gdyż w miejsce błogiej obojętności w czasie oglądania filmu o życiu – umyśl mój był wyjątkowo chłonny i jasny. Pojęłam, że muszą być wielką potęgą, skoro potrafili tyle.

– Nic Wam nie zrobimy, nie zamierzamy też osiedlać się na Ziemi, bo to jednak za daleka odległość od naszej macierzystej planety. I nie mamy takich potrzeb. Przynajmniej na pierwsze tysiąc lat, a potem się zobaczy.

– Proszę pani, proszę nie mówić o nas na Ziemi. Zresztą pamięć o nas będzie w Pani mózgu zatarta. Jesteśmy różni od Was Ziemian. Nie pozna Pani zresztą naszych zwyczajów, gdyż to jest jeszcze za wcześnie. Nie ogarnęłaby Pani tego wszystkiego. Nawet ja miałem trudności z poznaniem Ziemian. Mimo, iż mój zasób wiedzy i pojmowania jest wielki. Nikt by Pani zresztą w to nie uwierzył.

Wy gonicie za pieniędzmi i innymi materialnymi rzeczami, a jak już je osiągniecie, to Wam nie wystarcza i dalej gonicie za następnym czymś. I tak bez końca. Nie umiecie się cieszyć i docenić tego co posiadacie.

Proszę popatrzeć tzw. cywilizacja jest u nas daleko posunięta. U nas każdy może budować swój świat tak jak u was się buduje świat z klocków i zawsze mu klocków wystarczy. Tylko jest różnica. U was każdy chce mieć ten świat inny, lepszy, większy od drugiego i nie zawsze starcza mu klocków. Podpatruje drugiego i jak tylko może podstępem czy siłą odbiera jego klocki lub z zawiści burzy.

Zapomina przy tym o rodzinie innych ważnych dla rozwoju świata sprawach takich jak potomstwo. wychowanie zrzuca na jakieś żłobki, przedszkola czy szkołę.

Analiza, którą przeprowadziła pani przepatrując swoje życie, książki, gazety itp. – przydała się nam.

Rzeczywiście przesłuchiwałam się z jak wielka trafnością wyciągał wnioski.

Ideały, które dla pani jawią się doskonałością, my widzimy z drugiej strony, nie przyjmujemy nic tak bezkrytycznie.          

Bardzo ważną dla nas sporawą jest dbałość o Środowisko, jego mieszkańców. Nie ma u nas zawiści. Moglibyśmy wam pomóc i wam pomożemy – powiedział na me nieme zapytanie.

Pomożemy wam, ale tak, abyście nie mogli za wcześnie ingerować w nasze sprawy. Będziemy od czasu do czasu umożliwiać wam poznawanie odkrywczych dla Was rzeczy, ale musicie do nich dorosnąć.

Pani będzie jedną z wielu pionierów pokonujących drogę do nas. Pani wiedza, jest teraz dużo większa i usystematyzowana. Jednakże wiadomości – odkrycia pojawią się kolejno w miarę potrzeb.

Proszę spojrzeć na Ziemię. Oto laboratorium, miejsce Waszych licznych dokonań, miejsce w którym pani pracuje. Już ugaszono pożar. Patrzyłam i widziałam swoich kolegów, ich twarze jak na filmie. Twarze, które mówiły o nich wiele. Byli czymś bardzo zaaferowani. Rozprawiali o czymś gorąco. W rogu na służbowej kanapce leżała jakaś kobieta.

– Nie to niemożliwe! – To przecież byłam ja. Stał nade mną nasz oddziałowy lekarz. Był bardzo zdenerwowany, co chwilę ocierał pot z czoła.

 

– Proszę się im przyjrzeć. Znowu usłyszałam głos. W tej chwili grupa pani kolegów, komentuje odkrycie, które będzie stanowić przełom w energetyce. Odkrycie to będzie traktowane jako pani zasługa. Pozwoli na niemal całkowite oczyszczenie środowiska.

– I proszę spojrzeć na tę kobietę. Zapewne rozpoznała w niej pani siebie.

Koledzy zaabsorbowani odkryciem zupełnie zapomnieli o pani. Nikt oprócz lekarza nie interesuje się pani stanem, a znajduje się pani w stanie śmierci klinicznej. Tak to nazywacie, prawda? Nie obchodziło mnie już to co on mówił. Byłam teraz tam na dole, gdzie leżałam, a właściwie to leżało moje ciało, jak on się wyraził w stanie śmierci klinicznej.

 

Niech się pani uspokoi. Powiedział widząc moją trwogę. Niech się pani uspokoi. Zaraz odzyska pani, świadomość, będzie pani tak reagować jak przed działaniem naszego powietrza.

Zobaczyłam na srebrnym ekranie swoje nieruchome ciało, wszystko zaczęło we mnie dygotać, choć właściwie moja cielesne powłoka była tam na Ziemi.

Chciałam tam być, wrócić, pomóc sobie. Spróbować siebie ożywić. To było okropne. Zwróciłam się w stronę czerwonej kuli, teraz zobaczyłam, że to była czerwona kula, która przemawiała do mnie przed chwilą. Ratujcie. Ratujcie mnie, chcę wrócić na Ziemię. Mi się ona bardzo podoba, ratujcie mnie, proszę was i zaniosłam się spazmatycznym płaczem.

 

Przypomniałam sobie ponownie, dom, dzieci, męża. To było nie do wytrzymania. Proszę, pozwólcie mi wrócić na Ziemię, proszę pozw... Tak jak rozpoczął się mój wybuch, nagle uspokoiłam się zupełnie, znowu poczułam ten orzeźwiający zapach. Powietrze zaczęło wokół mnie gęstnieć. Czerwona kula znowu przemówiła.

 

Wróci pani na Ziemię. Będzie pani sławna, nawet bardzo sławna. Niech pani wie, że odkrycie, które będzie pani przypisane może być użyte jako doskonałe źródło energii, może być użyte również w celach wojennych jako środek niszczący, środek silnego rażenia. Jak nim pokierujecie – Wasza sprawa, was Ziemian. Tak głęboko nie jesteśmy w stanie ingerować. Bądźcie jednak ostrożni. Bardzo ostrożni. I zacznijcie lepiej dbać o swoją planetę. Ta energia pozwoli i z łatwością wyeliminuje dotychczas stosowane środki do uzyskiwania energii. Ale bądźcie bardzo ostrożni....

 

-Otworzyła oczy! Ona żyje, będzie żyła. Doktor aż się zachłystywał z emocji.- To niemożliwe. Przed chwilą to była przecież śmierć kliniczna.

-Bądźcie ostrożni, bądźcie ostrożni.... powtarzałam. Ona coś mówi. Powiedział doktor. Wszyscy się przybliżyli do niej. Proszę nic nie mówić, pójdzie pani na urlop. To musiał być dla pani szok.- Gratulacje, nasze gratulacje. Odkrycie na skalę światową! Jesteśmy z pani bardzo dumni – Nic pani nie mówiła, że nad tym pracuje. Proszę się nie martwić, my się zajmiemy resztą. Będzie nam pani musiała zresztą pomóc, bo notatki uległy spaleniu.

 

-O jest karetka. Musimy panią zbadać w szpitali, musi pani wypocząć. – Co mi jest! Czy wszystko ze mną w porządku. Chyba tak, ale przez moment było z Panią bardzo krucho. Musiała pani być już jedną nogą w innym pewnie lepszym świecie. – Powiedział doktor.

 

-Przypominałam sobie jak przez mgłę to co mi się przydarzyło. I zdanie Przybysza. – Nikt pani w to nie uwierzy! – Bądźcie ostrożni, bądźcie ostrożni powtarzałam przez cały czas rozumiejąc jak wiele i jak mało ode mnie zależy. Lekarz mi wtórował – Niech się pani uspokoi, wszystko będzie w porządku, myśląc, że mam na myśli swój stan.

Proszę zawiadomić moja rodzinę. Moją rodzinę – wszystko co mam najdroższe.

 

W szpitalu dużo myślałam. Doszłam do wniosku, że odkrycie należy udostępnić całemu światu na raz. Żeby wszyscy je poznali i żeby nie było oporów wielkich Koncernów by je wprowadzić jak najszybciej. Zresztą tylko oni mają pieniądze. Trzeba to tak rozegrać, aby poczuli w tym dobry interes No i jak będą znali wszyscy, to chyba odpadnie groźba użycia tej energii jako broni. Nikt tak naprawdę nie chce samounicestwienia się. A do tego by doszło.. Zresztą muszę o tym pomyśleć jak tego uniknąć.

 

Miałam w sobie tyle siły, jak nigdy dotąd. Nie potrzebowałam wcale snu. Mój organizm jakoś się sam szybko regenerował. Lecz znając ludzi ukrywałam taki stan, wymyślając sobie od czasu do czasu wyimaginowane bóle i kładąc się w nocy do łóżka. Był to czas na przemyśliwanie. Nie byłam pewna ostatecznej ingerencji Przybyszów w mój organizm. Może zapisali coś we mnie na wszelki wypadek. Tego jednak nie mogłam wiedzieć. Intencje moje pozostały czyste. Wiele czasu poświęcałam rodzinie, ale bez zbytniej zaborczości. Pokazywałam im i prowadziłam tę drogą, która wydawała mi się najwłaściwsza.

 

Wiedziałam, że przekaże im całe dziedzictwo tego, co siedziało we mnie.

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 30 >