Niepolecanki
Moderator: RedAktorzy
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Hyhy, przypomniało mi się coś zabawnego. Siedzę sobie raz i przeglądam program tiwizyjny, a tu tekst o nowych "X-menach". Czytam podpis pod zdjęciem: "Hugh Jackman jako szlachetny Rosomak".
Pękłam ze śmiechu, ledwo mnie zszyli. Super, to brzmi dumnie i w zasadzie się zgadza, ale czy ktokolwiek i kiedykolwiek tłumaczył imię "Wolverine"?
Pękłam ze śmiechu, ledwo mnie zszyli. Super, to brzmi dumnie i w zasadzie się zgadza, ale czy ktokolwiek i kiedykolwiek tłumaczył imię "Wolverine"?
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Dobra, tłumaczyli - ale po co? Zwłaszcza teraz, te kilkanaście lat później, kiedy powszechnie w świadomości widzów i czytelników funkcjonuje oryginalne imię bohatera (IMHO, bo mogę się mylić, oczywiście). Wolverine to Wolverine i już. Storm ani Mystique jakoś autor tekstu nie przetłumaczył :-)
"Szlachetny Rosomak"... ROTFL
"Szlachetny Rosomak"... ROTFL
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Vodnique
- Ośmioł
- Posty: 639
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 15:44
Hehe, przypomniałem sobie, że na Polsacie tudzież TVP (jakoś rok temu leciała jedynka X-Men) przetłumaczyli imiona bohaterów, i to błędnie. Była więc "Burza", "Wilk" czy "Szelma". Masakra.Harna pisze:Wolverine to Wolverine i już. Storm ani Mystique jakoś autor tekstu nie przetłumaczył
Ale nieeee, w telewizjach ludzie nie pracują po znajomości, sami kompetentni :]
Dealing with bugs on a daily basis.
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Hyhy, widziałam i słyszałam :-] Bardzo zabawne, doprawdy.Vodnique pisze:Hehe, przypomniałem sobie, że na Polsacie tudzież TVP (jakoś rok temu leciała jedynka X-Men) przetłumaczyli imiona bohaterów, i to błędnie. Była więc "Burza", "Wilk" czy "Szelma". Masakra.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Obejrzałam dziś "Godsend". Ot, żeby podkład do nauki jakiś leciał, nie potrafię się skupić w ciszy. To chyba miał być horror. No cóż. Kiepska fabuła, naciągana jak roztopione krówki, bez klimatu, kiepskie aktorstwo (Roberta de Niro nie wyłączając), zakończenie jakieś takie... rozmyte, a wręcz rozwodnione. Lekki niesmak pozostał. Nie polecam, jeśli ktoś nie widział.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Iii, stare toto, na diwidi żem oglądała. Na pudełku napisali tak:
W wypadku ginie młody chłopiec, Adam. Jego rodzice nie dopuszczają do siebie myśli, że już nigdy się z nim nie zobaczą. Niedługo później zgłasza się do nich pewien tajemniczy ekspert, profesor (Robert de Niro) z propozycją udziału w nielegalnym eksperymencie klonowania. Rodzice Adama: Jessie i Paul (Rebecca Romijn-Stamos i Greg Kinnear) zgadzają się na zabieg. Adam wraca, ale wkrótce okazuje się, że nie jest tym samym młodym chłopcem.
Tadadadaaammm, powiało grozą. Opis o wiele ciekawszy od samego filmu :-]
W wypadku ginie młody chłopiec, Adam. Jego rodzice nie dopuszczają do siebie myśli, że już nigdy się z nim nie zobaczą. Niedługo później zgłasza się do nich pewien tajemniczy ekspert, profesor (Robert de Niro) z propozycją udziału w nielegalnym eksperymencie klonowania. Rodzice Adama: Jessie i Paul (Rebecca Romijn-Stamos i Greg Kinnear) zgadzają się na zabieg. Adam wraca, ale wkrótce okazuje się, że nie jest tym samym młodym chłopcem.
Tadadadaaammm, powiało grozą. Opis o wiele ciekawszy od samego filmu :-]
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- taki jeden tetrix
- Niezamężny
- Posty: 2048
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 20:16
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Opis producenta: W przypadkowej strzelaninie ginie dziecko. Załamani rodzice proszą o pomoc pewnego wojskowego naukowca, który próbuje przywrócić ich dziecku życie.
To chyba o jakimś innym filmie? Ani strzelaniny, ani wojska w "Godsend" nie ma :-) Reszta się zgadza - film koszmarny.
To chyba o jakimś innym filmie? Ani strzelaniny, ani wojska w "Godsend" nie ma :-) Reszta się zgadza - film koszmarny.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- taki jeden tetrix
- Niezamężny
- Posty: 2048
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 20:16
Nie wiem, nie oglądałem, z recenzjami zapoznałem się na szczęście zawczasu, ale to mogłoby sugerować, że nawet dystrybutor nie zdzierżył :DHarna pisze:To chyba o jakimś innym filmie? Ani strzelaniny, ani wojska w "Godsend" nie ma :-)
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
No, w to jestem w stanie uwierzyć :-)taki jeden tetrix pisze:ale to mogłoby sugerować, że nawet dystrybutor nie zdzierżył :D
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Lafcadio
- Nexus 6
- Posty: 3193
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57
UWAGA! NINIEJSZA RECENZJA BĘDZIE MIAŁA SPOILERY FILMU RETURNER. ZOSTAŁEŚ OSTRZEŻONY!
A jeszcze niedawno stwierdziłem, że nie będę nigdy narzekał na słabe filmy. Że wszystko da się wziąź na spokojnie. Otóż się nie da. Jest widać granica.
Obejrzałem syf, nie s-f, tylko syf. To miała być "japońska odpowiedź na Matriksa". Dostałem kopię scenariusza od Terminatora, gdzie autor chciał być oryginalny i zastąpił maszyny Obcymi. Rzecz jasna, aby być oryginalnym trzeba to jeszcze pociągnąć logicznie. Ale czegoś takiego jak rozum, jak widać, japońskim scenarzystom się nie wpaja. Ani umiejętności korzystania z niego. Dostałem do obejrzenia gówno pełne potknięć i błędów ze scenamy a'la Max Payne (brawa dla ludzi, którzy dbają o to, by to się podobało, chociaż to ładnie wygląda). Ogólnie chodzi o to, że w tej fabule, która jest tak kiczowata, że aż zęby bolą (dialogi drętwe i kiczowate, postacie drętwe i kiczowate, całość na schematach tak wytartych, że hoho!) autor chciał zrobić wartką akcję z happy-endem za wszelką cenę. Suspens słabiutki, a happy end gorszy od hollywoodzkich. Ogólnie zaczyna mi się wydawać, że amerykańska taktyka robienia rimejków nie jest zła. Przynajmniej nie produkują Returnerów :/
Wracając do filmu, to ma on w sobie przeróżne błędy z przeróżnych dziedzin. Przede wszystkim jest masa nielogiczności, a jak już coś jest logiczne to jest kiczowate. Choćby motyw podróży w czasie. Dziewczyna cofnęła się w czasie, i tutaj zaczynają się schody. Po skończonej misji główna bohaterka po prostu wraca do swojej epoki. Jakiej swojej? Jak wraca? Jej epoka nie istnieje! Została zmieniona, ona nie wróci do swojej epoki, bo tam wszystko jest inaczej. 82 lata w przyszłość. To są zmiany niewyobrażalne, mało prawdopodobne czy się w ogóle urodziła. W nowej przyszłości wszystko jest inne. Świat się zmienił, nie było wojny, nie było migracji ludności (a są na wojnie, są) i życia w gównie, bardzo możliwe, że rodzice głównej bohaterki mogli się nie spotkać, rozwój wydarzeń przez blisko 82 lata jest wręcz niewyobrażalny. Podobnio jak kto niby ma ją "cofnąć" z powrotem? Tutaj logika ta sama jak z nieistniejącą epoką. Autor scenariusza trzyma nas jednak pod koniec w niepewności czy jednak będzie to film inteligentny. Bo może ona zniknęła (żadnych portali, żadnego niczego, ona po prostu zaczęła prześwitywać i wróciła do siebie) na dobre, nie wróciła tylko wyparowała, bo się nie narodziła (jest taka teoria!). Otóż nie, ona wróciła, a potem jeszcze wróciła go uratować (swoją drogą: jeśli to ona upuściła wycinek z gazety, to skąd jej wcześniejsze ja, które wówczas spało, wiedziało o sprawie rozmawiając o tym z Miyamoto na motorku?) i wtedy zaczęła się gadka o "zakłócaniu czasoprzestrzenni", że niby brak, nie ma zmian (chociaż była, przecież zmieniła przyszłość ratując życie Miyamoto) i znowu wraca do siebie (tym razem efektywnie, przypuszczam, że poprzednim razem autor wykazał się znajomością szeregiem dzieł fantasy gdzie często mowa o jakiś równowagach w naturze, sęk w tym, że w przypadku nauki i płynącej z niej logiki to się nie zawsze trzyma kupy).
No i ci obcy. Jeden się rozbił i biedaczek trafił w ręce armii. Potem główna bohaterka nagle się zreflektowała, że nie do takich strzelali (zabawne, że jej to do głowy przyszło, takie deus ex machina dziwne i mało logiczne). Obcy potem odebrali swojego i sobie polecieli. Widać odkrycie i spotkanie nowej rozumnej rasy mieli głęboko w dupie. Ich zbójeckie prawo ;D
Nie mówiąc o transformersach. O ile Harrier był nawet przemyślany, o tyle Boeing nie bardzo.
Ech... Następnym razem obejrzę coś porządnęgo, przypuszczam, że nie japońskiego. Zaczynam się obawiać czy warto obejrzeć Cassherna, może gorszy...
PS. Dlaczego nie przyjąłem na interpretację? Początkowo myślałem, że się da. W jednej scenie gdzie widać coś na czyjejś szyi (a widać jak cholera!) nagle wszystko staje element zostaje zaznaczony (coby głupi widz widział coś co jest bardzo widoczne) i pojawia się napis "Look". Otóż nie da się domyślać. Film ma być przecież zrozumiały.
PS2. Nie widziałem jeszcze równie debilnego sf z Ameryki, o dziwo. Wygląda na to, że trzeba będzie nobilitować Jankesów, bo Skośnoocy zaczynają obsysać (z ang. suck) po całości.
PS3. I za co ja mam lubić Japończyków? Dzięki nim wracam na drogę malkontenctwa...
A jeszcze niedawno stwierdziłem, że nie będę nigdy narzekał na słabe filmy. Że wszystko da się wziąź na spokojnie. Otóż się nie da. Jest widać granica.
Obejrzałem syf, nie s-f, tylko syf. To miała być "japońska odpowiedź na Matriksa". Dostałem kopię scenariusza od Terminatora, gdzie autor chciał być oryginalny i zastąpił maszyny Obcymi. Rzecz jasna, aby być oryginalnym trzeba to jeszcze pociągnąć logicznie. Ale czegoś takiego jak rozum, jak widać, japońskim scenarzystom się nie wpaja. Ani umiejętności korzystania z niego. Dostałem do obejrzenia gówno pełne potknięć i błędów ze scenamy a'la Max Payne (brawa dla ludzi, którzy dbają o to, by to się podobało, chociaż to ładnie wygląda). Ogólnie chodzi o to, że w tej fabule, która jest tak kiczowata, że aż zęby bolą (dialogi drętwe i kiczowate, postacie drętwe i kiczowate, całość na schematach tak wytartych, że hoho!) autor chciał zrobić wartką akcję z happy-endem za wszelką cenę. Suspens słabiutki, a happy end gorszy od hollywoodzkich. Ogólnie zaczyna mi się wydawać, że amerykańska taktyka robienia rimejków nie jest zła. Przynajmniej nie produkują Returnerów :/
Wracając do filmu, to ma on w sobie przeróżne błędy z przeróżnych dziedzin. Przede wszystkim jest masa nielogiczności, a jak już coś jest logiczne to jest kiczowate. Choćby motyw podróży w czasie. Dziewczyna cofnęła się w czasie, i tutaj zaczynają się schody. Po skończonej misji główna bohaterka po prostu wraca do swojej epoki. Jakiej swojej? Jak wraca? Jej epoka nie istnieje! Została zmieniona, ona nie wróci do swojej epoki, bo tam wszystko jest inaczej. 82 lata w przyszłość. To są zmiany niewyobrażalne, mało prawdopodobne czy się w ogóle urodziła. W nowej przyszłości wszystko jest inne. Świat się zmienił, nie było wojny, nie było migracji ludności (a są na wojnie, są) i życia w gównie, bardzo możliwe, że rodzice głównej bohaterki mogli się nie spotkać, rozwój wydarzeń przez blisko 82 lata jest wręcz niewyobrażalny. Podobnio jak kto niby ma ją "cofnąć" z powrotem? Tutaj logika ta sama jak z nieistniejącą epoką. Autor scenariusza trzyma nas jednak pod koniec w niepewności czy jednak będzie to film inteligentny. Bo może ona zniknęła (żadnych portali, żadnego niczego, ona po prostu zaczęła prześwitywać i wróciła do siebie) na dobre, nie wróciła tylko wyparowała, bo się nie narodziła (jest taka teoria!). Otóż nie, ona wróciła, a potem jeszcze wróciła go uratować (swoją drogą: jeśli to ona upuściła wycinek z gazety, to skąd jej wcześniejsze ja, które wówczas spało, wiedziało o sprawie rozmawiając o tym z Miyamoto na motorku?) i wtedy zaczęła się gadka o "zakłócaniu czasoprzestrzenni", że niby brak, nie ma zmian (chociaż była, przecież zmieniła przyszłość ratując życie Miyamoto) i znowu wraca do siebie (tym razem efektywnie, przypuszczam, że poprzednim razem autor wykazał się znajomością szeregiem dzieł fantasy gdzie często mowa o jakiś równowagach w naturze, sęk w tym, że w przypadku nauki i płynącej z niej logiki to się nie zawsze trzyma kupy).
No i ci obcy. Jeden się rozbił i biedaczek trafił w ręce armii. Potem główna bohaterka nagle się zreflektowała, że nie do takich strzelali (zabawne, że jej to do głowy przyszło, takie deus ex machina dziwne i mało logiczne). Obcy potem odebrali swojego i sobie polecieli. Widać odkrycie i spotkanie nowej rozumnej rasy mieli głęboko w dupie. Ich zbójeckie prawo ;D
Nie mówiąc o transformersach. O ile Harrier był nawet przemyślany, o tyle Boeing nie bardzo.
Ech... Następnym razem obejrzę coś porządnęgo, przypuszczam, że nie japońskiego. Zaczynam się obawiać czy warto obejrzeć Cassherna, może gorszy...
PS. Dlaczego nie przyjąłem na interpretację? Początkowo myślałem, że się da. W jednej scenie gdzie widać coś na czyjejś szyi (a widać jak cholera!) nagle wszystko staje element zostaje zaznaczony (coby głupi widz widział coś co jest bardzo widoczne) i pojawia się napis "Look". Otóż nie da się domyślać. Film ma być przecież zrozumiały.
PS2. Nie widziałem jeszcze równie debilnego sf z Ameryki, o dziwo. Wygląda na to, że trzeba będzie nobilitować Jankesów, bo Skośnoocy zaczynają obsysać (z ang. suck) po całości.
PS3. I za co ja mam lubić Japończyków? Dzięki nim wracam na drogę malkontenctwa...
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.