Dzieua wybitne, dziecięciem będąc stworzone

Żale i radości wszystkich początkujących na niwie.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Soi
Psztymulec
Posty: 936
Rejestracja: ndz, 26 paź 2008 20:36
Płeć: Kobieta

Post autor: Soi »

ŻGC pisze:Adios, arcydzieło, powróć jako papier toaletowy.
Nieee, nie wyrzucaj goooo! Ja je przygarnę! ; )

edyta, bo klątwa i tak dalej...

Awatar użytkownika
Millenium Falcon
Saperka
Posty: 6212
Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27

Post autor: Millenium Falcon »

Za późno, polazł na stos makulatury. Ale zdradzę Ci, że na końcu Ole i laska imieniem Britta (ach, ta dorosłość, teraz mi się to imię tylko z filtrem do wody kojarzy... ;>) się hajtnęli. Jesper był bez szans.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Millenium Falcon pisze: Był ciepły, wiosenny dzień, ale Ole Paler nie dostrzegał jego uroków. Stawał się coraz bardziej zniecierpliwiony faktem, że wszystkie osoby, jakie spotkał w tej parafii uporczywie łączyły go z jakimiś Palerami z Kolonwej Alei.
Jak na 12 lat to bardzo, bardzo dobrze :)

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

No, niektórzy, po prawie dwóch dekadach, do dziś tak nie potrafią zdania sklecić. Złożenie się znaczy.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2632
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Millenium Falcon pisze:na końcu Ole i laska imieniem Britta (ach, ta dorosłość, teraz mi się to imię tylko z filtrem do wody kojarzy... ;>) się hajtnęli.
Eee, to ja niedorosła jestem. Ole i Britta kojarzą mi się od kopa z Dziećmi z Bullerbyn, jedynie i li.
A w temacie, to zastanawiam się, gdzie podział się popełniony w wieku lat siedmiu pierwszy rozdział mojego epickiego dzieła "Monika w krainie klocków". Po rozdziale pierwszym rozmyła mi się koncepcja, ponadto okazało się iż coś podobnego napisała już duuużo wcześniej pani Nesbit...
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Procella
Fargi
Posty: 320
Rejestracja: sob, 16 sty 2010 22:02

Post autor: Procella »

Pierwsze dzieUo literackie, poetyckie na dodatek, stworzyłam w wieku mniej wiecej 4-5 lat. Szło to tak:

Mam problem taki,
Dlaczego latają ptaki?
A ptaki dlatego latają,
Że skrzydełka mają.

EDIT: literówka.

Awatar użytkownika
Kornel_Mikołajczyk
Sepulka
Posty: 48
Rejestracja: sob, 16 lut 2008 10:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kornel_Mikołajczyk »

Procella pisze: Mam problem taki,
Dlaczego latają ptaki?
A ptaki dlatego latają,
Że skrzydełka mają.
O ja cię, świetny :) dzięki temu przypomniałem sobie, że ja to mam takich wierszy całe mnóstwo! Cały tomik by wyszedł. Jeden nawet pamiętam:

Dąb ma żołędzie
One są wszędzie
Spadają wciąż
W leśny gąszcz.

:)
"Miałem zamiar zmienić koszulkę, ale zamiast tego zmieniłem zamiar" - A. A. Milne.

Awatar użytkownika
TssC-23-N
Sepulka
Posty: 89
Rejestracja: śr, 20 sty 2010 21:31

Post autor: TssC-23-N »

Też pisałam jako szczyl wierszęta, ale spaliłam cały zeszyt, wraz z ozdabiającymi je rysunkami, bo mię coś szczeliło. A szkoda, ładna by była pamiątka. :(

Za to już jako dumna nastolatka bawiłam się w takie dziwadełka (zmniejszam tekst, bo jest go za dużo):



* * *

Rozejrzałam się. Ale ledwie zdążyłam się czemuś porządnie przypatrzeć, ohydny smród zwalił mnie z nóg. Gdy odzyskałam przytomność, zobaczyłam nad sobą twarz Generała A.
- To te trupy tak śmierdzą. Generał Dzikus ubiegł nas, przegraliśmy. Ja i mój adiutant ocaleliśmy tylko dzięki łasce generała Dzikusa. Ktoś musiał wam o tym powiedzieć, kapitanie Moderna.
- Tak jest! – dobiegł mnie z dala radosny ryk rzeczonego Dzikusa. – A teraz stracę ich w mękach! Ciebie zaś poproszę o klucz do nowego Dzieła! Mojego! To koniec, koniec starych form, to koniec Mistrza, bogów i gówna! Napiszesz to, albo umrzesz!
Ledwie ocucona, z trudem wiążę te słowa. Wtem ktoś kopie mnie w nogę. Unoszę się na łokciach i co widzę? Dzikich ze wszystkich stron, z włóczniami skierowanymi w moją stronę. Ponowne kopnięcie, tym razem w brzuch, w brzuch, w głowę, w krocze... Dosyć!
- Wiem, że wolisz umrzeć, ale to powolny proces. Oszczędzę ci bólu, jeśli zdradzisz mi Symbol.
- Nigdy, Dzikus.
- Mów!
Silny uścisk Dzikich krępuje mnie, Dzikus ściska mi podbródek. Gdzie Generał? Wrzeszczy, ciągną go gdzieś, razem z adiutantem, woła: „Dokąd mnie zabieracie, puśćcie!” Zniszczyli moje wojska, ale przecież nie Poemat! Do licha, pamiętam go czy nie? Może pamięć wystarczy... Dzikus uwalnia moją brodę, mogę mówić.
– „Pukają do drzwi, ha! Potępieńcy!/ Z tego świata i bez świata, /Z nicości /Widzisz brata, poznasz brata. /Krew z krwi, kość z kości.” Ta „nicość” jest znacząca. Dzikus uśmiecha się, ale zaraz potem robi podejrzliwą minę:
- Poddajesz się tak szybko? Eee, niemożliwe... A może to jakiś szyfr, co? I ja mam go zgadnąć? Lubię zagadki, ale tym razem zależy mi na czasie...
- Tak chłonny i przejrzysty umysł nie powinien mieć trudności z rozwiązaniem. Co jest nicością, Dzikus? No? – umyślnie wjeżdżam mu, jak to się mówi, na ambicję.
- Nic! Nicość to nicość, nic w niej nie ma! Zaraz, to tu nie ma żadnej treści? A ten brat, to kto? Och, bujdy! Nie ma brata, skoro w nicości nic nie ma, on nie mógł stamtąd przyjść! Idiotka! Lepiej zdradź Symbol, do diabła!
Ktoś mnie ściska w newralgicznym punkcie mojego ciała. Ale Dzikus nie jest już tak pewny siebie, jak przedtem. Nie przyzna się do niezrozumienia, nie poprosi mnie o odpowiedź, bo to ujawni jego niewiedzę. Tuman!
- Nicość, nicość... Brak Sedna Rzeczy... coś marnego... Vanitas vanitatum et omnia vanitas... Co, to chrześcijańskie jakieś? Tfu! To nie to! Nicość... Drobnomieszczańskie wartości... Bardzo możliwe..A to kto?
Usiłuję wyswobodzić się nieco, zadzieram głowę. Przyszła. Wspaniała, w czerwieni, z pióropuszem na głowie, wygląda na szanszonistkę, girlsę. Niedwuznacznie włożyła palec do ust, wyzywająco umalowanych, przekrzywiła główkę na bakier, spod kapelusika wysuwają się płomiennorude loczki. Czy Dzikus ją tu zaprosił? Wątpliwe. Ale, trzeba przyznać, ta była „w jego typie”. Jeżeli tak wygląda Rozkosz, to Bóg może się schować. Co za forma, styl, prezencja, nowomiejska Awangarda, która ćmi cygaro w atmosferze jednoznacznie schyłkowej.
- Bonjour a tous!
- Bonjour! – Dzikus „łapie klimę”. – Przybywasz, o, boska... skąd?
Panna–cud osłabia kleszczowy uścisk sługusów Dzikusa. Gapią się na nią i ślinią. Próbuję powstać już zupełnie na nogi, Dzikus pozwala na to, nie odrywając oczu od gościa.
- Och, czyżbyś nie znał zakamarków własnej duszy, mój ulubieńcze? Jakie to instynkty w was drzemią, czciciele Sztuki? Co was pobudza do działania, co rozpala wyobraźnię i rytm wybija serca, pełnego namiętności? No?
Uśmiechnęła się zalotnie, zbliżyła do Dzikusa krokiem tanecznym, rozfalowanym, czarodziejsko-nimfowym, chociaż nimfą nie była, lecz... Wyjaśniać nie trzeba.
- Chuć! – wrzeszczy Dzikus triumfalnie – Ha! Ha!
- Nicość! – zaraz potem krzyczę ja – Tak!
- Co? – pyta ów, czerwieniejąc ze złości.
- W świadomości chrześcijańskiej, tradycyjnej, skostniałej, zrogowaciałej, opluwanej, szkalowanej, w mordę trzepanej, w kołtun wyczesanej, obowiązkowej, zsolidaryzowanej, maniakalnej, nieoznakowanej, sflaczałej, dobre-wrażenie-robiącej, ROZPUSTA NICOŚCIĄ JEST! Zepsucie to NI – COŚĆ! Jak zwykle rozpatrujesz tylko własny punkt widzenia! Hedonizm nie oznacza wolności, a Nowość powstaje zawsze na gruncie form starych!
Dzikusa zamurowało. Jego czaszka całkiem z włosów oblazła, na skutek piorunnego wrażenia, jakie sprawiło moje przemówienie, a twarz pokryła się cienką warstwą... no, chyba nie cementu, niemniej wyrażenie „zakamieniały kretyn” idealnie ilustrowało istniejący stan Rzeczy. Rozpusta krzyknęła przeraźliwie, a z jej łona dobył się dymek o paskudnym kolorze. Oto, co znaczy „wywiercić dziurę w brzuchu”. Dzicy rozpierzchli się, a nad wszystkim triumfował wystawiony środkowy palec, tajna broń, którą Dzikus pominął w ostatecznym rozrachunku. Czas dopełnić Apokalipsy na własną modłę, podnieść armię upadłych zgłosek. Dzikus, przewrócony na ziemię, sapał ciężko i klął:
- Ty...! Ty...! Poczekaj, Moderna! To nie koniec!
Ale ja już formuję nową Wielką Armię. Oprę się na gruncie tyrtejskim, jakże trącącym staroświecczyzną. Wraca Generał A, więc nie zabili go. Z adiutantem. Za nim – a, kto to? – dwie postacie zakapturzone, jedna biała, druga czarna, ta druga żwawiej nieco, biały człowiek opiera się na lasce... Chyba wiem, kim są.
- A, niechże cię, wygrałeś – staruszeczek jest wcale wesoły, mruga porozumiewawczo w stronę Czarnego Kaptura. – Źle postawiłem tym razem.
- Bo ja zawsze stawiam na inteligencję, a Bóg sobie upodobał pierwiastek ludowy... No, i przegrał Bóg! Nie ma to, jak artysta, zwłaszcza poeta! Niech się Bóg tylko dobrze przyjrzy! Co za buźka wykwintna, a jakie czółko! Co za pomysł z tą zimą! W raju! No, i Drzewa trzeba będzie nowe posadzić, bo ten prymityw zniszczył wszystko! Niech Bóg z łaski swojej odda mi teraz tę duszę, była umowa!
- Spokojnie, młodzieńcze, kiedy ja budowałem Ziemię, ty pełzałeś w powijakach! Ja potrzebuję poety nadwornego, Homer już całkiem zniedołężniał! Ta duszyczka będzie w sam raz, weź sobie Młodego!
- Co też Bóg gada! Z tego wszystkiego całkiem się rozchorował, tak go wymęczyli! Ja chcę poety w pełni sił twórczych!
- Nie marudź. Masz Chaucera, Villona, Bocaccia, Baudelaire’a, markiza de Sade, Joyce’a, Witkacego, nawet George Sand, dodam ci jeszcze Jacksona i Eminema, też poetyzują... podobno. Jak się tylko urodzą, dam ci znać.
Chwieję się na szeroko rozstawionych nogach. To niemożliwe – Bóg obstawiał Dzikusa? Zrozumiałam już, że użyto mnie w kolejnej partii szachów, jaką przedstawiciele Najwyższej Władzy zafundowali sobie z okazji przełomu wieków. Ale dla kogo przyszło mi bronić Nieśmiertelnej Formy? Nie spodobało mi się to, więcej – to był cios, zadany mojemu imieniu, mojej sztuce, jestestwu w ogólności. Słabnącym głosem wydaję rozkaz Generałowi A: Niech wojsko uformuje szyk groteskowy. Szyk groteskowy jest podobno najgorszym z możliwych, bo żołnierze nie mogą w nim spokojnie ustać, a to dlatego, że ich rozsadza – ze śmiechu i ze zgrozy. Zaczynają pękać, brudząc śnieg, względnie inne podłoże. Przynajmniej to pękanie przykuje na jakis czas uwagę sił wyższych, postanawiam. A ja dam drapaka. Nic z tego. Szatan ma dobry wzrok, nie korzysta ze szkiełka, lepiej widzi. Zatrzymuje mnie stalowym spojrzeniem ciemnych oczu, zabójczo przystojny. Chociaż nie w moim typie.
- Wolnego. Nigdzie nie pójdziesz, Moderna. Twoja misja się skończyła. Bóg czasem wypożyczy cię na recital... i nie tylko. Chodź tu, bo będziemy musieli użyć siły.
- O, tak – wzdycha Bóg dobrotliwie. Jest łagodny i siwy, jak gołąbek – Inaczej zrobimy zastrzyk. A tego nikt nie lubi.
Jęknęłam. To koniec. Chcę uciekać, ale władcze spojrzenie Diabła przykuwa mnie do ziemi łańcuchem Znaczeń. Ma strzykawkę. To koniec.
- My bardzo lubimy literatów... i literatki. Macie tu tak dobrze, karmimy was nektarem i ambrozją...
- Mamy kontakty handlowe z bóstwami pogańskimi – usłużnie uzupełnia Bóg.
- Mnie Jego Wysokość karmił tylko Słowem. Niestrawnym.
- Ciebie by tak zagłodzić! – odpaliłam z furią.
- Zmityguj się nieco, rozmawiasz z Władcą Ciemności - Bóg strofuje mnie z pozycji moralisty.
Kopię, gryzę, wyrywam się. Wlewają mi coś słodkiego do gardła, a do żyły – płyn równie tajemniczy. Przez chwilę majaczy mi jeszcze przed oczyma profil Jego Wysokości...


* * *

Obudziłam się w miejscu ciemnym i zimnym, z poczuciem, jakie towarzyszy człowiekowi wykiwanemu, okpionemu, wystrychniętemu na dudka. Bolała mnie głowa, wszystkie mięśnie, ba, pojedyncze włókienka mięśniowe drżały, serce chlipało w osierdziu, wydając odgłos podobny do kwilenia ptaka. Bolała mnie dusza, wyciśnięta z poezji. Świat jest do bani! Dekadencja sfrunęła przez zakratowane okno i usiadła mi na ramieniu. Zaczęłam płakać. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy zrozumiałam, że nie jestem sama. Ktoś położył mi rękę na ramieniu.
- Nie płacz, lilijo, bo mi serce pęknie... Ja też płakałem i na dobre mi to nie wyszło. Teraz nawet diabli mnie nie chcą, bo zmarniałem do reszty. No, czyż nie zmarniałem? Poświęciłem się dla Idei, której nikt nie szanuje. Siedziałem jakiś czas z Przybyszewskim, ale nie mogliśmy dojść do porozumienia... Wie panienka, różnice światopoglądowe, et caetera...
Domyśliłam się, że to jest Młody. Romantyk, sądząc po tej „liliji”. A, że Młody, to pewnie z „Ody”.
- Pozwoli pani, że się przedstawię... Czterdzieści i cztery. A pani godność?
- Moderna. Arte Moderna. Za co pan tu wylądował?
- Za Moskali... To jest, tfu, przez Moskali, a sciślej – przez mesjanizm. A panienka z jakiego powodu?
- Ja? Nie wiem... za formę?
- Poezja czy proza?
- Poezja. Za prozę się nie biorę, bo nie mogę się zdecydować na czas i narrację. Trzeba mi było uprawiać sztukę dla sztuki, okazuje się, że to diabli stoją na straży tradycji...
- Proszę się nie martwić... Panienka jest w pełni sił, nie to, co ja... Młody, a już stary, sczeznę tu na życzenie siły wyższej. A miało być tak cudownie – naród i siła, siła i naród, zjednoczenie i Arkadia! Rzygać się chce... O, przepraszam!
- Nie szkodzi. Swoboda twórcza. Dawno pana zdjęli?
- Co? Eee, tego... Słucham?
- Z krzyża. Dawno?
- A, to... Przed miesiącem.
Biedny jest on z tą swoją rolą historiozoficzną, nie ma co. Chudy, zmizerowany, na czole ma bliznę po cierniowej koronie, starą koszulę znaczą ślady krwi. Niemoc twórcza i w ogóle... Poza tym śliczny – na swój sposób – chłopak: sylwetka raczej ascetyczna, włosy rozfalowane, z czubkiem na ciemieniu, migdałowe oczy z wyrazem obłąkania i tragedii. Mój typ, tyle, że „po przejściach”. Zapewne też ma niezłomny charakter, skoro przetrwał mesjańskie praktyki w carskich kazamatach. Nie mam lusterka, niedobrze. Coś mi mówi, że swoją purpurową barwiczką i demonicznymi łachmanami przerażam nieszczęśnika.
- Wie pan co... My stąd musimy zwiać!
- Słucham?
- U – CIEC, rozumie pan, panie Cztery?
- I Cztery...
- Cztery, i cztery... Panu powinno być Konrad. Zgodzi się pan, co?
- W zasadzie... Czemu nie... A panienka? Wygląda panienka dość oryginalnie... jak panienka zamierza się stąd wydostać?
- Sposobem. Poetyckim. Pamfletem, odą, epigramatem, litanią, byle prędzej! Myśl pan!
- Proszę mi mówić po imieniu...
- Zatem – Konradzie! Trzeba napisać coś, co uśpi Boga na jakiś czas, może pastorałkę? „Lulajże, dziecino...” Staruszkowie bywają podobni do niemowlaków.
- Nie da rady. Stary ma swoje lata, ale to chytra sztuka... że strywializuję.
- To co? Zaraz, Sztuka... Powiedziałeś: sztuka? Wiem! Dramat, dramat, naszpikowany symbolami, jak tuszka słoniną! Z sosem tragikomicznym!
- Bóg woli własny teatr, ziemski. A i tak przepada za igrzyskami sportowymi.
- To co?
- To przekonajmy Jego Przeklętą Wysokość, żeby nam pomógł.
- Co ty, zwariowałeś? I pójdziemy do piekła, gdzie jedyną atrakcją są fajerwerki! Phy, rozrywka dla mas!
- Jego Wysokość ma ze Starym na pieńku. To każdy wie.
- E, tam, polityka! Gryzą się, a i tak siedzą w jednej partii! Zresztą Jego Wysokość popiera carat...
- Już nie. Przecie pomagał jakiemuś tam Stalinowi, co zdaje się, był rewolucjonistą. A może Leninowi, nieważne. Ja tego wiedzieć nie mogę, tyle co ze „Słowa Niebieskiego”.
Cisza zaległa. Nie mamy pomysłu. Ale perspektywa siedzenia w złotej klatce i tuczenia się ambrozją trąci mieszczańskim konformizmem, na który ja, z zasady, zgodzić się nie mogę, mimo, iż Forma pozostaje. Co więc? Oglądam swój palec atramentowy, myśli krążą po głowie... W słowie, w słowie nadzieja. Popołudniowy spleen. Wtem coś zakrakało. Konrad uniósł natchnioną twarz znad kolan.
- Krok! Krok! – to Dekadencja. Nie? Ptaszysko kręci łebkiem. Dekadencja to jego siostra, a on sam zowie się L’Esprit de l’Epoque. Zła to wróżba, myślę. Ale kruk nadal swoje, chce nam coś powiedzieć.
- Krok! Krok! Krok!
- O co ci chodzi, ptaku jak zew?
- Krok! Kre ko krmi krokci, krcem kramm krreć, krce: kracny krwiat krzsata kruppada...
- Zagłada! – wrzeszczy Konrad.
- Krnie krna Krbboga, krni Krsiatana, krjest krytko Krszcztuka, krtóra kramie...
I odleciał. Jeśli się – co mnie bardzo dziwi – jeszcze nie domyśliliście, co rzekło ptaszysko, to rzekło ono tak:

KROK!
Mnie o to chodzi,
Chcę wam rzec, że:
Zacny kwiat świata upada
(tu Konrad wtrącił: ZAGłADA)
Nie ma Boga
Ni Szatana
Jest tylko Sztuka, która kłamie.

Nie wysilił się, ale Sens został zawarty. Spojrzeliśmy sobie z Konradem w oczy: nikt nas nie powstrzyma; będziemy biec na oślep, aż uciekniemy stąd, ze świata ułudy i zdziecinniałych potęg, w świat równie wszechpotężny i fantastyczny, przedpierwotny, a czarodziejski, barwny a krzykliwy, półsenny a drapieżny, nieświadomy a prowokujący, szósty a dziesiąty, w ŚWIAT UCIEKNIEMY, HEJ!
To gromkie „hej” zbudziło więźniów z sąsiedniej celi. Zjawili się przed kratą do naszej klitki, wygłodniali i zarośnięci, w drelichu. I – uwaga – z widłami. Taki był początek REVOLUCJI.

* * *

- Czego chcecie? – zapytuje Konrad niedbale, z miną dostosowaną do bylejakości dnia.
No i mamy s t a n r z e c z y. I ludności.
- Wypirzgnąć chcewa ślachtę – mówi jeden, cham przedpotopowy.
- Wypieprzyć chcemy rząd – dodaje drugi.
- Wypierdolić chcemy Żydostwo i złodziejstwo – mówi trzeci.
- Wychrzanić chcę ja was – Konrad włącza się w rytm tego „wy”.
- Wy... przyśliśta skąd? – pyta ich ziomek, rozrośnięty w barach.
- Ulica Książęca – odpowiadam. – A pan obok – z Mickiewicza.
- Potrzebujem inteligencyi – rzecze drab, mógłby robić za Czepca u Wyspiańskiego.
- Nic to! To znaczy – nic z tego! Ja już swoje przecierpiałem! – buńczucznie woła mój kompan.
- Po woli nie, po groźbie – tak – straszy rozrośnięty.
- Panowie skąd? Z nurtu ludowego?
- Ano, jakowoś tak, ino my bardziej współcześni...
- To po co wam archaizmy językowe? – dziwi się Konrad.
- Dla niepoznaki – chłop uśmiecha się, szelma. – Nawet to „y” w inteligencji zrobiłem!
- Chcecie rewolucji? Jedna już była, Bóg przegrał partię.
- My chcemy walczyć o nasz folklor. GLOBALIZACJA! – ryczy wielgas.
- Co? – bąka Konrad.
- Unifikacja kultury, to! A gdzie nasze malowanki, wycinanki, nasz dialekt i urok mroczny, puszczowy?
- Romantyzm popierał ludowość – przypomina młodzik w krakusce.
- Właśnie! – piszczy dziewuszka, Kurpianka – Babcia ma malowaną chatkę, chcą ją przerobić!
- Na co? – pytamy jednocześnie – Na burdel – odpowiada rezolutne dziecko.
- Jeżeli babcia lubi... – Konrad waha się.
- To nieuczciwe, Konradzie. Babcia miała tam pasyjkę na ołtarzu.
- Miała? To już przerobili?
- Ja tak mówię dyplomatycznie, bo nie wiem, czy nie jest za późno.
- Pomóżcie! – młodzik rozkłada ramiona – zginiemy my, zginie kultura...!
- Zginie bohema – dołączam żałobny ton. I w tej chwili zlatują się czarne zastępy myśli wódczanych, które nie pozwolą, by upadł przemysł monopolowy, ale i nie dopuszczą do tej... unifikacji. Przoduje im bez wątpienia nasz skrzydlaty gość – L’Esprit. W dziobku trzyma...no, nie gałązkę oliwną, pióro.
- Dzikus zwraca. Mówi, że – cytuję – „ta żałosna pseudoepopeja rozrosła się do niebotycznych rozmiarów, w żadnym razie nie jest już poematem zgrozą” – chyba prozą. Dalej, Dzikus w te słowa odzywa się: „Ktokolwiek zrozumie, ten abo chory, albo samotny i samotnośc go niezdrowym wyrazem truje...” Dalej: „ŻĄDAM POWSZECHNEGU DOSTĘPU DO MYŚLI PANI ARTE MODERNY W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM, JAKO SEKRETARZ OBU POTĘG, GDYŻ WPROWADZA PANI CHAOS W POWSZECHNEJ ŚWIADOMOŚCI ISTNIENIA SKUTKIEM DYSONANSU MIĘDZY WISIELCZYM HUMOREM NADAWCY, A POTENCJALNĄ ŚREDNIĄ INTELIGENCJĄ ODBIORCY, CO W POWSZECHNEJ OPINII POWINNO BYĆ ZABRONIONE, GDYŻ DOPROWADZA DO WYKWITÓW ROPNYCH LUB ARTYSTYCZNYCH, W WIĘKSZOŚCI ZŁOŚLIWYCH, NA MÓZGU CZYTELNIKÓW TUDZIEŻ POTENCJALNYCH WYDAWCÓW. W KWESTII TEJ JA, DZIKUS, SEKRETARZ ICH WYSOKOŚCI, UPOWAŻNIONY UROCZYŚCIE I OSOBIŚCIE PRZEZ PRZEŁOŻONYCH, WRĘCZAM PANI ARTE MODERNIE PIÓRO Z PROŚBĄ O JAK NAJSZYBSZE WYMAZANIE Z PAMIĘCI ZBRODNICZYCH WERSETÓW. NIEZASTOSOWANIE SIĘ DO NAKAZU MOŻE OZNACZAĆ USZCZERBEK NA ZDROWIU, A NAWET ŻYCIU, CO NIE NASTĄPI, GDY SPEŁNI PANI ARTE MODERNA PROŚBĘ MĄ I PROŚBĘ ICH WYSOKOŚCI. Z POWAŻANIEM. DZIKUS COMPLETUS.
- On mówi! – wyrywa się Konradowi.
- Ptak gada! – emocjonują się chłopi. A ja mrugam w stronę Kruka, który usłużnie schyla swój grzbiet – odtąd siodło. Konrad spostrzega to mrugnięcie. – Ja też chcę! Proszę!
- Miłej REVOLUCJI! – krzyczę na odlotnym. Ale chłopi utonęli już w oparach alkoholu, którym myśli, ubrane w kir fin de siecle’u, częstują ich hojnie. Konrad czepia się ogona...
- Ku Normalności – proponuję. Chłopi, podochoceni, wyłamują kraty. Jesteśmy wolni!


* * *

Cicha i miła Książęca. Ciotka Hortensja częstuje nas herbatką z porcelanowego dzbanuszka.
Czy Dzikus nareszcie dokonał RZECZY? Sporo się wydarzyło... Usiedliśmy sobie z Konradem na sofie, od dłuższego czasu żadne nic nie mówi. Konrad, zmęczony swoją nową rolą, zasypia w końcu, ostrożnie zamykam nad nim okładkę podniszczonego wydania „Dziadów”...
- Ciociu! Ciociu! Dostałam szóstkę! – to Weronika wpadła wtedy do pokoju, uświadamiając mi, że i ja sciotczałam. Nie Hortensja, rosnąca j e d n a k w ogrodzie. A teraz w ogrodzie zima, śnieg rozścielił się przed domem, jak puszysty dywan.... Kiedyś pomagałam mojej siostrzenicy pisać wypracowania, dzisiaj czytam z przyjemnością jej wiersze... Nika miała jasnopopielate włosy i była moim małym słoneczkiem w czas najgorszego splinu.
- Gdzie wujek? – spytałam mimochodem. – W pracowni – odpowiedziała Nika.
Konrad o b u d z i ł s i ę. Rytmicznymi, szybkimi pociągnięciami pędzla kładł kolejne porcje farby. Obraz nosił tytuł: „Zima w ogrodzie”...
- Uff, dosyć na dzisiaj! – wyprostował się, zdjął foliowe ochraniacze z łokci – Spałaś? – zapytał, przyciągając mnie do siebie.
- Podróżowałam, kotku. Widziałam Boga.. Spacerował pod rękę z szatanem. Dzieciom wybaczamy nawet największe błędy.
- Nigdy się nie zmienisz – roześmiał się, obejmując mnie w talii. – Jesteś niepoważna... „i kocham cię za to”.
To już nie były słowa Konrada. Na stole leżały książki i fioletowa teczka z plikiem dokumentów. Śnieg padał, a duże, zielone oczy Arte Moderny mówiły: „Smaczny był ten wróbelek, którego przed chwilą zjadłam...”


Nie pytajcie, gdzie tu sens, za dużo się naczytałam o dekadenckich cyganach wtedy ;-)


wpis moderatora:
Montserrat: Hop-siup i przycięte...
"(...)Nada ni nadie podra llevarse lo ke sabes.
Nada ni nadie podra llevarse lo ke puedes ver."

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5630
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

A nie mówiłem?
Modów bać się nie trzeba. To porządne ludziska. Wiem coś o tym, większość znam osobiście. Z jednym nawet mieszkam w tych samych metrach kubicznych. ;)
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
TssC-23-N
Sepulka
Posty: 89
Rejestracja: śr, 20 sty 2010 21:31

Post autor: TssC-23-N »

Szkoda tylko, że to Ciebie się trzeba bać, Kiwaczku. :(
"(...)Nada ni nadie podra llevarse lo ke sabes.
Nada ni nadie podra llevarse lo ke puedes ver."

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5630
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Mnie? Bać?

A na takie cos to zapraszam do wątku "Dobry żart, tynfa wart" ;)

Edit: A widziałaś moją sygnaturkę? Etos zobowiązuje!
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
TssC-23-N
Sepulka
Posty: 89
Rejestracja: śr, 20 sty 2010 21:31

Post autor: TssC-23-N »

Cóż, mam tylko nadzieję, że skoro mnie tak już dziś naupominałeś (chyba trafiłam na jakiś Bad Day), to może kiedyś rzucisz na któryś tekst (niekoniecznie ten) mniej zeźlonym okiem ;->
"(...)Nada ni nadie podra llevarse lo ke sabes.
Nada ni nadie podra llevarse lo ke puedes ver."

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5630
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Już od dawna nie zajmuję się rozbiórka tekstów. :(
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2632
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Dla wytchnienia po tej potężnej dawce modernizmu i awangardy:
http://img503.imageshack.us/img503/9096/robot002.jpg
Dzieuo wybitne, popełnione w lat wieku 8-9, a odnalezione w domowym archiwum ostatnio. Wena mnie zbytnio nie gnała, bardziej chodziło o to, by popisać sobie na maszynie ;)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
inatheblue
Cylon
Posty: 1013
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37

Post autor: inatheblue »

Jakoś tak przeglądałam ostatnio stare teksty i znów trafiłam na nieśmiertelną NTM. Artur Chatka, jak niektórzy pamiętaja, jest głównym antagonistą - diabłem i nauczycielem polskiego.

"- Moje plany. - oświadczył pan Chatka mocno urażonym tonem. - Pierwsza wersja, jeśli o to chodzi. Użyłem kalki i wszystko zwymiarowałem, więc nie rozumiem, czego się czepiasz.
- Jakżeś taki mądry, to po co się do mnie zgłaszasz po poradę? - prychnął gremlin.
Artur Chatka milczał dyplomatycznie. Pośród warszawskich istot mroku zdarzali się muzycy, artyści, nauczyciele, politycy i krytycy literatury - ale inżynier projektant był tylko jeden. Mógł mieć swoje humory."

A to śmiertelnicy i gazeta lokalna:

"- Ależ panie Wojciechu! - jęknął fotoreporter. - To jest materiał stulecia! Niech pan spojrzy. Takie zdjęcia wygrają na każdej wystawie!
- Zdjęcia UFO. - podkreślił redaktor naczelny.
- Najpiękniejsze zdjęcia UFO, jakie kiedykolwiek zrobiłem. - rzekł reporter Zbyszek.
Obaj przyjrzeli się rozłożonym na stole fotografiom. Ich wartość artystyczna nie pozostawiała żadnych wątpliwości. To były zdjęcia na konkurs World Press Photo. Pan Zbyszek wspiął się na wyżyny swego kunsztu. Światło otaczające srebrzyste sylwetki hipnotyzowało; zdawało się, że przybysze lada chwila wyjdą z fotografii. Nawet na drukarskiej odbitce ich piękno byłoby niezaprzeczalne.
- Panie Zbyszku. Pan zasady zna. - powiedział naczelny. - Żadnych krytycznych artykułów o burmistrzu i żadnego UFO. Proszę to sobie wysyłać do Wróżki. Ten smok z rudą babą na grzbiecie chyba im się nawet podobał, o ile pamiętam.
- Nie puścili. - burknął Zbyszek. - Powiedzieli, że za mało mistyczny. Moja wina, że trzymał w paszczy koszyk piknikowy. Ja panu powiem, panie Wojciechu. To jest na pewno jakiś spisek. Oni tam też mają autocenzurę, o. "

ODPOWIEDZ