Poprawianie P.T. Autorów

czyli jak i gdzie przełożyć oraz co i komu tłumaczyć.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Gustaw G. Garuga pisze:Moim zdaniem za cenę poprawek w wersji oryginalnej można poprawić wersję polską, ale jeśli autorka nie zamierza poprawiać oryginału, to nie ma się też co trudzić z poprawkami w wersji polskiej
Takie podejście mi się nie podoba. Wysyłasz do autorki list z literami wyciętymi z gazet: "Popraw oryginał, bo jeśli nie, to... nie poprawię wersji polskiej!111"? (żart, żart). Ale taki lekki szantaż, może raczej dorozumiany, jako podstawa do machnięcia ręką przez tłumacza, nie podoba mi się. Jeśli tłumacz dostanie zgodę na poprawki, to nie powinien stawiać warunków co do poprawiania oryginału - w końcu jego zadaniem jest sprowadzenie tekstu na grunt polski, nie jego odpowiedzialnością i zadaniem, i uprawnieniem jest ingerowanie w tekst dostępny na innych rynkach. Tłumacz nie powinien, IMO, wykorzystywać okazji do pochwalenia się lepszą kwerendą niż autor - co komu z tego przyjdzie? "Czytelnikowi przyda się wartość dodana w postaci zwiększenia wiedzy o poziomie (nie)wiedzy o Polsce na Zachodzie oraz o kompetencjach autorki żyjącej z pisania powieści historycznych"? Śmiem wątpić.
Poza tym jeśli autor popełni w swoim własnym języku błąd stylistyczny, to tłumacz nie powinien popełniać analogicznego błędu w swoim przekładzie, a potem wytykać błędu w przypisie, prawda?
Natomiast zdaje mi się, że zadaniem zespołu, o którym wspomniała Margota, jest wydanie na naszym rynku jak najlepszego produktu. Jeśli jest to totalna porażka, to nie należy tego w ogóle wydawać. Zaś jeśli błędy są w detalach, to IMO warto - w porozumieniu z autorem - polskie wydanie poprawić, bo odpowiedzialność zespołu dotyczy jednak czytelnika i jego dobrze wydanych pieniędzy. Jeśli tłumacz ma lepszą kwerendę niż autor - chwała temu tłumaczu! Niech wykorzysta ją dla dobra czytelnika polskiego, czyli dla dobrej lektury. Bo to IMO najważniejsze.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
in_ka
Fargi
Posty: 444
Rejestracja: ndz, 25 mar 2007 22:26

Post autor: in_ka »

Małgorzata pisze:(...)nie da rady. Historia jest wbrew mojej naturze - nie mam poczucia czasu. :)))
Następnego się pytania już nie zadam... Bo wiesz jakie w konsekwencji nasuwają się wnioski :)))
uciekam z tego tematu :)

edyta - tak nx :)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Hihihi! Wiem, In_ko. :)))
Na obronę przyznam się, że robię hipokrytyczny wyjątek dla historii literatury. :D
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Małgorzata pisze:(...)nie da rady. Historia jest wbrew mojej naturze - nie mam poczucia czasu. :)))
Nie kokietuj nas, Małgorzato tym brakiem poczucia czasu. Na czwartkowe spotkania w Literatce przychodziłaś dość punktualnie - więc wiedziałaś, że jest czwartek i że zbliża się osiemnasta. A do tego, żeby wiedzieć, iż Batory (Istvan - według pani Yarbro) władał Polską wcześniej niż Sobieski, wystarczą podstawy matematyki.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Gustaw G. Garuga
Psztymulec
Posty: 940
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Gustaw G. Garuga »

nosiwodo, kwestia ujęcia. Szantaż? Niewykonalny od strony wydawniczej. To raczej kwestia, powiedzmy, pewnej delikatnej presji moralnej i trzymania kciuków. Jeśli po zwróceniu uwagi na błędy autorka stwierdzi, że niech sobie tłumacz poprawia na rynek lokalny, ale na rynek pierwotny zostanie, co jest, to ja wiem, co o takiej osobie myśleć. Co się może przełożyć na ostateczny kształt opracowania przekładu - np. poprawki mogą zostać wprowadzone, ale z informacją o kształcie pierwotnym. I naprawdę nie będę po raz n-ty tłumaczył, o co chodzi; dość powiedzieć, że nie o "pochwalenie się przez tłumacza lepszą kwerendą". Zresztą, do poprawienia "ojca Mietka Felikeno" nie trzeba akurat żadnej kwerendy.

Co do oddawania błędu stylistycznego oryginału w przekładzie - przywoływałem wcześniej przykład pewnego sławnego pisarza, który w kolejnej swojej książce nie popisał się językowo, co tłumacz w przekładzie oddał, by czytelnikom przekładu dać szansę oceny kondycji pisarskiej autora. Moim zdaniem zrobił słusznie, bo "dobra lektura" to nie jedyny wzgląd, jaki musi rozważyć tłumacz; książka istnieje w pewnym kontekście, wpisuje się w jakiejś procesy, nurty, tendencje i tłumacz nie może tych rzeczy ignorować. W przypadku rzeczonego tłumacza - skądinąd profesora UW i autora bardzo ciekawej książki o teorii i praktyce przekładu pt. "Kognitywno-komunikacyjna teoria przekładu" - jego błąd polegał na tym, że nie napisał posłowia, w którym wyjaśniał, dlaczego książka wygląda jak wygląda. Tak czy owak, redaktor wszystko w przekładzie wygładził.

Zresztą komplikujemy prostą kwestię. Autor jest odpowiedzialny za swoje dzieło i tłumacz nie powinien gdzie się da tej odpowiedzialności zeń zdejmować.

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

G. G. G.
Chelsea Quinn Yarbro to bardzo sprawnie pisząca pani i jej stylowi czy konstrukcji powieściowego wątku niczego się nie da zarzucić. Chodzi tylko o lokalizacyjne szczegóły. Nie jest zresztą tak ostatecznie zła - wie na przykład, że Rusini zwracali się do cara per "ty" (my też zwracamy się do Boga per" Ty", prawda?).
Natomiast opłata w postaci np sztuki złota za nocleg (ruska wioszczyna, XVI wiek) to pomyłka - za taką kwotę można było kupić całą chatę - ale ostatecznie do przyjęcia.
Nazwiska - bardzo zresztą zabawne - zostawię. Niech się z tym pomęczy redaktor tekstu.
Radosław Kot też zostawił w starożytnym Rzymie Franciscusa Sanct' Germaina. Rzymianin usłyszawszy takie imię ryknąłby tylko śmiechem...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

ElGeneral pisze:
Małgorzata pisze:(...)nie da rady. Historia jest wbrew mojej naturze - nie mam poczucia czasu. :)))
Nie kokietuj nas, Małgorzato tym brakiem poczucia czasu. Na czwartkowe spotkania w Literatce przychodziłaś dość punktualnie - więc wiedziałaś, że jest czwartek i że zbliża się osiemnasta. A do tego, żeby wiedzieć, iż Batory (Istvan - według pani Yarbro) władał Polską wcześniej niż Sobieski, wystarczą podstawy matematyki.
Progenitura, który wtedy mógł mnie podsiąść na komputerze, sprawdzał się bezbłędnie.
A o moich brakach matematycznych - czyżbyś zapomniał?
<wzruszenie ramion>
Namu offtopu.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Alfi
Inkluzja Ultymatywna
Posty: 20471
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29

Post autor: Alfi »

Co do Batorego - on rzeczywiście miał na imię Istvan. Czy Yarbro miała go nazwać po polsku Stefanem, czy po angielsku - Stephenem lub Stevenem? U nas jest tradycja tłumaczenia imion monarchów, od czego wyjątkiem są tylko carowie Rosji (iwan zamiast Jana i Wasyl zamiast Bazylego), a ostatnio jeszcze Juan Carlos. W krajach anglojęzycznych chyba tak samo? Czyli powinna tego Istvana przetłumaczyć.
Co ciekawe, w większości języków Iwana i Wasyla też się nie tłumaczy (np. fr. Ivan i Vassili zamiast Jean i Basile).
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Celna uwaga! Nawet Yarbro to zauważyła wyrażając w pewnym momencie zdziwienie (w liście dawnej kochanki do Saint-Germaina), że Elżbieta Tudor nazywa Istvana Batorego Stefanem, a Iwana Groźnego Ivanem, zamiast Johnem :-)))...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Feline
Kurdel
Posty: 756
Rejestracja: pt, 01 sie 2008 11:06

Post autor: Feline »

ElGeneral pisze:Radosław Kot też zostawił w starożytnym Rzymie Franciscusa Sanct' Germaina. Rzymianin usłyszawszy takie imię ryknąłby tylko śmiechem...
W tym przypadku sprawa jest o tyle ciekawa, że Autorka uprzedziła ewentualne wątpliwości upewniając się, z którego wydania Blood Games książka jest tłumaczona. Zaistniało bowiem i takie (Warner Books), w którym imię bohatera otrzymało inną formę a CQY zależało, żeby polska edycja była pod tym względem zgodna z wersją autorską.
Prawda to kwestia wyobraźni - Le Guin

Awatar użytkownika
A.Mason
Baron Harkonnen
Posty: 4206
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
Płeć: Mężczyzna

Post autor: A.Mason »

Gustaw G. Garuga pisze:Zresztą komplikujemy prostą kwestię. Autor jest odpowiedzialny za swoje dzieło i tłumacz nie powinien gdzie się da tej odpowiedzialności zeń zdejmować.
Ciagle jeszcze komplikujesz.
Wg mnie nie ma co tworzyc reguly innej niz ta, ze decyzja o poprawianiu powinna nalezec do osoby, ktora na danym poziomie tekst "obrabia". Bo w modelowych sytuacjach oprocz tlumacza jest jeszcze redaktor i korektor (wg Ani Studniarek sa wydawnictwa to realizujace) ;-P
1) Artykuł 54. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2) Życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych. Stanisław Jerzy Lec

Awatar użytkownika
Gustaw G. Garuga
Psztymulec
Posty: 940
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Gustaw G. Garuga »

ElGeneral pisze:Nazwiska - bardzo zresztą zabawne - zostawię. Niech się z tym pomęczy redaktor tekstu.
Świetnie :-)

A.Mason, jeśli dobrze Cię rozumiem, to oj, nie wiem. Redaktor jednak nie ma takiego wglądu w oryginał, co tłumacz (który jest najbardziej wnikliwym czytelnikiem, jakiego autor mieć w ogóle może) i bez komunikacji między osobami "obrabiającymi", po którymś kolejnym etapie tekst może zostać mocno wypaczony. Dlatego właśnie jest coś takiego jak korekta autorska, czyli tłumacz dostaje wersję po poprawkach i sprawdza, czy redakcja czegoś nie namieszała. Miałem niedawno taką sytuację - zgodnie z oryginałem i nowoczesną praktyką nazwy chińskie zapisywałem w systemie pinyin (jeden przykład: Mao Zedong zamiast Mao Tse-tung). Niestety redaktorka kierując się nieprzemyślanymi ustaleniami językoznawców pozamieniała np. prowincję Xinjiang na archaiczny, bezsensowny i kontrproduktywny Sinkiang. I gdyby nie korekta autorska, poszłoby tak do druku. IMO na żadnym z etapów nie powinny zapadać decyzje ostateczne, bo końcowy kształt przekładu ma być efektem świadomej pracy zbiorowej.

Awatar użytkownika
A.Mason
Baron Harkonnen
Posty: 4206
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
Płeć: Mężczyzna

Post autor: A.Mason »

Gustaw G. Garuga pisze:A.Mason, jeśli dobrze Cię rozumiem, to oj, nie wiem. Redaktor jednak nie ma takiego wglądu w oryginał
[...]
IMO na żadnym z etapów nie powinny zapadać decyzje ostateczne, bo końcowy kształt przekładu ma być efektem świadomej pracy zbiorowej.
Nie zrozumielismy sie. Moim zdaniem bledem jest mowienie o zdejmowaniu odpowiedzialnosci z autora. Bo wlasnie po to jest redakcja w jezyku docelowym, zeby takie ewidentne bledy i wpadki wyciac.

Po zastanowieniu sie, dochodze do wniosku, ze tlumaczenia nalezy traktowac jako drugie wydania oryginalow, a nie kopie 1:1 (wlacznie z bledami). Dlatego bylbym za tym, zeby stosowac zasade, ze tlumacz i redaktor jesli zauwaza, domyslnie powinni poprawiac bledy autora, a jedynie w wyjatkowych sytuacjach podejmowac decyzje o pozostawieniu blednych. Nie odwrotnie.

Natomiast co do wspolpracy na linii autor-tlumacz-redaktor i korekty autorskiej, to nie ma co roztrzasac niekompetencji i odchylek od dobrych wzorcow :)
1) Artykuł 54. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2) Życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych. Stanisław Jerzy Lec

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

A.Mason pisze:Dlatego bylbym za tym, zeby stosowac zasade, ze tlumacz i redaktor jesli zauwaza, domyslnie powinni poprawiac bledy autora, a jedynie w wyjatkowych sytuacjach podejmowac decyzje o pozostawieniu blednych. Nie odwrotnie.
To co ten pan. Dwa razy, w czystej szklance.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Gustaw G. Garuga
Psztymulec
Posty: 940
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Gustaw G. Garuga »

Poteoretyzowali Panowie (znam to aż za dobrze z różnej maści periodyków akademickich ;), a teraz zapraszam do ćwiczeń praktycznych. Jaki rodzaj błędów poprawiać, a jaki zostawiać? Podałem przykład tłumacza-profesora UW i jego perypetii z pewnym znanym pisarzem i jego kiepskawą książką - ?

ODPOWIEDZ