Zdaje się, że zaczynam się już bardzo spóźniać, więc arbitraż w sporach zostawię sobie na koniec (nie zapomniałam, że mam się ustosunkować do kompetencji Komentujących, nie - ustosunkuję się, a jakże). Na razie jednak lepiej, żebym zajęła się omówieniami tekstów, zanim ten wątek urośnie do pięćdziesięciu stron...
Gharas - Spotkanie na placu Złamanych Serc
Po lekturze zaciekawiło mnie, gdzie widziałeś, Autorze, myślnik, po którym nie występuje spacja? I zanim odpowiesz, że w wyrazach złożonych, uprzedzę, że to będzie bardzo głupia odpowiedź, wskazująca, że nie znasz podstaw interpunkcji.
Na szczęście, nawet po wstawieniu brakujących spacji, mieścisz się w limicie znaków. Za to estetyka tekstu cierpi.
Razi także w oczy starter. Gdyby te włosy się nie wylewały, pewnie nie zwróciłabym uwagi, ale... Cóż, wylały się.
Dziewczynie w czarnej opończy wylewały się zza kaptura płomienno czerwone loki, targane przez wiatr.
Koszmarne zdanie.
Kursywą zaznaczyłam błąd zapisu. Tak, wiem, że nie znasz różnicy między myślnikiem i łącznikiem. W zaznaczonym złożeniu winien znaleźć się ten ostatni. Pisownia łączna również od biedy byłaby uzasadniona. Ale ta, którą wprowadziłeś, uzasadnienia nie ma żadnego. Na dodatek zaoszczędziłbyś na paru znakach, gdybyś zostawił po prostu przymiotnik (jakże poetycki) płomienne do określenia (równie poetyckich) loków. Choć i to niekonieczne.
Podkreśliłam wyrażenie, któe zwróciło moją uwagę na początku: że te loki się wylewają
zza kaptura. Mam poważny problem z wyobrażeniem sobie, gdzie ten kaptur się znajduje, biorąc pod uwagę, że zwykle włosy wydostają mi się spod kaptura (choć nie są czerwone i choć zwykle kaptura nie używam).
Pogrubione to, co najbardziej mnie ujmuje we wszystkich tekstach, czyli niezdarna poetyczność. Inkryminowane loki nie tylko się leją z kaptura (jak woda lub inna ciecz, pewnie winnam skojarzyć metaforyczną kaskadę, ale nie będę tak łaskawa, nie), ale zarazem są targane. No, Autorze, albo-albo. Albo te włosy są niczym woda (w ujęciu metaforycznym, rzecz jasna, pamiętam), albo jak normalne włosy ulegają wiatrowi w banalnym związku frazeologicznym. Bo inaczej spójność metafory się sypie dokumentnie.
Coup de grâce: zdanie tak przeładowane zbędnymi dla fabuły danymi nawet bez błędów jest zwyczajnie nudne. Jak flaki z olejem. I ten tekst mógł się bez tego zdania obejść. Bez najmniejszej szkody.
Zaraz potem daje po oczach kolejny fragment.
-Ślicznotko… -chciał coś powiedzieć otrzepując się z kurzu.
Z zapisu wynika, że coś powiedział. Sprzeczność.
Mogłabym tak długo, ale są ważniejsze sprawy niż szyk w zdaniu i podobne mankamenty.
Po pierwsze, Autorze, zmarnowałeś początek, by mi opisać dziewczynę. Jakie znaczenie w tekście ma jej wygląd? Jakie znaczenie ma, że nosi opończę i kaptur? Odpowiem za Ciebie: żadnego.
Po drugie, nie mam czerwonego pojęcia, o czym jest ten tekst. Magiczka (zdradzona?) atakuje niewiernego partnera (??), następuje kiepska jatka z efektami wizualnymi, w rezultacie para zabija się wzajemnie. Czemu? Po co? – brak danych. Co z tego wynika? – brak danych. Nie ma fabuły w tym tekście, jest tylko epizod, scenka. Przedostatnia.
Może zamiast opisywania mi wyglądu i ubioru Estery, Autorze, należało zacząć od przyczyny, dla której opisana para przylazła na plac Złamanych Serc, cokolwiek to znaczy. A znaczy niewiele, ponieważ...
Po trzecie, jaki jest związek tekstu z tytułem? Czym jest wzmiankowany plac? Jakie ma znaczenie dla tego, co się tam rozegrało?
Brak związania fabularnego i brak zakończenia, jest tylko rozwinięcie – za mało na opowieść, Autorze.
Do tego boleśnie stereotypowo: sygnalizowane tło wskazuje, że rzecz się rozgrywa w quasi-średniowieczu magicznym => nie tylko rycerz i magiczka, ale nawet elf w tle. Obowiązkowy fajerbol jest natomiast znakiem, że mam do czynienia z klasyczną niemal odmianą gatunku – kiepską fantasy (tak, na nieszczęście czytuję fantasy, stąd generalizacja dotycząca fajerbola).
Mogę powiedzieć, że ewentualnie na temat i w limicie znaków, ale na pewno nie jest to utwór. Kiepsko, Autorze...