Z dawnych wieków...

czyli co nam w duszy gra - o muzyce fantastyczniej i fantastyce muzycznej

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Steve Reich - Music For 18 Musicians.

Takiej muzyki trzeba posłuchać nie kilkanaście minut, ale kilka godzin .
W zeszłym roku byłem na festiwalu Sacrum Profanum, na który zaprosili Steve’a Reicha (który, notabene, tutaj siedzi przy fortepianie). Wtedy uświadomiłem sobie, że to jest gość, który od ponad czterdziestu lat zanurzony jest w tego typu muzyce, tego typu duchowości. Czy to może być już obsesja? Czy ta muzyka nie jest dla Was obsesyjna? Dla mnie to trochę niesamowite, tak się nastroić wewnętrznie na okres kilkudziesięciu lat. To jakby wręcz wyznanie wiary.
Ja zaraz wyłączę youtube'a, a Steve Reich gra nadal.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Czy sformułowanie "barwny szum" byłoby na miejscu?
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

W radiolokacji i akustyce funkcjonuje pojęcie "białego szumu".
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szum_bia%C5%82y
Czym miałby być "barwny szum"?
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Dla mnie to jest nieadekwatne. Czy tam cokolwiek szumi?

Ciekawe, bo jeśli chodzi o sam rytm, to Stockhausen użył już porównania rytmu z szumem. Ale on stwierdził, że rytmy o rozpoznawalnym metrum są jak dźwięki o rozpoznawalnych wysokościach (których struktura częstotliwości jest bardzo przejrzysta), natomiast te amorficzne, chaotyczne, przypadkowe rytmy są właśnie jak szum.
To jest dość ciekawe porównanie. Okazuje się, że w XX wieku nie tylko szumy wysokościowe zostały zakwalifikowane jako muzyka, ale również „szumy rytmiczne”.

Ale Reich to dla mnie jest raczej struktura kryształopodobna.

E. Generale, są jeszcze szumy różowe:)
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Nawiązałem do mniej technicznego znaczenia białego szumu - po prostu jako dźwięki, które nie tworzą żadnej struktury, nic nie przekazują, nie mają charakterystycznej, rozpoznawalnej formy. Takie tam odgłosy morza, deszczu w dżungli, miejskiego zgiełku itd.
No i tu jest podobnie - tylko, że na kolorowo :)

A swoją drogą - czy pod tym oddaniem nie kryje się prosta choroba, dopadająca często twórców?... gdy się nad czymś pracuje i próbuje doszlifować, często najmniejsza zmiana wydaje się rewolucyjna - na swoim przykładzie: bawię się czasem w obrabianie zdjęć, nie by je poprawić, ale po to, żeby uzyskać jakąś ciekawą formę. I wystarczy zmienić kolory, saturacje, pobawić się efektem, by wydawało się, że nowy twór jest kosmicznie innym od poprzedniego. Ale jednocześnie ma się inne pomysły - i je też się chce wdrożyć w życie. I tak sobie projekt swobodnie forkuje i forkuje, wersji robią się dziesiątki.
I dopiero następnego dnia widać, że to wszystko to samo - ale w momencie tworzenia człowiek czuje potężne przekonanie, że jednak jest w tym wszystkim głęboka subtelność.

Ja wiem, że moje hiper-amatorskie zabawy nie są tu żadną miarą, ale widząc coraz to kolejnych twórców, których działanie wcale wiele się nie różni zaczynam mieć poważne wątpliwości.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

No-qanek pisze:Nawiązałem do mniej technicznego znaczenia białego szumu - po prostu jako dźwięki, które nie tworzą żadnej struktury, nic nie przekazują, nie mają charakterystycznej, rozpoznawalnej formy.
Mieszasz pojęcia. Przekaz to treść, struktura to forma. Co do treści, to można dyskutować, czy te dźwięki coś przekazują, natomiast strukturę mają bardzo wyrazistą.
A swoją drogą - czy pod tym oddaniem nie kryje się prosta choroba, dopadająca często twórców? ... gdy się nad czymś pracuje i próbuje doszlifować, często najmniejsza zmiana wydaje się rewolucyjna
Nie do końca rozumiem. Chodzi Ci o to, że cała twórczość Reicha jest samopowielaniem się?
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Struktury biały szum nie ma.

Tu jest struktura - taka kolorowa i radosna. Więc barwny szum :)
Ale nie czepiam się - struktura kryształu to też całkiem fajne określenie.

Nie znam całej twórczości Reicha. Ale mówię o powszechnej tendencji.
A wnioskując po tym co pisałeś (że on w czymś takim trwa ascetycznie od 40 lat) może to z tego wynikać.

I to nie jest samopowielanie się - raczej kompulsja poprawiania ciągle tego samego utworu. Przy czym nie jest to poprawianie na zasadzie "lepsze zamiast dobrego" tylko "to dobre wcale nie jest gorsze, tylko trochę inne, więc zostawmy i jedno, i drugie".
Rozumiesz?
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

No-qanek pisze:Struktury biały szum nie ma.
Pisałem o Reichu

Po pierwsze, nie przesadzajmy znowu, Reich nie jest kompozytorem jednego utworu. Ma bardzo ciekawe, różnorodne pomysły. Ale w pewnym zakresie.
To zresztą pionier minimal music, czyli z jednej strony pionier awangardy muzyki wysokiej, a z drugiej strony – kultury didżejskiej. Jedna z ważniejszych postaci muzycznych XX wieku.
Skonstruował swój bardzo koherentny świat muzyczny, który może inspirować pokolenia. Wraz z kilkoma innymi minimalistami zaproponował całkiem inne podejście do czasu muzycznego, a także do samego dzieła muzycznego, które on traktował jako proces.
Moim zdaniem to bardzo ciekawy świat, ale mimo wszystko dość zamknięty, w tych powtarzanych, transowych rytmach. Myśl, że taka muzyka mogłaby zdominować moje myślenie na kilkadziesiąt lat, jest dość przerażająca. Taka muzyka powoli zaczyna kształtować twoje podejście do rzeczywistości.

Rozumiesz?
:)
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

VII Synfonia Ludwiga van Beetwoena.


E. Literówka w słowie "Synfonia".
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Posłuchajcie takiego Reicha:
Proverb.

Jakoś w związku z tym utworem przyszedł mi na myśl Arvo Part, więc tym razem jego:
My heart is in the highlands.


E. No to musicie posłuchać jeszcze Obrzędów pogańskich Kutaviciusa. Koniecznie.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
Varelse
Dwelf
Posty: 511
Rejestracja: czw, 13 lip 2006 11:12

Post autor: Varelse »

Gesualdo pisze:Steve Reich - Music For 18 Musicians.

Takiej muzyki trzeba posłuchać nie kilkanaście minut, ale kilka godzin .
W zeszłym roku byłem na festiwalu Sacrum Profanum, na który zaprosili Steve’a Reicha (który, notabene, tutaj siedzi przy fortepianie). Wtedy uświadomiłem sobie, że to jest gość, który od ponad czterdziestu lat zanurzony jest w tego typu muzyce, tego typu duchowości. Czy to może być już obsesja? Czy ta muzyka nie jest dla Was obsesyjna? Dla mnie to trochę niesamowite, tak się nastroić wewnętrznie na okres kilkudziesięciu lat. To jakby wręcz wyznanie wiary.
Ja zaraz wyłączę youtube'a, a Steve Reich gra nadal.
Obadaj sobie "The disintegration loop" Williama Basinskiego. Idea utworu jest taka: odtwarza się na magnetofonie jedną pętlę dźwiękową. W kółko. W miarę odtwarzania taśma się niszczy, więc im dalej, tym dźwięk bardziej zniekształcony. Co ma być metaforą przemijania. I tak przez godzinę. To może być podobnie ascetyczne doświadczenie, chociaż nie wiem, gdzie kończy się asceza, a zaczyna pranie mózgu :)
Raz mi się to udało przesłuchać, więcej nie podchodziłem.
(tych Disintegration Loops potem powstało trochę, ale chodzi mi o pierwszą, najdłuższą)
Ale tak naprawdę nie miałbym nic przeciwko umieraniu, gdyby nie następowała po nim śmierć - Thomas Nagel


Szczury z Princeton, Nowa Fantastyka 9/2009

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Dzięki, sprawdzę ten trop. Ostatnio podobne klimaty mnie interesują
A propos pętli i powolnego zniekształcania się: znasz
I'm sitting in a room A. Luciere'a?
Tutaj mamy głos, który jest w kółko odtwarzany, ale w taki sposób, że każde koleje powtórzenie znów nagrywane i puszczane. Czyli: nagrywam głos-puszczam w określonej przestrzeni akustycznej-nagrywam to, co puściłem, wraz z zniekształceniami spowodowanymi przez odbicia fal-puszczam to, co nagrałem-nagrywam to, co puściłem. I tak kilkanaście/kilkadziesiąt minut. Ciekawy efekt końcowy.


E. Kolejny utwór oparty na pętli, trwający ponad 70 min. to Jesus' blood Gavina Bryarsa. Linkowałem w innym wątku.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Jeszcze odnośnie pętli:
Bernhard Lang, Differenz/Wiederholung 7. (zalinkowałem drugą część, bo właśnie słucham).

A tutaj ciekawa rozmowa w Glissandzie.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
Varelse
Dwelf
Posty: 511
Rejestracja: czw, 13 lip 2006 11:12

Post autor: Varelse »

Bryarsa znam. To znaczy, Bryarsa słyszałem raz. I to chyba w jakiejś okrojonej wersji, bo trwała ok. 30 minut.
Ale tak naprawdę nie miałbym nic przeciwko umieraniu, gdyby nie następowała po nim śmierć - Thomas Nagel


Szczury z Princeton, Nowa Fantastyka 9/2009

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Było kilka wersji. Pierwsza trwała chyba coś koło 30 minut, bo nie było pojemniejszych nośników. Później Bryars kilkukrotnie powiększał. Ostatnia wersja ma chyba 74 minuty i występuje tam Tom Waits.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

ODPOWIEDZ