Ja też nie widzę. Twórcy również nie widzieli :P Przynajmniej ja to tak odebrałam.tin :
Kiedyś tak, zanim stracił swoje ciało :P Potem niekoniecznie.
Ja tam nie widzę przeszkody, by człowiek i maszyna (albo cyborg) nie mogli być parą :P
Ghibli i okolice, czyli anime w natarciu
Moderator: RedAktorzy
Z "Opowieściami" miałam dokładnie to samo. Kiedy się dowiedziałam, ze ze znajomymi będę miała okazję to obejrzeć, od razu ucieszyłam michę - "Miyazaki, Miyazaki" (zachwyt po "Księżniczce Mononoke" i "Spirited Away") i nawet, kiedy mnie wyprowadzili z błędu (bo to robił syn Miyazakiego), i tak byłam szczęśliwa. I, kurde, do tej pory nie umiem komuś opowiedzieć o tym filmie ><" Ale podobać się podobał.
-
- Sepulka
- Posty: 49
- Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 05:41
Ale mówisz o Ex Machinie?Cathryn Rashida pisze:Ja też nie widzę. Twórcy również nie widzieli :P Przynajmniej ja to tak odebrałam.
Spierać się nie będę, choć zanegowałem tylko twierdzenie, że oboje "byli parą". Bo to, że sie lubią, jest powszechnie wiadome ;)
- Q
- Nexus 6
- Posty: 3380
- Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01
W sumie offtopicnie, ale NMSP, proszę wiec Sokolicę et cons. o jednorazową wyrozumiałość.baron13 pisze:Nie raz się przekonałem, że każdy gatunek może być po prostu dobry, albo zły. Komiks dotarł do Polski na dobre za czasów moijej dorosłości i zawsze uważałem go za badziewie. Nawet tak zwanych mistrzów polskiego komiksu. Za jarmaczną kreskę i treść. Doznałem głębokiego rozczarowania, gdy moja kompletna niewiedza w angielskim pozwoliła mi rozumieć cokolwiek z treści piosenek. Z piedestału spadł mi blues i to ten szlachetny. O "kantry" już nie ma co wspominać. Sęk w tym , że pamiętam wykopnanie nieszczęsnego "Grubega bata" przez Michotka i Rossa chyba. A rozrywka dla ludu, czyli komiks, to się chyba nazywa "Kot rabina". Genialne. Japońskie grafiki, japoński teatr, można nie lubić, ale elementy są obecne wokół nas. Jest też tak zwana japońska tandeta, kiedyś synonim kiepskich tanich towarów. No ale ja się staram nie kupować taniego i chińskiego. Jeszcze nie widziałem dobrej mangi, ale widziałem fotograficzne historie miłosne w bodaj Bravo. Słychać pukanie z dołu.
Ostatnimi czasy kolekcjonuję eBooki. Przy czym staram się by były to wyłącznie bityczne odpowiedniki tego, co już mam w półce. Niedawno szukając czegoś innego napatoczyłem się na .pdf'y będące skanami pierwszych kilku Mega Marveli wydanych w Polszcze. Mega Marvele pokrywa kurz w mojej półce, ale nie odmówiłem sobie wrócenia do tych historii skoro same mi w ręce wpadły. Zacząłem od "Silver Surfera" (nie tego z rysunkami Moebiusa, a tego drugiego) i "Hulka" duetu P. David & D. Keown. Przeczytałem. Wrażenie? "Jak ja mogłem kiedyś zaczytywać się tym badziewiem" połączone z intensywnym drapaniem się po głowie. (Choć przyznam, że - na tle beznadziejnego "Surfera" - "Hulk" wyróżnia się przynajmniej niejakim poczuciem humoru i lekkim zahaczeniem o poważniejsze tematy.)
Twórczość Petera Davida porównywana bywa z "Evangelionem", aż się boję teraz do tego "Evangelionu" wracać...
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
Mordercze króliki, tylko dla osób o mocnych nerwach :) Nie przepadam za anime, ale to mi się spodobało.
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
- kiwaczek
- szuwarowo-bagienny
- Posty: 5629
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54
-
- Dwelf
- Posty: 519
- Rejestracja: wt, 04 lis 2008 18:57
- Płeć: Mężczyzna
No niestety lektor mnie zabił, z japońskiego znam może sto słów, a pewnie mniej, tyle co mi się osłuchało oglądając z napisami anime i filmy, a i tak mi doskwierało to wykonanie. Nie dość że tłumaczył " po swojemu", (scena w kopalni, dziewczynka przytula dziadka i mówi "ojiisan", co przetłumaczył lektor na dziękuje : / - było tego dużo, dużo więcej ) mało tego, niektórych rzeczy w ogóle nie tłumaczył.
- Achika
- Ośmioł
- Posty: 609
- Rejestracja: pt, 22 sie 2008 09:23
O? Ja nie mam możliwości zweryfikowania tłumaczenia, więc przyjęłam z dobrodziejstwem inwentarza i podobało mi się
"Laputa - a Castle in the Sky" to najbardziej "disneyowski" film z dotychczas przeze mnie widzianych dzieł Miyazakiego. Akcja i scenografia jest znacznie mniej oniryczna, bardziej uproszczona, dużo pościgów, wybuchów, zdecydowany podział na dobrą i złą stronę (co prawda są postaci, które na początku złe się wydają, a potem są bardzo sympatyczne, ale generalnie jest tu czarno-biały podział, nieobecny w innych jego filmach).
Akcja startuje z przytupem: napad powietrznych piratów (pod wodzą starszawej mamuśki ze sterczącymi różowymi warkoczami) na ogromny sterowiec, z którego przy tej okazji usiłuje uciec dziewczynka mająca na szyi tajemniczy wisiorek.
Spoilery:
Dziewczynka spada, ale czarodziejska moc wisiorka sprawia, że łagodnie lewitując ląduje ona w dziwnej dziurze pełnej maszyn (ponieważ w czołówce pokazano latające wyspy ze śmigłami pod spodem, w pierwszej chwili sądziłam, że jest na właśnie takiej wyspie i trafiła do maszynowni, ale okazuje się, że to kopalnia z minimalną ilością personelu. Pracujący tam chłopiec-sierota zabiera ją do swojego domku, i już na drugi dzień oboje muszą uciekać równocześnie przed bandą piratów i przed agentami rządowymi, mającymi w swojej dyspozycji wojsko (z malowniczymi pancernymi pociągami a la steampunk i gigantycznym sterowcem).
Wychodzi na jaw, że wisiorek pochodzi z Laputy - legendarnej latającej wyspy, w której istnienie nie wierzy nikt poza chłopcem (jego ojcu udało się zrobić zdjęcie, kiedy jego latający pojazd porwała burza) i wojskowymi, którzy znaleźli długorękiego robota, który spadł z nieba, i teraz usiłują znaleźć wyspę, żeby przejąć jej technologię. Okazuje się, że fruwająca wyspa otoczona jest bezustannie gigantyczną burzową chmurą i dlatego nikt jej nie może zobaczyć. Po różnych przygodach i zaprzyjaźnieniu się z piracką rodzinką dzieci doprowadzają do zniszczenia wyspy (bardzo poruszająca scena, kiedy wypowiadają niszczące zaklęcie wiedząc, że sami również zginą), żeby jej superbroń nie wpadła w ręce złego agenta. Ratują ich korzenie gigantycznego drzewa, przerastającego całą wyspę, które uwolnione od ciężaru budynków odfruwa na orbitę okołoziemską z ostatnim ocalałym robotem-ogrodnikiem.
Sympatyczny, ciepły film z pacyfistycznym przesłaniem i typową dla Miyazakiego miłością do przyrody (piękna jest wizja zdziczałego ogrodu pielęgnowanego przez na wpół zardzewiałego robota bojowego oraz sali - centrum sterowania wyspą porośniętej kwiatami i pnączami.
"Laputa - a Castle in the Sky" to najbardziej "disneyowski" film z dotychczas przeze mnie widzianych dzieł Miyazakiego. Akcja i scenografia jest znacznie mniej oniryczna, bardziej uproszczona, dużo pościgów, wybuchów, zdecydowany podział na dobrą i złą stronę (co prawda są postaci, które na początku złe się wydają, a potem są bardzo sympatyczne, ale generalnie jest tu czarno-biały podział, nieobecny w innych jego filmach).
Akcja startuje z przytupem: napad powietrznych piratów (pod wodzą starszawej mamuśki ze sterczącymi różowymi warkoczami) na ogromny sterowiec, z którego przy tej okazji usiłuje uciec dziewczynka mająca na szyi tajemniczy wisiorek.
Spoilery:
Dziewczynka spada, ale czarodziejska moc wisiorka sprawia, że łagodnie lewitując ląduje ona w dziwnej dziurze pełnej maszyn (ponieważ w czołówce pokazano latające wyspy ze śmigłami pod spodem, w pierwszej chwili sądziłam, że jest na właśnie takiej wyspie i trafiła do maszynowni, ale okazuje się, że to kopalnia z minimalną ilością personelu. Pracujący tam chłopiec-sierota zabiera ją do swojego domku, i już na drugi dzień oboje muszą uciekać równocześnie przed bandą piratów i przed agentami rządowymi, mającymi w swojej dyspozycji wojsko (z malowniczymi pancernymi pociągami a la steampunk i gigantycznym sterowcem).
Wychodzi na jaw, że wisiorek pochodzi z Laputy - legendarnej latającej wyspy, w której istnienie nie wierzy nikt poza chłopcem (jego ojcu udało się zrobić zdjęcie, kiedy jego latający pojazd porwała burza) i wojskowymi, którzy znaleźli długorękiego robota, który spadł z nieba, i teraz usiłują znaleźć wyspę, żeby przejąć jej technologię. Okazuje się, że fruwająca wyspa otoczona jest bezustannie gigantyczną burzową chmurą i dlatego nikt jej nie może zobaczyć. Po różnych przygodach i zaprzyjaźnieniu się z piracką rodzinką dzieci doprowadzają do zniszczenia wyspy (bardzo poruszająca scena, kiedy wypowiadają niszczące zaklęcie wiedząc, że sami również zginą), żeby jej superbroń nie wpadła w ręce złego agenta. Ratują ich korzenie gigantycznego drzewa, przerastającego całą wyspę, które uwolnione od ciężaru budynków odfruwa na orbitę okołoziemską z ostatnim ocalałym robotem-ogrodnikiem.
Sympatyczny, ciepły film z pacyfistycznym przesłaniem i typową dla Miyazakiego miłością do przyrody (piękna jest wizja zdziczałego ogrodu pielęgnowanego przez na wpół zardzewiałego robota bojowego oraz sali - centrum sterowania wyspą porośniętej kwiatami i pnączami.
Było pokolenie X, teraz jest pokolenie Ctrl + X.
- iskra
- Sepulka
- Posty: 42
- Rejestracja: sob, 19 kwie 2008 12:50
O, to ja polecę "Paprikę", jako że tylko raz się pojawiła w wymienianych anime.
A dlaczego akurat to anime? Bo warto :) Obejrzałam je w ramach zachwytu nad "Incepcją" (jak się okazało, zupełnie wybujałego zachwytu...). Powiem szczerze, że zaskoczyło mnie podobieństwo obu produkcji, przy czym "Paprika" wygrywa. Postaci są "żywe", niemal każda boryka się z własnym ja albo z przeszłością, co ma odzwierciedlenie na płaszczyźnie snu, w którym się znajdują. Wszystko rozbija się o "prawdę". Dodatkowo "Paprika" ma świetny Soundtrack ;)
Bardzo sympatyczne anime, które wyreżyserował Satoshi Kon. To ten od "Perfect Blue". Przy okazji polecę jego animowany serial "Paranoia Agent". Równie abstrakcyjny, co "Paprika" i - moim zdaniem - o wiele bardziej zaskakujące ;)
A dlaczego akurat to anime? Bo warto :) Obejrzałam je w ramach zachwytu nad "Incepcją" (jak się okazało, zupełnie wybujałego zachwytu...). Powiem szczerze, że zaskoczyło mnie podobieństwo obu produkcji, przy czym "Paprika" wygrywa. Postaci są "żywe", niemal każda boryka się z własnym ja albo z przeszłością, co ma odzwierciedlenie na płaszczyźnie snu, w którym się znajdują. Wszystko rozbija się o "prawdę". Dodatkowo "Paprika" ma świetny Soundtrack ;)
Bardzo sympatyczne anime, które wyreżyserował Satoshi Kon. To ten od "Perfect Blue". Przy okazji polecę jego animowany serial "Paranoia Agent". Równie abstrakcyjny, co "Paprika" i - moim zdaniem - o wiele bardziej zaskakujące ;)
"I" of enthrallment.
Milcząca podglądaczka okazjonalna.
Milcząca podglądaczka okazjonalna.
- Radioaktywny
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1706
- Rejestracja: pn, 16 lip 2007 22:51
- Bebe
- Avalokiteśvara
- Posty: 4592
- Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00
Tylko w Polsce krąży ze średnim tłumaczeniem. Chciałam sprawdzić to tłumaczenie na TVP Kultura, ale dzisiaj nie mogłam. Może na jakąś powtórkę się załapię.
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika