Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

[Recenzja] „451 stopni Fahrenheita” Ray Bradbury, Tim Hamilton

Komiks Maciej Tomczak - 2 lipca 2025
Tytuł: "451 stopni Fahrenheita"
Scenariusz: Ray Bradbury, Tim Hamilton,
Grafika: Tim Hamilton,
Tytuł oryginalny: "Ray Bradbury's "Fahrenheit 451": The Authorized Adaptation"
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS,
Tłumaczenie: Adam Kaska,
Typ publikacji: papier,
Premiera: 3 czerwca 2025
Liczba stron: 160
Format: 15x22 cm
ISBN: 978-83-8338-361-3
Cena: 79.00 PLN
Więcej informacji: Ray Bradbury, Tim Hamilton „451 stopni Fahrenheita”

Płoń, płoń, płoń parlamencie… *

* Fragment tekstu piosenki „Spalaj się!” Kazika na Żywo

Do różnych dzieł – lub jeśli ktoś woli, produktów – kultury popularnej bardzo dobrze pasują słowa Fryca z „Zaklętych rewirów” (reż. Janusz Majewski): U nas, nim się co wyrzuci, sprzeda się cztery razy. W tym konkretnym przypadku nie chodzi o ich dosłowne wyrzucanie, ale o przełożenie popularnej treści z jednej formy na inną. Zatem na przykład film mogący pochwalić się dużą frekwencją, a co za tym idzie, dużym dochodem, zostaje prędzej czy później zaadaptowany na potrzeby książki, komiksu czy gier – kolejność dowolna – by jeszcze co najmniej raz można było spieniężyć jego powodzenie. Takie postępowanie jest czynione w każdą z możliwych stron. Paradoksalnie, nierzadko w ten sposób zostają wykorzystane również opowieści, które w jakimś stopniu kwestionują obowiązujący porządek społeczny lub ekonomiczny. Trudno powiedzieć, czy wtedy takie utwory zostają pochłonięte (a zatem pokonane) przez system, czy też system sam nieświadomie podkopuje swoje istnienie.

Wydaje się wręcz niemożliwe, by jeszcze komuś trzeba było przybliżać fabułę powieści Raya Bradbury’ego „451° Fahrenheita”. Ale gdyby rzeczywiście pojawiła się taka osoba, niech wie, że jej głównym bohaterem jest strażak Guy Montag. Jego praca zawodowa, wbrew nasuwającym się oczywistym przekonaniom, nie jest jednak związana z gaszeniem pożarów. Wręcz przeciwnie! W świecie przyszłości, zaawansowanych technologii i niepalnych budynków strażacy zajmują się wzniecaniem pożogi i zniszczenia. W ten sposób eliminują ostatnie książki i inne pisma mogące prowadzić do krytycznego myślenia. Indoktrynowani przez interaktywne rozrywki, żyjący w spokoju i komforcie ludzie nie podają w wątpliwość istniejącego stanu rzeczy. Podobnie jest z Montagiem, zagorzałym funkcjonariuszem i przeciwnikiem literatury. Dopiero przypadkowe spotkanie z nową, młodą sąsiadką Klarysą McClellan wzbudza w pewnym siebie bohaterze niejaką dozę wątpliwości. Jedno niewinne pytanie: „Czy jest pan szczęśliwy?” poprowadzi protagonistę w dotąd przez niego niezbadane, dosłownie i w przenośni, aspekty otaczającego go rzeczywistości.

Wydana w 1953 roku książka Raya Bradbury’ego zalicza się do klasyki dystopijnej literatury science fiction. O ile na pierwszą filmową adaptację widzowie musieli czekać nieco ponad dziesięć lat, gracze komputerowi zdecydowanie dłużej, bo trzydzieści, podobnie jak publiczność teatralna, o tyle wersja komiksowa ukazała się dopiero ponad pół wieku później. Warto w tym miejscu podkreślić, że sam pisarz nie tylko doczekał się ujęcia swojej historii w wersji komiksowej, lecz w pełni ją zaakceptował, czego najlepszym dowodem jest przygotowany na tę okazję wstęp. Wreszcie, szesnaście lat od premiery, komiks ukazał się w polskim tłumaczeniu.

Biorąc pod uwagę treść, komiksowa wersja opracowana przez Tima Hamiltona pozostaje wierna oryginałowi. Fabuła prowadzi strażaka od kilku mniej lub bardziej przypadkowych spotkań z Klarysą, poprzez jego pogłębiające się wątpliwości, wreszcie sprzeciw wobec wykonywanych obowiązków oraz kontakty z emerytowanym angielskim profesorem Faberem, aż do ostatecznej konfrontacji z kapitanem straży Beattym. Niezbędne skróty czy też raczej transformacje na język, jakim posługuje się komiksowe medium, są bardzo dobrze wykonane. Historia bez zbędnych redundancji pozostaje w pełni komunikatywna.

Hamilton co do zasady nie eksperymentuje z formą. Zdecydowana większość kadrów znajduje się w ramkach wyraźnie oddzielających je od pozostałych elementów danej strony. Podobnie wygląda sprawa z tekstami – wypowiedzi postaci są umieszczone w dymkach, a komentarze narracyjne w prostokątnych okienkach. Nieco ciekawiej prezentuje się montaż – na całej stronie pojawia się jedna duża ilustracja (na przykład, płomienie) lub nawiązujący do rozgrywającej się sytuacji określony kolor (czerwony i żółty), na których zostają umieszczone mniejsze kadry (płonące książki, unoszący się dym i popiół). Czasami zastosowane jest płynne przejście między zdarzeniami, nawet diametralnie odmiennymi: od płomieni (i ciepłych kolorów) do wody (i zimnych), kiedy po akcji Montag bierze prysznic.

To właśnie operowanie barwami stanowi największy atut komiksowych „451° Fahrenheita”. Kolory są stonowane i przeważnie w ciemne. Z kolei większość ilustracji Hamiltona skupia się na samych postaciach, prezentowanych w różnych planach. Konkretne tło jest tylko umownym dodatkiem, do tego dość rzadkim. Zmienia się to co prawda na kilku ostatnich stronach komiksu, lecz raczej nie jest to zabieg zamierzony przez artystę, związany z całą fabułą powieści, oddającą świadomość, jakiej nabywa stopniowo Montag, a wyłącznie wymóg toczących się akurat zdarzeń. Ponadto można mieć w ogóle pewne zastrzeżenia co do stylu Hamiltona. Grafiki wydają się nieco niechlujne, niedokładne, przypominają bardziej szkice niż gotowe ilustracje, niektóre twarze są nieproporcjonalne, a przez to groteskowe. Przy czym jest to akurat już kwestia gustu i indywidualnych preferencji.

Na oddzielną, jak najbardziej pozytywną uwagę zasługuje wydanie komiksu. Wygodny format pozwala swobodnie utrzymać wolumin w dłoni i bez większych problemów zabrać go w drogę, a twarda oprawa i kredowy papier sprawiają, że lektura jest tym przyjemniejsza. Aczkolwiek nie jest to jakoś szczególnie zaskakujące w przypadku publikacji Domu Wydawniczego Rebis – wystarczy choćby przypomnieć sobie ukazujące się wcześniej równie estetyczne komiksowe adaptacje „Diuny”.

„451° Fahrenheita” nie jest krytyką konkretnej władzy czy rozwiązań ustrojowych. Natomiast skupia się z jednej strony na pochwale literatury, za sprawą której człowiek otrzymuje aparat pojęciowy do poszerzenia horyzontów, a z drugiej na krytyce ówcześnie prężnie rozwijającej się telewizji. Jednak tylko takie dość proste odczytanie powieści Raya Bradbury’ego nie przełożyłoby się na jego miejsce w panteonie klasyki literatury fantastycznonaukowej i literatury w ogóle. Bowiem w zdecydowanie szerszej perspektywie książka skupia się na negatywnej ocenie wszelkich mediów i rozwiązań technologicznych ograniczających samoświadomość ludzi, a także na pokazaniu, jak łatwo i szybko społeczeństwa są gotowe oddać swoje prawo do swobodnego myślenia, czyli tak naprawdę wolność, w zamian za hedonistyczną wygodę oraz złudne poczucie bezpieczeństwa. W tym sensie Bradbury stworzył utwór, który będzie niestety nieustannie aktualny.

 

Maciej Tomczak

    Mogą Cię zainteresować

    [Recenzja] Antologia „Tarnowskie Góry: Miejskie opowieści 2”
    Recenzje fantastyczne Hanna Fronczak - 11 października 2024

    W Tarnowskich Górach nigdy nie byłam – choć przecież nie wiem, czy…

    Ona, on i miasto
    Bookiety nimfa bagienna - 18 maja 2016

    Nad Wisłą wstaje warszawski dzień… dla pary kochanków. Jagna Rolska recenzuje debiut Katarzyny…

    Szalona Morela
    Bookiety nimfa bagienna - 31 lipca 2014

    Autor: Lee Goldberg Tłumacz:  Paweł Laskowicz Tytuł: „Detektyw Monk wyrównuje rachunki” Wydawca:…

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *