Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Jakub Ćwiek „Kłamca 4. Kill’em All” (fragment)

Fragmenty Fahrenheit Crew - 28 marca 2012

Cwiek Klamca 4 Killem allBycie Oberonem miało swoje plusy. I chyba to właśnie było w tym wszystkim najgorsze. Gdyby cierpiał, dusił się w swej nowej roli, czuł na plecach śmierdzący cebulą oddech śmierci, Kłamca z pewnością byłby ostrożniejszy. I bardziej stanowczy w działaniach.

Zamiast tego jednak, pod pozorem gromadzenia wiadomości, budowania siatki sojuszników i przygotowywania planów, Loki siedział i pierdział w stołek, czy też raczej w poduszki. Królowi pieprzonych elfów nikt nie podstawiłby zwykłego stołka.
Wychylił się i spojrzał na wysypaną piaskiem arenę otoczoną drewnianymi palami, gdzie właśnie trwał krwawy wieczorny megahit.

– No dalej! Przestańcie łazić w kółko, nie mamy całego dnia! – krzyknął do gladiatorów. – Inni też chcą walczyć!

To nie do końca było prawdą, ale któż by zwracał uwagę na niuanse. Skoro Oberon twierdził, że jego poddani chcą się bawić w krąg śmierci, to taka właśnie była ich wola, niezależnie od tego, co naprawdę sądzili. Loki nazywał to demokracją ukierunkowaną.

Poza tym to podoba się tym wszystkim nadętym dupkom wkoło – myślał Kłamca, co rusz odrywając wzrokod prowizorycznej areny i przyglądając się elfi m lordom i możnowładcom, ich strojom, twarzom, oraz – rzecz jasna – herbom. Te bowiem w szczególności warto było sobie odświeżyć.

Kiedyś, gdy jeszcze z pełnią praw mieszkał na dworze Odyna, Loki mógł z dumą mówić, że zna wszystkie liczące się szlacheckie rody każdego królestwa, które kiedykolwiek odwiedził. Uczył się ich historii, by wiedzieć, jak zdobyły przywileje i komu je zawdzięczają. Aby poznać kierujące nimi ambicje, czytał o zajmowanych stanowiskach, matrymonialnych planach wobec dzieci i pożyczkach udzielanych innym rodom. Pikantne plotki zbierał natomiast dla zabawy. I z przyzwyczajenia.

Tak, były czasy, że o dworze Oberona Kłamca również wiedział wszystko, ale to było naprawdę dawno temu. Dlatego teraz w wolnych od królowania chwilach Loki na nowo uczył się herbarza. Próbował zapamiętać, kto nosi zebrę, kto – węża na patyku, a kto – Angelinę Jolie z ciałem kurczaka. No dobra, wiedział, że to harpia, ale podobieństwo twarzy aż się prosiło o pozew.

Kłamca studiował pilnie. Wiązał w pamięci godło z nazwiskiem, nazwisko z historią, a gdy już wiedział to, co mógł wyczytać z tekstów, imię aktualnego dziedzica podpowiadał Lokiemu stojący zawsze tuż przy nim Kent, dowódca straży. Jego ród również był w księdze. Mieli niewymawialne nazwisko, a w herbie najbrzydszego lwa od czasów, gdy grafi kom studia Dreamworks zaczęło się wydawać, że potrafi ą rysować zwierzęta.

To nieistotne, jaki ma herb – powtarzał sobie Kłamca. Liczy się, że Oberonowi jest wierny jak pies. To możesię kiedyś przydać.

Tymczasem tocząca się na arenie walka zgodnie z królewskim rozkazem zyskała tempo. Walczący starli się raz i drugi, wyprowadzono kilka pchnięć, części uniknięto, kilka innych sparowano, a publiczność wyła, żądna krwawych rozstrzygnięć.

I pewnie zaraz je dostaniecie – pomyślał Loki, czując ogarniające go jednocześnie rozdrażnienie i wesołość. Może wtedy zamkniesz gębę, młody hrabio Mallintorne.

Może, tłusty jak wieprz książę Off erniliusie, oderwiesz się od udźca swego upolowanego dziś pobratymca, a twoja córeczka da odetchnąć karłowi pracującemu skrycie pod jej suknią.

Kłamca wodził wzrokiem od jednego lorda do drugiego, zastanawiając się, jak wiele wysiłku, kombinacji i kłamstw kosztowałoby go sprawienie, by to któryś z nich musiał znaleźć się na arenie i walczyć o życie. Ich historie z pewnością zawierały większe przewinienia niż… No właśnie, za co skazani są ci dwaj na dole?
Loki nie potrafi ł sobie przypomnieć. Już miał zapytać o to Kenta, gdy nagle w dotąd wyrównanej walce nastąpił przełom.

Pierwszy spośród walczących, rozebrany do pasa olbrzym poznaczony miliardem blizn, wykorzystał potknięcie swego dużo mniejszego przeciwnika i kopnął go w brzuch z takim impetem, że tamten poleciał aż na drewniane pale, odbił się od nich i zaległ bez ruchu w głębokim błocie. Tłum ryknął.

Olbrzym wzniósł do góry obie ręce, całym ciałem chłonąc lordowski entuzjazm, po czym podszedł do nieprzytomnego i wzniósł miecz, by zadać ostateczny cios.

Ale jego oponent, drobny blondyn, którego wielkolud miał teraz u stóp, wcale nie stracił zmysłów. Chłopak wyczekał do ostatniej chwili, a gdy ostrze opadało ze świstem, błyskawicznie przeturlał się na bok, poderwał na równe nogi i ciął dobytym zza pasa kozikiem w ramię wielkoluda, znacząc je cieniutką kreską. Potem, odsunąwszy się, zaczął jak gdyby nigdy nic czyścić ubranie z błota. Jakby już było po walce.

I rzeczywiście. Miecz olbrzyma zarył o ziemię, a on sam zachwiał się, zadrżał i po krótkiej chwili opadł na kolana. Wyraz jego twarzy mógł być równie dobrze grymasem wściekłości, jak i pierwszym objawem paraliżu mięśni.

Blondyn zerknął obojętnie w jego stronę. Skończył doprowadzać ubiór do jakiego takiego porządku, schował nóż i przeczesał obiema rękami nieco oklapnięte włosy. Dopiero wtedy przestąpił nad cielskiem olbrzyma i dziarskim krokiem podszedł niemal pod sam królewski tron.

– Panie – rzekł, kłaniając się Oberonowi w pas.

Kłamca uśmiechnął się półgębkiem.

– Trucizna? Nie przypominam sobie, bym na nią zezwolił.

– Nie zakazałeś, panie.

Blondyn raz jeszcze się skłonił, a każdy jego ruch mówił wyraźnie: jestem prometejskim skurwysynem, który nagnie każdą zasadę tylko dlatego, że można. I że to zabawne.

Cóż, Loki nie mógł powiedzieć, że ta postawa była mu szczególnie obca.

– Możesz mi przypomnieć – poprosił, nie kryjąc rozbawienia – cóż kupiło ci przywilej walki w tym kręgu, drogi… Jak ty się właściwie nazywasz?

– Mówią na mnie Żądełko, panie – odparł blondyn. – A uwagę twoją zawdzięczam swym, wybacz brak skromności, niebywałym zdolnościom w zakresie sztuki miłości.

– Znaczy rżnąłeś mi dwórki?

– Tak, panie.

Kłamca powiódł wzrokiem po zgromadzonym wokoło tłumie, skupiając się tym razem nie tylko na twarzach lordów i ich córek, lecz także na ich służbie, pomniejszej szlachcie i parobkach wciskających się wszędzie jak słoma. Czy wyglądali na usatysfakcjonowanych starciem? Podczas oglądania na ziemi kanałów sportowych zobaczył wyraźnie, że ludzie niekoniecznie są zadowoleni, gdy o zwycięstwie rozstrzyga oszustwo. Z drugiej jednak strony elfy to nie ludzie. Tutejsza widownia wyglądała na uradowaną, zwłaszcza od kiedy konający olbrzym dostał drgawek i zaczął toczyć z ust krwawą pianę.
Poza tym – pomyślał Loki – przecież to nie ostatniestarcie, jakie mam im dzisiaj do zaoferowania.

– Kupiłeś sobie moją łaskę, Żądełko. Dołącz zatem do mnie w loży. Tylko najpierw oddaj kozik strażom, byś mnie przypadkiem nie zaciął.

Elf skłonił się w pas.

– Dziękuję za twą łaskawość, Oberonie. I z pewnością nie pozwoliłbym sobie na taki… hmm, przypadek.

– No już, już. Nie zasłaniaj.

Kłamca odgonił go gestem, po czym odwrócił się do dowódcy swej straży przybocznej stojącego tuż za jego plecami.

– Dobra, są jeszcze jacyś ochotnicy na dzisiaj?

Oczywiście byli i, jak przystało na ochotników, dawali z siebie wszystko. Podobnie zresztą jak elfki usługujące Kłamcy i walczące o to, którą z nich władca weźmie dziś do namiotu, by pokazać jej swoją kolekcję sztyletów. Czy coś tam…

Tak – pomyślał Loki, gdy obnażona kształtna pierś jednej z dziewczyn otarła się o jego policzek. Niestety,władza naprawdę ma sporo plusów.




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Jarosław Grzędowicz „Księga jesiennych demonów”
Fantastyka Ebola - 19 czerwca 2014

Autor: Jarosław Grzędowicz Tytuł: Księga jesiennych demonów Wydawca: Fabryka Słów Premiera: 20…

Komiksowe zapowiedzi na sierpień’23
Komiks MAT - 1 sierpnia 2023

Trudno rzec coś oryginalnego, gdy bez wątpienia następuje półmetek wakacji. Na kolejny…

Martin Cruz Smith „Duch Stalina”
Fantastyka Fahrenheit Crew - 27 maja 2008

Albatros Niektórzy twierdzą, że Józef Stalin jest nieśmiertelny, ale kiedy jego duch ukazuje się…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit