Autor: Magdalena Anna Sakowska,
Wydawnictwo: EmpikGo,
Redakcja: Magdalena Świerczek-Gryboś,
Typ publikacji: audiobook,
Premiera: 18 stycznia 2022
Cena (audiobook): 34.90
PLN
Więcej informacji: Magdalena Anna Sakowska „Fuga. Powieść Polifoniczna”
Recenzje fantastyczne: [RECENZJA] „Fuga” Magdalena Anna Sakowska
W minionym tygodniu ukazała się (w formie dźwiękowej oraz papierowej) książka Magdaleny Anny Sakowskiej pt. „Fuga. Powieść Polifoniczna”, którą Fahrenheit objął swoim patronatem. Poniżej prezentujemy fragment powieści.
Tak właśnie znalazłem się w Salinas: wśród palmowych alei oraz kabrioletów na ulicy. Nie było to jednak typowe nadmorskie siedlisko nuworyszy. Nie miało piasku na plaży ani półnagich turystek, odsłaniających polerowaną w gabinetach kosmetycznych skórę. Wybrzeże stanowiły wąskie, prywatne plaże oraz skaliste klify, o które co chwila rozbijały się grzywiaste fale. Lody nie sprzedawały się tam tak dobrze, jak kawa po irlandzku, o czym dobitnie świadczyły liczne gwiazdki wyświetlające się w bluNecie, gdy mijałem kafejki sprzedające rozgrzewający napój.
Z każdą chwilą coraz bardziej mi się tam podobało. Podobały mi się nawet zadbane kobiety, przemierzające świat na szpilkach albo w klimatyzowanych suvach: w tamtym miejscu nie zdawały się przestylizowane, wyglądały po prostu zdrowo. Podobali mi się towarzyszący im mężczyźni, którzy sprawiali wrażenie, jakby wieczorami nie znikali z domów.
Właśnie ustawiłem się w kolejce po kolbę prażonego groszku, gdy nagle poczułem, że coś ciągnie mnie za rękaw. Obejrzałem się i zobaczyłem dziewczynkę na oko dziesięcioletnią, umorusaną jak siedem nieszczęść, ubraną w niedorzeczny zestaw niebieskich ogrodniczek i eleganckiego różowego płaszczyka. Patrzyła na mnie mądrymi oczami. Wyłączyłem muzykę i zapytałem, czego sobie życzy.
– Chce pan zobaczyć coś fajnego?
– Hę?
– Pokażę panu.
– Wiesz, może lepiej nie… – odpowiedziałem, odganiając wizję antypedofilskiej policji, zajeżdżającej na sygnale pod cukiernię.
Zamówiłem dla niej dodatkową porcję i usiedliśmy na skwerze. Słona woda ściekała nam po brodach, gdy ogryzaliśmy swoje kolby. Nie zamierzałem pytać, jak ma na imię ani czy podoba jej się szkoła.
– Nie jest pan ciekaw? – westchnęła smutno. – Nikt nie jest ciekawy.
– Naprawdę?
Nagle poczułem się głupio. To dziecko chciało mi tylko coś pokazać. To przecież robią dzieci, nie? „Mamo, patrz! Tato, chodź zobacz!”.
– Co to jest, to coś, co chcesz, żebym zobaczył? – spytałem.
– Prawda. – Dziewczynka zarzuciła warkoczykami, wstając energicznie i najwyraźniej kończąc wyjaśnienia.
– Oho – z pewną niechęcią również podniosłem się z ławki – w takim razie muszę jednak zobaczyć.
Zmierzając na spotkanie prawdy, szliśmy wąską uliczką, pnącą się w górę wzgórza, mijając małe kwiaciarenki i duże technokluby. Korciło mnie, by sprawdzić profil dziewczynki, czy ma jakieś rodzeństwo, czy jej rodzice wiedzą, gdzie się podziewa, ale z jakiegoś powodu wydawało mi się to niestosowne. W Salinas nawet diody połączenia blunetowego, jarzące się na niebiesko w chodnikach i ubraniach, łączące ludzi w jedną żywą tkankę informacji, wydawały się… sam nie wiem, nienaturalne.
Na szczycie wzgórza dziewczynka zawołała:
– Prawda! Prawda, chodź tutaj!
Obejrzałem się zaniepokojony; część mnie obawiała się, że Prawda rzeczywiście przyjdzie. Do nóg dziewczyny podbiegł jednak kundelek o lśniącej czarnej sierści – taki, jakiego dawno już nie widziałem: mały i pocieszny.
– Obieca pan, że nikomu nie wygada? – Dziewczynka znów pociągnęła mnie za rękaw.
– Obiecuję – odparłem z poważną miną. – A czego mam nie wygadać?
– O piesku. Mama by się gniewała.
– Naturalnie. – Pokiwałem głową.
– Musiałam komuś powiedzieć, bo Prawda potrzebuje lekarza.
– Wygląda całkiem zdrowo. – Pochyliłem się, podrapałem Prawdę za uchem i przyjrzałem się jej wilgotnemu nosowi.
– Co pan wygaduje?
Wzruszyłem ramionami, zmierzwiłem sierść na karku psa.
– Wszystko z nią w porządku.
– A oczy? – Kundelek biegał od jednego z nas do drugiego i merdał radośnie.
– Jakie oczy? – spytałem zawadiacko. – To imię kota?
– Co? Nie. – Dziewczynka potrząsnęła głową. – Musi pan zdjąć opaskę.
Dopiero w tamtym momencie zauważyłem, że holoopaska dziecka jest nieaktywna, prawdopodobnie dlatego spojrzenie dziewczynki wydało mi się szczególnie mądre, pozbawione mlecznoniebieskiego blasku.
– W porządku – odparłem i machnąłem ręką. Muzyka w moim holo zamilkła, a ja z wrażenia aż przysiadłem na chodnik.
Miasteczko, na które teraz mieliśmy widok z góry, stanowiło obraz nędzy i nieudanych popisów graficiarkich. Nie było żadnych palm. Kawiarenki mieściły się w barakach, a niedorosłe fale ledwie majaczyły na horyzoncie. Woda w morzu mieniła się dziwnym, tęczowo-oleistym kolorem charakterystycznym dla odpadów chemicznych. Jedyne, co się nie zmieniło, to spojrzenie małej, umorusanej dziewczynki. A pies rzeczywiście miał ropę w oczach.
– Na początek przemyjemy jej ślepia wodą – powiedziałem i wyciągnąłem z plecaka swój ulubiony szalik oraz butelkę. Pies znosił zabiegi dzielnie, ale mimo najlepszych starań nie udało mi się usunąć z jego oczu żółtawej wydzieliny. – Jest w tym mieście jakiś weterynarz? – zapytałem, ale nie miał mi kto odpowiedzieć, bo opaska była wyłączona. Wzdrygnąłem się na myśl o aktywowaniu jej ponownie, ale nie bardzo miałem inne wyjście. Gdy tylko przesunąłem palcem, wysypały się powiadomienia o nowej aktywności. Zignorowałem je wszystkie i jak najszybciej odnalazłem adres lecznicy.
Przemierzaliśmy widmowe miasto, dziewczynka i ja, i ślepy pies, nawigacja prowadziła pewnie meandrami ulic. – A ty, dlaczego nie masz aktywnej opaski? – zapytałem.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
– Głowa mnie od niej boli. Poza tym to głupie.
– Co?
Ponowne wzruszenie.
– Aha.
– Dziewczyny w szkole robią operacje plastyczne, żeby wyglądać jak na zdjęciach z filtrem. A później znów nakładają filtry, i robią kolejne operacje. Ja nie lubię igieł.
Weterynarz okazał się wysokim facetem, przyzwyczajonym do patrzenia na wszystkich z góry: spojrzał na mnie, spojrzał na psa, chwilę pogrzebał w sieci.
– To nie pana dziecko. To nie pana pies.
Już miałem odpowiedzieć „I nie pana interes”, ale uświadomiłem sobie, że rzeczywiście musiało to wyglądać dziwnie: pozamiastowy przynosi okaleczone zwierzę, ciągnąc za sobą obcą dziewczynkę. Właściwie zdumiewało, że lekarz do tej pory nie powiadomił służb.
– Widzi pan, kto jest jego właścicielem? – spytałem.
– Oczywiście, mamy podgląd do takich danych. Już go powiadomiliśmy. Może pan iść.
– Nie sądzę, by się zjawił.
– Dlaczego?
– Bo zamiast tu przyjechać, wygenerował filtr, by wyglądało, że pies jest zdrowy.
– Może pan już iść.
…
Pobierz tekst:

Antologia „Szepty”
Piętnastu pisarzy i piętnaście niepublikowanych wcześniej opowiadań w wyjątkowym zbiorze. Cenieni przez…

„Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021”
Zbiór Ku gwiazdom. Antologia polskiej fantastyki naukowej 2021 to zwieńczenie jednego z…

Fantazmaty. Tom II
Oto kolejny tom fantastycznych opowieści od Fantazmatów.